Sobota 20 Kwietnia 2024r. - 110 dz. roku,  Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 21.01.13 - 22:32     Czytano: [1781]

Rycerzom Niepodległości





Tradycja upamiętnienia Powstania Styczniowego przez Krąg Pamięci Narodowej sięga lat 70. XX wieku.

Powodem do smutnej refleksji jest skromny charakter tegorocznych obchodów 150. rocznicy wybuchu Powstania Styczniowego. Rządzącym zabrakło wyobraźni, którą dysponowali twórcy odrodzonej, II Rzeczypospolitej. Przypomnijmy, że Powstanie Styczniowe było dla pokolenia roku 1918 punktem odniesienia w walce o niepodległość, a weterani lat 1863-1864 cieszyli się do 1939 roku zasłużoną czcią i wsparciem materialnym ze strony państwa. Dzisiejsza sytuacja każe stawiać publicznie poważne pytanie: co, jeśli nie dumna i bogata tradycja niepodległościowa, ma być fundamentem moralnym i wychowawczym dla młodego pokolenia i następnych generacji Polaków?

Sztafeta polskich pokoleń

W naszej rodzinie mieliśmy szczęście obcowania z osobą, która pamiętała wydarzenia z lat 1863-1864. Była to prababcia ze strony mojego ojca, Anna Rosińska, urodzona w 1848 roku. Jej opowieści wprowadzały nas, małych chłopaków, w świat powstańczych potyczek, które miały miejsce w rejonie naszego zamieszkania. Słuchając opowieści prababki, nie do końca rozumieliśmy rangę tamtych historycznych wydarzeń, ale wyobraźnia dziecka pozwalała odmalować obrazy dzielnych powstańców i groźnych kozaków. Zapamiętane relacje żyły w naszych głowach i z czasem skłoniły nas do poważnego zainteresowania się dziejami Powstania Styczniowego, którego mit posłużył pokoleniu Polaków żyjących w czasie I wojny światowej do odbudowy niepodległej Rzeczypospolitej.

Kolejną osobą z rodziny, która przekazywała nam informacje i relacje dotyczące powstania, był nasz dziadek Feliks Melak, urodzony w 1882 roku. Od niego usłyszeliśmy opowieści przekazane mu przez bohaterów najdłuższego polskiego powstania. Dziadek pochodził z okolic podwarszawskiej Wiązowny, które były areną wielu potyczek w latach powstania. Jedną z dziadkowych opowieści szczególnie zapamiętałem: relacjonował potyczkę kosynierów z kozakami, która rozegrała się na tafli zamarzniętego stawu. Dziadek w sposób bardzo plastyczny opisywał tamte wydarzenia, nieraz gestykulując i podnosząc głos. Według jego słów, kozacy znaleźli się w nieoczekiwanej pułapce, gdyż ich konie ślizgały się na lodzie skuwającym taflę stawu. Dzięki temu polscy kosynierzy mieli ułatwione zadanie, wykorzystali zaistniałą sytuację. Przy okazji odwiedzin grobów bliskich dziadek pokazywał nam również miejsca spoczynku powstańców.

Codzienne obcowanie z romantyczną historią niepodległościowych zrywów naszych przodków, wzmocnione lekturą powstańczych relacji, zaowocowało zainteresowaniem dawnymi dziejami i ukształtowało nasze postawy życiowe. Po latach wiem, że losy moje i moich braci potoczyły się w tak konkretny sposób właśnie dzięki przeżyciom i doświadczeniom lat dzieciństwa i wczesnej młodości.

Drugi z naszych dziadków, Mieczysław Zdziebko, pochodził z okolic Lwowa, gdzie prowadził odziedziczoną po swoim ojcu kuźnię. Dokładnie pamiętam jego barwny opis sposobu przekuwania kos na sztorc przez powstańców styczniowych. Wiele lat później taką scenę, jakby żywcem przeniesioną z opowieści dziadka kowala, ujrzałem na słynnym obrazie Artura Grottgera „Kucie kos”. Los jednego z braci dziadka, Jędrzeja, uświadamia mi polską sztafetę pokoleń w pracy dla odzyskania niepodległości. Otóż zginął on w obronie Lwowa w 1918 roku. Spoczywa na cmentarzu Orląt Lwowskich, gdzie ma swoją imienną mogiłę.

U boku powstańczego kapelana

Obok doświadczenia wyniesionego z domu na nasze losy wpływ miał również kontakt z charyzmatycznym kapłanem, księdzem prałatem Wacławem Karłowiczem, bohaterem Powstania Warszawskiego, który po wojnie dostał od Prymasa Tysiąclecia ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, również kapelana Armii Krajowej, polecenie budowy kościoła w nowo tworzonej parafii św. Wacława na warszawskim Gocławku. Ta parafia objęła swoim zasięgiem również nasz rodzinny Kawęczyn i dzięki temu mieliśmy sposobność poznać i współpracować z księdzem Karłowiczem. Był on kolejną osobą kształtującą nasze osobowości w bardzo ważnym okresie dojrzewania i pierwszych latach dorosłego życia. Nie bez znaczenia było samo miejsce naszego zamieszkania. Z okien domu widzieliśmy Olszynkę Grochowską i mogiłę powstańczą z 1831 roku. Mieliśmy zatem wyjątkową sposobność dostrzegania ciągu zdarzeń w polskiej historii związanych z dążeniami Polaków do odzyskania utraconej w końcu XVIII wieku wolnej i niepodległej Ojczyzny. Powstania Listopadowe i Styczniowe, front wojny z bolszewikami, który niebezpiecznie zbliżył się do naszych domostw, potem wydarzenia II wojny światowej, Powstania Warszawskiego – to w naszych oczach układało się w całość polskich dziejów. Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że nasza niepodległość zawsze była wyzwaniem dla kolejnych pokoleń Polaków. Jej uzyskanie i obrona zawsze wymagały poświęcenia i ofiar aż do utraty życia. W końcu mieszkaliśmy na polu najbardziej krwawej bitwy Powstania Listopadowego, w której poległo ponad 7000 obrońców Warszawy. Los księdza Wacława Karłowicza, kapelana powstańczego Starego Miasta, który uratował krzyż Baryczków z płonącej archikatedry warszawskiej w sierpniu 1944 roku, był dla nas świadectwem ciągłości polskich dziejów i aktualności dziedzictwa minionych pokoleń Polaków zatroskanych o losy Ojczyzny.

W 1974 roku z inicjatywy ks. Karłowicza, ks. bp. Władysława Miziołka i Stefana Melaka powstał Krąg Pamięci Narodowej, stowarzyszenie, które przyjęło za cel propagowanie prawdziwej historii Polski, przypominanie przemilczanych w PRL wydarzeń i postaci, które albo w ogóle nie były obecne w oficjalnej propagandzie, albo były przedstawiane w fałszywym świetle. Jednym słowem, chcieliśmy przybliżać historię ludziom, którzy nie mieli okazji jej poznać na szkolnych lekcjach czy nawet na studiach historycznych, a już tym bardziej nie byli w stanie znaleźć publikacji na ten temat. Powstanie Styczniowe było wydarzeniem, które wymagało przypominania i pełniejszego przedstawienia opinii publicznej. Dlatego powstał pomysł, aby organizować niezależne wykłady i okolicznościowe wystawy poświęcone bohaterom i wydarzeniom powstańczym, uroczystości w rocznice wybuchu powstania i egzekucji jego przywódców, z Romualdem Trauguttem na czele. Zamawialiśmy Msze Święte z intencjami za Ojczyznę i bohaterów powstania na 22 stycznia i 5 sierpnia. Od połowy lat 70. do roku 2007 homilie w czasie Eucharystii głosił ks. prałat Wacław Karłowicz. Ostatnie kazanie wygłosił w trakcie Mszy Świętej polowej pod Krzyżem Traugutta na stokach Cytadeli, miesiąc przed swoimi 100. urodzinami. Zawarł w niej swój testament, w którym zobowiązywał nas, żyjących, do podtrzymania pamięci i godnego czczenia męczenników, którzy oddali swoje młode życie w ofierze za wolność Ojczyzny. Przypomniał, że krew przelana za Ojczyznę nigdy nie jest ofiarą nadaremną – zawsze podtrzymywała ducha przetrwania Narodu, wzmacniała wiarę, dodawała nadziei. Podejmując dyskusję z krytykami niepodległościowych na pozór przegranych zrywów, zawsze zwracał uwagę, że ofiara krwi nigdy nie narażała Narodu na fizyczne unicestwienie, za to zawsze była wstrząsem koniecznym do odbudowy ducha kolejnych pokoleń Polaków żyjących w niewoli, aż doprowadziła do odzyskania niepodległości w 1918 roku.

Ksiądz Karłowicz przypominał okoliczności egzekucji Traugutta i jego towarzyszy z Rządu Narodowego. Barwnie przywoływał okoliczności towarzyszące wykonaniu wyroku na polskich przywódcach. Przypominał, że rosyjski okupant siłą zgromadził 30tys. warszawiaków wokół szubienicy, a podczas wieszania Traugutta i pozostałych przywódców rosyjska orkiestra grała wojskowe marsze. Ksiądz Wacław podkreślił, przywołując relacje historyków, że zgromadzeni pod przymusem Polacy jak jeden mąż padli na kolana, a w niebo wzbił się śpiew suplikacji „Święty Boże”. W taki sposób żegnali swoich bohaterów i oddali im hołd. Ksiądz Karłowicz podkreślał, że lata pozornego spokoju czy stabilizacji pod zaborami nigdy nie skłoniły okupantów do liberalizowania swojej polityki względem Polaków. To jednoznacznie wskazywało, że więcej wolności można uzyskać tylko na drodze zbrojnego oporu aż do zrzucenia jarzma niewoli. Od Powstania Listopadowego do Styczniowego Rosjanie wcielili do swojej armii setki tysięcy polskiej młodzieży. Tylko około 10 proc. z nich wróciło do Polski. Pozostali albo zginęli w wojnach prowadzonych przez carskie imperium, albo pozostali na terenach Rosji odległych od ziem polskich. Służba wojskowa trwała w tamtych czasach 25 lat. Porównując straty powstańcze i powodowane w czasie przymusowej służby w carskiej armii, trzeba sobie uświadomić, że powstania wcale nie zwiększały liczby ofiar.

Na początku lat 80. organizowaliśmy zespoły młodych ludzi, które miały za zadanie odnajdywać miejsca potyczek i groby powstańców, by następnie zadbać o nie. W ten sposób zostało uratowanych i przywróconych wiele miejsc pamięci narodowej.

Z rodzinami powstańców

Na uroczystościach pod Krzyżem Traugutta, Mszach Świętych, wystawach, konferencjach i sesjach naukowych, odczytach i prelekcjach, których zorganizowaliśmy setki, skupialiśmy przedstawicieli wielu różnych środowisk – od robotniczych do naukowych, twórców kultury i rzemieślników, młodzież szkolną i studencką, harcerzy, kombatantów Armii Krajowej i żołnierzy wyklętych, duchownych z całego kraju, w tym Prymasa Polski i wielu księży biskupów, przedstawicieli niezależnych środowisk patriotycznych, Polaków ze Wschodu, Polonię z Zachodu, a nawet wielu cudzoziemców – przyjaciół Polski. Należy wspomnieć przede wszystkim o udziale w tych uroczystościach krewnych i potomków powstańców styczniowych, w tym bliskich przywódców powstania straconych na stokach Cytadeli 5 sierpnia 1864 roku. Byli z nami krewni Romualda Traugutta i członków Rządu Narodowego: Jana Jeziorańskiego i Rafała Krajewskiego.

W 200-lecie uchwalenia Konstytucji Trzeciego Maja, w 1991 roku, przypomnieliśmy pod Krzyżem Traugutta najbardziej okazałe obchody narodowego święta, które 3maja 1919 roku, po 123 latach niewoli, odbyły się wolnej już Polsce na stokach Cytadeli, z udziałem Józefa Piłsudskiego, ks. kard. Aleksandra Kakowskiego, innych przywódców państwa i 140 tysięcy zgromadzonych Polaków. Dla utrwalenia tej ważnej daty dokonaliśmy symbolicznego aktu: dzieci posadziły Dąb Niepodległości u stóp wzgórza, na którym stoi Krzyż Traugutta.

Dobrze pamiętam wiele ciemnych i mroźnych styczniowych wieczorów pod Krzyżem Traugutta, kiedy garstka modlących się Litanią Narodu Polskiego za powstańców jakby na własnej skórze przeżywała podobne uczucia, jakie musiały towarzyszyć styczniowym spiskowcom w 1863 roku: za słuszną sprawę należy walczyć, choćby przeciw był cały świat. Takie przekonanie reprezentowało wielu naszych przyjaciół, z których część już odeszła do Pana. Wymieńmy prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, biskupów: Władysława Miziołka i Zbigniewa Kraszewskiego, prałatów: Wacława Karłowicza i Witolda Kiedrowskiego, Wiesława Kwietnia, wieloletniego proboszcza parafii pw. Nawiedzenia NMP na Nowym Mieście, która obejmuje miejsce stracenia Traugutta. Byli z nami generał Antoni Heda „Szary”, gen. Stanisław Nałęcz-Komornicki, późniejszy prezes Światowego Związku Żołnierzy AK płk Czesław Cywiński i wielu innych kombatantów, powstańców warszawskich. Cieszyliśmy się obecnością literatów: Zygmunta Kubiaka, Wiesława Budzyńskiego, Mazlluma Sanei z Kosowa, naukowców z prof. Janem Pachowskim, historyków, z których następnie wielu zasiliło Instytut Pamięci Narodowej, zaprzyjaźnionego ojca paulina z Jasnej Góry Eustachego Rakoczego, kapelana Żołnierzy Niepodległości, oddanych rzemieślników warszawskich z najstarszego Cechu Krawców i Rzemiosł Włókienniczych, który działa nieprzerwanie od 1380 roku. Krawcy z własnej inicjatywy ufundowali i wykonali w 1994 r. kopię zdewastowanego przez wandali Krzyża Traugutta w miejscu stracenia przywódców powstania.
(Współpraca Łukasz Kudlicki)

Andrzej Melak

Wersja do druku

Jan Orawicz - 24.01.13 4:03
Drogi Panie Robercie,czytając Pana komentarz, przeżyłem złudzenie zapachu wiejskiego chleba z tamtych lat. Ja się urodziłem na wsi pomorskiej,gdzie właśnie wyrastałem na smacznym wiejskim chlebie smarowanym masłem, przechowywanym w specjalnej piwnicy z kamieni,w której także przechowywano wyroby mięsne,warzywa itp. Kto nie dysponował taką "lodówką"
to masło spuszczał do studni. Pod chłopskim niebem żyłem do 16 roku życia.Do dzisiaj tęskno mi za tym niebem,które od wczesnych wiosen było rozśpiewane
skowronkami, aż do ich odlotu.Wiem,że poznańscy rolnicy cieszyli się dużym uznaniem za ich wysoką kulturę rolną i kulturę ich domów,a także przywiązanie do naszego Kościoła. Oprócz tego byli wierni swojej RP,co przecież wykazało
Powstanie Wielkopolskie. Dzisiaj patrzę na poznańskich chłopów, jaką muszą prowadzić bitwę o swoją ojczystą ziemie Boże Drogi!! Patrzę z optymizmem na tę ich Świętą bitwę z nicią optymizmu,że ją wygrają! Pozdrawiam

Robert - 23.01.13 15:50
Szanowny Panie Janie, dziciństwo o ktorym Pan wspomina, połaskotało moją pamieć, i pierwsze kontakty z RWE. W latach 50-tych czesto wakacje spedzałem u krewniaków w cudownej poznańskiej wsi Rostarzewo. Gospodarstwo jak na owe czasy "wzorowo" prowadzone, ta wies nie była jeszcze zeliktryfikowana. Maszyny w gospodarstwie oparte na młockarnio - sieczkarni ect. napedzane kieratem z zaprzegiem konnym. Młyn, to wielki wiatrak w polu. Pobudka wczesnie rano skoro świt, a spac razem z kurami lub przedzenie i zycie nocne przy lampach naftowych. Specjalne jadło w piecach opalanych drzewem i wypieki łącznie z chlebem, o niezapomnianym smaku i aromacie. Za lodówkę, słyżyły głebokie piwnice a latem studnie z masłem o niespotykanej dzisiaj konsystencji. Myślę że na tym sprawy kulinarne zakończę i nie bede drażnił podniebienia - po kazdych wakacjach wracałem do dużego miasta coraz grubszy.
Natomiast w każdą niedziele i święta, schodzili się znajomi i w powadze i uwadze słuchano Radia Wolna Europa i chyba Londyn. Konstrukcja tego radia to dzieło raditechniki na kryształach z dużym głosnikiem szczekaczki obiazdowej niemieckiej, zasilanym wzmacnieniem akumulatora ze Sztudbakera, samochodu posiadajacego ładowanie ale zapalany przy pomocy korby. Radio nazywało sie "kołchoznik", funcjonowało w tych warunkach rewelacyjnie, w takich odległych bez pradu rejonach nie instalowano żadnych urzadzeń zagłuszających, to było zagłuszane dopiero w latach 60/70, z kablowaniem nie było problemów - sami swoi. Czasami trzeba było przestroić, jakaś wprawna ręka musiała znalezć odpowiednie miejsce na krysztale i resztę indukcyjnie antenowym obodem "selektywnie???". Pamiętam te orginalne głosy wielkich Polaków, płynące i głosnika - reakcje słuchających, powaga, śmiech czasmi łzy.
Być może zanudzam, ale warto sobie uświadomić, że to za naszego życia, dokonał się najwiekszy rozwój technologi od furmanek do lotów miedzyplanetarnych, szkoda że nie cywilizacyjnie - Polskę okradziono, lącznie z Enigmą. Robert.

Jan Orawicz - 23.01.13 6:35
Moje dzieciństwo i młodość znalazły się w potrzasku czerwonego zaborcy Polski
A to była tragedia dla naszych młodych umysłów i serc,ponieważ nauczycielom i wychowawcom groziła w zasadzie śmierć za lekcje historii Polski z przedwojennych podręczników. Od 1952r sprawę tę ratowała "Rozgłośnia Polska Radio Wolna Europa." No,ale w tamtym czasie,nabycie aparatu radiowego nie
było łatwe. W moim rodzinnym domu - od czasu do czasu gościło radio mego szwagra,który był po demobilu z Dywizji im.Tadeusza Kościuszki, do której to dywizji dostał z gułagów sowieckich na Syberii. On mówił nam:" Módlmy się do
Matki Boskiej Częstochowskiej o to,by sowiecka zaraza nie rozlała się po Polsce." I od tamtej pory dowiadywałem się dzięki RPRWE prawdziwej historii Polski jakby w przednim wydaniu. Oczywiście też przy pomocy rodziców,którzy jednak uważali na to,by nam ubiści nie sprawili ubeckiej łażni,bo mieli swoich znosków,którzy za oknami podsłuchiwali wieczorami rozmów dzieci z rodzicami.i głosu w/w radia. Nauczyciele także byli zastraszeni. Przedwojenne książki historyczne można było daleko póżniej kupić w .Antykwariatach,często spod lady. Z tej to prostej przyczyny,długo chodziłem po OJCZYSTEJ ZIEMI bez
pełnej znajomości Jej historii,gdyż RPRWE już tak mocno zagłuszali,że nie szło
wszystkiego wysłuchać. Te zagłuszania i zakazy wskazywały nam młodym Polakom,że okupant celowa prawdy historyczne ukrywa przed nami. I to spalało jego wiarygodność. Ale do dzisiaj moja znajomość historii Polski jest z brakami. Z tej prostej przyczyny,serdecznie dziękuję Panu autorowi tego artykułu ! Także serdecznie pozdrawiam!

Lubomir - 22.01.13 11:38
Rycerze niepodległości muszą być w każdej epoce. Również w czasach industrializacji i szybko zmieniających się technologii są potrzebni kreatorzy i obrońcy niepodległości. Nigdy nie należy oddawać pola namiestnikom obcych stolic. Karłowatość i zbyteczność jurgieltników można wykazać zawsze. Trzeba eksponować nawet takie szczegóły, jak to, że Żmudzini idąc w styczniu do powstania śpiewali po żmudzku 'Jeszcze Polska nie zginęła...', śpiewali 'Dabar Lenkai ne prapuolei...'. Niewidzialni wrogowie Polski i Litwy usiłują przedstawić obecnie Żmudzinów jako ekstremistów nienawidzących wręcz zoologicznie Polski, Polaków i polskości. To propagandowa zbrodnia. To niedozwolony antypolonizm.

Wszystkich komentarzy: (4)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

20 Kwietnia 2007 roku
Zmarł Jan Kociniak, polski aktor filmowy i teatralny, partner Jana Kobuszewskiego w telewiz. progr. satyr. Wielokropek(ur. 1937)


20 Kwietnia 1706 roku
Zmarł Hieronim Lubomirski, hetman wielki koronny, woj. krakowski, podskarbi wielki koronny, marsz. nadworny koronny (ur. 1647)


Zobacz więcej