Sobota 20 Kwietnia 2024r. - 111 dz. roku,  Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 09.05.13 - 22:18     Czytano: [5295]

Dział: Głos Polonii

Z życia Polaków w Melbourne (Aktual.)





Zgon Lecha Paszkowskiego i refleksje pośmiertne

24 kwietnia 2013 roku zmarł z Melbourne w wieku 94 lat pochodzący z Warszawy Lech Paszkowski, zasłużony historyk Polonii australijskiej do 1940 roku oraz autor ciekawych wspomnień. Autor dwóch bardzo ważnych prac dotyczących historii Polonii, a szczególnie wczesnych dziejów Polonii australijskiej: Polacy w Australii i Oceanii 1790-1940 (Londyn 1962, wydanie krajowe Toruń 2008) oraz wydanej po angielsku biografii zasłużonego badacza Australii Pawła Edmunda Strzeleckiego Sir Paul Edmund Strzelecki: Reflections of his life (Melbourne 1997). Książka o Polakach w Australii do 1940 roku ukazała się również w języku angielskim p.t. Poles in Australia and Oceania 1790—1940 (Sydney – Oxford – New York 1987). Trzy tomy jego wspomnień p.t. Na falach życia ukazały się jako wydawnictwo Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych w latach 2005, 2007, 2012. Był również autorem szeregu mniejszych prac i wielu artykułów dotyczących także wczesnych dziejów Polonii australijskiej i Pawła Edmunda Strzeleckiego, z których będzie pamiętany zapewne do końca świata jako najlepszy znawca jego życia i działalności badawczej w Australii.

Jednak wbrew temu co pisze się o Lechu Paszkowskim (np. Wikipedia.pl, Onet.pl 25 IV 2013), nigdy nie był on publicystą. Bowiem publicysta to literat piszący o politycznych kwestiach na dobie. Tymczasem Lech Paszkowski polityką czy chociażby współczesnym życiem Polonii australijskiej w ogóle się nie zajmował i nie brał aktywnego udziału w jej zorganizowanym życiu (poza sprawami związanymi z jego działalnością naukową). Działalność tę doceniała i popierała wierchuszka polonijna (tylko dlatego, że nie zajmował się jej działalnością i oceną ich pracy!), jednak nie ogół Polaków w Australii, do tego stopnia, że prawie cały nakład (ok. 700 egzemplarzy) jego tak bardzo cennej pracy wydanej po angielsku Sir Paul Edmund Strzelecki: Reflections of his life (Melbourne 1997) po dziesięciu latach od wydania poszedł na przemiał. A Polacy w Australii na pewno nie zaliczają się do biednych ludzi. Prawda, cena książki była bardzo wyśrubowana. Ale to wcale nie był powód jej „bojkotowania” przez Polonię australijską. W 1980 roku Paszkowski wydał w Melbourne ważną broszurę w języku angielskim pt. Social background of Sir Paul Strzelecki and Joseph Conrad ze wstępem profesora socjologii na Australijskim Uniwersytecie Narodowym w Canberze Jerzego Zubrzyckiego, której cena wynosiła zaledwie kilka dolarów. Federacja Polskich Organizacji w Wiktorii zaapelowała do społeczeństwa polskiego na łamach ukazującego się w Melbourne „Tygodnika Polskiego” o poparcie i rozpowszechnianie tej publikacji. Po dłuższym czasie ta sama gazeta podała informację, że pomimo apelu Federacji sprzedano zaledwie... 50 egzemplarzy broszury!

Niestety, Polacy na świecie na ogół nie doceniają cennej pracy twórczej swoich rodaków i również nie potrafimy się sprzedać i zareklamować swoich cennych prac i osiągnięć gospodarzom danego kraju. Na pewno tak jest w Australii, o czym poniżej. Możemy być szczerzy między sobą, dlatego przypomnę tutaj bardzo ostrą, ale jakże prawdziwą opinię o wielu Polakach: że są po prostu zawistni. Wiem co mówię, bo z tą polską zawiścią wokół mojej osoby żyję od 1974 roku, tj. od kiedy zostałem redaktorem wydawanego w Melbourne „Tygodnika Polskiego”. A odżywa ją każda moja kolejna książka. A że wydałem ich dwadzieścia, to po prostu „pływam” w tym otaczającym mnie zawistnym jadzie małych ludzi, którzy mają o sobie wielkie mniemanie. Dla mnie są śmieszni i głupi! Szczególnie, kiedy chcą mi szkodzić, co im się nie udaje. A nie udaje im się to bo są z jednej strony za mali na to, a z drugiej nie jestem od nich w niczym uzależniony. Poza tym ich poparcie jest tyle warte co był wart apel Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii o kupowanie broszury Lecha Paszkowskiego Social background of Sir Paul Strzelecki and Joseph Conrad. Stąd mam gdzieś ich bojkot mojej osoby i mojej twórczości, która pomimo ich złośliwości ma się dobrze. Bardzo dobrze! Starczy zaglądnąć do Internetu, gdzie o Kałuskim można przeczytać nie tylko po polsku czy po angielsku, niemiecku, francusku, rosyjsku, ukraińsku itd., ale także w takich egzotycznych językach – alfabetach jak perski, hebrajski czy japoński.

Wadę zawiści miał także Lech Paszkowski, który uważał się za jedynego historyka Polonii australijskiej i bojkotował innych jej historyków, m.in. mgr Mariana Szczepanowskiego i niżej podpisanego.

Paszkowski żył także w oderwaniu od życia zorganizowanej Polonii australijskiej, nie biorąc od początku lat 50. XX w. aktywnego udziału w jej życiu. Dla większości Polaków w Australii Lech Paszkowski był wcale lub prawie nieznany. Dlatego nie zdziwił mnie następujący ustęp Ernestyny Skurjat-Kozek z pożegnania Lecha Paszkowskiego: „We wtorek w południe udaliśmy się do pięknego kościoła pw. Św. Ignacego w Richmond, gdzie ks. Wiesław Słowik S.J. w koncelebrze dwóch kapłanów-Jezuitów odprawił uroczystą mszę pogrzebową. Ku naszemu zdumieniu nie było wielkich tłumów. Nie było też widać dygnitarzy: spodziewałam się, że będzie polski ambasador, albo konsul generalny. Pamiętam, jak kilka lat temu ambasador Andrzej Jaroszyński pojechał do Melbourne, aby złożyć wizytę Panu Lechowi. Na nabożeństwie był Dr Jerzy Łuk-Kozika, honorowy Konsul Generalny. Być może to on reprezentował polską dyplomację. A czy ktoś reprezentował organizacje polonijne?” (Puls Polonii 7 maja 2013).

Przykro to czytać, bowiem Lech Paszkowski na pewno zasłużył na coś więcej – na znacznie lepsze pożegnanie Go przez Polonię australijską.

20-lecie Klubu w Albion

21 marca 2013 roku minęło 20 lat od oficjalnego otwarcia nowozbudowanego Polskiego Ośrodka Społeczno-Sportowego w Albion, który ostatnio zmienił na bardziej skromną i dzisiaj na pewno adekwatną nazwę na Polski Klub w Albion. Widać, że niektórzy z obecnych członków Klubu to z jednej strony ludzie bez ambicji (co dowodzi chociażby zmiana nazwy tej placówki), a z drugiej osoby nie mogące zdobyć większego poparcia ze strony społeczności polskiej Melbourne. Ubiegłoroczne i tegoroczne Święto Sportowe (luty każdego roku) było wielką klapą. Klubowcy ci mogą tłumaczyć to – w pewnym stopniu słusznie – wymieraniem i starzeniem się Polonii melbourneńskiej. Jednak do tej klapy przyczyniło się także wielkie rozbicie zaistniałe wśród Polaków w zachodnich dzielnicach Melbourne, gdzie ma swoją siedzibę Klub, do którego doprowadzili nie kto inny jak tylko jego niektórzy członkowie (ci od grudnia 2010) wraz z ks. Józefem Migaczem. Członkowie, którzy brutalnie usunęli ze swych szeregów niewygodnych dla siebie – dla ich kliki - członków ze swego grona i wszczęli wojnę z największą szkołą polską w Australii, która od lat ma swoją siedzibę na terenie Klubu. Te dzieci, a przede wszystkim ich rodzice to główna grupa ludzi, na której Klub może i powinien oprzeć swoją przyszłą działalność i to na wiele lat! W zachodnich dzielnicach Melbourne mieszka kilka tysięcy Polaków. Ilu płatnych członków ma Klub? - Sto czy maksimum dwustu. No i ilu z tych płatnych członków rzeczywiście bierze czynny udział w życiu Klubu? Pięćdziesięciu czy najwyżej stu.

A wszystko dlatego, że z jednej strony większość Polaków w Melbourne nie interesuje się już polskim życiem narodowo-społecznym, a z drugiej nasi liderzy swą działalnością czy jej brakiem i kłótniami nie dają dobrego przykładu tym niezrzeszonym. A także nie potrafią sprzedać i reklamować swoich dobrych uczynków, bo i takich jest wiele – nawet w Albion. Pojęcia: reklama i informacja są obce bardzo wielu Polakom. Poprzedni zarząd wydawał biuletyn Ośrodka, który był otwarty dla wszystkich i który ja redagowałem. Obecni klubowcy (grupa członków, no bo nie moi zwolennicy) biuletyn zlikwidowali, bo nie chcieli pisma służącego wszystkim członkom Ośrodka/Klubu. Napisałem a poprzedni zarząd Ośrodka (Klubu) wydał, nie chwaląc się, na pewno bardzo ciekawą i dobrą historię Polskiego Ośrodka (Klubu) w Albion (w każdym bądź razie nikt lepszej na pewno nie napisze!). Bez wątpienia swoją żmudną pracą uratowałem historię Ośrodka/Klubu przed niechybnym zapomnieniem, gdyż archiwum Ośrodka/Klubu w zasadzie nie istnieje. Tymczasem niektórzy obecni klubowcy książkę bojkotują, bo to nie historia o nich (gdyż nie byli budowniczymi Ośrodka!) i nie chcą mi zapłacić za pracę nad wydaniem tych dwóch książek. Bojkotują do tego stopnia, że nie potrafili w ramach reklamy Ośrodka (Klubu) wysłać egzemplarz książki do burmistrza dzielnicy Brimbank, lokalnego posła do parlamentu stanowego, lokalnego posła do parlamentu federalnego, do redakcji lokalnych gazet (z prośbą o podanie informacji), do biblioteki publicznej Brimbank itd. Co więcej, prawdopodobnie nie raczyli nawet wysłać egzemplarza obowiązkowego (wydania polskiego i angielskiego) do Biblioteki Narodowej w Canberze (bodajże po 2 egzemplarze) i do Biblioteki Stanowej w Melbourne, co stwierdziłem przeglądając niedawno zasoby Biblioteki Narodowej w Canberze. A przecież wiąże się to z karą za nie dopełnienie tego obowiązku!

Chodzą słuchy, że sprawa sądowa niektórych nowych klubowców w Albion z Robertem Bastienem i ze mną kosztowała Klub ponoć 27 000 dolarów (nie kosztowała ani centa mnie ani p. Bastiena, bo nie mogła nas nic kosztować, a liczono na to, że uderzą nas po kieszeni!). To na pewno nie robi dobrej reklamy Klubowi! A w uprawianiu niedobrych reklam to, niestety, wielu naszych prezesów celuje! Mam pytanie: czy te wysokie koszta sprawy pokryli ci członkowie Klubu czy Ośrodek? Wszak była to ich prywatna sprawa!

A jeśli chodzi o samą uroczystość 20-lecia Klubu, która odbyła się 14 kwietnia, to wzięło w niej udział zaledwie maksimum 120 osób (według „Tygodnika Polskiego”), w tym bardzo wiele zaproszonych gości z całego Melbourne, m.in. George Łuk-Kozika – Konsul Honorowy RP w Melbourne, Adam Drahan – prezes Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, ks. Wiesław Słowik – rektor Polskiej Misji Katolickiej w Australii, Elżbieta Drozd – komisarz stanowy ds. wielokulturowości, Magdalena Jaskulska – redaktor „Tygodnika Polskiego”. Jak widać z tego niewielu członków Klubu i innych Polaków wzięło udział w tej uroczystości, czyli ją zbojkotowało. Zabrakło na niej m.in. o. Dominika Jałochy OP – kierownika szkoły polskiej na terenie Klubu, Andrzeja Szumnego - byłego prezesa Ośrodka/Klubu i Mariana Kałuskiego – autora historii Ośrodka/Klubu. Czy nas nie zaproszono, czy co się stało? Chociaż pewne osoby z „Tygodnika Polskiego” nie lubią mnie za pisanie prawdy o nich, otrzymałem oficjalne zaproszenie na uroczystości związane z 60. rocznicą założenia pisma. Szkoda, że takiej samej kultury zabrakło członkom Klubu!

Klubowi w Albion życzę co najmniej dalszych 20 lat istnienia i dobrych członków i zarządów.

Media tylko dla samych swoich

Najważniejszą polską gazetą w Australii jest ukazujący się od 1949 roku „Tygodnik Polski”. Do 1974 roku było to pismo prywatne, najpierw ks. Konrada Edmunda Trzeciaka i od 1961 Romana Gronowskiego.

Red. Roman Gronowski w swoim testamencie nic nie wspomniał o piśmie, któremu przez to groziła likwidacja. Po śmierci red. Gronowskiego wykonawca jego testamentu, dr Zbigniew Stelmach postanowił nie likwidować tak ważnego pisma dla Polonii australijskiej i wydawać go przez masę spadkową. Wiedząc o mojej bliskiej współpracy z red. Gronowskim, zasugerował mi objęcie stanowiska redaktora i odkupienie go od masy spadkowej. Mogłem zostać prywatnym właścicielem „Tygodnika Polskiego”.

Pismo prywatne jest uzależnione od poglądów politycznych i wszelkich innych swego właściciela, stąd nie jest pismem w pełni demokratycznym, przez co nie służy całej – w naszym wypadku - Polonii australijskiej. Dlatego uważałem, że „Tygodnik Polski” powinien stać się pismem społecznym i doprowadziłem do jego uspołecznienia. Niestety, członkowie zarządu organizacji, która tylko i wyłącznie dzięki mnie kupiła pismo uważali, że „Tygodnik Polski” jest teraz ich prywatną własnością i dążyli do całkowitego podporządkowania sobie mnie, czyli redaktora pisma. Walczyłem przez trzy lata o to, aby pismo służyło całej Polonii australijskiej, a nie tylko ich „samym swoim”. Walkę przegrałem. 1 listopada 2002 roku kolejnym redaktorem pisma została mgr Grażyna Walendzik, która, z pomocą inż. Goździckiego – nowego prezesa organizacji wydającej pismo, chciała pójść w moje ślady, czyli otworzyć łamy pisma dla wszystkich Polaków w Australii. „Sami swoi” nie dopuścili do tego. Usunęli i inż. Goździckiego i mgr Walendzik już w maju 2003 roku. Od 10 lat jedynym panem i prawdziwym cenzorem „Tygodnika Polskiego” jest osoba licząca ponad 80 lat. Pismo będące w jej łapach jest tylko dla „samych swoich”. Np. nie ma w nim miejsca dla niżej podpisanego czy o. Dominika Jałochy, który prowadzi największą szkołę polską w Melbourne. No bo jesteśmy na jej i jej przyjaciela, o. Rajmunda Koperskiego OP czarnej liście.

Dziwi mnie tylko to, że tak stare obie osoby, stojące bez wątpienia nad grobem, są ciągle pełne nienawiści do drugiego człowieka – do ich rodaka, do ich brata w Chrystusie!

Ale w Australii nie tylko „Tygodnik Polski” jest dla „samych swoich”. Mamy tu kilka gazet internetowych, zresztą całkiem niezłych, które są także otwarte tylko dla „samych swoich”. Jedną z nich jest „Puls Polonii”.

Oczywiście nie zależy mi na współpracy z nimi, chociażby dlatego, że są one wydawane „sobie a muzom”; nie wierzę, że mają one więcej jak 50 czy najwyżej 100 czytelników. I nie obrażając nikogo – ludzi bez żadnego znaczenia nawet na polskim podwórku.

Ostatnio zapytała mnie pewna zasłużona osoba współpracująca z „Pulsem Polonii” dlaczego z nim nie współpracuję. Postanowiłem jej udowodnić, że jest to gazeta tylko dla „samych swoich”. Wysłałem więc do redakcji dwa znajdujące się poniżej teksty: „Polonika w Canberze i okolicy” i „Polska kaplica w Bacchus Marsh”, uznając, że redakcja jeśli nie służy tylko „samym swoim”, to nie powinna mieć trudności w opublikowaniu tych ciekawostek polsko-australijskich. Tym bardziej, że ja nie miałem nigdy na pieńku z redakcją „Pulsu Polonii”. A jednak nie opublikowała, co tłumaczę jej głupotą i zawiścią.

Nowy prezes Federacji Wiktoriańskiej

25 listopada 2012 roku nastąpiła zmiana na stanowisku prezesa Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii. Nowym prezesem został pan Adam Drahan, osoba przez Święta Sportowe blisko związana z Polskim Ośrodkiem/Klubem w Albion.

Zmiana na stanowisku prezesa była przełomowym wydarzeniem nie tylko w historii Federacji, ale także w życiu Polaków w Melbourne i Wiktorii. Ze stanowiska prezesa odszedł bowiem 76-letni inż. Krzysztof Łańcucki – osoba instytucja, jeden z ostatnich Mohikanów „starej” czyli powojennej emigracji polskiej w Australii. Osoba przez około 60 lat brała udział w polskim życiu w Australii. Inż. Łańcucki był m.in. krótko prezesem Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, potem przez kilkanaście lat prezesem Rady Naczelnej Polonii Australijskiej, a następnie ponownie przez szereg lat prezesem Federacji Polonii Wiktoriańskiej. Ze stanowiska prezesa tak Rady Naczelnej jak i ostatnio Federacji odszedł w wyniku pewnego rodzaju zamachu stanu. Jego następcą miał zostać podczas następnych wyborów (w 2013 roku) przechodzący właśnie na emeryturę Włodzimierz Wnuk. Jednak pewna grupa osób do tego nie dopuściła. Adam Drahan uzyskał podczas głosowania na prezesa dosłownie jeden głos więcej od inż. Łańcuckiego.

Inż. Łańcucki miał swoich zwolenników i – jak każdy prezes - wielu krytyków. Oczywiście wiele rzeczy których robił albo nie robił było słusznie krytykowanych. Na pewno podczas swej działalności społecznej skrzywdził niektóre osoby, chociażby mnie. Jednak jego i nie tylko jego krytycy często zapominają w jakich trudnych warunkach musiał pracować jako prezes Rady Naczelnej i Federacji Wiktoriańskiej. Gdyby nie pomoc rządowa od ok. 25 lat tak jedna jak i druga organizacja prawdopodobnie już by nie istniały. Przed otrzymywaniem subwencji rządowych ich kasa świeciła pustką; często brakowało pieniędzy na... znaczki pocztowe! A organizacje polonijne nie kwapiły się z przyjściem z pomocą finansową tak ważnym placówkom polonijnym! Więc jak tu można było myśleć o realizacji różnych wniosków oraz prac i projektów?!

Krytycy inż. Łańcuckiego i innych prezesów powinni postawić sobie pytanie: co ja zrobiłem/zrobiłam dla polskiego życia organizacyjnego w Australii? A jeśli szczerze odpowiedzieli by na to pytanie, to wówczas okazało by się, że mają najmniejsze prawo do krytykowania innych rodaków – działaczy społecznych. Inż. Łańcucki na pewno byłby lepszym człowiekiem i prezesem, gdybyśmy my sami byli lepszymi ludźmi i działaczami społecznymi.

Jest nas coraz mniej

Niestety, z roku na rok jest coraz mniej Polaków w Australii. Emigracja powojenna prawie wymarła, przedstawiciele tzw. emigracji solidarnościowej albo już wkroczyli czy niebawem wkroczą w wiek emerytalny, a przybywających do Australii w ostatnich dwóch dekadach polskich emigrantów jest bardzo niewielu. Stąd wiele organizacji polskich zostało już rozwiązanych, a jeszcze więcej ledwo zipie i w najbliższych latach upadnie. Jedynemu polskiemu pismu w Melbourne – „Tygodnikowi Polskiemu” śmierć także zagląda w oczy. Przykre to dla mnie, gdyż w 1974 roku wraz z dr Zbigniewem Stelmachem wyrwaliśmy pismo z rąk śmierci. Na mszach polskich jest coraz mniej ludzi. Doroczne Święto Sportowe w Albion, które kiedyś przyciągało do 5000 rodaków, jest od dwóch lat marniutką imprezą. Od 29 kwietnia 2013 roku państwowa wieloetniczna stacja radiowa SBS zmniejszyła o połowę – z 8 do 4 godzin – nadawanie polskich audycji radiowych, a także finansowane przez rząd od 1983 roku Polsko-Australijskie Biuro Usług Społecznych zmieniło niedawno nazwę na Australian Multicultural Community Services. Przestało być w nazwie polskie, a stało się wielokulturowym, gdyż służy już nie tylko Polakom, z których większość przeszła w zaświaty.

Można przypuszczać, że polskie życie organizacyjne na pewno nie ulegnie całkowitej likwidacji, ale będzie ono marniutkie, prawie takim, jakim było zanim Polacy przybyli do Australii w dużej masie po II wojnie światowej.

Nowe polsko-australijskie publikacje książkowe

Należy odnotować ukazanie się trzech książek polskich związanych z Polakami w Australii.

Pierwsza to praca jezuitów: Ludwika Grzebienia (główny autor), Andrzeja Pawła Biesia i Wiesława Słowika pt. „Jezuici Polscy w Australii. Południowa Australia 1870-1906. Wiktoria 1950-2012”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa WAM w Krakowie w 2012 roku. Jest to obszerna publikacja historyczna (503 strony), bogato ilustrowana i fachowo i ciekawie opracowana oraz estetycznie wydana. Jest to kolejny cenny przyczynek do historii Polaków w Australii. Należy tu wspomnieć, że pierwsi dwaj autorzy są z Polski, trzeci – o. Wiesław Słowik jest rektorem Polskiej Misji Katolickiej w Australii i bardzo zasłużonym działaczem polonijnym. Jest fundatorem tej książki. Osobiście cieszy mnie to, że autorzy wiele razy powołują się na moją książkę „Polonia katolicka w Australii i działalność duszpasterska polskich dominikanów w Australii i Nowej Zelandii” (Toruń 2010), którą wydał Dominikański Ośrodek Duszpasterstwa Polskiego w Wiktorii (o. Dominik Jałocha OP). Szkoda tylko, że podając informacje o polskich szkołach w Wiktorii „zapomniano” (?) wymienić na pewno największą szkołę polską w Australii – szkołę w Albion, prowadzoną przez o. Dominika Jałochę OP.

Druga pozycja to olbrzymia (736 stron) praca naukowa dra Zdzisława Andrzeja Derwińskiego pt. „W okowach Wielkiej Trójki. Polityka zagraniczna rządu Rzeczypospolitej Polskiej na Obczyźnie pod kierownictwem Stanisława Mikołajczyka (14 lipiec 1943 – 28 listopad 1944)”. Dr Derwiński ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Wrocławskim (uczeń prof. Wojciecha Wrzesińskiego). W 1987 roku opuścił zniewoloną Polskę gen. Wojciecha Jaruzelskiego i osiadł w Australii (Melbourne), gdzie w 1991 roku założył Muzeum i Archiwum Polonii Australijskiej, którego jest obecnie wiceprezesem. W latach 1998-2002 był redaktorem ukazującego się w Melbourne „Tygodnika Polskiego”. Był także redaktorem innej bardzo ważnej publikacji „Kronika Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii 1962-1992” (Melbourbne 1993). Ostatnia praca dra Derwińskiego, mająca charakter problemowo-chronologiczny, dotyczy ważnego okresu w dziejach Polski – okresu II wojny światowej, podczas której na samym jej początku (IX 1939) utraciliśmy niepodległość państwową, a na jej koniec suwerenność na okres 45 lat. Właśnie jak dochodziło do utraty przez Polskę suwerenności mówi ta praca. O ogromie pracy Autora świadczy to, że dokumentuje ją ponad dwa tysiące przypisów, bibliografia obejmuje prawie 300 pozycji, a indeks ma 2500 nazwisk. Jest to bez wątpienia najpoważniejsza polska i dotycząca historii Polski praca naukowa wydana w Australii.

Trzecią publikacją jest „Rocznik Muzeum i Archiwum Polonii Australijskiej. Tom V” (Melbourne 2012). Tom zawiera teksty Josepha Poprzecznego m.in. o Polakach z Wyalkatchmen, Marka Baterowicza o polskiej pisarce Marii Bonieckiej, która w latach 1965-78 mieszkała w Sydney, Stanisława Kramerczuka o Związku Polaków Dom Kopernika w Adelajdzie, dra Zdzisława Derwińskiego o dyrektorze Polskiej Agencji Telegraficznej, będącej agencją prasową rządu RP w Londynie podczas wojny i jednocześnie agencie sowieckim Stefanie Litauerze, wspomnienia Haliny Kaczmarskiej z Melbourne oraz materiały odnoszące się do działalności Muzeum i Archiwum Polonii Australijskiej, które jest dzisiaj najpoważniejszą i z największym dorobkiem polską placówką historyczną w Australii.

Polska Kaplica Maryjna w Bacchus Marsh

50 kilometrów na zachód od Melbourne leży miasteczko (5600 mieszk.) Bacchus Marsh. Z miasteczka tego pochodzi Peter Philip Carey (ur. 1943), znany także w Polsce pisarz australijski, autor książek dla dzieci oraz powieści i opowiadań, w których eksploruje kolonialną przeszłość Australii; aż 10 jego książek zostało przetłumaczonych na język polski.
W miasteczku tym obok kilku innych kościołów jest także kościół katolicki pw. św. Bernarda. W sanktuarium Matki Bożej z Ta Pinu jest także piękna Kalwaria – stacje drogi krzyżowej; każda ma pięknie wykonane i duże rzeźby przedstawiające mękę Pańską; na wzgórzu jest także ładna i oryginalna kaplica, a u podnóża jest ponad 20 kaplic Maryjnych, wśród których jest także i piękna kaplica polska z obrazami Matki Bożej Częstochowskiej i Miłosierdzia Bożego. Kopię obrazu Matki Bożej Częstochowskiej (oryginalnej wielkości) ufundował dla kaplicy, bp Antoni Długosz, biskup pomocniczy w Częstochowie, a kopię obrazu Miłosierdzia Bożego ufundowała rodzina Tymrakiewicz. Inicjatorem wzniesienia tej kaplicy był o. Dominik Jałocha OP, duszpasterz Polaków w North Sunshine, Yarraville i Hoppers Crossing. Zainspirował go do wzniesienia tam polskiej kaplicy pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej i Bożego Miłosierdzia polski misjonarz z Białorusi, o. Roman Schulz OP. Fundatorami tej kaplicy są parafianie o. Dominika. Sanktuarium, Kalwaria i kaplice Maryjne ściągają wielu wiernych i turystów.

Polonika w Canberze i okolicy

Kiedy przez dwanaście lat mieliśmy służbowy samochód i darmową benzynę na całą Australię, co roku przez dwa tygodnie razem z żoną zwiedzaliśmy Australię. Byliśmy dosłownie wszędzie, poza rejonem Kimberley w Zachodniej Australii, które prawie w całości jest niedostępne dla samochodów osobowych. Potem podróżowaliśmy głównie po świecie; byliśmy w 77 krajach i terytoriach na wszystkich kontynentach (głównie Europa – 28 krajów, Azja i wyspy Pacyfiku oraz USA, Kanada, Brazylia, Argentyna, Chile i Urugwaj, a w Afryce Egipt i Maroko) i przelatywaliśmy samolotem nad Antarktydą. Gdzie polecimy w tym roku to jeszcze nie wiemy. Z tym, że ostatnio postanowiliśmy powrócić w niektóre rejony Australii. Toteż w drugiej połowie kwietnia tego roku wybraliśmy się do Bright w górach Wiktorii, które o tej porze roku (jesień) tonie w kolorach żółtych, złotych i czerwonych liści drzew. Potem pojechaliśmy w Alpy Australijskie – byliśmy u podnóża Góry Kościuszki, która na nasze szczęście nie była w chmurach i w Jindabyne, gdzie jest monumentalny pomnik Pawła Edmunda Strzeleckiego; w tamtejszej księgarni kupiliśmy pocztówkę z pomnikiem Strzeleckiego, wykonaną przez Marcina Olesińskiego i wydaną przez internetowy Puls Polonii (Sydney). Następnie zatrzymaliśmy się na trzy dni w Canberze, w której nie byliśmy przez 10 lat. Mieszkaliśmy w motelu w Queanbeyan, gdzie w niedzielę o godz. 8 rano w kościele św. Grzegorza (Wielkiego) odprawiana jest msza św. dla Polaków. Zwiedzając Canberrę i jej muzea zauważyliśmy w katedrze katolickiej św. Krzysztofa duży i ładny witraż poświęcony św. Maksymilianowi Kolbe. Z kolei w Galerii Narodowej zauważyliśmy dwa obrazy o tematyce polskiej: obraz australijskiego malarza pochodzącego ze Szkocji Maxa Meldrum’a zatytułowany „Poland” z 1917 roku, który jest portretem „Madame de Tarczynska” w stroju krakowskim (była to znana rodzina australijska mieszkająca w Melbourne polskiego pochodzenia) oraz obraz malarza szwajcarskiego Eugene Guerand’a z 1863 roku zatytułowany „North-east view from the northern top of Mount Kosciusko” (Widok na Alpy Australijskie w kierunku północno-wschodnim z północnej ściany Góry Kościuszki). Z Canberry pojechaliśmy do Yarrawonga nad rzeką Murray, skąd powróciliśmy do Melbourne. Po drodze do Canberry i z powrotem do Melbourne zatrzymaliśmy się aby zwiedzić miasta i miasteczka: Euroa, Wangaratta, Beechworth, Myrtleford, Bonegillę (gdzie po wojnie był wielki obóz dla emigrantów, w którym przebywało także kilka tysięcy Polaków; w tamtejszym muzeum na jednej z tablic była wypowiedź o życiu w obozie pewnej Polki), Tallangattę, Coomę (pomnik Kościuszki), Yass, Gundagai, nad rzeką Murray: Albury-Wodongę, Rutherglen, Mulwalę, Cobram, Echucę oraz Bendigo. Kocham wprost australijskie miasteczka: są czyste i miłe; w każdym jest kilka kościołów – często bardzo ładnych, kilka hoteli w kolonialnym stylu australijskim, kilka zawsze ładnych budynków banków oraz równie ładny ratusz, budynek poczty i kilka innych ładnych budynków użyteczności publicznej, jak również obowiązkowo ładny park. Żyć, nie umierać!

Marian Kałuski

......................................................................................

Taki pan jaki kram

Myśl mojego komentarza o panu Krzysztofie Łańcuckim była inna, od tej jaką pani Monika Wiench w nim znalazła. Ja nie wybielałem pana Łańcuckiego (przecież piszę, że skrzywdził także i mnie przez niego). Chodziło mi o to, że sami (wyjątki potwierdzają regułę) jesteśmy winni temu, że często nienajlepsze osoby reprezentowały Polonię australijską i wiktoriańską. Przecież delegaci na zjazdy wyborcze ich znali i na nich głosowali. Czyli musieli być do nich podobni z charakteru i zachowania, zgodnie z powiedzeniem: Taki pan jaki kram.

Podziwiam odwagę pani Wiench. Jeszcze nikt tak ostro nie skrytykował osobę i działalność pana Łańcuckiego, jako prezesa Rady Naczelnej Polskich Organizacji w Australii, a potem Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii. Taka odwaga może jedynie potwierdzać jej prawdomówność, zgodnie z powiedzeniem, że oliwa zawsze na wierzch wypływa.

Wyjdzie na jaw także prawda o Polskim Ośrodku w Albion, w którym już żrą się między sobą ci, którzy mnie nielegalnie usunęli z listy członków Ośrodka.

Marian Kałuski
14.05.2013r.

..........................................................................................

Sprostowanie: przyjaciół nie brak i dzisiaj

W swoich refleksjach pośmiertnych o historyku Polonii australijskiej Lechu Paszkowskim napisałem, że prawie cały nakład (ok. 700 egzemplarzy) jego tak bardzo cennej pracy o Pawle Edmundzie Strzeleckim wydanej po angielsku pt. Sir Paul Edmund Strzelecki: Reflections of his life (Melbourne 1997) po dziesięciu latach od wydania poszedł na przemiał. Tymczasem ten smutny los spotkał książkę śp. Lecha Paszkowskiego o Polakach w Australii do 1940 roku, która ukazała się również w języku angielskim pt. Poles in Australia and Oceania 1790—1940 (Sydney – Oxford – New York 1987). Pisałem o tym, kiedy się to wydarzyło, dodając, że Lech Paszkowski mówił, że gdyby o tym dowiedział się przed przemiałem książek, to by odkupił od wydawcy 200 egzemplarzy. – Przepraszam za pomyłkę.

Jeśli chodzi o sprzedaż książki Sir Paul Edmund Strzelecki: Reflections of his life (Melbourne 1997), to według informacji uzyskanych od przyjaciela Lecha Paszkowskiego i osoby, która również swą pracą przyczyniła się lepszego poznania wszelkich śladów w Australii po Strzeleckim – p. Witolda Łukasiaka, książka miała nakład 600 egzemplarzy. Osobiście pomagał wydawcy rozprowadzać książkę, sam jeden sprzedając ponad połowę jej nakładu: kilkadziesiąt egzemplarzy poszło na promocjach (śp. Lech Paszkowski je podpisywał), 250 egzemplarzy w ciągu kilku dni trwającego festiwalu PolArt w Melbourne, kilkadziesiąt egzemplarzy z autografem Autora sprzedał w antykwariatach i wśród znajomych. Podczas PolArt p. Łukasiak biegał na kolejne imprezy ze stoliczkiem rozkładanym i książkami na sprzedaż, siadając przy wejściu. Jak udało mu się sprzedać 10 egzemplarzy to był sukces. Raz udało mu się sprzedać 29 egzemplarzy, ale to był koncert pożegnalny z pełną widownią. W pewnym momencie gdy zwrócił się do wydawcy o dalsze egzemplarze na sprzedaż, pan Walker z przykrością mu odmówił. Nakład był wyczerpany. Dzisiaj można kupić książkę w Amazon za... bagatela 300 dolarów.

A swoją drogą, także w dzisiejszym świecie są prawdziwi przyjaciele.

Marian Kałuski
28.05.2013r.

..........................................................................................


Potrzeba być tylko kulturalnym i chrześcijaninem


Ani mnie, ani p. Bastienowi nie grożą 2 lata więzienia i $30 000 kary. Te kary grożą TYLKO TYM, którzy otrzymali intervention order i go złamali. Ani ja, ani p. Bastien (jak się orientuję odnośnie jego) nie mamy nałożonego na nas intervention order i ani go nie złamaliśmy, ani go nie łamiemy. Pan Bastien, jak przypuszczam, woli dmuchać na zimne odnośnie Polskiego Ośrodka w Albion. Nie widzę nic złego w przyjęciu przez niego tej taktyki. Każdy robi jak uważa. Sąd nie zabronił mi pisania o Albion. Szczególnie PRAWDY. A jeśli w czymś się pomyliłem czy zostałem źle poinformowany (niestety, jest to - przesadzanie lub kłamanie - plaga grasująca wśród naszych społeczników i referentów prasowych!; trzeba zawsze sprawdzać czy nie przesadzili lub po prostu nie skłamali), zawsze przeproszę i dam sprostowanie. Po sądach latają tylko ci, którzy nie szanują samych siebie! Wszystko można załatwić w sposób kulturalny i chrześcijański. Tym bardziej jeśli się dana osoba podaje za chrześcijanina i pomaga księdzu w rozdawaniu komunii. No, ale jeśli ksiądz jest "z Bożej łaski", to i tacy są jego parafianie!

Daję to wyjaśnienie, aby nikt nie myślał, że rzekomo także i mnie z jakiś tajemniczych powodów grożą mi 2 lata więzienia i $30 000 kary.

Sąd - australijskie prawo do mnie nic nie ma. To ja mam pretensje do złego prawa australijskiego (wiktoriańskiego) odnośnie intervention order, który przez to, że jest prawnym bublem uchwalonym przez nie za mądrych polityków lub lobby adwokackie, bardzo często jest wykorzystywany przez zwykłych łajdaków.

Marian Kałuski
29.05.2013r.

..........................................................................................

Australia państwem demokratycznym i sprawiedliwym?

Zapewne cieszy każdego autora artykułu jak pod swoim tekstem przeczyta jakiś mądry komentarz. Właśnie taki jak np. ostatni wpis tutaj Włodzimierza Kowalika, z którego czytania człowiek staje się mądrzejszy, a nie głupszy. Grafomańskie komentarze wprawiają mnie w stan depresji, gdyż unaoczniają mi prymitywizm wielu ludzi XXI wieku. Chyba nigdy w swych dziejach ludzkość nie tarzała się w głupocie i bezmyślności jak właśnie dzisiaj. Stąd mamy świat taki jaki jest. Tylko i wyłącznie przez naszą głupotę mamy u władzy w wielu krajach głupich i bezmyślnych polityków, a w ostatnich latach także zboczeńców seksualnych, którzy na chama chcą narzucić nam swoją filozofię życia. Tak, ludzkość goni w piętkę z szybkością światła i musi się to dla niej źle skończyć.

Z ciekawością przeczytałem uwagi p. Kowalika odnośnie spraw związanych z prawem i tzw. sprawiedliwością. Kwestionuję jednak jego twierdzenie, że „Australia jest krajem demokratycznym i praworządnym” w sprawach dotyczących sprawiedliwości.

Aby nie było żadnych wątpliwości i posądzania mnie o to czy o tamto, to pragnę tu dobitnie stwierdzić, że Bóg czy los był dla mnie bardzo łaskawy, dając mi możność życia w Australii, spędzania tu mojego całego dorosłego życia przez prawie pół wieku. Australia to dla mnie naprawdę „lucky country” (szczęśliwy kraj). Wszystko co mam i co dobrego spotkało mnie w życiu zawdzięczam Australii. A zaznałem czy spotkało mnie tu wiele dobrego: dobre życie, wspaniała żona (Australijka polskiego pochodzenia), równie wspaniała czwórka dzieci, czworo wnucząt, osiągnięcia literackie, możność podróżowania po świecie (77 państw!). Chyba każdy z nas mile wspomina kraj lat dziecinnych. Tym krajem dla mnie jest Polska. I mile ją wspominam, szczególnie że chociaż byłem młody, miałem okazję także i ją względnie dobrze poznać. Popieram ją zawsze tam, gdzie moja polskość zmusza czy zachęca mnie do tego, gdyż jako Polak mam obowiązki polskie. Jednak moją pierwszą ojczyzną jest Australia. I tylko za nią byłbym gotów w razie potrzeby przelewać swoją krew. Bo tu jest mój dom, moja rodzina i tu mam spokojne i dobre życie.

Róża jest najpiękniejszym – królewskim kwiatem. Ale ten piękny kwiat ma kolce. Niestety, także piękna Australia ma swoje kolce. Tymi kolcami są m.in. brak pełnej demokracji, praworządności i sprawiedliwości.

Wyraz „demokraja” powstał z dwóch greckich wyrazów: „demos” – lud-obywatele i „kracja” – siła, moc-władza polityczna. Tymczasem polskie – w polskim rozbiorze tego słowa („demo-kracja”) jest bardziej prawidłowe po zatrzymaniu greckiego słowa „demos” i uwzględnieniu znaczenia polskiego wyrazu „krata”. Z tej multietnicznej zbitki otrzymujemy wykładnię: demokracja czyli obywatel za kratkami. Jesteśmy obywatelami więzionymi przez partie polityczne. Bowiem w żadnym kraju na świecie nie ma pełnej demokracji. Najbardziej „demokratycznym” państwem na świecie jest chyba Szwajcaria, gdzie w ważnych dla kraju sprawach decydujący głos mają obywatele poprzez udział w obowiązkowo organizowanych referendach. Wszystkie inne tzw. państwa demokratyczne, jak np. USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Polska czy Australia są de facto państwami semidyktatorskimi. To znaczy że nie są rządzone przez dyktatorów (w Polsce mamy ustrój konstytucyjno-wodzowski, gdyż dla Donalda Tuska: „Platforma Obywatelska to JA i ja, jako jej lider, mam pełną i niczym nie skrępowaną władzę”), ale ich ustrój polityczny jest daleki od tego co rozumiemy pod słowem „demokracja”. W tych państwach mamy do czynienia z dyktaturą partii rządzącej. W krajach komunistycznych nazywano to „dyktaturą proletariatu”, podczas gdy była to lub jest dyktatura całkowicie w rękach rządzącej partii komunistycznej. Tak w sowieckiej czy putinowskiej Moskwie, jak i w Waszyngtonie, Londynie, Paryżu, Berlinie, Warszawie czy Canberze rządzący mają w nosie (to powiedziane bardzo delikatnie) to czego od rządzących spodziewają się obywatele. Oni działają prawie zawsze według swego widzi mi się i tylko wtedy zmieniają swoje decyzje jeśli napotykają na ostry sprzeciw ze strony obywateli. A że często nasi politycy to zwykli kretyni umysłowi (najlepszym tego przykładem są władze i Parlament Unii Europejskiej gdzie jedna kretyńska ustawa, goni drugą, trzecią i setną; i tak będzie aż do momentu, w którym tę dobrą ideę zniszczy głupota jej polityków-urzędników, czyli do momentu, w który diabli ją wezmą!). Dlatego ja od ok. 25 lat nie biorę udziału w żadnych wyborach: federalnych, stanowych, a nawet i samorządowych, gdyż wiem, że z moją opinią i z opinią moich współobywateli i sąsiadów nie liczy się żaden polityk i samorządowiec, i że w systemie jednomandatowym mój głos nic nie zmienia, bo zmienić nie może. Szczególnie jeśli mieszkam w okręgu w którym od kilkudziesięciu lat niepodzielnie rządzi ta sama partia, a ja nie zgadzam się z jej programem politycznym. W Australii istnieje obowiązek głosowania pod groźbą kary finansowej (jaką demokracją jest zmuszanie obywateli do głosowania?!). Chodzę więc do lokalu wyborczego, rejestruje się, a na kartce wyborczej piszę, aby wszyscy politycy pocałowali mnie gdzieś.

Tyle na temat „demokratycznej” Australii.

A teraz na temat praworządności australijskiej i australijskiego wymiaru sprawiedliwości.

Oczywiście praworządność i wymiar sprawiedliwości w Australii był zawsze i jest dużo, dużo lepszy nie tylko od tego jaki był w PRL i jest w PRL-bis, czyli Polsce po 1989 roku. Nie jest on zapewne także gorszy od tego w USA, Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemczech czy w każdym innym „praworządnym demokratycznym” państwie. Po prostu tak jak nie ma na świecie ani jednego państwa w pełni demokratycznego, tak samo nie ma na świecie państwa w pełni praworządnego i w którym królowała by sprawiedliwość. Bo jak możemy mówić o sprawiedliwości na świecie, skoro jest to pojęcie zupełnie fikcyjne nawet w odniesieniu do Kościołów chrześcijańskich, a nawet i samego Boga. Bowiem o jakiej sprawiedliwości Bożej możemy mówić, skoro w Nowego Testamentu wiemy, że nawet najgorszy zbrodniarz typu Stalina i Hitlera jeśli na łożu śmierci pojedna się z Bogiem, to Bóg od razu przebaczy mu wszystkie jego super horrendalne zbrodnie. Pytam się: jakiego rodzaju jest to sprawiedliwość?! Przecież łaska Boża nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością wymyśloną przez człowieka. A jednak nasza sprawiedliwość jest dużo lepsza od Boskiej. W praworządnym prawie ludzkim nie karze się syna i córki za grzechy ojca i matki. Tymczasem Bóg za grzech Adama i Ewy ukarał i karze po dziś dzień wszystkich ich potomków tzw. grzechem pierworodnym, który z życia człowieka uczynił jedno wielkie piekło (wyjątkowo nieprzyjazny dla człowieka świat i ciężkie życie: często głód i zawsze choroby, starość, śmierć).

Aby nie być gołosłownym podam trzy prawdziwe przykłady z mojego i naszego życia.
W 1985 roku wydawnictwo szkolne AEPress w Melbourne wydało moją książkę „Poles in Australia” (Polacy w Australii). Książkę dla wydawnictwa recenzował prof. Jerzy Zubrzycki z Uniwersytetu Narodowego w Canberze (wydawnictwo przekazało mi pełną dokumentację w tej sprawie), za co podziękowano mu w książce. Tymczasem książka została źle przyjęta przez naszych liderów polonijnych: nie ze względu na treść (którą ocenił pozytywnie prof. Zubrzycki), ale ze względu na jej autora – przez głupią i typowo polską zawiść. Wówczas prof. Zubrzycki, wbrew prawdzie, opublikował w ukazującym się w Melbourne „Tygodniku Polskim” oświadczeniu, w którym napisał, że z wydaniem książki nie miał nic wspólnego. Było to wierutne kłamstwo. Kłamstwo, które szkodziło mojej reputacji i – w teorii - sprzedaży książki (cały nakład – 5000 egzemplarzy - został jednak na złość moich wrogów sprzedany, a ja otrzymałem sowite honorarium!). Poszedłem więc do adwokata, który był wówczas adwokatem wielkiego dziennika „The Age” (współpracowałem wówczas z tym dziennikiem i oni skierowali mnie do niego). Ten przejrzał dowody potwierdzające kłamstwo prof. Zubrzyckiego i przyznał, że mam podstawę prawną aby się z nim sądzić. Ale zaraz potem podszedł do swojej dużej i elegancko wyglądającej biblioteki i wyciągnął książkę „Who is who in Australia” czy jest w niej coś o prof. Zubrzyckim. Znalazł tam bardzo dobry biogram profesora (dużo współpracował z rządem w sprawach wielokulturowości), wrócił do biurka, przeczytał mi go i powiedział: „Jak pan chce może pan się z nim sądzić, ale jestem pewny, że sprawy pan Z NIM (taką znaną osobą) nie wygra”.

Jak ten fakt ma się do pojęcia sprawiedliwość – do australijskiego wymiaru sprawiedliwości?!

Kiedy Bill Hayden był generalnym gubernatorem Australii jego żona została przyłapana w sklepie na kradzieży. Fakt ten podały wszystkie media australijskie. Sprawa trafiła do sądu. No i sędzia z poważną miną orzekł jej niewinność, gdyż wówczas ponoć chorowała. Tymczasem zwykli ludzie – złodzieje sklepowi nie mogą w sądzie liczyć na żadne usprawiedliwienie ich występku, chociaż, kto wie, może któryś z nich naprawdę wówczas chorował.

Jak ten fakt ma się do pojęcia sprawiedliwość – do australijskiego wymiaru sprawiedliwości?!

Było to albo w 1970, albo w 1971 roku. Pracowałem z jedną Słowenką – bardzo porządną i inteligentną kobietą, dlatego znam dobrze tę sprawę „z pierwszej ręki”. Otóż jej mąż jechał przez Sunshine Road, prowadząc samochód bez licencji i po pijanemu. Uderzył w chłopca, który zginął na miejscu. Nie zatrzymał się tylko uciekał do domu w St. Albans. Byli jednak świadkowie wypadku i zdążyli zapamiętać numer rejestracyjny samochodu. Policja zatrzymała go zanim dojechał do domu. Oczywiście była sprawa sądowa. Był oskarżony o zabicie człowieka, jazdę bez licencji i po pijanemu i o to, że nie zatrzymał się po wypadku. Słoweniec wziął jednego z najlepszych barristerów w Melbourne (był to bardzo znany katolik). Sprawa kosztowała go 10 000 ówczesnych dolarów; musiał sprzedać swój dom i został bez grosza. Ale sprawę WYGRAŁ. Został uniewinniony z wszystkich zarzutów! Oto co znaczy mieć pieniądze i dobry barrister czyli adwokat, który za wielkie pieniądze uczyni z kryminalisty niewinną osobę!!! Rodzice zabitego chłopca odgrażali się, że któregoś dnia Słoweńca dopadną. Wyprowadzili się więc do Canberry. Na pewno w archiwum sądowym są materiały związane z tą sprawą, które potwierdziły by to co tutaj napisałem.

Jak również i ten fakt ma się do pojęcia sprawiedliwość – do australijskiego wymiaru sprawiedliwości?!

Jest takie polskie powiedzenie, a wszystkie porzekadła są mądrością narodów: „Trzymaj się z daleka od lekarza, policjanta, adwokata i księdza”.

Odnośnie sprawy sądowej o której wspomina p. Kowalik: jaki jest sens w wydaniu 5 czy nawet 10 tysięcy dolarów, aby udowodnić swoją niewinność odnośnie otrzymanego od łajdaków Intervention Order (Alex White w artykule Call to fine court pests „Sunday Herald Sun” Melbourne 29 April 2012 napisał, że tylko w 2011 roku było takich łajdaków w samej Wiktorii kilka tysięcy!!!) skoro jak się przegra sprawę to cię nic nie kosztuje, a jak ją wygrasz to nie będą zwrócone ci żadne koszta sądowe i nie otrzymasz żadnego odszkodowania? Trzeba być wariatem, aby wyrzucić w błoto 5 czy 10 tysięcy dolarów, tym bardziej, że ci łajdacy właśnie liczą na to, że cię uderzą po kieszeni!

Ja mam czyste sumienie, a moja mowa obrończa (która będzie opublikowana po upływie roku) pokarze kto w tej sprawie był łajdakiem i jak łajdacki jest wiktoriański wymiar tzw. sprawiedliwości. Policji i sądowi w Sunshine zarzuciłem rasizm, gdyż wierzę, że gdybym był dziennikarzem pochodzenia anglosaskiego to sprawa (zarzuty wobec mnie) byłaby przez nich odrzucona. Nie pomyliłem się. Otóż media właśnie udowodniły rasizm wśród policji w Sunshine ((Alison Caldwell “Victorian Premier joins community disgust over racist stubby holders at Melbourne police station” Herald Sun 3.6.2013).

A z tym łajdactwem wiktoriańskiego wymiaru tzw. sprawiedliwości można i należy walczyć. I należy do tego wykorzystywać także media, bo tylko one nagłaśniają każdą sprawę (w „Kworum” wśród Polaków).

Marian Kałuski
05.06.2013r.

Wersja do druku

Ewa - 15.04.15 0:08
W niedzielę wielkanocną w Melbourne zmarł mój tata. Przeglądam więc internet by dowiedzieć się ilu żyje Polaków w tym mieście i w ogóle trochę "nowości" o tym kraju. Przeczytałam Wasze komentarze i te kłótnie. Stwierdzam, iż cieszę się, że tam nie mieszkałam i nie miałam kontaktu z taką Polonią, która ciąga się po sądach. Obraz Polaka straszny... Wybieram się w tym roku tam, ale wiem, że mieszkać tam nie chcę...

Zdziwiony - 28.06.13 6:07
... Komentarz został skierowany do archiwum redakcyjnego.
Admin

Ps. wyjaśnienie dla "Zdziwionego":
...decyzja Redaktora naczelnego z dnia 07.06.13 23:22 (wyjaśnienie poniżej)

Zdziwiony - 28.06.13 5:51
... Komentarz został skierowany do archiwum redakcyjnego.
Admin

sekundant - 15.06.13 14:33
... Komentarz został skierowany do archiwum redakcyjnego.
Admin

szczesliwy - 15.06.13 4:27
Jest 15 Czerwca Godzina 12:25 czsu Melbourne. Nikt niepisal przez 5 dni nikt nikomu nie ubliza. Cod w Australi !!!!!!!!!!!!!.Panowie i Panie tak TRZYMAC

Wlodzimierz Kowalik - 10.06.13 2:55
... Komentarz został skierowany do archiwum redakcyjnego.
Admin

Adwersarz - 08.06.13 16:07
... Komentarz został skierowany do archiwum redakcyjnego.
Admin

Robert D Bastien - 08.06.13 13:36
Szanowny Admin, ponownie ma słuszną wizję - lekcja "jak nienależy" która sie już zakończyła, zaowocuje na przyszłość. Jeżeli ktoś się czuje urażonym to z całego serca PRZEPRASZAM. Robert D Bastien.

Admin - 08.06.13 12:35
Szanowny Panie Robercie, może należałoby już odpuścić i nie prowokować kolejnych utarczek słownych. To do niczego nie prowadzi. Czy to jest ten czy tamten, w tej chwili nie stwierdzimy. Bardzo proszę o merytoryczną dyskusję.
Z pozdrowieniem
Admin

Robert D Bastien - 08.06.13 12:04
Do Admin,

Ja stwierdzam, że charakterystyka "Absztyfikanta", pasuje jak ulał do Włodzimierza Kowalika.

Marian Kałuski - 08.06.13 3:05
Prośba do Redaktora

Jak "Absztyfikant" chce być wiarygodny to niech ponownie napisze ten swój komentarz i podpisze go swoim imieniem i nazwiskiem (i redaktorowi prześle swój adres i numer telefonu) i niech uzasadni na konktertnych przykładach swój atak na mnie. A nie bez sądu skazuje mnie na banicję z "Kworum".

Tylko łajdacy strzelają zza węgła, a terroryści podczas ataku nakładają na swą gębę maskę. Porządni ludzie tak nie czynią w tak poważnych sprawach jak ta (domaganie się od redaktora usunięcia z redakcji jego stałego współpracownika).

Łatwo się domyśleć kto stoi za wpisem "Absztyfikanta". Ten wpis jest szyty grubymi nićmi.

To "absztyfikantom" może grozić banicja z "Kworum". Bowiem "Absztyfikant" jak widać nie wie, że żaden szanujący się redaktor nigdy nie tolerował i nie toleruje podłych ataków na swoich stałych współpracowników i to w dodatku dokonywanych przez ludzi ukrywających swą tożsamość.

Dlatego zgodnie z tym, proszę Redaktora o usunięcie PODŁEGO wpisu "Absztyfikanta".

Porządek musi być i zasady muszą być przestrzegane. Niech łobuzi nie myślą, że im wszystko wolno, że mogą działać bezkarnie. PRAWDA JEST, że to głównie oni - ich obrzydliwe anonimowe wpisy pod poprzednim moim artykułem na ludzi z Albion (ja ich tylko krytykowałem zgodnie z prawem australijskim!) przyczyniły się do tego, że otrzymałem bezzasadnie z sądu Intervention Order. Bez tych obrzydliwych anonimowych wpisów uniknąłbym tego kłopotu. Nie chcę aby historia się powtórzyła. A może to nastąpić, bo inspirowany przez złego ducha wpis "Absztyfikanta" jest zwiastunem tego.

Marian Kałuski

Absztyfikant - 07.06.13 23:22
Dla zachowania prestiżu GI KWORUM wpis "Absztyfikanta" został wymazany i przekierowany do archiwum redakcyjnego.

Szanowni Czytelnicy, w związku trudną sytuacją, wytworzoną przez nieodpowiedzialnych forumowiczów, decyzją redaktora naczelnego, wprowadza się obowiązkowe wpisywanie adresu e-mailowego przy wysyłaniu komentarza. Brak adresu automatycznie kieruje wpis do archiwum redakcyjnego, pod artykułem widoczny będzie tylko "Nick". .
Admin

Robert D Bastien - 07.06.13 14:02
P.Kałuski, nie ma takiej definicji zamiany słowa i okreslenia "prawda" na "furia" - jak i nie widze aby adresatem tego panskiego pisania byli internauci z innych stron GI - którzy tutaj praktycznie nie zagladają.
Niema to żadnego zwiazku z pańskim ochydnym postepowaniem w stosunku do mojej osoby, z użyciem do tego celu osoby, określonej jako pański przyjaciel - nad czym należy tylko ubolewać i potępiać takie praktyki, ktore są obrzydliwą destrukcją dla wartosci życia społecznego polskiego w wyliminowaniu i uczynieniem mnie kryminalistą. Podłosć jaka mnie spotkała z pańskiej strony jest faktem oczywistym. Żegnam.

Marian Kałuski - 06.06.13 21:49
Do p. Roberta Bastiena

Poziom Pańskiego ataku na mnie właściwie zwalnia mnie od odpowiedzi.

To wręcz tragiczne, że Pan - Polak nie rozumie prostego języka polskiego.

Pisałem nie o Panu, a ogólnie o polskich internautach, głównie krajowych. Moja wypowiedź WYRAZNIE sugeruje, że chodzi mi o WIELU, BARDZO WIELU polskich internautów. Starczy poczytać wypociny wielkiej masy internautów w "Gazecie Wyborczej", Onet.pl, "Wirtualna Polska", "Dziennik.pl" itd. - to prawdziwy koszmar i to pod każdym względem: intelektualne zero, chamstwo i brak elementarnej znajomości języka polskiego (widać, że 75% Polaków W POLSCE to półanalfabeci!!!).

Pański wróg nie musi być moim wrogiem. Widać, że Pan tego nie rozumie. I to jest głównym powodem Pańskiej tu furii.

Marian Kałuski

Robert D Bastien - 06.06.13 10:13
Szanowny Panie Marianie Kaluski – zdumiewa mnie Pan, ze kłamstwa Włodzimierza Kowalika napełniły Pana „mądrością”. Jak wynika z pańskich wypocin, to wszyscy inni są kretynami. To kim Pan jest?

Czyste „sumienie” - a jakże, pozostawiam to pańskiej ocenie. Natomiast mowa obrończa jest bez wartości, brakuje oceny Sadu - co uwzględnia, co odrzuca, jako ostatni punkt w procesie, który się nie odbył, bo Sad nigdy się nie odbył. Może to być tylko prywatny dokument radosnej twórczości, na użytek Kowalika i Kaluskiego.
Coś tutaj śmierdzi Panie Kaluski – pański pupilek Kowalik, nie ma żadnego związku z naszą sprawa, wprowadził Pan obcego chama do perfidii wyeliminowania mnie – i się Pan niezłe zeszmacił.
Kredo Kaluskiego „Potrzebuje być tylko kulturalnym i chrześcijaninem” - zapomniał o „uczciwym”. Kowalik z tytułem „doktorskim” - a jakże, poją to, zgodnie z wrodzona inteligencja brukową, dając swój słynny ostatni wpis poniżej „wielkich mądrości” Kaluskiego – obficie okraszony łaciną kuchenna i aby więcej tego było to w 2 językach z tłumaczeniami. Co naukowe to naukowe?

Panie Kaluski, niech Pan zdradzi tajemnice, co jest tutaj grane – i jakiemu bogu czy raczej jakiemu diabłu teraz Pan służy.

A ja, Robert D Bastien, odcinam się całkowicie od produkcji „intelektualnej” Włodzimierza Kowalika i Mariana Kaluskiego i nie życzę sobie aby moja osoba była używana przez wymienione autorytety chamstwa i perfidii.

Robert D Bastien - 06.06.13 0:01
Kowalik, ja nie lamentowałem i nie lamentuję podaję prawdę. To ty robisz cały czas krecią robote i udajesz idiotę, czyniac parszywą podłosć w stosunku do mojej osoby (liczba osob 1), bez podstaw znajomosci wiedzy o mnie i o całej sprawie. Jesteś zbyt niedorozwiniety, aby reprezentować kogoś lub jakiś urząd - kiedy ciemniak wciska ciemnotę to szkodzi tylko sobie.

To już złozyłeś papiery do IPN?

Kto ciebie wynajął do szkalowania mojej osoby?

Czy Włodzimierz Kowalik istnieje?

Wlodzimierz Kowalik - 05.06.13 15:47
Nie straciliscie ani jednego dolara wiec wygraliscie...Vivat...!!!
Wiec po co te lamenty...????

Jak to kto mnie wynajal...???...Parlament wiktorianski bo mieli juz dosc tego biadolenia.

Ale przyzeknij mi ze nie zakonczysz lamentow and soba samym zanim nie spadnie ci gwiazdka z nieba i sprawiedliwosci stanie sie zadosc.

Robert D Bastien - 05.06.13 9:48
Kowalik znowu kłamie.
Do tego typu spraw, Parlament Wiktoriański, uchwalił prawo które podałem 28.05.13 0:26, - jest to proces bezpłatny i rząd pokrywa koszty. Jeżeli ktoś chce zatrudnić reprezentanta, to sam opłaca swoje zachcianki.
Wiadomo od poczatku, że było to oskarżenie prywatne, natomiast w zakończeniu na WZ okazało sie że te wydatki Poniósł Osrodek w Albion. Więc był to wydatek nieuzasadniony i nie potrzebny. Pobieżnie, kto wygral? kto przegrał?. Pan Marian Kałuski, ani ja - nie stracilismy ani jednego dolara. Ośrodek w Albion, przy 2 baristerach i tłumaczeniach z polskiego na nagielski, musiał wyasygnować poważną sumę - kosztem Ośrodka, członków i całej polskiej społeczności, która w 50% przestała sie tam pokazywać, co przynosi straty jeszcze większe.
Panie kowalik, a teraz proponuje panu powrót do rozumu. Z takiego wyniku j/w nikt nie jest zadowolony, w/Kowalika nalezy wnieść sprawę do wyższej instancji!!! odwoławczej, a nie do gazety. Stawianie spraw, odwołanie? albo gazeta? - jest aktem bezmyślnym nonsensem. W ten sposób możemy wszyscy stracić ten Polski Ośrodek w Albion, kiedy walka powinna się toczyc o jego utrzymanie i prawidłowe zarządzanie. Ujawnianie neprawidłowości systemu demoktartycznego, jest jak najbardziej wskazane w ogólnodostępnych mediach. Ja też uważam, że ten wiktorianski tylko experyment z żywymi ludzmi poza kilkoma dobrymi posunięciami - jest "bublem", kolidującym z wieloma innymi ustawami. Im wiecej głosów przeciwnych tym wieksze szanse na poprawienie tego "bubla" - i nie jest to "grzechem" w Australii.

Wszystkie dzienniki australijskie, żyja z sensacji na "granicy prawa". Piszą redaktorzy wyspecjalizowani, prawnicy a nawet QC, i byli sędziowie. To powoduje zdrową relację na styku prawa i społeczeństwa. Gdyby taki Kowalik wypisywał to co tutaj na Kworum, w gazecie miejscowej - stracił by szybko pracę i zszedł by na dziady razem tą gazetą - a ja bym się stał bardzo zamożnym człowiekiem.

Przypominam pytanie, Kowalik kto wynajął Ciebie do szkalowania mojej osoby?

Robert D Bastien - 05.06.13 0:30
Panie Kowalik, ciągle nie odpowiada pan na na proste pytanie:

Na czyje zlecenie podjął się pan zszargania mojej bardzo dobrej opinnii, na kworum publicznym, upodlenie mojej osby, reputacji i zakwestionowania mojej obecnosci w Polskiej Szkole, dążąc do usuniecia mnie z tego pola pracy społecznej. W czyim interesie pan działa, społecznym? Napewno nie jest pan sam, usiłujecie zrobić ze mnie kryminalistę? niedoczekanie.

Wlodzimierz Kowalik - 04.06.13 15:45
I od czego mam zaczac...?? Od Australii czy od Polski....??

Oryginalnie zwrocilem uwage ze przegrana w sadzie jest konsekwencja braku reprezentacji prawnej. We wszystkich krajach gdzie obowiazuje system westminsterski, dzial gospodarki zwany "wymiar sprawiedliwosci" jest wpisany w makroekonomie kraju tylko, ze "ktos" musi to finansowac. A wiec, finansowanie tego dzialu gospodarki, przechodzi automatycznie na mikroekonomie czyli na nasze budzety rodzinne. I nic na to nie poradzimy. Australia jest krajem demokratycznym i praworzadnym ale za praworzadnosc i sprawiedliwy wyrok - niestety - trzeba zaplacic. Kto nie utrzymuje "wymiaru sprawiedliwosci" tj. nie placi ten nie wygrywa. Podatnik utrzymuje tylko sady, natomiast ten co chce wygrac musi utrzymac reszte (zaplacic za reprezentacje, najczesciej jest to barrister). Pan Kaluski ma calkowita racje, w interesie prawnikow jest stale komplikowanie nam zycia.

Tu powroce nieco do historii, podczas Drugiej Wojny Swiatowej, emigracyjna prasa zwracala uwage na pewien paradoks, a chodzilo o podejscie - generalnie - do wojny. Wiec, gdy byla mowa o wojnie, Anglofoni mowili o srodkach, logistyce, zaopatrzeniu, pomocy medycznej, zobowiazaniach prawnych i gospodarczych. Natomiast, gdy Polacy mowili o wojnie wtedy padaly takie slowa jak mestwo, honor, poswiecenie itp.

Trzeba tez zrozumiec nastawienie do zycia i funkcjonowanie wsrod Angofonow. Istnieja takie trzy madrosci zyciowe czy tez maksymy:
...Remember, you are the number one..
...Cover your own ass...
i ostatnia
.....Winn and f..k the rest....
czy mam przetlumaczyc...???...
Pamietaj ze jestes najwazniejszy (numer jeden), kryj wlasna d.....oraz Wygraj i pie...... cala reszte..
Niestety, to jest widoczne wlasnie w sadach. Ale, generalnie cala populacja stosuje sie do tych madrosci w swoim postepowaniu chociaz niekiedy nie jest to takie oczywiste.
Gdy Anglofon musi wybrac sie do sadu zawsze idzie po porade prawna i mysli jak zgromadzic budzet. Natomiast, co tu mielismy...???....mowienie o sprawiedliwosci, "bublach prawnych", klamstwach i niesprawiedliwosci.

Mam tez uwage pod adresem redakcji Kworum bowiem taka "dyskusja" nigdy nie ma miejsca w prasie anglojezycznej z prostej przyczyny. Jesli ktos nie jest zadowolony z decyzji sadu moze isc do sadu wyzszej instancji i tam wyrazic swoje niezadowolenie i poszukac sprawiedliwosci poniewaz od tego sa sady, a nie prasa.

Robert D Bastien - 01.06.13 12:18
Szanowny Panie Kowalik, podałem zródło informacji IPN - czy to jest jasne. Pański życiorys procentowy, nikogo nie interesuje. Takich którzy przyjechali bez dokumentów w tym okresie jest dosc dużo.

Podałem aby Pan dokonał rzeczy stosownej - mając na uwadze procedurę jedyną i uznaną prawnie, to wystapienie do IPN-u, niekoniecznie tych znanych TW, ale wogóle jako Włodzimierz Kowalik ze swoimi detalami. Następnie Sąd w Polsce wyda stosowną decyzje na podstawie dokumentów IPN - i to wszystko, jakie to proste. Formularze są w Konsulacie Polskim w Sydney.

Mam pytanie ciagle zasadnicze, na czyje zlecenie podjął się pan zszargania mojej bardzo dobrej opinnii na kworum publicznym dążąc do upodlenia mnie reputacji i zakwestionowania mojej obecnosci w Polskiej Szkole dążąc do usuniecia mnie z tego pola pracy społecznej. W czyim interesie pan działa, społecznym? Napewno nie jest pan sam, usiłujecie zrobić ze mnie kryminalistę? niedoczekanie.

Zastanawiam się, czy ten internetowy, Włodzimierz Kowalik, naprawdę istnieje? Przestępcy używają kradzione samochody.

Wlodzimierz Kowalik - 31.05.13 23:28
No dobra, dalej nie podales skad to wytrzasnoles i co to w ogole jest...???
No dobra, dalej nie wykryles "ktory z tych" to ja. Bo to nie jest latwe.

Dla ulatwienia podam pewne pewne dane z moje zyciorysu ale bez szczegolow (margins 5-10% od rzeczywistych dat) bo kryminalisci moga probowac to wykorzystac. Z PRLu ucieklem okolo 35 lat temu (5-10% odchylenia) za zelazna kurtyne. Wtedy nazywalo sie to "zdradzic idealy socjalizmu i partii" i zaprzedalem sie "zgnilemu kapitalizmowi i imerializmowi". Bylem mlody, nawet bardzo. Okolo 30 lat temu dotarlem do Australii na dokumencie wystawionym przez jeden z krajow zza zelaznej kurtyny. Do polowy lat 90tych nie mialem zadnego dokumentu wiekszej wartosci mogacego stwierdzic moja tozsamosc wystawionego w jezyku polskim. Wszelki dokumenty dotyczace mojego wyksztalcenia i jego poziomu nie sa w jezyku polskim. Malo osob mnie zna a jeszcze mniej widzialo np. z p. Kaluskim spotkalem sie tylko raz gdy Piskozub przejmowala kontrole nad Tygodnikiem Polskim aby go powoli likwidowac, ale przez telefon rozmawialismy kilkakrotnie.

I jeszcze, nigdy w Polsce (PRLu) nie pracowalem i moim adres zamieszkania byl w istocie adresem rodzicow.

No dobra, dopasuj mnie teraz do tych swoich ubeckich "znalezisk".

Robert D Bastien - 31.05.13 17:13
Kowalik, już portkami trzęsiesz - skąd ta nerwowość, i gadanina o komuchach, agentach sB, biosz się poufnych informatorów - to nie w moim stylu. Sięganie pamiecią do 6-7 lat, listy z internetu? Spokojnie za to w Polsce nie karają a napewno nie w Australii. Taki specjalista od prawa jak Ty nie wpada w panikę we własnej sprawie.
Przeczytaj uważnie, informacja z listy IPN-u. Sam powinieneś wiedziec co trzeba zrobić. Czasami TW tajnych współpracowników ujawniają, a czasmi nie i zatajniają no nastepne lata.

Włodzimierz Kowalik - 31.05.13 5:42
Gdzieś to znalazł ..???..Jakiś komuch ci podstawil czy ubecki operator..???

W najlepszym przypadku mogłeś bezmyślnie przepisać z tzw. Listy Wildsteina opublikowanej na internecie jakies 6-7 lat temu...
No dobra to który jest który ...???

Robert D Bastien - 29.05.13 15:38
Kowalik kto to jest my, czy masz na myśli czytelników ktorzy będą przyklaskiwac agentowi udającego idiotę.

You better shut-up...otherwise they will lock you up....
....Lepiej się uspokój, w przeciwnym razie cie przymkną.....
Ja tego nie wymyśliłem....ja cytuje dokładnie Włodzimierza Kowalika.

Kowalik, ja teraz zacytuje dane z listy IPN, ja tego nie wymyśliłem.
Natomiast sposób twojego postępowania, jest daleki od normalności wskazuje na metody jakie stosowano w SB.

KOWALIK WLODZIMIERZ - IPN BU 00611/331
KOWALIK WLODZIMIERZ - IPN BU 001198/684

00 – oznacza tajny współpracownik – TW.

Wlodzimierz Kowalik - 29.05.13 15:14
Jest oczywiscie "cos" co wie wiktorianski wymiar sprawiedliwosci i Bastien ale my tego nie wiemy. Dwa lata wiezienia to duzo i malo prawdopodbe ze ma cos wspolnego ze sprawami cywilnymi tylko z Kodeksem Karnym co dotyczy wkroczen(nia) kryminalnych. No, moze dowiemy sie niemabawem.

Robert D Bastien - 28.05.13 15:52
Spadaj

Włodzimierz Kowalik - 28.05.13 15:27
No dobra, to teraz wyjaśnij za co grozi ci dwa lata więzienia i $ 30 000 kary. Czy za te ekspertyzy..???

Robert D Bastien - 28.05.13 0:26
Kowalik znowu kłamie.
Ten system wymyślono po to, aby aby wiecej ludzi nie koniecznie zamożnych, miało dostęp do prawa sądowego sytemu sprawiedliwosci(?) i procedur dostepnych dla kazdego, z nałozeniem restrykcji zabezpieczajacych te strony, aby sie nie pozabijali w oczekiwaniu na kolejkę w sądzie - Rola policji, została sprowadzona do roli listonosza, roznoszącego te decyzje, w której policja nie jest organem sprawdzająco dochodzeniowym, a wgre wchodzi usiłowanie morderstwa - wystarczy że ktoś powie co mu sie podoba lub nie, i to jest uznawane natychmiast.
Ten zapewnia procedurę sądową TANIO, SZYBKO, bezbolesnie.
To własnie te sądy, juz na pierwszym spotkaniu, wrecz namawiają z urzedu obie strony, aby nie brały żadnych prawników. Do utrzymania decyzji wstępnej, strona wnosząca, musi udowodnić w sądzie, że przeciwnicy im zagrazają dążac do ich zabicia - co nigdy nie zostało zaprezentowane w Sądzie a tym samym nigdy nie zostało udowodnione, do utrzymania w mocy prawnej VIO.
Kowalik, bądz tak dobrze wychowanym i kłam w jezyku polskim, a odnośnie spraw i ich prowadzenia zdaje się na fachowców zawodowych. Spadaj.

Wlodzimierz Kowalik - 27.05.13 16:12
I indicated only that the lack of legal representation in the Court eventuated lost case. Courts don't like it. In '92 and '93 I served Jury Service and I heard strange cases, especially civil ones. At this stage, you can't do anything while Magistrates tend to follow previous verdicts regardless the law is good or bad. To change it you have to lobby Victorian legislators. Only State Parliaments (Victorian in this case) have power to overwrite existing law or amend it. There is no other way, long and painful.

Marian Kałuski - 27.05.13 5:26
Do p. Włodzimierza Kowalika

Sprawy legalne i sądowe ciągną się na całym świecie, a więc także i w Australii, w nieskończoność. Na mój list w sprawie o którą Panu chodzi, wysłany do wiktoriańskiego Department of Justice 17 grudnia 2012 roku dostałem odpowiedź dopiero 2 kwietnia 2013 roku z jednoczesną informacją, że zawartość listu jest "Private & Confidential". Podobnie było z kilkoma innymi instytucjami, a kilka innych jeszcze mi nie odpowiedziało, chociaż potwierdziło odbiór. Sprawa jest ciągle załatwiana. Nie może być tak, aby intervention order był wykorzystywany do prywatnych porachunków, bez obowiązku udowodnienia, że należy go naprawdę wydać. Takich łajdackich spraw jest KILKA TYSIECY rocznie w samej Wiktorii!

Łajdactwo musi być tępione. Ten akt prawny musi być zmieniony.

A co Pan powie na to, że do tego łajdackiego precedensu używa się społecznych (polonijnych) pieniędzy?

Oboje mamy rację, że życie polonijne w Australii zamiera z winy wielu działaczy polonijnych. Kiedyś rewolucjoniści śpiewali pieśń, mówiącą o tym, że "z samych panów zguba Polski". My możemy śpiewać, że "z samych prezesów i ich parobków zguba Polonii australijskiej" (oczywiście nie chodzi tu o wszystkich prezesów; szereg z nich było i jest na medal).

Marian Kałuski

Robert D Bastien - 26.05.13 17:14
Kowalik, co ty tutaj za brednie i kit wstawiasz. Jesteś totalne ZERO, nie masz żadnego zwiazku z niczym i z nikim, żadnego rozeznania w systemie edukacji, prawa, żadnego zwiazku ze mną jak i z Marianem Kałuskim, żadnego zwiazku ze Szkołą jak i żadnego zwiazku z procesem prawnym który ciebie nie dotyczy - Prezentujesz ZERO wiedzy, i maniactwo w stosunku do mojej osoby, powinieneś się leczyć.

Jeszcze raz cokolwiek napiszesz na mój temat, będe musiał to zgłosic na policji - w Sądzie, może przymusowe leczenie będzie tobie pomocne. Radzę abyś zajał sie sam sobą - twojej opieki i kłamstw ani ja ani nikt nie potrzebuje, a dobre rady zachowaj dla siebie.

Wlodzimierz Kowalik - 26.05.13 15:36
I co..??...czy Wymiar Sprawiedliwosci uwierzyl w te wszystkie roszczenia...???

I co..?...kto tu ma uwierzyc ze Wymiar Sprawiedliwosci zajmuje sie destrukcja placowek edukacyjnych...??

Pozostaje dylemat jak radzic sobie z osobnikami ktorzy brak umiejetnosci sluchania i czytania ze zrozumieniem lacza z niepowodzeniami zyciowymi i kompleksami...??

Tu, zamiast uzupelniac i wzbogacac wiedze na tematy poruszone przez pana Kaluskiego przyszlo nam zajmowac sie sfrustrowanym dzialaczem.

Pan Kaluski ma racje ze zorganizowane zycie polonijne zamiera, kto bowiem ma ochote na poswiecenie wlasnego czasu w otoczeniu kogos takiego....? Malo kto chce swoj czas przeznaczyc na zajmowanie sie cudzymi klopotami...?

Robert D Bastien - 23.05.13 22:19
Od grudnia 2012, w szkole wymieniamy dużo sprzętu, w tym całkowicie sprzęt komputerowy. Kosztowało to dużo pracy, w którą było zaangazowanych wiele osob. Podniosło to wartość Szkoły, oraz ogólno dostępna sieć-net, całego terenu jak i obecność internetu we wszystkich klasach. W planie mamy doposażyć Szkołę w inne nowości techniczne. Te zmiany są niestety zauważalne, a my mamy ciągle najlepszą i nalepiej wyposażoną 100% własną Polską Szkołę w Australi i nie tylko. Ten powód, wydaje się następną, próbą siłową do zagarnięcia tej Szkoły przez obcych - przy pomocy Pana Włodzimierza Kowalika.

Proszę zobaczyć, jak sie do tego zabrał Włodzimierz Kowalik, na stronie Polacy w Australii - Batalia o wolność słowa.

http://www.kworum.com.pl/art4759,polacy_w_australii_ciag_dalszy.html

Robert D Bastien - 23.05.13 13:23
Kowalik, ty naprawdę jesteś chory na jakieś maniactwo - moja osoba jest kluczowa postacią w prawidłowym funcjonowaniu Tej Szkoły Polskiej, łacznie z całym utrzymaniem technicznym. Jestem w tym zangażowany społecznie od ponad 10 lat. Reputacja i kwalifikacje Najwyższe. Po raz ostatni - Zegnam pana Kowalika. Robert D bastien

Marian Kałuski - 23.05.13 10:46
Panie Włodzimierzu, przecenia Pan moje możliwości. Nie gram tutaj z p. Bastienem debla. Każdy z nas działa niezależnie od siebie. Najlepszym na to dowodem jest jego, a nie mój, konflikt z Panem.

Apeluję do Czytelników o kulturalny dialog.

Marian Kałuski

Gość - 23.05.13 5:02
Zycie Polakaków w Melbourne, jak widać wartkie i kolorowe. Pani Monika, tym razem nie do końca przemyślała, to co wyraziła jest niesprawiedliwe. Patriotyzmu, w tym co robi Pan Kowalik, ja nie dostrzegam - niestety wdepnął w temat, który jest poza jego możliwościami intelektualnymi i wykazał skrajną patologię. Przestroga na przyszłość, a by pisać o sprawach na których się znamy, lub zgłebilismy jego podstawy.

Pani Moniko, czy na pewno rośnie nam nowe młode wspaniałe bezkonflikowe społeczeństwo, myślę że ciągle młodzież jest zle traktowana w Polskich Ośrodkach bo jej tam wogóle niema. obiekty te stoją martwe puste, zarzady to podstarzali kustosze - wytrenowani w przepędzaniu każdego z pustego grobowca. Druga strona to nasza młodzież, nie przyzwyczajona do pracy a do pracy społecznej???.

A teraz chciałbym uzupełnić, materiał Mariana Kałuskiego o jedno znaczące wydarzenie dotyczące najwybitniejszego Polaka w powojennej historii Melbourne.
W niedzielę, poprzedzającą Walne Zebranie w Albion, opuścił nas wracajac do Polski na stałe - człowiek instytucja, Prezes klubu Polonia któremu to sprezentował, zagospodarował własny klub i boiska. Załozyciel od podstaw, Budowniczy i wieloletni Prezes Ośrodka w Albion Pan Mieczysław Żurek.... Pożegnanie odbyło się tylko w kościele parafialnym w Sunshine, serdecznościami i wiazanką kwiatów od Parafian. /A gdzie są i byli Ci, którzy korzystają z wyników tej pracy i lat wyrzeczeń.??? zaproszenie klubu Albion i Polonii???? - brakuje słów,

Włodzimierz Kowalik - 23.05.13 2:32
Panie Marianie, czy pan ani ks. Jalocha nie widzicie jaki to obciach dla szkoły ...??..
Jakie to jest kompromitujące dla polskiej społeczności gdy - w kontaktach z administracja australijska - ktoś taki podaje się za działacza szkolnego.

Monika - 23.05.13 0:12
Panowie, przestancie, bo to wstyd przed swiatem.

Robert D Bastien - 22.05.13 21:00
Kowalik, ja nie jestem żadnym działaczem polonijnym, ani też żadną własnością podległą pod jakakolwiek organizacje polonijną. Jestem totalnie osobą niezalżną, pracujacą społecznie tam gdzie interes społeczny tego wymaga. I nik nie jest w stanie mnie wyciszać czy nagłaśniać - jak i nie skorzystam z twoich porad - wdepnąłeś i brniesz dalej po uszy. Błędy to poprawiaj swoje bo bochaterem mozesz byc jakim chcesz ale nie dla mnie - a od Szkoły i dzieci trzymaj sie ośle z daleka.

Wlodzimierz Kowalik - 22.05.13 14:59
Pisze sie "bohater", "bochater" jest zle. Byloby dobrze odsunac od niego dzieci.

Panie Marianie, moze go pan wyciszyc..???....jak widac nic sie wazniejszego w Australii nie wydarzylo oprocz tego ze przegral jakies sprawy cywilne. Ten dzialacz nie da nikomu spokoju.

Robert D Bastien - 22.05.13 14:04
Pani Moniko, ten osobnik pojawił sie juz w dziale "Z życia Polaków w Australi" w temacie "batalia o wolnść słowa" - atakując moją osobę, używając metod podłych i parszywych - Moje oświadczenie jest tam również zamieszczone. Prezentowane wiadomosci przez tego osobnika uwłaczają mojej osobie jak i prawdzie i faktach które sie dokonały. W tej całej sprawie otrzymałem 7 wyroków w dziwny sposób wykreowany a tylko dlatego że walczyłęm o słuszną sprawe istnienia Ośrodka i Polskiej Szkoły. Teraz pojawia się osoba która próbuje coś namieszać bez podstawowej wiedzy prawnicznej i zagadnien zwiazanych ściśle ze mną na styku Ośrodka i Szkoły, które łatwo odczytuję jako prowokacja. Kowalik być teraz madry a reszta być głupie - gdy tymczasem jest to kreowanie sie na bochatera Kowalika i kreowanie opininii o mnie negatywnej, bo w tej sytuacji jakiej się znajduję jest to zagrozeniem dla mnie - a ja w swojej wiedzy i pewnych mozliwosciach - nie zyczę sobie żadnego Włodzimierza Kowalika który to prezentuje poziom rynsztoku w stosunku do mojej osoby, do prowadzenia czy wypowiadania sie w mojej sprawie - To nie ja napadam na kowalika ale to Kowalik napada na mnie ze słownictwem i nachalnością nie do zakceptowania przezemnie. Pozdrawiam Robert.

Monika - 22.05.13 12:14
Panie Robercie, jak tak mozna? Obrzuca Pan wyzwiskami osobe, ktorej jak Pan sam mowi nie zna. Wyzywa od niepoczytalnych, niewychowanych, bez zadnej konkretnej podstawy posadza Pan o rzeczy niegodne polskiego patrioty. Skad tyle agresji? Moze nie zrozumial Pan wpisu pana Kowalika. Znane powiedzenie brzmi: "najpierw pomysl, potem powiedz".
Przykro, ze tak mozna napadac na kogos kogo sie nie zna.

Marian Kałuski - 22.05.13 12:06
Tym razem tekst Pański jest napisany dużo, dużo lepiej "po polskiemu" od poprzedniego.

Nie wszystkim muszę się intersować. Jestem tylko człowiekiem.

Ten fakt nie upoważnia nikogo do pisania, że moje teksty są nieobiektywne, tylko dlatego, że nie poruszyłem jakiejś sprawy o której nic nie wiem (i której wcale nie muszę znać!).

Na temat lustracji niektórych działaczy polonijnych w Australii pisałem w "Wirtualnej Polonii" jeszcze przed powstaniem Australijskiej Grupy Lustracyjnej. NIKOGO to wówczas nie zainteresowało, więc machnąłem ręką na tę sprawę.

Marian Kałuski

Jacek Klas - 22.05.13 10:25
A to ciekawie Pan pisze ,Panie Kaluski,od kilku lat
jest Pan publikowany bardzo czesto na lamach tego
Portalu i nic Pan nie slyszal o AGL,wobec tego odsylam
Pana na dzial' ''Wspolpraca''[na samym dole pierwszej strony
tej gazety''KWORUM''] strona 2 i ma Pan tam zagubione wiadomasci.
Ps.
Oh,zapomnialem,mam nadzieje ze po przeczytaniu histori AGL,
zapamieta Pan moje nazwisko i bedzie Pan poprawnie je pisal.
Z uszanowaniem J.K

Robert D Bastien - 21.05.13 4:33
OŚWIADCZENIE:

WŁODZIMIERZ KOWALIK - jest osobą mi nie znaną. Nigdy nie pracował społecznie na tym terenie. Nigdy nie był w zarządzie Ośrodka w Albion. Nie posiada żadnej wiedzy prawnicznej jak i dotyczacej dwóch osób i podstaw w obronie Ośrodka w Albion i Polskiej Szkoły.
Włodzimierz Kowalik, nidgy nie był w Sądzie, nie zna dokumentów wnoszących sprawę, nie zna prezentacji dowodowej, i finałowej decyzji.

Włodzimierz Kowalik w swoich komentarzach, jest osobą niepoczytalną z brakiem normalnego wychowania. Motywacją włodzimierza Kowalika, może być działanie na zlecenie kogoś, komu bardzo zależy aby mnie wyeliminować - na 2 lata więzienia i $30 000.
To działanie Włodzimierza Kowalika - określam jako świadoma prowokacja, podła i parszywa.
Zwracam sie z prośbą do ADMIN Redakcji Kworum - aby nie zamieszczali komentarzy prowokatorów, kiedy jest to zagrożeniem utraty wolności bez dowodów i prawa do obrony.

Robert D Bastien

MariaN - 20.05.13 10:26
Biedni są ludzie, którym pozostało tylko szczekanie. Tyle jest problemów w Polsce i poza nią, tyle rzeczy do naprawienia, wyprostowania, szkoda czasu i energii na bzdety ( a może i nie bzdety, może to ważne, może ktoś wykonuje krecią robotę). Wszedłem na ten dział przypadkowo i... o zgrozo zamiast wspólnego działania - bo w końcu Polska jest jedna i nie ważne gdzie kto akurat mieszka, wyzwiska, paszkwile itd. I co najgorsze, nie wiadomo kto którą stronę reprezentuje, tzn. kto jest ten uczciwy, prawdziwy a kto nasłany, podgryzający polskie korzenie. Według mnie ten pierwszy powinien pokazać klasę i odciąć się od mordobicia. Tylko czy nie jest już za późno...
A Putin z Angelą zacierają rączki i tylko dorzucają drwa do paleniska. Tu na tym froncie nic oprócz ludzi się nie zmienia od setek lat.

Włodzimierz Kowalik - 20.05.13 6:47
Znów się ujawnił ten "serial pest", tym razem tutaj, dlatego ze ..."każdy napisać se może".
Czy ma ktoś jakiś pomysł jak się tego smroda pozbyć ...??

Robert D Bastien - 19.05.13 21:50
Panie Kowalik, nie powielaj pań taniej sensancji o której wszyscy wiedzą. To jest puszczanie tej samej zużytej płyty, o prezesie Łańcuckim niczego pan nie odkrył, a życiorys ten jest pokażny. Pozatym dajesz ponownie dowody swojego tchórzostwa, pisz konkretnie - którego to prezesa przegoniono i za co. Jak Łańcucki był na stołku, nie pisałeś na temat tej prezesury - tylko zbierałeś informacje, jak nasłany SB-ek.

Wlodzimierz Kowalik - 19.05.13 16:16
Przy koncu lat siedemdziesiatych, na festiwalu w Opolu, Jerzy Stuhr zaspiewal piosenke pt..."Kazdy spiewac moze"......dalej szlo..."jeden lepiej drugi gorzej". Wszystkich zachecam do przesluchania tej piosenki na You Tube i wsluchania sie w slowa poniewaz jest to o - nikt nie uwierzy, ale tak jest - "dzialaczach polonijnych" w Australii. Ja nie przesadzam.

Polskojezycznych audycji w radiu raczej nie slucham bo mi sie z wielu powodow nie podobaja ale, niekedy poslucham, a wtedy zapisuje w kalendarzu to co uwazam za ciekawe. Po latach zebrala sie wcale powazna "kartoteka" wypowidzi ktore wygloszono za podatki Australijczykow. Zreszta, jakis czas temu to wykorzystalem o czym przy innej okazji ale teraz skupie sie tylko na jednej audycji z 13-stego sierpnia 2009-go roku. Wtedy to, wspomniany tu powyzej oraz we wpisach ponizej, Krzysztof Lancucki, mowil o sobie a, zakonczyl swoj czas na antenie stwierdzeniem ze..."ktos musi reprezentowac Polonie"......Naturalnie, mial na mysli siebie samego.

Jakos do nikogo w SBS-ie nie docieralo ze Lancucki niczego tu nie musi a na pewno, nie reprezentowac nikogo innego poza soba samym ale mnie podkusilo aby dopisac kilka wersetow do piosenki Stuhra. A brzi to tak:

..."bo prezesem ktos byc musi
cale zycie mnie to kusi
brak medali ciagle dusi
i wyzerka tez byc musi"......

..."prezesura dla mnie lezy
wszystko widac jak na dloni
dozywotnio sie nalezy
no i kto mnie stad przegoni"...???..

A jednak go niedawno przegoniono. Dodam tez ze Lancucki ma tytul "Dozywotniego Prezesa Rady Naczelnej"....Wrecz "grotesque".

Jan Orawicz - 18.05.13 18:31
Droga Pani Moniko przeczytałem ten wskazany artykuł pana Ciesielczyka w
niezależnej.pl. Otóż materiał ten,to zespolonie ogólników w całość.Znam te sprawy od podszewki,ponieważ kiedyś byłem zaangażowany swoim piórem
w wykrywanie "Bolków-Ubolków" w Polonii Chicago. Ale okazało się,że tych
stworzeń czerwonego koloru jest tutaj gęstwa,wiec można w niej po prostu utonąć. Szanowny autor tego artykułu faktycznie przybywał tutaj w tych
sprawach,ale zwykle po śmierci jakiegoś Bolka. Tak też było z nie świętej pamięci Wierzewskim. Pozdrawiam

Obserwator - 18.05.13 8:26
Rada dla Pana Kałuskiego

Pan Marian Kałuski pisze, że: „Wyjdzie na jaw także prawda o Polskim Ośrodku w Albion”.
Może wyjdzie, ale raczej chyba nie wyjdzie. Prezesi wszystkich naszych organizacji dbają o to, aby w archiwum organizacji nie było nic złego o nich. A dodatkowo opozycja nie robi nic, aby prawda o tych prezesach została zachowana dla historii.
Weźmy dla przykładu Ośrodek w Albion. 5 maja tego roku odbyło się tam zebranie wyborcze. Z trzaskiem rzuconych kluczy odszedł z zarządu wraz ze swoją rodziną (także członkowie zarządu) dotychczasowy jego wiceprezes, który z obecnym prezesem w 2010 roku zrobili rewolucję w Ośrodku. W ostatnim roku finansowym Ośrodek włóczył się po sądach, wydając na to grubo ponad 20 000 dolarów, a na dodatek sprawy z panami Kałuskim i Bastienem nie wygrał. Zebranie powinno być więc ciekawe i krążą już o nim plotki. Ale czy było? Bowiem opozycja milczy jak zaklęta, chociaż ma do swojej dyspozycji „Kworum”, w którym mogła i nadal może zamieścić swoje sprawozdanie z zebrania czy jego omówienie. I przez to zachować jakiś materiał dla historii.
I na koniec rada dla p. Kałuskiego: niech Pan pójdzie w ślady śp. Lecha Paszkowskiego. On nie brał udziału w działalności żadnej organizacji polskiej i na tym dobrze wychodził, hołdując powiedzeniu: „Pokorne ciele dwie matki ssie”. Cieszył się szacunkiem ze strony prezesów, którzy okazywali mu także pomoc w jego działalności pisarskiej. Pan włączył się w życie Ośrodka w Albion i skończyło się na tym, że nawet nie zapłacono Panu za pracę nad opublikowaniem dwóch książek Ośrodka.
Obserwator

Monika - 18.05.13 0:43
Bardzo polecam na stronie www.niepoprawni.pl tekst "Polonijna prawica w Chicago okazala sie mitem" - tekst opublikowany dzisiaj.
W Australii goracym przeciwnikiem lustracji srodowiska polonijnego byl wlasnie K. Lancucki, ale nie tylko. Wnioski nasuwaja sie same. Prawdziwi polonijni patrioci w Melbourne sami wystapili z wnioskami o autolustracje i posiadaja odpowiednie dokumenty z IPN (dawnego). Reszta jest milczeniem.

Polonus - 16.05.13 1:28
Panie Janie, jeżeli chodzi o nasze społeczństwo w Australii, generalnie to sa to wspaniali ludzie. Natomiast organizacje polonijne, są przeciwieństwem i zakałą rujnujacą ład, porządek i harmonię społeczną. Kliki koleśów na świeczniku służące tylko swoim bezpiecznym stołkom, o watpliwej wartości moralnej. Nawet niewiele znaczące kluby jak w Albion - to tylko bar z restauracją, bez programu patriotycznego i kierunku moralnego pielęgnowania polskosci i tradycji, z prawami uzurpowania sobie zawładnięcia i ubzwłasnowolnienia każdego kto im podpada lub zagraża tej potędze władzy jak robiło to UB i SB. Ci ludzie nie potrafią służyć innym, jezeli zatrudnieni w tym klubie "pisną jedno słowo uznane przez zarząd za niewłasciwe" tylko zarząd ma prawo uznania lub nie, wolności słowa - to wylatuje z pracy, zarządu i członkostwa. Mamy jeszcze zrzeszenie Polskich Organizacji w stanie Victoria i Rade Naczelną w Australii dotowaną przez rządowe poparcie w milionach dolarów, na tych posadach od kilkudziesięciu lat Ci sami, kolesie. Wszyscy maja im służyć, i tylko taki kierunek jest akceptowany. Podpierają się podobno stautami /prawem/ - jest to taki "model ru(l)s" - którym "wymhuje", przed nosem każdego, zmodelowany sekretarzyna na WZ, nie bardzo wiedząc co on oznacza.
Mamy jeszcze media, publikatorów polsko języcznych, Tygonik Polski, radia SBS i 3ZZZ, i kilka stron internetowych "radości". W tych mediach, same wielkie redaktory scigajacy się o palmę pierszeństwa chyba z michnikiem, którzy niezalężność i samostanowienie, osiągają walcząc, będąc w kabinie ubikacji, sam na sam.
W tej sytuacji, sprawy społeczne, polemiki dyskusje, krytyka - to wszystko jest normalnym ludziom potrzebne, w kształowaniu normalnosci. Okazuje się, jest to mozliwe na stronie KWORUM - za co Redakcji należy się Uznanie i Szacunek. Pozdrowienia Polonusa.

Jan Orawicz - 15.05.13 20:35
Drogi Panie Marianie żle mnie Pan zrozumiał. Ja żadnego narodu nie mierzę jedna miarką! Mnie chodzi po prostu grupę Polonusów z Australiiczesto ze soba okropnie skłóconych. Wielu Polaków żyjących w tym kraju tak współżyje ze sobą
jak Pan Bóg przykazuje w Dekalogu. Proszę spojrzeć,choćby kilka miesięcy wstecz do tejże rubryki i Pan zauważy, co najczęściej jest w tej wypełnia tę
stronę. Pozdrawiam

Marian Kałuski - 15.05.13 9:55
Do Jana Orawicza

Ludzie na całym świecie są tacy sami. Polacy nie są ani lepsi ani gorsi od innych narodów. Niestety, często człowiek człowiekowi jest wilkiem. Są wśród nas także ludzie, że tak powiem normalni, a także i aniołowie. Również Polacy są tacy sami na całym świecie. Nie ma lepszych i gorszych Polonii. Wiele dobrych i ciekawych rzeczy dzieje się wśród Polaków w Australii. I o nich piszemy. Dzieją się również tutaj także i złe rzeczy. Na pewno nieprzyjemnie o nich słuchać i pisać. Jednak nie wolno ich przemilczać. Bo to właśnie zachęta do dalszego brnienia w bagnie. Dziesiąty i ostatni rok Wielkiej Nowenny Tysiąclecia Polski (1965) episkopat polski poświęcił walce z naszymi wadami narodowymi. Tym się kierujmy, a nie próbą zamiatania brudów pod dywan. Zło i złych ludzi należy piętnować, a rany polonijne należy rozdrapywać, aby nie zarosły blizną podłości.

Do Jacka Klasy

Jak by Pan zareagował jak bym napisał Pańskie nazwisko Klaski zamiast Klasa?
O Australijskiej Grupie Lustracyjnej nic nie napisałem, bo nic o niej nie wiem i wiedzieć nie muszę, tym bardziej, że chyba działacie w ukryciu. Dlatego zarzut, że moja korespondencja z Melbourne jest nieobiektywna jest bezzasadny. Jeśli dwóch "australijczyków" (chyba Polaków mieszkających w Australii?) ujawniło publiczne swoją agenturalną przeszłość, to dlaczego Pan nie podaje ich nazwisk?! Mamy zgadywać kto to jest?

Marian Kałuski

Jacek Klas - 15.05.13 7:44
Szanowny Panie Zauski,
bardzo pozytywnie oceniam Pana artykul,jednakze nie posiada Pan
wszystkich danych z okresu ostatnich 10 lat.
Nic Pan nie pisze o dzialalnosci AGL[Australijskiej Grupy lustracjnej],
o tym ze w ostatnich 10 latach tylko dwoch ''australiczykow'' ujawnilo publicznie
agenture soviecka ze swych teczek[IPN] I ZE TO WYGLADA FENOMENEM w diasporze Poloni na swiecie[cztaj Jacek Klas i Czeslaw Lipka],takze fakt ze zorganizowana Polonia w Australi cenzurowala dzialalnosc lustracjna AGL,przedstwia pana artykol jako nieobiektywny.
Istnie 7 komunikatow z obrad Komisji Sejmowych do spraw lustracjnych,gdzie
AGL,POPRZEZ SWOICH PRZEDSTAWICIELI W POLSCE,wywierala i osiagnela swoj cel,lustracje srodowisk Polonijnych,jednakze pozniejszy bieg wydarzen
zniszczyl nasz intencje.

Jacek Klas--uspiony Koordynator AGL,
--obecny Przedstawiciel Zwiazku Konfederantow Polski Niepodleglej
na Australie Nowa Zelandie i Oceanie
--Wspolzalozyciel[czytaj,wraz z Czeslawem Lipka]Zwiazku Polskich Wiezniow Politycznych w Australii

Monika - 15.05.13 1:48
Panie Januszu,
Calkowicie zgadzam sie z Panem. Sama bylam przeciwna publikowaniu czesto wulgarnych opinii roznych osob na temat konfliktu w Albion. Jednak obecnie czulam sie w obowiazku podac kilka faktow dot. osoby zajmujacej wczesniej wazna funkcje w znaczacej polonijnej organizacji jaka jeszcze chyba jest Federacja stanu Wiktoria. To sa jedynie fakty. Nie zamierzam kontunuowac tematu, zapewniam Pana. Konflikty mnie nie interesuja, i tym samym tzw. Polonia zorganizowana rowniez. Poswiecilam jej zbyt wiele lat ze swojego zycia, stanowczo za duzo. Wlasnie z powodu konfliktow szereg osob wycofalo swoje zaangazowanie w zycie polonijne, dla wlasnego zdrowia. Na szczescie rosnie nowe pokolenie, ktore nie chce z taka Polonia miec nic wspolnego. Ubolewa nad tym Autor artykulu, jest to jednak zdrowa reakcja obronna mlodych ludzi. I cale szczescie. Niech ginie, co zle.
Pozdrowienia

Jan Orawicz - 14.05.13 21:49
Kiedy znów mam spojrzeć na artykuł,czy komentarz pochodzący ze środowiska
polonijnego z Australii, to po prostu mnie o d r z u c a ! Całe lata czytam o nieustających nieporozumieniach,szarpaczkach,rozprawach sądowych itp.Ale się tam polska diaspora dała zaczadzić czarcim swądem. Czyżby nie było innych,ludzkich tematów o Waszym życiu polonijnym, w tamtym ciekawym kraju? Skończcie z tym jazgotem nienawiści i wrogości na oczach tubylców.Ile
codziennie rodzi się interesujących,a nawet pięknych tematów w naszych wszystkich diasporach na całym Bożym świecie. Czy jazgot. niezgody ma to wciąż zagłuszać?? Opanujcie się Polonusi,bo to już wielki wstyd!!! Z góry wiem,
że się naraziłem tym moim komentarzem tej grupie,której po prostu jad po brodach cieknie... Pozdrawiam niejadowitych.

Monika Wiench - 13.05.13 9:52
ponizej tresc e-mail, jaki wyslalam do Autora tekstu:

Szanowny Panie Marianie,
Dziekuje za przekazany tekst. Jest w nim wiele rzeczywiscie waznych informacji. Jednakze przyznac musze, ze z pewnym zdziwieniem przyjelam ten fragment, w ktorym opisuje Pan zaslugi i postac Krzysztofa Lancuskiego. O tej osobie mam skrajnie odmienna opinie. Nie wiem jak bylo wczesniej, gdyz w Australii jestem od 1988 roku, jednak przez kilka lat wspolpracowalam w Federacji z w/w , a i pozniej w swojej dzialalnosci spolecznej mialam wielokrotnie watpliwa przyjemnosc dokladnie poznac tego pana. Pisalam o jego "dokonaniach" otwarcie na stronie replika, pisala o nim rowniez Elzbieta Szczepanska. Oceniam go jako perfidnego gracza, lasego na pochwaly i chorego na znaczenie, a przede wszystkim chamskiego, a nawet podlego. To jemu a nie innym czlonkom spolecznosci zawsze zalezalo na stanowiskach zarowno w Federacji jak i w RN. Nigdy nie zapomne jak potraktowal dzialaczke solidarnosciowa, starsza kobiete z Sydney, kiedy zwrocil sie do niej " a ja ci zycze, zebys jak najszybciej zdechla". Dla mnie bylo to jak uderzenie w twarz. Albo jak publicznie probowal wysmiewac sie z Elzbiety Drozd w obecnosci ministra.
Tak pozytywnie oceniajac jego zaslugi, jak Pan oceni fakt, ze od lat ten ponoc inzynier, nie akceptuje Biura, ktorego dyrektorem jest Ela Drozd. Nie akceptuje, tego ze jest ona jedynym polskim komisarzem VMC, nie mowi jej nawet "dzien dobry". Nie akceptuje instytucji, ktora w kazdym tygodniu udziela pomocy 450 klientom, ludziom starym, samotnym i chorym. Ktora zorganizowala ostatnio wspaniala konferencje na bardzo wysokim poziomie z udzialem ponad 150 uczestnikow, w tym znaczacych osob z rzadu stanowego i federalnego, ktorej osobiste zaproszenie przyjal gubernator stanu Wiktoria, przybywajac w minionym tygodniu do Biura w Maidstone wraz z malzonka, i ktorej zaproszenie przyjela rowniez PM J. Gillard i ktora poza praca zawodowa pelni kilka innych funkcji spolecznych!!!. Jak smie nie zauwazac tego, na szczescie byly, predzio, ktory nie akceptuje rozniez zwiazku polskich biur opieki w Australii, ktory zalozyla E.D. Jedynym biurem, ktore tam nie nalezy jest federacyjne, bo prezes nazywany Krzysiem, nie zezwolil na to. To oburzajace!
Jak Pan ocenia fakt, ze kiedy skladalam kwiaty pod Pomnikiem Katynskim od patriotycznej polskiej organizacji jaka jest Australijsko Polskie Towarzystwo Historyczne, ten pan z pretensja zwrocil sie do prowadzacego uroczystosc mowiac"trzeba bylo nie wymieniac". Chamstwo, bezinteresowna nienawisc, zazdrosc i niechec ustapienia nawet na krok pola mlodszym dzialaczom spolecznym. Taka jest moja ocena tego pana, choc przykladow niezwykle wstretnego zachowania moge podac dziesiatki. Dlatego dziwi mnie Panska ocena. Kryteria moralne jakie ja wyznaje nie przystaja do niej zupelnie.
Krzysztof inzynier Lancucki pozostawi po sobie wiele zlych wspomnien. Wiemy przeciez o tym oboje.
Pozdrowienia
Monika Wiench

Wszystkich komentarzy: (60)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

20 Kwietnia 1706 roku
Zmarł Hieronim Lubomirski, hetman wielki koronny, woj. krakowski, podskarbi wielki koronny, marsz. nadworny koronny (ur. 1647)


20 Kwietnia 2007 roku
Zmarł Jan Kociniak, polski aktor filmowy i teatralny, partner Jana Kobuszewskiego w telewiz. progr. satyr. Wielokropek(ur. 1937)


Zobacz więcej