Piątek 26 Kwietnia 2024r. - 116 dz. roku,  Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 08.10.11 - 12:47     Czytano: [1678]

Demokracja petentów

Jak to z demokracją było. Precyzyjne określenie źródeł, czy choćby sytuacji, w której powstawały demokracje (szczególnie te najwcześniejsze) nie jest chyba możliwe. Ja przynajmniej takich opisów ani analiz nie znam. Wydaje się jednak, że źródeł demokracji poszukiwać należy w sprzeciwie wobec rozmaitych hierarchii władzy, które odbierane były jako daleko odbiegające od hierarchii wartości. Przyroda reguluje kwestie przywództwa raczej prosto; rządzi silniejszy, tj. taki, który potrafi posłuszeństwo wymusić. Zmiany przywództwa też regulowane są naturalnie; trzeba je wywalczyć obalając starego władcę. Wygląda więc na to, że demokracja jest raczej bardzo „nienaturalnym” wynalazkiem człowieka, który musiał jakoś dojść do wniosku, że sprawność fizyczna to za mało by zostać „osobnikiem alfa”. Między „naturą”, a demokracją było pewnie mnóstwo etapów pośrednich, gdzie władca wykazać się musiał np. przebiegłością, a władzę zdobywał intrygami. Ale tak czy owak, gdzieś wystąpić musiała sytuacja, kiedy to tzw. lud dostrzegł słabość aktualnego władcy i brak sensownych kandydatów na jego miejsce. Być może zaważył tu przyrodzony wszystkim chyba „myślącym” stworzeniom brak zaufania do współplemieńców. Nie wiem czy to ten brak zaufania wygenerował pogląd, że wszyscy członkowie określonej, odpowiednio licznej grupy ludzi są „równi”, ale ta „równość” była chyba podstawową zasadą wczesnych demokracji. Była to równość praw, ale i obowiązków i odpowiedzialności. Nie ma sensu pisać tu o sprawach dobrze z historii znanych, ale warto przypomnieć, że wczesne demokracje dość surowo (choć nie zawsze uczciwie czy choćby sensownie, vide Sokrates) rozliczały swych członków. Równych sobie członków. Ta równość miała charakter „ekonomiczny” w tym sensie, że każdy „demokrata” (przynajmniej w teorii) jakoś się samodzielnie utrzymywał, a grupa gwarantowała mu takie same prawa rozwoju jak pozostałym swym członkom.

Teoria a praktyka W praktyce pewnie jakaś część demokratów była jednak od innych zależna, ale ci „klienci” nie stanowili (przynajmniej we wczesnych demokracjach) większości wyborców wykształconych przez demokrację władz. Dziś większość wyborców to właśnie klienci, którzy o samodzielności ekonomicznej pomyśleć nawet nie maja ochoty. To nie jest impertynencja; ja też nie dałbym sobie rady na „czysto ekonomicznym” rynku. To po prostu fakt; dla większości ludzi całkowicie samodzielne organizowanie sobie sposobu zdobywania dóbr jest zbyt trudne. Nie tylko ze względu na stopień komplikacji materii; tu trzeba jeszcze mieć tzw. charakter; wolę osiągania celów i determinację w realizacji prowadzących do tych celów postępowań. Ma to niewielki procent społeczeństwa. Ta reszta jest – jakkolwiek by to nie zabrzmiało - z konieczności klientami. Immanentną cechą współczesnej demokracji jest jednak okresowa zmiana władzy. Sama struktura jej sprawowania, tj. hierarchia urzędów, system egzekucji należności czy nawet nacisków na aktualnie rządzących (organizacje pozarządowe) jest względnie stabilny, ale miejsc w tych instytucjach jest mniej niż osobników mających ambicje rządzenia i możliwości realizacji tych ambicji. Klient nie wie więc czyim jest właściwie klientem i staje się klientem urzędu, tj. petentem, który oczekuje, że urząd zapewni mu w miarę dostatnie życie. Ja tez takim petentem jestem.

Panem at circensis? A chleb i igrzyska to dziś za mało. Nawet bułka i serial mogą nie wystarczyć, bo ludzie mają „potrzeby wyższego rodzaju” i potrzebują np. coś przeżyć. I oczekują – taka jest definicja klienta – że zajmujący urząd te potrzeby zaspokoją. Oczekiwanie nie wymaga odpowiedzialności. A rządzenie w demokracji wymaga. Ta zasadnicza nierówność jest (w praktyce to chyba jednak tylko być powinna), niestety, filarem współczesnej demokracji. Odpowiedzialność jest obciążeniem, więc rządzący kombinują zawsze jak by tu ją z siebie zrzucić. I na ogół im się to udaje, bo „rozwój” demokracji polega głównie na fundowaniu demokratom coraz to nowych uregulowań prawnych i instytucji ograniczających ich prawa i zdejmujących z rządzących odpowiedzialność za skutki ich decyzji. To m.in. o tym chyba myślał Arystoteles mówiąc, że demokracja to rządy hien nad osłami. W naszej, polskiej, rzeczywistości pisuje o tym m.in. Korwin Mikke, ale dzięki postępom edukacji mało kto traktuje jego wypowiedzi poważnie. A sytuacja staje się coraz ciekawsza, bo – to już na pewno dzięki powszechności edukacji np. realizowanej przez media, głównie seriale telewizyjne – nasila się zjawisko coraz lepszego wyodrębniania grupy wiecznych petentów; ludzi, którzy oczekują, że wybrani przez nich politycy pokażą co robić i zapewnią im wieczną szczęśliwość.

Monopolu nie mamy. To nie jest nasza tylko specjalność; protesty w Grecji, Włoszech a ostatnio również w USA, pokazują, że jest to zjawisko światowe. Po prostu demokracja nie była wynaleziona dla petentów, ale dla ludzi wolnych i rzeczywiście równych. A takie grupy społeczne muszą być relatywnie małe; w większych zapewnienie równości jest bardzo trudne. Dziś dodatkowym generatorem napięć społecznych jest rozwój technologii i reklamy, który sprawia, że pokus zakupu jest coraz więcej, a możliwości ich sensownej (tj. takiej, która nie naraża na szybką plajtę) realizacji coraz mniej. Odnosi się to również do „zakupów” polityków, których współczesny „marketing polityczny” nam oferuje. Demokracja ma wiele istotnych ograniczeń. Nie wiem ile z nich znamy, a ile pozostaje do odkrycia, ale przykład Kennetha Arrowa, który udowodnił, że nie da się skonstruować idealnej ordynacji wyborczej każe, pewnie kolejny już raz, zastanowić się czy na pewno obecne wydanie demokracji jest rzeczywiście najlepszym z możliwych. Istota pomysłu na „rządy ludu” w zasadzie nie zmieniła się od ponad dwóch tysięcy lat. A procentowy udział petentów w społeczeństwie chyba sporo wzrósł. Świadomość bycia petentem już chyba nie tak bardzo, bo ciągle ktoś nam mówi ile to od nas zależy. Czy nieświadomi petenci naprawdę mogą tworzyć demokrację?

Waldemar Korczyński

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

26 Kwietnia 1959 roku
Urodził się Stanisław Sojka, polski piosenkarz, instrumentalista i kompozytor jazzowy.


26 Kwietnia 1848 roku
Wojska powstańcze w Wielkopolsce odmówiły demobilizacji.


Zobacz więcej