Środa 24 Kwietnia 2024r. - 115 dz. roku,  Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 19.07.15 - 11:14     Czytano: [1880]

Dział: Godne uwagi

Pieśń o Ojczyźnie


Pośród pól złoconych miedzami przeciętych, pną się w górę krzyże na kościelnych wieżach - tam moja Ojczyzna i serce tam moje. Cieniem słońce kładzie wieże obok drzew, chcąc powielić świętość i naznaczyć ziemię. Znaki są potrzebne, by niewierny człek zatrzymał się chwilę i popadł w zadumę. By usłyszał serce, co w korpus uderza i odgłos własnego sumienia, by na chwilę zrzucił twardą skórę zwierza i stał się człowiekiem. Nie mniej potrzebna zaduma jak woda, myśl zaspokaja apetyt człowieka. Na ważne sprawy czasu mamy mało, choć życie krótsze jak nam się wydaje. Nikt nie przewidzi, co go jutro czeka i czy czasu stanie na chwilę dumania.
W mojej ojczyźnie drzewa wyjątkowe i rzeki, co płyną do naszego morza i gwiazdy jaśniejsze, choć ciemne widoki. Mój kraj jest pieśnią pisaną o zmroku, umieszczoną w księdze, co ma stron tysiące, nuconą przez chłopców idących znad Oki. Śpiewaną pod Tobrukiem i Monte Cassino, to pieśń dumna jak orzeł, co błądzi po niebie, to pieśń, którą przekazać chcę Synom. Nad Wisły brzegiem pną się do nieba dumne topole i barczyste dęby, rośnie tam duma i wstyd umiera, płyną obietnice z politycznej gęby.
I rośnie mięta, co zapach rozsiewa i tyle kwiatów, że zliczyć ich trudno. A jaka jesień…, kto opisać zdoła, tyle w niej złota, że aż podziw bierze. Skąd więc tyle biedy, nikt nie wytłumaczy, ludzie wiszą w próżni jako nietoperze - do góry nogami przewraca się świat.
A nad Soliną jesień w pełnej krasie, rudawe drzewa zrzucają pokrycie, one też mijają jak wszystko, co mija; jak sen, jak miłość, jak młodość, jak życie. Zagubieni w mroku idziemy przed siebie, czasami wzlatamy w przestworza, brakuje nam czasu na boskie widoki i na zwyczajne marzenia przyziemne. Piękno się wkrada za powiek zasłonę, marzenia odchodzą jak strudzone żony, a jesień idzie przyodziana w szaty. Przechodzi obok wrażliwej istoty jak bogacz koło żebraka, nawet nie spojrzy na jego szaty i na tę biedę, którą trzyma w dłoni. Dostrzec piękno w biedzie nie każdemu dane i szczęście w bogactwie, co rzadko się zdarza. Bóg obsypał ziemię wszelkimi dobrami, na palecie życia położył kolory, a człowiek szuka czego nie zagubił i nic nie znalazł jeszcze do tej pory. A człowiek w brzydocie piękna poszukuje, gdzie trudno odnaleźć szczęścia odrobinę. Przekora boli i czasem doskwiera. Głupota często wcześniej umiera niż się rodzi. W mojej ojczyźnie jest tyle zadumy, co w strofach wyrytych dłutem przez proroka. Trwale, bo w kamieniu, ulotnie, bo na ziemi. Myśleć znaczy kochać i rozumieć, znać drogę, i cel podróży. Jest w nas tyle mądrości, aż dziw skąd głupota się bierze, co prawda mówimy pacierze bezwiednie i bezrozumnie. Rozmawiamy z Bogiem, choć demon za skórą, przewrotność nie ma granic, wiara nasza słaba.
Moja ojczyzna, to gór łańcuchy i szczyty rosnące w niebiosa, to łąki, na których rosa jak łza matki, dojrzewa pod nieba powieką. Widzę ją, choć daleko i mrocznie, czekam aż oko odpocznie i mgła ustąpi znad wód, co nas dzielą. Wydeptane ścieżki pozostają żywe i wiodą do źródła skąd młodości rzeka wypływa ze skały. Człowiek bez wspomnień, jak ptak ze skrzydłem złamanym, jak ryba wyrzucona na piasek przez falę. Człowiek bez ojczyzny, jak wrak na dnie oceanu. Śnią mi się jeszcze drewniane kapliczki i wieże kościelne jak smukłe topole. Słyszę wołające na nieszpory dzwony i psalm śpiewany ustami anioła. To moja ojczyzna mnie do siebie woła, wszak na tęsknotę nie ma jeszcze leku. Choćbyś jak udawał przepyszny człowieku, to łza w oku się rodzi i na twarz wypływa. Na wspomnienie serce ci mocniej uderza, jesteś zawieszony na kształt nietoperza, bo świat twój już odwrócony do góry nogami. Rozdarte serce ciągle niespokojne, bo drzew dorosłych już się nie przesadza. Jedziesz w nieznane jak rycerz na wojnę, lecz los swój kładziesz w całości na szalę, czy powrócisz – o tym Bóg zdecyduje.
A tymczasem w Świnoujściu kołyszą się statki, na redzie czekając jak Jurand przy bramie, dzieci się tulą do piersi swej matki, a życie bezpowrotnie odpływa na fali. Tylko mewy krzyczą przeraźliwym głosem porywając w dzioby ogłuszone ryby, tylko tyfon ryknie na znak pożegnania, jakby powroty się nie zdarzały. Każdy z nas płynie po wielkiej wodzie, nikt cię nie pyta, czy pływać umiesz. Kiedy dopłyniesz wreszcie do brzegu, że los cię popchnął – zrozumiesz. Nie ma przypadków, choć tak myślimy, jest los, który kieruje człowiekiem, czy w Bangladeszu, czy na Sybirze, czy w kraju płynącym miodem i mlekiem. Wszędzie serce jednakowo boli, chyba, że zwyrodniałe, co się również zdarza. Niektórych ojczyzna jest tam gdzie pieniądze, to taka żydowska natura. Jednak dom rodzinny dla mnie więcej znaczy, niż wszystkie skarby i cenne szkatuły.
Są też ojczyzny duże i małe, w nich ludzie mieszkają bogaci i biedni, tam stoją chaty różnych rozmiarów, na stołach chleb leży powszedni. I są też groby rozsiane wszędy i jeszcze słychać łańcuchów brzęki. Moja Ojczyzna wie, co okowy, co znaczy ból i, co jęki. Echo historii mogiły niosą, choć padły już krzyże brzozowe. Ból wciąż nie mija, a pamięć żywa utkwiła i trwa do tej pory. Od samej jutrzni, gdy słońce wschodzi - hymn bolesny rozbrzmiewa, aż do zachodu słońca na niebie, gdy kończą się ziemskie nieszpory. A nocą, kiedy w księżyca blasku ból ludzki sen rozmywa, powstają zmarli w żywych pamięci. Idą noc całą swymi ścieżkami, aby odczytać mogli ludziska, przekaz dla siebie z innego świata. Takie spotkania są tylko we śnie, innej łączności nie ma z zaświatem. Więc groby mówią!, jeno się trzeba wsłuchać w ich mowę, grobowa cisza małą przesadą. Tak wiele mieszczą w sobie tajemnic i tyle bólu, i tyle żalu, że nocy mało… Sen szybko mija i już na niebie słońce się pali, a ranne dzwony nowiny głoszą. Już człowiek pędzi, życie go goni i nie ma czasu na rozważanie nocnej przygody i tak do końca bezwiednie żyje. Cóż! czas to pieniądz.
W mojej ojczyźnie milknie wołanie i kłam zwycięża. Ze Śnieżki schodzi turysta nagi, wzrok jego smutny, twarz przerażona, worek porwany w dłoni zaciska. Mówią, że gorzej schodzi się z góry, że bolą nogi…
Ile przed nami jeszcze tej drogi, ile doświadczeń i ile bólu - Bóg zdecyduje.
A na Giewoncie żelazne krzyże, na które ręki nikt nie podnosi. Patrzą na Polskę i błogosławią ludziom strudzonym i słabym, a tam na Wiejskiej znudzeni ludzie nawet Bogiem się bawią.
Moja Ojczyzna to odgłos dzwonów, które biją na trwogę.

Władysław Panasiuk

Wersja do druku

W, Panasiuk - 22.07.15 0:14
Dziękuję Panie Janku za serdeczne słowa. Myślę, że każdego gdzieś Bóg wysyła, by spełnił jakąś misję. Kto wie jaka nam została powierzona? Pozdrawiam serdecznie.

Jan Orawicz - 21.07.15 18:18
Panie poeto Władysławie, piękna ta prozo-poezja spod Pana pióra!!
Kto tak może zaglądać w głębię tej tajemnej tęsknicy za Ojczyzną Matką?
Tylko poeci,których Pan Bóg wzbogacił o ten talent i wrażliwość ducha.
Nie pierwsze to Pana natchnienie. Czytałem jeszcze wcześniej Pana
podobne utwory. ... A może też w tym celu rzucił nas los na obczyznę?
Serdecznie pozdrawiam!!

Wszystkich komentarzy: (2)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

24 Kwietnia 1907 roku
Urodził się Stefan Stanisław Okrzeja, polski pilot wojskowy, zginął w walce powietrznej o Warszawę w 1939 roku


24 Kwietnia 1883 roku
Urodził się Jaroslav Hasek, czeski powieściopisarz, autor popularnych "Przygód dobrego wojaka Szwejka".


Zobacz więcej