Piątek 19 Kwietnia 2024r. - 110 dz. roku,  Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 03.02.15 - 11:54     Czytano: [1574]

Granice





- My nie wiemy, panie, kozali wywozić, to wywozilim.
– A kogo konkretnie wywoziliście?
– Te Żydówki, co je Ukraińcy ubili.
– Martwe?
– ...
– Czy wszystkie były martwe?
– Kozali wywozić, gnojem przysypać, to my nie patrzyli.
– Dużo ich było?
– Dziennie ze trzydzieści, rano podstawialim wozy pod stodoły w majątku w Bocieniu, zawsze był przy tem jeden esesman.
– A gdzie je wieźliście?
– Pod cmentorzem w Dźwierznie był taki dół, pewnie ze sto metrów długi, tam kozali je wrzucać.
– Zadam panu pytanie jeszcze raz, proszę się dokładnie zastanowić, czy zdarzało się, że zakopywaliście żywe kobiety?
– ... Jo nie wiem, panie, co kozali, to robilim. Czas był strasny, panie, a dzieci wołały o chleb. Pan był kiedy głodny tak, coby przez trzy dni nic w gębie nie mieć?
– ...
– Czas był strasny, wszędzie trupy leżały, albo ubite, albo zagłodzone. A esesmani za te kursy płacili chlebem i margaryną. To co my mieli zrobić? Dzieci zagłodzić, żeby te trupy gniły na drodze?
– Czy to prawda, że pod podłogą domu przechowaliście żydowską rodzinę do wyzwolenia?
– ...
– Dziś może pan powiedzieć, Niemców już nie ma, a moja organizacja chce za to wynagrodzić, pieniądze dać.
– Jo sie, panie, na polityce nie znom. Co pamientom, tom powiedzioł, dejcie mi już spokój...
*****
Prowadził je zawsze pojedynczo, żeby nie było świadków. Spółkowanie z żydowskimi robotnicami było tu powszechne, choć wypowiadano się na ten temat z obrzydzeniem. Dziewki były brudne, zawszone i ledwie stały na nogach z wycieńczenia, więc po każdym takim zdarzeniu odczuwał do siebie wstręt. Robotnice oczywiście nie mogły nic nikomu opowiedzieć, bo zawsze kierowany tym wstrętem zabijał je uderzeniem kołka w głowę lub miażdżąc kark butem. Były takie kruche, że wystarczyło mocniej nacisnąć butem i kark pękał jak sucha gałąź.
Dawno już przestali je liczyć, a sprawozdawczość o śmiertelności leżała odłogiem od kilku miesięcy. Ale wyniki mieli dobre. Zgodnie z zaleceniem centrali w Stutthof mieli wykonać wykopy i fundamenty pod bunkry, tak żeby wszystkie Żydówki zdechły w trakcie robót. Rozkazy były jasne, żydowskie ścierwo ma być tu zakopane. Stutthof pracuje pełną parą, a tego robactwa jest dalej tak wiele. Trzeba pomóc kolegom z obozu, sami wszystkich nie spalą.
Zapinając spodnie, przyjrzał się dokładnie materiałowi wokół rozporka, czy nie było na nim wszy. Strzepnął podejrzanie wyglądające grudki brudu i pomaszerował w stronę zabudowań. Trzeba się teraz napić. Na szczęście śnieg przestał padać, a dostawa wódki przyjechała na czas. Wieczorem będzie się można porządnie urżnąć. Danyło zagra na harmoszce, pośpiewamy i znów będzie wesoło. Miło, niemiło, ciągnij, siwa kobyło!
*****
Rachela była silniejsza od innych kobiet. Przed wojną uprawiała gimnastykę, więc jej mięśnie były mocne i wytrzymałe. To ona pierwsza każdej nocy, kiedy jeszcze cały majątek pogrążony był we śnie, wstawała, by pomóc innym kobietom podnieść się z ubitej sterty siana, stanowiącej teraz dla nich jedyne posłanie. Budziła się, zanim ukraiński wachman pojawił się w drzwiach stodoły. Zaraz po przebudzeniu sprawdzała, czy jej siostra, Sara, nie przemarzła za bardzo, a zanim pomogła jej wstać, wcześniej nacierała jej nogi i ręce, by odrobinę je ogrzać. Lepiej było stać na nogach, gdy Ukraińcy wpadali do stodoły. Kiedy któraś z kobiet nie zdołała powstać na komendę wachmana, zaraz trafiała do owczarni, a stamtąd już nikt żywy nie wracał.
Wyruszały w grupach po kilkaset kobiet na długo przed świtem. Nie miały wprawdzie zegarków, ale był to pewnie środek nocy.
Rachela spojrzała na wychudłą twarz swojej młodszej siostry.
– Sara, trzeba wstać, zaraz musimy wyjść na zewnątrz – pogładziła ją skostniałą dłonią po zimnym policzku. W środku stodoły panował przenikliwy ziąb, ogarniający z wszystkich stron skłębioną masę kobiet, upchniętą na prowizorycznym legowisku. Ale tam, na zewnątrz, było o wiele gorzej, prawie minus dwadzieścia stopni i ten wiatr wyszarpujący ostatnie ciepło, ostatnią chęć do zrobienia kolejnego kroku przez sięgające kolan śniegi. Znów będą musiały brnąć przez bezdroża, potem wyrywać ziemi jej ściśnięte w twardą pieść grudy, by rów miał równe dwa metry głębokości. W tych rowach zostanie znów kilka z jej towarzyszek niedoli, zatłuczonych nahajami przez esesmanów.
– Ja nie dam rady, Rachel – cicho odpowiedziała Sara, nie otwierając oczu.
– Musisz, siostrzyczko, musisz wstać na nogi, pomogę ci i będzie dobrze – kobieta mocno tarła dłonie i policzki wyniszczonej dziewczyny. Łachmany bezsilnie drgały wokół jej rąk i szyi.
– Śniło mi się – zaczęła Sara, robiąc przerwy na oddech – że szłyśmy przez zielone, piękne pola i jeden z esesmanów się poślizgnął.
Znów zrobiła przerwę, z trudem otwierając zaropiałe oczy. Spojrzała na siostrę, a może przez nią, a w tym spojrzeniu widać było bezbarwną rezygnację.
– Potem opadły go diabły – podjęła znów cichym głosem dziewczyna – i rozszarpały...
– Sara, proszę cię, wstań, moja kochana – Rachela poczuła, że mimo mrozu panującego w nieogrzewanej stodole, robi jej się ciepło. Zaraz będą tutaj Ukraińcy, zaraz usłyszy trzask zamykanych drzwi domu, potem chrzęst śniegu pod okutymi butami i drzwi stodoły się otworzą.
– Moja kochana siostrzyczko – złapała wiotkie ciało dziewczyny przypominającej żywy szkielet i szarpnęła w górę – postaw nogi na ziemi, jeszcze tylko dziś!
Pozostałe kobiety zaczęły podejmować anemiczne próby powstania na klęczki i dźwignięcia się na proste nogi. Nie ubierały się, bo miały już na sobie wszystko, co posiadały. A także wszystko, co pozostało po innych, które wyniesiono do owczarni. Bezbarwne, brudne twarze skierowały w stronę drzwi i czekały, podtrzymując się nawzajem.
Rachela zaczęła płakać, czując, jak serce wystukuje nierówny rytm na wychudzonych żebrach. Jej siostra Sara zwisała bezwładnie, przewieszona przez nią jak kukła. Przecież nie zdoła wyjść na zewnątrz, nie dojdzie kilku kilometrów w śniegu do miejsca ziemnych robót.
Trzasnęły drzwi domu położonego po przeciwnej stronie podwórza. Ucichły szepty, tylko przyspieszone oddechy słychać było teraz dookoła. W każdym z tych drżących oddechów przycupnął śmiertelny lęk. Do uszu kobiet doleciały rozmowy esesmanów zbliżających się do wrót stodoły. Pomiędzy deskami mignęły światła latarek. Po chwili wrota z chrzęstem otwarły się szeroko i padła komenda:
– Геть, єврейська сволотo!
W świetle latarek wielka, parująca na mrozie masa ruszyła powoli, kołysząc się na boki, w stronę otwartych drzwi na podwórze. Rachela stała nadal na środku, potrącana z lekka, mocno trzymając półprzytomną siostrę w mdlejących rękach. Gdy pustoszała stodoła, w migoczącym świetle latarek dostrzegła kilkanaście leżących nieruchomo ciał. Mroźna noc po raz kolejny zebrała swoje żniwo. Martwe kobiety były prawie nagie. Skulone leżały spokojnie, jakby jeszcze spały. Ich koce przykrywały już wychudłe ramiona innych więźniarek, które teraz wychodziły na mróz ze stodoły. Kiedy poganiane nahajami utworzyły coś, co można było nazwać czwórkowym szykiem, esesmani omietli jeszcze raz światłem latarek wnętrze stodoły. Wtedy dostrzegli dwie kobiety wtulone w siebie, stojące pomiędzy trupami na środku. Z uśmiechem satysfakcji we trzech weszli do środka i otoczyli wynędzniałe postacie. Rachela wiedziała, co to znaczy. Zamknęła oczy, szepcząc modlitwę przez zaciśnięte usta. Słyszała, jak kłapią skórzane nahaje spadające na twarde, esesmańskie łapy, jak ślinią się pyski bestii, szczekających w znienawidzonym języku.
– Mówię ci, Rachel, jakie piękne były te pola – odezwała się nagle Sara, ciągle mocno wtulona w ramiona starszej siostry.
W tym momencie na jej głowę spadł pierwszy cios...
*****
Wszystkie więźniarki były młode. Niektóre, mimo że Żydówki, nawet ładne. Nasi spółkowali więc z nimi, gdzie popadnie. Oczywiście bachory potem musieliśmy topić, zakopywać albo palić, był więc z nimi niezły ambaras. Ale kiedy Żydówki wychudły i pokryły się strupami, z obrzydzenia nadawały się tylko, by je zatłuc. No i tłukliśmy przy każdej okazji. Staraliśmy się nie przekroczyć trzydziestu sztuk dziennie, bo tyle mieściło się na dwa wozy podstawione przez chłopów, co rano pod owczarnię. No, a przecież niektóre zdychały jeszcze dodatkowo, bez naszej pomocy.
Muszę przyznać, że to było zabawne. Urządzaliśmy też zawody w biegach dla Żydówek. Która się przewróciła albo dobiegła druga, była odprowadzana na bok, do likwidacji. Mieliśmy przy tym niezłą zabawę. No i mogliśmy się trochę rozgrzać, pomachać nahajkami, bo zima w 1944 roku była naprawdę ostra.
Gdyby nie ta zima, to byłby naprawdę przyjemny czas.
*****
Franek był ciekawym chłopcem, więc poprosił ojca, by pozwolił mu wstać wczesnym rankiem do obrządku w stajni. Korzystając z nieuwagi rodziców, wymknął się z obory i pobiegł co sił w kierunku majątku w Bocieniu. Gnała go tam ciekawość. Ludzie we wsi mówili, że wielki dół, co go Żydówki wykopały w listopadzie przy cmentarzu, do połowy jest już zapełniony ziemią. Pod tą ziemią podobno leżą martwe, nagie Żydówki. Franek czuł wewnętrzną potrzebę rozwikłania tej zagadki. Postanowił więc sprawdzić wszystko na miejscu. Do zabudowań zostało mu jeszcze kilkaset metrów, w ciemnościach z trudem odnajdywał ścieżkę przysypaną w nocy świeżym puchem. Jasna łuna świtu obejmowała powoli położone w dali zabudowania, gdy chłopak przeskakiwał drewniany płot i zbliżał się ostrożnie do stajni. Od wewnętrznej strony ułożonych w podkowę zabudowań majątku doleciało rżenie konia.
– Tam pewnie stoją furmanki – domyślił się Franek, skradając się cicho do stajennego węgła. Wyjrzał ostrożnie w stronę stodół i dostrzegł w ciemnościach zarys wozów, zaprzęgniętych w konie.
Grzbiety koni, przykryte derkami, parowały na mrozie, a i Franek poczuł teraz chłód ogarniający go od stóp, aż po kark. Nasunął czapkę mocniej na uszy i czekał. Dłuższą chwilę nic się nie działo, gdy nagle od strony owczarni dało się słyszeć jakiś jęk. Jakieś zawodzenie tęskne, może bolesne podniosło się w mroźnym powietrzu i zgasło. Franek nadstawił uszu. Znów to zawodzenie, ale teraz wyraźniejsze, a potem coś, jakby płacz. Skóra ścierpła na plecach chłopca. Coś tajemniczego i groźnego było w owczarni, bo przecież nie człowiek. Przy minus dwudziestu stopniach nikt by tam nie został na noc. Może jakieś chore zwierzę tak zawodzi, może pies?
Drzwi domu raptownie się otwarły. Na podwórze wyszli czterej mężczyźni i esesman w długim, czarnym płaszczu. Franek wsunął się głębiej za budynek, przytulając się płasko do przeraźliwie zimnej, oszronionej ściany. Mężczyźni szli energicznym krokiem w stronę stodół, a esesman zatrzymał się przy wozach, stąpając z nogi na nogę dla rozgrzewki. Z daleka Franek dostrzegł w jego ręku długi, czarny kształt zakończony giętkim końcem, którym esesman uderzał rytmicznie o cholewę buta. Mężczyźni otworzyli wrota jednej ze stodół i weszli do środka. Wtedy zawodzenie rozległo się znowu a wraz z nim piski i jęki, jakieś słowa niezrozumiałe wykrzykiwane kobiecymi głosami. Franek widział wszystko wyraźnie, bo zrobiło się jaśniej i mógł już odróżnić szczeble drabiniastych wozów. Drzwi otwarły się znowu i pojawiła się głowa jednego z mężczyzn.
– Żywe! – zawołał do esesmana, a ten ruszył ostro w stronę stodoły, trzaskając energicznie giętkim biczem, w którym Franek rozpoznał ukraińską nahajkę. Esesman wpadł do stodoły. Kobiece krzyki teraz przybrały jeszcze na sile, dało się słyszeć kilka głuchych uderzeń, jakby cepa o snopek zboża, a potem zaległa cisza. Po chwili czarny esesman wyszedł ze stodoły, a za nim dwóch mężczyzn taszczących jakiś podłużny pakunek obleczony białym materiałem. Potem pojawiło się w drzwiach jeszcze dwóch ludzi niosących podobny pakunek. Podeszli do wozów, zamachnęli się i wrzucili to, co nieśli, do środka. Potem wrócili do stodoły i powtarzali te same czynności, aż napełnili wozy po brzegi.
Mroźny świt rozjaśnił plac pomiędzy budynkami i powietrze stało się przejrzyste. Franek przypominał sobie, że tam pewnie czeka na niego ojciec, ryzykując jednak, że dostanie w skórę, wpatrywał się jak zahipnotyzowany w scenę rozgrywającą się przed nim. Parowały grzbiety koni, para unosiła się nad trudzącymi się ludźmi, ale Franek zdziwił się, że para unosi się też nad stertą jasnych pakunków ułożonych na wozie. Jeszcze kilka minut i wozy były pełne. Wtedy dwóch mężczyzn zaczęło wrzucać na furmankę gnój, składowany w zagłębieniu przy stodole. Gdy skończyli, ruszyli w stronę domu i weszli do środka, tupiąc i kaszląc.
Wtedy Franek dostrzegł swoją szansę. Upewniwszy się, że na podwórku nie ma nikogo, wybiegł zza węgła i szybkimi susami stanął obok wozów. Chwilę wypatrywał jakichś szczegółów wśród przysypanych gnojem kształtów i dostrzegł snop pary, unoszącej się z boku furmanki. Powoli podszedł do tego miejsca, a im bliżej podchodził, tym wyżej jego włosy podnosiły mu się pod czapką. Z odkrytego fragmentu rozdartego prześcieradła wystawały ludzkie usta, z których z każdym oddechem wydostawała się para. Obok, przyciśnięta do drabinek wozu spoczywała sina, ludzka ręka. Strach sparaliżował Franka, łapiąc go w kleszcze mocniejsze, niż ojcowskie ramiona. Stał tak, nie mogąc zrobić kroku, dopiero gdy otworzyły się drzwi domu, rzucił się do panicznej ucieczki w stronę drewnianego płotu oddzielającego majątek od pobliskich pól. Biegł co sił, a łzy zamarzały mu wokół uszu. Cena, jaką zapłacił za ciekawość, przerosła jego dziecięce wyobrażenia. Ciężar tej straszliwej wiedzy przygniótł go, dławiąc w piersiach, a przecież z nikim nie mógł się teraz tą wiedzą podzielić.
Tego ranka, gdy ojcowski pasek spadał rytmicznie na jego pośladki i uda, chłopak nawet nie jęknął. Zakłopotany ojciec wymierzył mu karę do końca, ale zaraz potem spojrzał uważnie w jego zgasłe oczy.
*****
Rozmowa dobiegała końca, Widać było, że staruszka jest bardzo zmęczona. Kilka razy ocierała łzy za grubymi szkłami okularów. Drżała jej broda i prawa dłoń oparta na zdobionej lasce. Herbata w pięknej porcelanie wystygła już, a gospodyni, pomimo nienagannych przedwojennych manier, nie proponowała dolewki, więc redaktor postanowił zadać ostatnie pytania.
– To jeszcze na koniec, jeśli pani pozwoli, pani Kraszyńska, co pani sądzi o tych ludziach?
– Których pan redaktor ma na myśli? – kobieta zdawała się nie rozumieć, a może tyko sprawdzała czujność redaktora.
– Myślę o Ukraińcach i Niemcach, autorach tych wszystkich zbrodni.
– Panie redaktorze – starowinka zdjęła okulary, przecierając szkła powoli, starannie – wtedy, w Dźwierznie było tu sporo nas, Polaków. Były też żydowskie więźniarki, łącznie kilka tysięcy osób, ale nie było tu innych ludzi. Chodziły wprawdzie po okolicy bestie w czarnych mundurach, mówiące po ukraińsku, niemiecku i rusku, ale to nie byli ludzie.
Tu pani Józefa założyła okulary i utkwiła wzrok w zdumionym redaktorze. Dłuższy czas patrzyła mu prosto w oczy, po czym dodała, mocno akcentując każde słowo:
– Zaręczam to panu z całą stanowczością.

Pamięci 5500 kobiet wielu narodowości zamęczonych, zagłodzonych
w ramach akcji niemieckiej organizacji Baukommando Ostland
od 6 sierpnia 1944 roku do stycznia 1945 roku.



Andrzej Chodacki


Autor opowiadania: Andrzej Chodacki
Urodzony w 31.05.1970 roku. Z powołania mąż i ojciec, z zawodu lekarz wojskowy w stopniu kapitana. Pisze prozę i poezję, a także fotografuje. Laureat kilkudziesięciu konkursów literackich, między innymi zdobył Złoty Laur Dziewina za 1 miejsce w kategorii proza w VI Ogólnopolskim Konkursie Literackim w Żarach w 2012 r. i 1 nagrodę za prozę w Ogólnopolskim i Polonijnym Konkursie Literackim im. Leopolda Staffa w 2013 roku. Jego opowiadania były wydrukowane między innymi w Wydawnictwie My Book w Szczecinie, Miesięczniku Literackim Akant w Bydgoszczy, Kwartalniku Literackim Horyzonty, Blogu Literackim " Pod natchnieniem Ducha Świętego", w Półroczniku literackim „Inter-. Literatura–Krytyka–Kultura”, w Portalu Literackim Publixo oraz w Tygodniku Polskim w USA i Gazecie Polonijnej w Kanadzie, z którymi podjął stała współpracę.
W 2012 roku wydał debiutancką książkę z poezją i fotografią pt.„ Pejzaże tęsknoty”,
w 2013 roku wydał cykl 25 nagradzanych opowiadań pt. „ Opowieści ze świata”.
Od 2008 roku współtworzy śpiewający zespół poetycki wraz z Marcinem Kowalczykiem (założyciel zespołu, poeta i kompozytor ) oraz Lechosławem Tarkowskim (basista).


Wersja do druku

Andrzej Chodacki - 24.02.15 18:51
No to pogadaliśmy o literaturze, Panie ( Pani ) His...

A gdzie w tym wszystkim Bóg? Nie uwzględnia Pan ( Pani) Jego panowania nad tą szachownicą, którą tak Pan ( Pani) zgrabnie rozkłada do politycznej gry?

Agamemnon - 22.02.15 12:45
gdzie istniejemy i gdzie się kończymy.

His - 22.02.15 10:30
Panie Janie czy oprócz cenienia Dudy i Kaczyńskiego posiada Pan jakąś wiedzę na ich temat?
W Krakowie się mówi, że Duda ma baaaaaardzo mocne poparcie sił, które rządzą zza oceanu POLską. Duda został wystawiony przez Kaczyńskiego, Kornhausnera i HARTMANA.
Duda ma zastąpić Komorowskiego tak samo jak Kaczyński przekazał władzę Tuskowi. Duda potrafi cytować z pamięci i głośniej TO SAMO co Komorowski duka z kartki. Duda przejmie pałeczkę i sprintem samodzielnie uda się w wyznaczonym kierunku nie tak jak szabesgoj Schetyna, któremu osobiście Kerry musiał kłaść do łba za co dostaje kasę zostając figurantem w MSZ.
Komorowski został przeznaczony do odstawki, teraz Duda nada impetu zainstalowanej nam demonkracji podobnie jak Tusk po dobrowolnym ustąpieniu Kaczyńskiego. Wytresowani młodzi zastępują starych, którzy po latach praktyki zmądrzeli i dostrzegają smycz, która im uwiera. Właściciele tzw. wolnych mediów na pewno wydali już dyspozycje jak pomału wycofać Komorowskiego i zrobić miejsce młodemu i głodnemu wilkowi.
Bund "dobry" (PO) i bund zły (PIS) znowu odegrają powierzone role pozorując społeczeństwu walkę dobra ze złem.
Do wyborów propaganda przekieruje sympatię społeczeństwa z Komorowskiego na Dudę. Komorowski pójdzie w odstawkę a żeby siedział cicho dostanie na starość jakąś synekurę.
Dudzie po zwycięstwie tow. HARTMAN pierwszy złoży gratulacje i tak po raz kolejny zostanie skanalizowany przez Kaczyńskiego polski patriotyzm a Pan Orawicz znowu nam tu będzie pisał wiersze i tak w koło, może któreś pokolenie Polaków się wreszcie połapie.
Głupkiem się urodzić to nie wstyd, wstyd głupcem umierać.

Jan Orawicz - 22.02.15 4:34
Witam Szanowny Panie Andrzeju! Jak Pan widzi ja nie mam
zamiaru prowadzenia dialogu, z kimś takim spod pseudonimu "His".
Widzę,że mnie prowokuje do tego,byśmy musieli się za sobą brzydko
tarmosić. Ten "His wie,że ja sobie cenie Pana A. Dudę i J.Kaczyńskiego,
więc szuka w jakie miejsce mnie uszczypnąć. Ale się nie dam tknąć
przez takich spod ksyw,jak to mawiają ci zza krat.
Serdecznie Pana pozdrawiam. I czekam za dalszymi Pana opowiadaniami.
Miałem w życiu kolege - też lekarza,który także pisał wiersze jak ja.Ale wiem,
że już sporo lat jak nie żyje.

Andrzej Chodacki - 18.02.15 7:54
Szanowny użytkowniku o pseudonimie "His". Proponuje pisać na temat. W obozach satelitarnych Stutthof Żydówki nie były mordowane przez Żydów. Trzymajmy się faktów dotyczących opowiadania.
Dodatkowo nie podoba mi się ton, w jakim zwraca się Pan ( Pani) do Pana Jana Orawicza. Proponuję w wypowiedziach okazywać więcej szacunku, albo choć zwykłej kultury.

Pozdrowienia

Andrzej Chodacki

His - 16.02.15 14:05
Panie Orawicz, widzę, że ciągle pan cierpi na kompleks kopniętego psa, który do końca życia warczy na widok gumowca.
Dzisiaj jest odtajniana historia, prawda okazuje się zupełnie inna niż nas uczyli mełamedzi historii. Dziś już wiemy na czyjej nodze był ten gumowiec i kto za tym wszystkim się kryje. Dobrze, że już Pan morderstw żydobolszewików nie zwala na Rosjan tylko używa synonimu "sowieci". Mało osób ma wiedzę i rozum żeby widzieć co faktycznie się dzieje za parawanem propagandy. Osoby takie jeżeli wypowiedzą się publicznie od razu są atakowane przez właścicieli tzw. wolnych mediów.

https://palestyna.wordpress.com/2010/08/12/john-swinton-o-zawodzie-dziennikarza/

"John Swinton, redaktor naczelny NY Timesa (należącego do żydowskiej rodziny Sulzbergerów) 12 kwietnia 1893 r. mówił:
„Niezależna prasa w Ameryce nie istnieje. I wy o tym wiecie. Nie ma nikogo wśród was, który ośmieliłby się pisać własne opinie i już wiecie, że jeśli to uczynicie, to nie byłyby nigdy opublikowane. Mi płacą tygodniówkę po to, bym trzymał swoje uczciwe opinie daleko poza gazetą. Wielu z was otrzymuje podobną pensję za podobne rzeczy i każdy wie, ze gdyby chciał być takim wariatem by pisać uczciwie, szybko znalazłby się na ulicy w poszukiwaniu innej pracy".

Przez 122 lata jakie upłynęły od czas wypowiedzi Johna Swintona nic się nie zmieniło. Dalej właściciele tzw. wolnych mediów otumaniają propagandą całe społeczeństwa. W tej otumanionej masie krystalizują się pożyteczni idioci, którzy nieświadomie działają na swoją i swojej nacji szkodę. Tacy pożyteczni idioci są obserwowani i wspierani przez tzw. wolne media. Dla zdolniejszych pożytecznych idiotów otwiera się furtkę do chwilowej politycznej kariery. Dla nich się tworzy niepotrzebne ministerstwa i różne synekury rzeczników i obrońców od wszystkiego.
Po wojnie trwale zniszczono nam arystokrację, inteligencję i system kreowania władzy. Stworzono system szkolenia wykształciuchów, którzy czując zapach koryta stają do walki o synekury i rządzenie resztą. Wśród kandydatów na prezydenta TYLKO Korwin, Kukiz i Braun są za zmianą narzuconego nam systemu. Kaczyński z Dudą i Komorowski powtarzają uwspółcześnione przemówienia młodego Gomułki zamieniając tylko socjalizm na demokrację.
Kandydaci, którzy by chcieli coś zmienić nie mają szans. Czeka nas tylko ciągłe i bardzo kosztowne "reformowanie" demonkracji.

Andrzej Chodacki - 16.02.15 11:05
Panie Marianie,
proszę wybaczyć, źle zinterpretowałem podpis MariaN,
Panie Janie - mogę tylko dodać : święte słowa !

Jan Orawicz - 13.02.15 0:30
Panie MariaN zgadzam się z Panem,że gdyby Polską rządzili Polscy, to
zapewne byłby jakiś rozrachunek z bandytami,którzy napadli na Polskę
w 1939r. Ale nowy okupant Polski w bolszewickim wydaniu -jako drugi
napastnik na Polske, nie pozwolił na rozrachunki bandytyzmu i krzywd!
Na dodatek dobijał naszą AK,NSZ i dalsze mniejsze zgrupowania zbrojnej
Podziemnej Polski! Tak to jest na tej Bożej ziemi,gdzie czart zawsze skusi
swoje bandyckie zagony na słabszych. Do tej pory Prawo Miedzynarodowe
nie ma przepisu prawnego,który by kategorycznie zabraniał napadania
kolosów na mniejsze narody. A w wypadku łamania tego przepisu, stawania
w obronie napadanych. Te przykre sprawy to jakby sonda tego,jak dalece
ludzie tego świata po prostu sa dzikusami w zakresie ludzkiego humanitaryzmu. Prosze zauważyć tę prawdę na Ukrainie.A co się dzieje
w państwach arabskich? Patrzą się ludziska całego świata na zamordyzm z
piekła rodem i jest fajnie!!! A ilu jest takich osobników bez uczuć wyższych,
którzy by tam bardzo chętnie pojechali mordować ludzi, razem z Bogu ducha
winnymi dziecinami. Kto przeżył II wś to na ten obecny zamordyzm patrzyć nie może,bo serce chce mu wyskoczyć z piersi,a łzy chcą zalać oczy.
A dzicz w ludzkiej skórze robi swoje. Oto humanizm i humanitaryzm ludzi
początku 21 wieku!! Tak po prawdzie strach żyć dalej na takim spodlonym
i grożnym świecie. Na dodatek tego jeszcze idzie wszedzie bitwa z wiarą Boga
i jego Dekalogiem z przykazaniem Nie zabijaj!!! Bandytom rożnego pokroju
i różnych formatów od dziejów Wadzi Dekalog. Ale obojętność ludzka na te
sprawy jest jak zawsze zgubna. Rosji jakby mało było zamordyzmu już grozi
atomowym nawet napadem na Polskę. Jeszcze wiele mogił nie można odszukać
po sowieckim zamordyżmie,a już taki Putin przedeptuje,by ruszyć znów na Polskę z użyciem AŻ bomby atomowej!! I cisza!!! Nie ma komu szczerze pogrozić temu Carowi silnym palcem !!!. Każdy zbój ma prawo
grozić i napadać. Świecie nasz,gdzie ty dalej tak zaslepiony kroczysz?!
Pozdrawiam Szanownych Czytelników

Andrzej Chodacki - 12.02.15 22:48
Szanowna Pani Mario.
Ma Pan całkowitą rację. Dziękuję za te słowa i serdecznie pozdrawiam.

MariaN - 12.02.15 18:44
Jak nisko może upaść człowiek, aż trudno to sobie wyobrazić.

"...Chodziły wprawdzie po okolicy bestie w czarnych mundurach, mówiące po ukraińsku, niemiecku i rusku, ale to nie byli ludzie".

To zdanie powinno wystarczyć za cały komentarz. Rozważając to wszystko, normalny człowiek nie potrafi zrozumieć, dlaczego oprawcy nie tylko nie zostali ukarani, ale jeszcze dziś znów rządzą Europą, pod płaszczykiem Unii Europejskiej dyktują innym państwom swój dyktat. Parszywy jest świat, gdy morduje się miliony, nie ponosi się żadnej odpowiedzialności. Sprawcy niemieccy grabili przez 5 lat cały świat, dziś przodują w gospodarce a do tego próbują zwalać winę na jakichś hitlerowców czy nazistów, kręcą wybielające filmy... nawet zwalają winę na najbardziej pokrzywdzonych w tej wojnie Polaków. Mogą tak robić, bo Polską rządzą zdrajcy.

Andrzej Chodacki - 10.02.15 21:26
Szanowny Panie Janie
O tym trzeba pisać. Choćbyśmy mieli zaraz potem zapłakać nad tym pisaniem. Trzeba pisać, by jak najwięcej ludzi przeczytało. By koszmar już nigdy nie powrócił.
Chylę głowę nisko nad Pana dramatem. Ja mogę sobie to tylko wyobrażać. I tak, jak sobie wyobrażałem, tak opisałem. Obym nigdy nie musiał pisać z doświadczenia...

Jan Orawicz - 07.02.15 2:16
Drogi Panie Andrzeju, jako dzieciak przezyłem pieklo na ziemi w postaci II wś.
We wrzesniu 1939r jako mały chłopczyk przeżyłem z rodzicami i rodzęństwem
ucieczke z Pomorza pod Warszawe. Ucieczka była straszna,bo pod swistem kul,
głównie z niemieckich samolotów,kul armatnich itp. Powrotna droga spod
Warszawy na Pomorze tez nie była lekka i bezpieczna. Ciągłe rewizje i stawianie nas pod mur na rozstrzelanie. No i powrót do cna obrabowanego
przez Niemców domu. Ile się przeżyło ludzkich tragedii i śmierci w czasie tej
drogi, to tego się nie da opisać! Jako dzieciak musiałem patrzęć na egzekucje
Polaków. Już nie było czym płakać. Po przybyciu do pustego domu wpadli
niemieccy bandyci po ojca, Broniącą ojca mame skatowali. Leżała biedna kilka godzin na podłodzę w bezruchu a nas 4 rodzenstwa wołała rozpaczliwie:
"Mamusiu nie umieraj nam!" I nie umarła!! I tato też wrócil cudem z lasu,gdzie
mordowano Polaków. i gdzie on tam miał polec z nimi. Jeden Niemiec się zlitował,któremu ojciec przed wojną był swiadkiem w sadzie za kradzież
drzewa z lasu. Niemiec zostal uwolniony od kary, przez prawdziwe zeznania mego ojca. Dalej pisać nie mogę,bo mi oczy zalewają łzy.
Serdecznie pozdrawiam

Andrzej Chodacki - 06.02.15 21:58
Pani Doroto, opowiadanie jest próbą oddania hołdu tysiącom kobiet wymordowanych i zagłodzonych na śmierć. I to nie ma żadnego znaczenia, jakiej były narodowości czy wyznania. SS-mani z tego komanda nie mieli nawet karabinów. Nie były im potrzebne. Ta niewyrażalna zbrodnia tkwi do dziś jak drzazga w moim umyśle. GRANICE bestialstwa, heroizmu i wytrzymałości ludzkiej. "Człowiek jest mocny" jak pisała Nałkowska, ale do czasu.

Dorota Sidor - 05.02.15 3:34
Witam panie Andrzeju ;)
Opisane przez Pana wydarzenia z czasów brutalnej wojny zrobiły na mnie ogromne wrażenie . Takie bestialstwo i zdolnośc ludzi do takich czynów jest wprost nie do pojęcia . Ja dzieki Bogu nie żyłam w tych czasach ale sam fakt gdy sie czyta o tamtych tragicznych chwilach , które przeżywali ludzie w obozach to ból przeszywa mnie na wskroś. I niech ten ból , który czuje w czasie czytania o tamtych przerażających scenach będzie Hołdem dla ofiar mordu , które w męczrniach konały z rąk Bestii . Dlatego też należy o tym pisać jak najwięcej a Pan to czyni znakomicie .
Moje Gratulacje i życzę dalszej weny w pisaniu .
Pozdrawiam Pana serdecznie .
Dorota Sidor .

Ps.
Dziękuję za przesłane linki i na pewno przeczytam Pana Dzieła z radością ;) ;)

Andrzej Chodacki - 03.02.15 18:09
Opowiadanie zdobyło 1 nagrodę za prozę w Ogólnopolskim i Polonijnym Konkursie Literackim im. Leopolda Staffa w 2013 roku. Wiem, że jest drastyczne. Wiem też, że może wywoływać mieszane uczucia.

Wszystkich komentarzy: (15)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

19 Kwietnia 2005 roku
Joseph Alois Ratzinger został 265 papieżem i przyjął imię Benedykta XVI.


19 Kwietnia 1882 roku
Zmarł Charles Robert Darwin, twórca teorii ewolucji biologicznej (ur. 1809)


Zobacz więcej