Czwartek 28 Marca 2024r. - 88 dz. roku,  Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 12.10.09 - 12:09     Czytano: [6788]

Polskie Ziemie Wschodnie




W 1939 r. nie było Wschodniej Litwy, Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi

Propaganda sowiecka, a także dzisiaj często i rosyjska ("Gdyby nie ZSRR, Polacy byliby prostytutkami Aryjczyków" PAP 23.9.2009), a wraz z nią wielu Litwinów, Ukraińców i Białorusinów nazywali i nazywają poszczególne obszary należących do przedwojennej Polski Ziem Wschodnich: Wschodnią Litwą, Zachodnią Ukrainą i Zachodnią Białorusią. Mówią o zjednoczeniu tych ziem z Litwą, Ukrainą i Białorusią.
Nic bardziej bałamutnego!

W 1939 roku – i to od wielu pokoleń tereny, które w październiku 1939 roku Stalin po podboju Polski we wrześniu 1939 roku sprezentował wraz z Wilnem Litwie nie były żadną Litwą! Były po prostu POLSKĄ ziemią, a Wilno od dawna wielkim ośrodkiem polskiej kultury i nauki. Nie żaden podbój, a tylko wola ludności Wilna i Wileńszczyzny sprawiła, że w 1919 roku ziemie te weszły w skład odrodzonego państwa polskiego. Polska mogła w 1919 roku podbić małą i słabą Litwę (kowieńską), ale tego nie uczyniła, szanując wolę większości jej mieszkańców do posiadania własnego państwa. Natomiast historyczne i przede wszystkim etniczne prawa Litwinów do Wileńszczyzny (ale nie do Wilna, gdyż od początku było ono miastem wieloetnicznym) były, ale przez wieki „się zmyły” i to nie przez podboje polskie, ale w sposób zupełnie naturalny – drogą dobrowolnej asymilacji ludzi, którzy dobrowolnie wybrali unię z Polską w 1385 i 1569 roku. Po prostu słabiutka chłopska kultura litewska przegrywała w konkurencji z wysoką i na poziomie zachodnioeuropejskim kulturą polską. Jednak twierdzenie nacjonalistów litewskich, że ludzie, którzy od 200 – 300 - 400 lat uważają się za Polaków są niczym innym jak tylko spolonizowanymi Litwinami, których mają prawo depolonizować jest więcej niż niepoważne. Jest – nazwijmy to bardziej trafnie: kretynizmem; czymś na co nie ma pozwolenia w dzisiejszej cywilizowanej Europie, tj. wolnej nie tylko od szowinizmu, ale i nacjonalizmu. Niestety, rząd litewski często o tym zapomina; zapomina, że jest członkiem Unii Europejskiej i Rady Europy.

W Wilnie w 1939 roku nie było Litwinów (stanowili mniej niż 1% ogółu ludności Wilna!) i nie było nic litewskiego, co by zasługiwało na wspomnienie; no bo czym była np. zagubiona gdzieś na peryferiach miasta szkółka litewska przy polskim Uniwersytecie Stefana Batorego, albo jakieś liche wileńskie pisemko litewskie przy wielkim polskim dzienniku „Słowo”, wydawanym w Wilnie w latach 1922-39?! Tak samo wiele dziesiątek okolicznych wsi i parafii katolickich było w stu procentach polskich. Litwini sami udowodnili polskość Wilna, gdyż po zajęciu miasta przez nich w październiku 1939 roku, ani prezydent Litwy, ani rząd litewski nie przenieśli się do Wilna, które uważali za stolicę państwa! Czy rząd litewski mógł normalnie funkcjonować w wielkim polskim mieście?! Nawet dzisiaj, pomimo wymordowania przez Sowietów, Niemców i Litwinów tysięcy Polaków z Wilna i Wileńszczyzny, pomimo wywiezienia przez Sowietów tysięcy tamtejszych Polaków na Sybir, a przez Niemców na roboty przymusowe do Niemiec (zdecydowana większość z tych Polaków pozostała po wojnie na emigracji) i pomimo wysiedlenia do tzw. Polski Ludowej w latach 1945-46 i 1957-58 aż 230 000 Polaków z Wilna i Wileńszczyzny dziś litewskiej, Polacy stanowią ciągle ok. 20% (100 tys.) mieszkańców Wilna i aż 80% ludności powiatu solecznickiego i 63% powiatu wileńskiego.

Południowo-wschodnie ziemie II Rzeczypospolitej Polskiej, czyli województwa: lwowskie (chodzi o wschodnią część, należącą dziś do Ukrainy), stanisławowskie, tarnopolskie i wołyńskie nie były żadną Zachodnią Ukrainą, ale także integralną i prawną z punktu widzenia prawa międzynarodowego częścią Polski. Te ziemie nigdy nie należały do jakiejś tam Ukrainy, gdyż takiego państwa, z punktu widzenia prawa międzynarodowego, nie było de iure aż do 1991 roku. Poza tym te ziemie aż do XX wieku nigdy nie były nazywane Ukrainą!
Ziemie te weszły w skład Polski prawem spadku – a więc całkowicie legalnie, po śmierci w 1340 roku ostatniego księcia Rusi Halicko-Włodzimireskiej – Jerzego II lub – w przypadku całego Wołynia – w 1569 roku na życzenie tamtejszej szlachty ruskiej i polskiej. Od tego czasu – czyli przez następnych 600 lat ziemie te kształtowały się pod względem politycznym, społecznym, gospodarczym i kulturalnym w ramach naturalnego rozwoju wielonarodowej Polski - w wyniku stapiania się Polski z Litwą i Rusią (Ukrainą i Białorusią) pod przemożnymi wpływami polskiej kultury zachodniej i katolicyzmu (unia). Proces ten przetrwał upadek Rzeczypospolitej w końcu XVIII wieku i sprawił, że i w ciągu XIX w. i na początku XX w. interesy tych ziem były pod każdym względem nierozerwalnie związane z resztą ziem polskich, np. z Krakowem czy Warszawą, a nie Moskwą czy Kijowem lub Kownem. Tym bardziej, że duży odsetek ludności tych ziem stanowili Polacy. Np. w miastach Litwy i tzw. dziś Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi ludność litewska, ukraińska i białoruska stanowiły znikomą mniejszość.

Nacjonaliści ukraińscy twierdzą, że Małopolska Wschodnia była ziemią etnicznie ukraińską, że nieliczni tam Polacy „wylegiwali się w ukraińskim gnieździe” (np. tygodnik ukraiński „Cerkiew i żytja”, Melbourne 13.3.1977). To ich koronny argument na rzecz ich planu oderwania tych ziem od Polski (nawet poprzez wymordowanie tamtejszych Polaków), lub utrzymywania kłamliwej propagandy sowieckiej, że 17 września 1939 roku nastąpiło zjednoczenie tzw. Zachodniej Ukrainy z Ukrainą czy tzw. Zachodniej Białorusi z Białorusią. Tymczasem Małopolska Wschodnia była wieloetniczna od 600 lat. Ukraińcy stanowili ostatnio tylko 59% ogółu jej mieszkańców i nie każdy mieszkający tam Ukrainiec pragnął oderwania tej krainy od Polski. Polacy stanowili nie tylko bardzo liczną mniejszość (ok. 33% ogółu ludności), ale byli także przewodnią grupą ludności – stanowili 90% inteligencji tych ziem; bez Polaków nie było by tam np. lekarzy, aptekarzy, prawników czy inżynierów do utrzymywania „przy życiu” tego kraju. Nie tylko miasta były polskie, ale były także powiaty, w których ludność polska stanowiła bezwzględną lub względną większość. I to od setek lat. To była ich ziemia rodzinna, która dla nich była ziemią polską. I na pewno się nie mylili. Bowiem powiaty z przewagą ludności polskiej nie były terenami etnicznie ukraińskimi! I nie tylko one. Co więcej, cała Małopolska Wschodnia nie stanowiła de facto w świetle prawa międzynarodowego nawet tzw. ziemi spornej między państwami. I taka była prawda.
Jeśli Małopolska i Wołyń były etnicznymi ziemiami ukraińskimi, to jak wytłumaczyć to, że pomimo wymordowania przez Sowietów po wrześniu 1939 roku wielu tysięcy i zesłaniu na Sybir z 200-300 tys. Polaków, po wymordowaniu także i przez Niemców wielu tysięcy Polaków i wywiezieniu na przymusowe roboty do Niemiec ok. 150 tys. Polaków z tym ziem, jak również po brutalnym wymordowaniu przez nacjonalistów ukraińskich od 100 do 200 tys. Polaków podczas II wojny światowej, w latach 1945-46 i 1957-58 władze sowieckie wysiedliły z Małopolski Wschodniej i Wołynia do kontrolowanej przez Moskwę tzw. Polski Ludowej prawie 1 milion Polaków? Nacjonaliści ukraińscy twierdzą, że to nie byli Polacy, a tylko Ukraińcy. Np. jeden z nich (bo ktoś inny oparł by się na polskich oficjalnych danych!), mający dostęp do redakcji wydawanej w Chicago znanej na całym świecie „Encyklopedii Brytannica” ośmielił się w haśle o Polsce podać, że w dzisiejszej Polsce mieszka aż 1,5 mln Ukraińców, gdy tymczasem polski spis ludności z 2001 roku wykazał zaledwie 31 tys. osób, które przyznały się do ukraińskiego pochodzenia (np. rocznik 2004 str. 673, podczas gdy jeszcze w roczniku z 2000 r. podawano liczbę Ukraińców w Polsce na ok. 200 tys.)!

A kim są pozostali po dziś dzień Polacy w ukraińskiej dziś Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu? Otóż nacjonaliści ukraińscy związani z grupą polityczną premier Julii Tymoszenko opracowali niedawno nowy projekt ustawy o urzędowym języku ukraińskim, wg którego będzie on jedynym językiem dozwolonym w urzędach na Ukrainie i ma obowiązywać wszystkich obywateli ukraińskich niezależnie od narodowości. Ustawa nie przewiduje żadnych praw językowych dla mniejszości narodowych, bo – zdaniem autora ustawy, deputowanego Pawło Mowczana – na Ukrainie nie ma żadnych skupisk innych narodowości, w tym i Polaków („Nasz Dziennik” 24.4.2009). Wygląda na to, że na Ukrainie ludzie uważający się za Polaków to po prostu wariaci ukraińscy podający się – przez swoją głupotę – za Polaków.

Powtarzam: należy pamiętać i to, że do końca XIX w. całe Ziemie Wschodnie nie miały litewskiej, białoruskiej i ukraińskiej klasy średniej i inteligencji. Po prostu prawie że nie było litewskiego, ukraińskiego i białoruskiego mieszczaństwa. To z tamtego okresu pochodzą powiedzenia: „Polak pan – Litwin cham” czy „Ukrainiec – chłop i pop”. Stąd z powodu małej liczby Ukraińców we Lwowie bardzo słabo uzbrojona polska ludność cywilna polskiego Lwowa do 22 listopada 1918 roku w walkach przegnała wojska ukraińskie, które z pomocą Austriaków zajęły zbrojnie miasto 1 listopada. Górę wzięła wola ludu. Polskiego ludu. Stąd przez dominację Polaków w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu te ziemie pod rzekomą „okupacją” polską mogły nie tylko normalnie żyć, ale także rozwijać się pod każdym względem, z czego korzystali sami Ukraińcy (dzisiaj tzw. Zachodnia Ukraina rządzona przez Ukraińców jest krainą zacofaną pod względem gospodarczym i cywilizacyjnym – prawie że krajem tzw. Trzeciego Świata, a piękny polski Lwów niszczeje dziś na potęgę!).
Z faktem polskiej dominacji w Małopolsce Wschodniej i na zachodnim Wołyniu pogodzić się musiał rząd próbującej zaistnieć Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL) Symona Petlury. 21 kwietnia 1920 roku została zawarta w Warszawie umowa pomiędzy Polską a Ukraińską Republiką Ludową. Rząd polski uznał w niej istnienie URL i zrezygnował z roszczeń do ziem ukrainnych sięgających granicy Polski z 1772 roku, a rząd URL uznał granicę polsko-ukraińską na Zbruczu i przyznającą Polsce zachodni Wołyń (obszar należący do Polski do 1939 r.). Oznaczało to – o czym dziś Ukraińcy zapominają! - zrzeczenie się przez Ukrainę pretensji do Małopolski Wschodniej i zachodniego Wołynia.

Również północno-wschodnie ziemie II Rzeczypospolitej Polskiej, czyli Grodzieńszczyzna (która nie była uznawana za Kresy!) oraz województwa: poleskie, nowogródzkie i wschodnie powiaty województwa wileńskiego, nigdy nie były żadną Zachodnią Białorusią, ale także integralną i prawną z punktu widzenia prawa międzynarodowego częścią Polski. Te ziemie nigdy nie należały do jakiejś tam Białorusi, gdyż również takiego państwa, z punktu widzenia prawa międzynarodowego, nie było aż do 1991 roku. Te ziemie aż do XX wieku nigdy nie były nazywane Białorusią! W przedrozbiorowej Polsce były nazywane Wielkim Księstwem Litewskim, chociaż Litwinów tu w ogóle nie było, a podczas zaboru rosyjskiego guberniami zachodnimi. Na Grodzieńszczyźnie i Nowogródczyźnie (ponad 54%) większość ludności stanowili Polacy. Była więc to ziemia polska nie tylko pod względem historycznym i kulturalnym, ale także etnicznym! Jeszcze dzisiaj, po wymordowaniu i wysiedleniu 600-700 tysięcy Polaków z tych ziem przez Sowietów i Niemców, Polacy na Grodzieńszczyźnie stanowią bardzo duży odsetek ludności; w powiecie woronowskim Polacy stanowią 80% ogółu ludności. Czy dla nich i dla 5 milionów Polaków żyjących na Ziemiach Wschodnich w 1939 roku dzień 17 września był także radosnym dniem „zjednoczenia z Litwą, Ukrainą i z Białorusią”?!
Dla nacjonalistów (np. „The Journal of Byelorussian Studies”) i komunistów białoruskich Polakami na tzw. Zachodniej Białorusi byli jedynie właściciele ziemscy, urzędnicy państwowi i samorządowi oraz policjanci. Stąd wysiedleni przez Stalina do tzw. Polski Ludowej Polacy z tzw. Zachodniej Białorusi to także nie Polacy, a tylko Białorusini (Wikipedia.pl).
Pod względem prawo-międzynarodowym przynależność całych Ziem Wschodnich – od Wilna po Lwów - do państwa polskiego została uznana najpierw w polsko-rosyjsko/ukraińskim (sowieckim) traktacie pokojowym zawartym w Rydze 18 marca 1921 roku, a następnie przez Radę Najwyższą 4 mocarstw w Paryżu w 15 marca 1923 roku. Całe Ziemie Wschodnie z punktu widzenia prawa międzynarodowego należały prawnie do Polski, były integralną częścią Polski.
I jeśli jacyś Litwini, Ukraińcy i Białorusini chcą się upierać przy wyrazie „okupacja”, to on z punktu widzenia prawa międzynarodowego odnosił się do sowieckiego, a następnie litewskiego, ukraińskiego i białoruskiego panowania na tych ziemiach zanim Polska nie podpisała z po 1991 roku traktatów z Litwą, Ukrainą i Białorusią.
Gdyby Polska rzeczywiście, a nie według widzi mi się nacjonalistów litewskich, ukraińskich i białoruskich, okupowała Wilno i Wileńszczyznę, Grodzieńszczyznę, Nowogródczyznę, Polesie, Wołyń i Małopolskę Wschodnią i gdyby istniało państwo białoruskie i ukraińskie, wówczas te ziemie można by było nazywać Wschodnią Litwą, Zachodnią Białorusią i Zachodnią Ukrainą. Jednak – powtórzmy - Polska nie okupowała tych ziem. Po prostu ziemie te były prawnie, historycznie, kulturalnie, gospodarczo i moralnie integralną częścią Polski! Mówimy i mówią to wszyscy niezależni historycy: agresja Związku Sowieckiego na POLSKĘ i okupacja sowiecka Ziem Wschodnich RP.

Dzisiaj zapomina się lub nie chce o tym pamiętać, że granica pomiędzy Polską a Związkiem Sowieckim (i z Litwą w 1923 r.), ustalona w traktacie ryskim 1921, była wynikiem kompromisu wskrzeszonego państwa polskiego z imperializmem rosyjsko/ukraińsko-sowieckim. Polska i polska ludność na Ukrainie, Białorusi (i Litwie) straciła bez najmniejszego odszkodowania bardzo wiele, m.in. miliony hektarów ziemi i lasów, fabryki i różne inne biznesy oraz zbiory sztuki i księgozbiory, które do nich należały. Ten kompromis przyniósł później ze sobą również fizyczną likwidację prawie całej – milionowej rzeszy - ludności polskiej na sowieckiej Ukrainie, Białorusi i Litwie kowieńskiej.
Granica ryska była granicą kompromisu, natomiast granica jałtańska, czyli obecna wschodnia granica Polski, tj. z Litwą, Ukrainą i Białorusią – chociaż, jako rzecz dziś nieodwracalna, uznana przez rząd już wolnej od 1989 roku Polski - jest z punktu widzenia moralnego i historycznego granicą bezprawia i krzywdy. Oderwanie Wilna i Lwowa od Polski to tyle co znaczyło by oderwanie Cambridge i Oxfordu od Anglii czy Edynburga od Szkocji. Granica jałtańska skrzywdziła Polskę i naród polski, bo została narzucona przez silniejszego arbitralnie – bez uznania jakichkolwiek interesów strony polskiej. Jest niczym innym jak sadyzmem historii, jak tworem zbrodniczego imperializmu sowieckiego i jego wodza Józefa Stalina – triumfem bezprawia nad prawem. Po prostu triumfem Szatana, który tu wyjątkowo brutalnie szalał (np. wielkie i wyjątkowo barbarzyńskie mordowanie Polaków przez nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1943-44 czy Polaków w Wilnie przez Litwinów w Ponarach). Nie powstała bowiem z woli Bożej – jako akt dziejowej sprawiedliwości, gdyż Stalin dla prawdziwego chrześcijanina nie mógł być narzędziem w rękach Boga!
Dlatego ci Litwini, Ukraińcy i Białorusini, którzy twierdzą, że 17 września 1939 roku – czyli dzień, w którym Związek Sowiecki napadł zbrojnie na Polskę i zagarnął Ziemie Wschodnie, jest dniem zjednoczenia tzw. Wschodniej Litwy z Litwą, Zachodniej Ukrainy z Ukrainą i Zachodniej Białorusi z Ukrainą, powinni na tę pamiątkę wznosić w miastach Litwy, Ukrainy i Białorusi pomniki chwały dla Stalina i Szatana.

Polska powinna starać się o poprawne stosunki z Litwą, Ukrainą i Białorusią. Uznaliśmy granicę jałtańską. Ale nigdy nie zrezygnujmy z głoszenia prawdy historycznej o Ziemiach Wschodnich, gdyż budowanie przyjaźni na kłamstwie jest niczym innym jak budowaniem zamków na lodzie. I źle świadczy o narodzie, który godzi się na zakłamywanie przez innych swojej historii.

Marian Kałuski

Wersja do druku

Wacek B - 01.08.12 5:12
Autor niewątpliwie o nastawieniu patriotycznym, ale niestety ..., jak mozna logiczne wnioski wyciągać z fałszywych przesłanek? Opiszę te fałszywe przesłanki w najbliższym czasie.

Prezes - 14.09.10 10:02
Z punktu prawdy historycznej o etnicznych ziemiach polskich bardzo dobry tekst. Można powiedzieć, że sam jako historyk (z wykształcenia) mam to samo zdanie i pogląd co do Lwowa, Wilna i innych "polskich miast i ziem" zagrabionych przez ZSRR. Ostatnio oglądałem program na TVP3 o mieście Nieśwież (dzisiejsza Białoruś) w którym była mowa o ulicy 17 września o składaniu kwiatów i zniczy pod pomnikiem Lenina i żołnierza radzieckiego jako wyzwolicieli narodu białoruskiego spod jarzma Panów Polskich. Dziwię się naszym pseudoelitom politycznym, które nie pamiętają o tamtych Polakach zza Buga - zarówno tych, którzy żyją do dziś, ale także tych pomordowanych przez OUN-UPA. Dzisiejsza polska polityka prowadzi do całkowitego lub częściowego zatarcia prawdy historycznej o etnicznie polskich ziemiach nad czym głęboko ubolewam. W Kanadzie, USA i Europie Zach. w podręcznikach szkolnych ukazują się (z inicjatywy nacjonalistów ukraińskich-spadkobierców idei OUN) jawnie fałszujące historię bohaterstwa polskiego pod Monte Cassino w czasie II wojny światowej - gdzie powoli wmawia się ludziom z tamtych państw, że to Ukraińcy zdobyli to wzgórze- co oczywiście jest chorą nieprawdą, ale nasi politycy w jakikolwiek sposób na to nie reagują - wolą pamiętać "tylko" o Katyniu, 1 Września, Powstaniu Warszawskim, przesiedleniach do Kazachstanu itp. Polak jest Polakiem bez względu na to gdzie mieszka, tym bardziej powinno się o nim pamiętać gdy żyje na "rdzennie etnicznie polskich ziemiach" i jest na nich prześladowany (Litwa i Wileńszczyzna-nazewnictwo polskie zastąpić litewskim, Zachodnia Ukraina - prześladowania ludności polskiej - nie mówi się o nich jawnie, gdzie Polaka określa się mianem "Lacha" itp.), a nie tylko pamiętać tych Polaków o których jest pamiętać "łatwiej" w myśl tzw. zasady poprawności politycznej.

marek s. - 07.09.10 20:33
Polska w całej rozciągłości dziejów nie była państwem jednotnicznym, a do tego ultrakatolickim ! To co obserwujemy od jakiegoś czasu (radio maryja z jego niekwestionowanym autorytetem-o.Rydzyk ) to atawizm po zaborach,
okupacjach.Bycie nowoczesnym Polakiem(nie ma nic wspólnego forsowanym
przez GW europejczykiem-bliżej im do obywatela- komunisty)to przecież
nawiązanie do myśli politycznej pisarzy-emigrantów z wieku 19-tego na czele z A.Mickiewiczem.

Lubomir - 06.01.10 12:58
Polskość na Wschodzie otrzymuje bardzo słabe wzmocnienie propagandowe. O najnowszych Dniach Kultury Polskiej na Ukrainie i Festiwalu Polskiej Piosenki w Żytomierzu nic nie słychać. Gdyby tak rzecz dotyczyła 'menory'?. Trąbiłyby pewnie wszystkie medialne tuby. Może nadanoby wydarzeniu nawet wymiar globalny. A przecież nasza ojczyzna to polszczyzna. I gdyby istniała Konfederacja Miast Jagiellońskich to Żytomierz mógłby w niej zajmować jedno z czołowych miejsc.

Helena - 14.10.09 21:26
Rowniez liczbe ludnosci zydowskiej trzeba dokladnie sprawdzic - wedlug lat - na kresowych terenach. Ulegala ciaglej rotacji. Przemieszczali sie ze wschodu na zachod i z zachodu na wschod. W czasie II wS mogli byc podwojnie liczeni
Zydzi z Niemiec przesiedleni do Getta w Lodzi i w Warszawie i znowu
do Bialegostoku,Rygi i stad znowu do okolic Lublina np.
Jak rowniez przybysze z Rosji Litwacy
Do Getta w Warszawie byli przywozeni z innych krajow i z pod warszawskich miejscowosci.
Mezczyzni poszli do wojska rosyjskiego, by potem wrocic z wojskiem
sowieckim........

olga - 12.10.09 18:47
Starsze pokolenie kresowe, a także i małopolskie, nie używało pojęcia 'Ukrainiec', ale Rusin w moim krakowskim (po wojnie) domu i w domach przyjaciół tak się zawsze mówiło.

Wszystkich komentarzy: (6)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

28 Marca 1928 roku
Urodził się Zbigniew Brzeziński, doradca prezydenta USA Jimmiego Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego


28 Marca 1943 roku
Zmarł w Kaliforni Siergiej Rachmaninow, rosyjski kompozytor, pianista i dyrygent (ur. 1873)


Zobacz więcej