Piątek 19 Kwietnia 2024r. - 110 dz. roku,  Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 11.07.08 - 12:28     Czytano: [3225]

Dział: Głos Polonii

Śladami Polaków po świecie

Ostatnio ukazało się monumentalne dzieło Mariana Kałuskiego pt. „Śladami Polaków po świecie. Część 1” (To 115 obszernych, niekiedy bardzo obszernych artykułów i szkiców o Polakach w 64 krajach. Razem jest to aż 1570 stron), które w formie CD wydało małżeństwo Edyta i Stan Mach ze Szwajcarii. W swym instytucie Polonicum Machinindex Institut we Fribourgu państwo Machowie rejestrują polskie znaki pamięci w świecie.

Lidia Mikołajewska: Profesor Andrzej Targowski z USA w swoim felietonie na temat Pańskiego dzieła napisał między innymi tak: „Zastanawiające jest jak jeden człowiek mógł zebrać tyle wiadomości o swych Rodakach rozsianych po całym świecie. Mógł to zrobić tylko autor z przeogromną pasją, który w wieku 20 lat wyemigrował z Polski do Australii w 1964 r. i zadał sobie zapewne pytanie dlaczego jest tu i dlaczego inni Polacy zrobili lub robią to samo, czyli opuszczają Polskę i co robią poza jej granicami?” Czy takie właśnie pytania stawiał Pan sobie i swoim czytelnikom polonijnej prasy – dlaczego opuszczają Polskę i co robią poza jej granicami?

Marian Kałuski: – I tak, i nie. Na przykład ja wiedziałem dlaczego znalazłem się na obczyźnie. Po prostu nie chciałem żyć w kraju pod rządami komunistów. Byłem młody, ale w naszym domu zamiast Polskiego Radia (Warszawy) słuchaliśmy codziennie Radia Wolna Europa (mieliśmy wyjątkowo cudowny – czysty odbiór, którego już nie miał np. nasz sąsiad – dyrektor szpitala, może dlatego, że mieliśmy niemiecki radioodbiornik Telefunken).

Dowiadywałem się w ten sposób prawdy o PRL, którą cementowała otaczająca nas szara rzeczywistość. Był jeszcze i drugi powód. Moimi najbardziej ulubionymi przedmiotami były geografia i historia. Czytałem wiele książek historycznych, geograficznych i podróżniczych, rodzice prenumerowali mi magazyn „Poznaj Świat”. Marzyłem o podróżowaniu – o zwiedzaniu świata.

Najbardziej fascynowała mnie Australia, a przede wszystkim Oceania. I jak to los-przeznaczenie dziwnie na to moje marzenie zareagowały. Przez zwykły przypadek wyemigrowałem właśnie do Australii. Później miałem okazję prawie całą ją poznać – wszystkie stany, setki miejscowości i cudownych miejsc. Było to możliwe dzięki temu, że przez kilkanaście lat miałem służbowy samochód i za darmo jego utrzymanie i benzynę na całą Australię. W ten sposób, jak rzadko kto, miałem okazję poznać tak wielką Australię, gdyż transport nic mnie nie kosztował. Miałem okazję podróżować również po wyspach Pacyfiku – od najpiękniejszych jak Tahiti (cudowny zakątek świata, szczególnie słynna Błękitna Laguna na wyspie Bora Bora), Hawaje i Nową Zelandię, po Fidżi, Nową Kaledonię,Vanuatu, Samoa, Samoa Amerykańskie, Tonga, Wyspy Cooka, Guam, Karoliny, wyspę Lord Howe i Wyspę Bożego Narodzenia. Zawsze fascynowały mnie tutejsze palmy. Miałem zdolności rysunkowe (to po ojcu, który był uzdolnionym malarzem – mam kilka jego obrazów) i jeszcze w Polsce często rysowałem palmy – moje najbardziej ulubione drzewo. Raz za taką palmę dostałem piątkę z rysunku. No i w ogóle zwiedziłem szmat świata – byłem dotychczas w 69 krajach i terytoriach należących do różnych państw na wszystkich kontynentach.

Obserwując rodaków na emigracji, szczególnie tych przybyłych do Australii w latach 1958-67, a miałem możność ku temu, gdyż np. zaraz po przyjeździe zostałem sekretarzem redakcji „Tygodnika Polskiego” w Melbourne, zadawałem sobie pytanie dlaczego oni opuścili Polskę i co tu właściwie robią. Bowiem grupa ta nie stanowiła żadnego monolitu np. pod względem politycznym. Niektórzy z nich, mniejszość – ale zawsze, mieli zapatrywania lewicowe i współpracowali z reżymem warszawskim. To temat rzeka i trudno go tu rozwinąć.

L.M.: Gdy w światowej prasie polonijnej zaczęły ukazywać się Pańskie pierwsze artykuły i szkice na ten temat, czy już wtedy myślał Pan o wydaniu ich w formie książkowej?

M.K.: – Oczywiście. Marzeniem każdego autora i nawet wielu dziennikarzy jest, aby jego praca ukazała się w wydaniu książkowym. Wtedy i tylko wtedy poprzez biblioteki jest dostępna wielu ludziom. A autor chce, aby jego książki trafiały „pod strzechy”.

L.M.: W jaki sposób zbierał Pan materiały do swoich artykułów i szkiców? W jaki sposób znajdował owe „ślady” i „okruchy” Polaków w ponad 100 krajach świata? Profesorowi Targowskiemu kojarzy się ta praca z dziełem Kolberga... To dzieło monumentalne, a praca iście benedyktyńska. Skąd w ogóle taki pomysł, by szukać tego po całym świecie? Zapewne nie postawiłabym tego pytania, gdyby pisał Pan o Polonii australijskiej. Ale – jak widać – Australii było Panu za mało...

M.K.: – Zaczęło się to wszystko w redakcji „Tygodnika Polskiego”. Redakcja prowadziła wymianę egzemplarza z kilkudziesięcioma pismami emigracyjnymi. Większość tych pism red. Roman Gronowski po przejrzeniu po prostu wyrzucał. Brałem je więc do domu i wieczorami czytałem. Były to pisma z wielu krajów polskiego osiedlenia. Było tam więc wiele informacji o Polakach w tych krajach i ich osiągnięciach. Zacząłem zbierać ciekawe artykuły i informacje na ten temat. Jednocześnie sam prenumerowałem kilkanaście pism emigracyjnych i krajowych, m.in. ciągle „Poznaj Świat”. Kupowałem książki na temat Polaków na świecie. Jak byłem redaktorem „Tygodnika Polskiego”, a i potem, to miałem jeszcze lepszy dostęp do informacji polonijnych; np. przez wiele lat otrzymywałem Biuletyn Krajowej Agencji Informacyjnej, w którym było wiele informacji o Polakach na świecie. Tak w okresie ponad 40 lat powstał mój olbrzymi zbiór o Polakach na świecie.

L.M.: Skąd u Pana tyle siły i pasji? To „zaledwie” część pierwsza. Kiedy będą kolejne?

M.K.: – Prawdę mówiąc jestem nietypowym Polakiem, chyba dlatego, że w moich żyłach jest trochę krwi niepolskiej. Poza tym moja rodzina pochodzi z Pomorza i z Berlina. A na tamtych Polaków bardzo duży wpływ miało wychowanie niemieckie. Stąd w okresie międzywojennym ziemie byłego zaboru pruskiego pod każdym względem dodatnio odróżniały się od reszty ziem polskich, a tamtejsi Polacy od reszty Polaków. Polacy z byłego zaboru pruskiego są po dziś dzień bardziej zdyscyplinowani, punktualni, pracowici, wytrwali i dokładni w pracy. Poza tym wiadomo, że jak się coś lubi to robi się to z pasją.

Obecne CD czyli część 1 ma 115 obszernych, niekiedy bardzo obszernych artykułów i szkiców o Polakach w 64 krajach. Razem jest to aż na 1570 stronach. Część 2 obejmie pozostałe kraje jak również znajdą się w niej dodatkowe artykuły o Polakach w krajach już uwzględnionych w części 1.

L.M.: Mieszka Pan i działa w Australii. Czy i ile miejsca poświęcił Pan na CD Polonii australijskiej i jak Pan ją ocenia?

M.K.: – Polonii australijskiej w pierwszej części „Śladami Polaków po świecie” poświęciłem wyjątkowo dużo miejsca – aż 23 artykuły na 115. Nic w tym dziwnego skoro mieszkam w Australii. Artykuły są na różne tematy – są tam artykuły dotyczące historii Polaków w Australii, jak również naszego życia polonijnego. Trudno mi coś więcej powiedzieć na ten temat. Trzeba najpierw zapoznać się z tymi artykułami. Polonia australijska niczym się nie różni od innych Polonii. Była i jest rozbita, kłócimy się i kochamy. Niektórzy działacze polonijni chcieli mnie skrzywdzić. Ale, jak się to mówi, człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi. I tak zamiast mnie skrzywdzić wyświadczyli mi wielką przysługę. Dlatego nie gniewałem się i nie gniewam na nich, tym bardziej, że dobry chrześcijanin musi przebaczać doznane krzywdy. Kłótnie i miłość to los wszystkich Polonii, ale również i innych grup etnicznych. Nie jesteśmy pod tym względem gorsi od innych nacji, a wiem co mówię, bo miałem możność poznania inne grupy etniczne żyjące w Australii. Polonię australijską można krytykować nieraz bardzo ostro za wiele rzeczy, ale również i chwalić. Nikt z nas nie jest doskonały, a emigracja, jak to mówi prof. Andrzej Targowski z USA, to choroba. W każdym bądź razie nie wstydzę się tego, bo nie muszę, że jestem członkiem Polonii australijskiej. Powiem szczerze, że mogę być nawet z tego dumy. Poznałem wielu wspaniałych Polaków i społeczników, a i nasze osiągnięcia są duże i godne uwagi innych Polonii i historyków.

L.M.: Pańskie dzieło ukazało się na rynku w nowoczesnej formie. To CD (e-book). Dlaczego właśnie tak?

M.K.: – To także długa historia. Moim życzeniem było, aby ta praca ukazała się w formie książkowej. Tematycznie można podzielić część 1 CD na 5 książek. Jednak koszty wydania książki są duże, tym bardziej pięciu książek. W Polsce żaden wydawca nie wyda tych książek swoim sumptem, dlatego, że są to książki specjalistyczne. Takie książki muszą być dofinansowywane przez jakieś instytucje krajowe. Specjalizujące się w tematyce polonijnej Wydawnictwo Kucharski w Toruniu złożyło podanie do Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” w Warszawie o dofinansowanie pierwszej książki: „Polacy w krajach nad Pacyfikiem”. Niestety, Stowarzyszenia nie interesuje historia Polonii – Polaków na świecie – a powinna! – i odmówili pomocy. Wówczas pan Stan Mach, wydający „Pro-Polonicum” w Szwajcarii zaproponował mi sam wydanie CD z moimi artykułami.

L.M.: Dlaczego wyemigrował Pan do Australii w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku?

M.K.: – Reżym Władysława Gomułki pozwalał do 1967 roku, tj. do wojny żydowsko-arabskiej na Bliskim Wschodzie, na łączenie rodzin. W ten sposób do samej Australii przybyło ok. 12 000 Polaków. Piszę o tym w książce „The Poles in Australia” (AE Press Melbourne 1985). Wielu Polaków tak w Kraju jak i z emigracji posolidarnościowej i obecnej o tym nie wie i na przykład mój przyjazd do Australii łączy z emigracją po marcową 1968 Żydów polskich i często uważają mnie za Żyda. Jestem jednak Polakiem i pochodzę z katolickiej rodziny.

L.M.: Jak Pan tę decyzję o własnej emigracji ocenia? Być może tej opinii będą ciekawi młodzi Polacy, którzy dziś masowo wyjeżdżają z Polski.

M.K.: – Jak patrzę na to co dzieje się w Polsce nawet po 1989 roku to wcale nie żałuję, że wyjechałem z Polski, tym bardziej – i o czym musimy tu pamiętać – do 1989 roku Polska była pod panowaniem sowieckim i nic nie zwiastowało szybkiego upadku komunizmu w Polsce i samym Związku Sowieckim. Wyjechałem z rodziną i do rodziny i dlatego nie byłem i nie jestem tu sam. Miałem i mam tu dużą rodzinę, a to dużo znaczy. Żyje jeszcze nawet moja matka. Ożeniłem się z Australijką polskiego pochodzenia – córką żołnierza 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka podczas II wojny światowej. Teść i teściowa pochodzili z Kresów – teść z Kołomyi (Lwowskie), a teściowa z Janowa na Polesiu. Z miejscowości gdzie zginął jezuita polski, św. Andrzej Bobola. Po wojnie nie mogli powrócić do swych domów na Kresach, które zagarnął bezprawnie Związek Sowiecki, no i Polska była komunistyczna. Wyemigrowali do Australii. Tu się poznali i pobrali, a z ich tułaczki po świecie i miłości urodziła się moja żona. Dumna jest ona ze swego polskiego pochodzenia i do Polski jeździłaby każdego roku. Jednak uważa się za Australijkę. I nikt nie może mieć do niej o to żadnych pretensji. Ostatecznie tu się urodziła, pokończyła szkoły, włącznie z uniwersytetem, tu ma rodzinę, kolegów i koleżanki ze szkół, uniwersytetu i pracy oraz organizacji do których należy, tu są groby jej rodziców, tu mieszka jej brat i kuzyni z rodzinami, tu wyszła za mąż i urodziła dzieci, które tu mieszkają. Polska jest dla niej jedynie krajem, w którym urodzili się jej rodzice, ja i teściowie. Bliskim pod tym względem, ale zarazem jakże dalekim pod każdym innym względem, włącznie z położeniem geograficznym.

Muszę przyznać, że udało mi się pod każdym względem. Nawet trafiła mi się polska żona i cudem uniknąłem poboru do wojska australijskiego – na wojnę w Wietnamie (przez jakiś bałagan administracyjny). Jednak nie samym chlebem i podróżowaniem człowiek żyje. Urodziłem się Polakiem i siłą rzeczy tak jak Adam Mickiewicz i tysiące innych Polaków na emigracji tęsknię za krajem rodzinnym. Tym bardziej, że mam oprócz złych bardzo przyjemne wspomnienia z lat dziecięco-młodzieńczych spędzonych w Polsce. Jako nastolatek miałem możność dość dobrego zwiedzenia Polski. W ogóle Polskę zwiedziłem tak dobrze jak rzadko który Polak mieszkający całe życie nad Wisłą. Mój ojciec jako farmaceuta był właścicielem wielkiej apteki zatrudniającej 20 pracowników, gdyż wówczas większość lekarstw wyrabiano w aptekach.

Patrząc jednak na Polaków wokół mnie w Australii, nie wyłączając moich własnych dzieci (syn i trzy córki) zrozumiałem, że emigracja jest niczym innym jak wymuszoną czy dobrowolną zdradą ojczyzny i narodu polskiego. Nasze dzieci jeśli nie w pierwszym to na pewno w drugim czy najpóźniej w trzecim pokoleniu wynarodowią się.

Niektórych, tj. tych co żyją samym chlebem, to wcale nie martwi. Z drugiej strony są Polacy, którzy emigrację ciężko znoszą. Dla niektórych z nich jest ona wielką tragedią. Tym bardziej, że powrót do Kraju jest często niemożliwy. Np. moje dzieci mówią po polsku i chodziły nawet do polskiego gimnazjum. Podróżują do Polski; z wszystkimi córkami byłem w Polsce w 2000 roku; Krysia była potem w Polsce jeszcze trzy razy, a najmłodsza córka – Iwonka wybiera się w tym roku po raz trzeci do Polski na 3 tygodnie. Jednak Australię uważają za swój kraj rodzinny, za swoją ojczyznę. Gdybym dzisiaj chciał wrócić do Polski, to musiałbym zostawić tu swoje dzieci i wnuków. Trudno się na to zdecydować. Tak więc ja i moja rodzina oraz prawie wszyscy Polacy żyjący na emigracji są straceni dla narodu polskiego.

Młodym Polakom, tak chętnie wyjeżdżającym dzisiaj z Polski mogę powiedzieć tylko tyle: że jak nie muszą, niech nie emigrują. Na pewno wielu z nich ma czy będzie miało większy kawałek chleba od tego, który by mieli w Polsce. Ale jak już powiedziałem: nie samym chlebem człowiek żyje. Emigrant nigdy - powtarzam – nigdy, choćby stawał na głowie i nie wiem co robił i nie robił, nie zostanie w pełni zaakceptowany jako „swój” przez kraj i ludzi, w którym osiadamy, co jest bardzo irytujące. Niestety, coraz częściej słyszymy o rodzącej się na świecie ksenofobii. A także nie tylko o częstym materialnym wyzyskiwaniu Polaków, ale także o napadaniu na nich, a nawet mordowaniu. Poza tym emigracja bardzo często wiąże się z degradacją zawodową i społeczną. Również rzadko kto posiądzie dobrą znajomość miejscowego języka, co także nie ułatwia życia w nowym środowisku. Poza tym nawet ci co łatwo rezygnują z polskości, nie raz zatęsknią do jakiejś tam polskiej tradycji, do polskich pokarmów do wspomnień z lat dziecinnych i młodzieńczych czy wreszcie do pozostawionej w kraju rodziny i grobów rodziców. Bo czym roślinka za młodu nasiąknie tym na starość trąci. Tak to już jest na tym świecie.

L.M.: Czy kiedykolwiek napisał Pan coś na swój własny temat, o swoich osobistych przeżyciach na emigracji? Czego one najczęściej dotyczyły? Jakie są Pańskie doświadczenia? Z jakimi problemami się Pan stykał?

M.K.: – Jestem szarym człowiekiem, chociaż życie jak dotychczas miałem bardzo kolorowe. Moja ciotka Krystyna, która od dawna mieszka w Paryżu, wyszukała w archiwum, że nasza rodzina pochodzenia szlacheckiego była skoligacona z jakąś francuską rodziną szlachecką i przysługuje nam prawo używania przed nazwiskiem „de”. Nie jestem jednak snobem i nie widzę potrzeby pisać również wspomnień. Chociaż z drugiej strony zawsze lubiłem i lubię czytać wspomnienia i pamiętniki. Ale to musi być ktoś bardziej znany czy zasłużony niż Marian Kałuski. Poza tym to co chciałem powiedzieć, zawsze poruszałem w swoich artykułach i różnych innych tekstach, których opublikowałem kilka tysięcy w kilkudziesięciu czasopismach. Również i w CD – „Śladami Polaków po świecie”.

Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Lidia Mikołajewska (Adelajda) Australia, 3 lipca 2008 r.


Bliższych informacji o CD-ROM „Śladami Polaków po świecie. Cz. 1” udziela Polonicum Machindex Institut
www.swisspass.ch/polonicum.htm
ase postale 1182, CH/1701 Fribourg, Suisse;
polonicum@tele2.ch

Publikacja: Polonia dla Polonii

(przyg. ZS)

Wersja do druku

Warszawiacy - 17.09.08 22:12
Uawżamy,że każdy zmuszony do emigracji tęskni za Ojczyzną.Ojczyzna to matka .Co zrobiłeś Emigrancie dla Matki?To nie Ojczyzna Cię wypędziła,tylko żli ludzie których spotkałeś na swej drodze.Jeśli kochasz Matkę wracaj!

Włodzimierz Kowalik - 28.07.08 4:52
To "australizowanie" się nie jest takie bolesne jak pan Marian opisuje. Tutaj każdego pracującego jest stać na własny dom, samochód (albo kilka, bowiem każdy członek rodziny ma zazwyczaj swój własny, włączając w to nastolatków), na dobrej jakości ! odżywianie się oraz wyjazdy urlopowe.
Emigranci pochodzący z wysp brytyskich też machają ręką na swoje związki z "macierzą" i najbardziej doceniają "quality of life" (jakość życia).
Wszyscy immigranci europejscy mają zbliżone "przejścia" wewnętrzne i też trzymają swoje związki kulturowe jak długo mogą, my się nie różnimy od innych.
Te różne "macierze" też potrafią pamiętać o o swoich rodakach za morzami. Dzieci i wnuki emigrantów np. z Włoch albo Grecji mają obowiązek służby wojskowej w swoich "ojczystych" krajach. Oni o tym świetnie wiedzą i jak ktoś ma dwadzieścia parę lat, to woli nie odwiedzać "ojczyzny" bo bez większych ceregieli może "skończyć w kamaszach". Znajomy Grek mówił mi że, jest tam cała jednostka dla żołnierzy nie znajacych ojczystego języka a komendy są wydawane po angielsku.
Reczpospolita też pamięta i podatkuje starcze renty i emerytury osób które powróciły pomimo że, są one już opodatkowane w Australii choć są często małe i nie osiągają poziomu australijskiej bazy opodatkowania ale Rzeczpospolitej to nie interesuje.

Blady Niko - 13.07.08 16:58
U mnie w domu też sie słuchało Wolnej Europy i to wyłącznie. Państwowe Dzienniki w telewizji polskiej powodowały wybuchy śmiechu i tak przez 40 lat z hakiem. Dzisiaj w miejsce WE weszło Radio Maryja, które pomimo prezentowania dziwnych poglądów ekonomicznych w sprawach polityki przynajmniej nie kłamie. Jednakże nikt z naszej 6 osobowej rodziny nie opuścił Polski czy Ziem Polskich, czasowo tak, ale nie na zawsze.
A teraz wiadomość dnia zginął w wypadku tow. Geremek, który tak nienawidził Polaków i Polski, ciekawe gdzie zaplanował sobie miejsce spoczynku?

Wszystkich komentarzy: (3)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

19 Kwietnia 1988 roku
Zmarł Jonasz Kofta, polski dramaturg, satyryk (ur. 1942)


19 Kwietnia 1899 roku
Zmarł Stanisław Kierbedź, konstruktor mostów (ur. 1810)


Zobacz więcej