Wtorek 19 Marca 2024r. - 79 dz. roku,  Imieniny: Aleksandryny, Józefa,

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 27.03.18 - 18:26     Czytano: [2282]

Franciszek Rembecki

– zapomniany bohater z Pianowa pilot bombowca Dywizjonu 300 „Ziemi Mazowieckiej”
wspomnienie z okazji roku jubileuszowego 100-lecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości


Początki fascynacji bohaterem

Gdyby nie opowieści babci Antoniny Olczak, siostry Franka - pamięć o wujku umarłaby w rodzinie w 2016 r. wraz z nią. Gdyby nie determinacja Bogusława Morskiego, jedynego ocalałego z Avro Lancastera DV 286 – szczątki załogi dalej spoczywałyby na dnie holenderskiego jeziora IJsselmeer, nad którym maszyna została ostrzelana. Gdyby nie film dokumentalny „Requiem dla Orłów” Zbigniewa Kowalewskiego i nasza późniejsza współpraca, nie mogłabym dziś przypomnieć poległego w akcji pilota Franciszka Rembeckiego.
Ustalanie faktów oraz weryfikacja przekazów rodzinnych to godziny poszukiwań, rozmów, przeglądania archiwalnych dokumentów, niekiedy jeszcze rosyjskojęzycznych. To także powroty do Pułtuska, Nasielska i okolic, a nawet wizyta w Koźminie Wielkopolskim. Dzięki temu udało się odtworzyć zwyczajną historię rodziny Rembeckich, w której początek miały niezwyczajne losy późniejszego cichego bohatera. Z Pianowa-Bargłów wyruszył w świat, by w końcu wziąć udział w walce o Niepodległą Polskę, która wówczas była młodsza niż on.

Dzieciństwo w Pianowie i edukacja
Antoni Rembecki i Marianna z domu Haze mieli dziewięcioro dzieci, z których wieku dorosłego dożyło czterech synów i dwie ostatnie córki. Małżeństwo prowadziło gospodarstwo, wychowując dzieci w wierze oraz szacunku i życzliwości do drugiego człowieka. Najmłodsza w domu Tosia wspominała mamę piekącą chleby, wstającą co dzień przed świtem, aby pójść na Mszę do św. Wojciecha, a przy okazji zanieść bochenek proszącym obok ludziom. Ojca zapamiętała siedzącego po powrocie z pola na ławce przed domem i rozmawiającego z dziećmi. Wszystkie miały dryg do muzyki, w domu było radośnie choć skromnie.
Z całej rodziny na nasielskim cmentarzu spoczywają tylko rodzice i najstarszy syn Aleksander, który przejął ojcowiznę. Pozostali synowie rozjechali się z czasem w poszukiwaniu lepszego życia: Jan założył rodzinę we Francji, Kazimierz najpierw w Anglii, po wojnie wyjechał do Ameryki. Maria, pracująca przed wojną u rodziny warszawskich przedsiębiorców, po jej zakończeniu przeniosła się z mężem do Kamienia Pomorskiego, namawiając do tego samego Antoninę.
Franciszek urodzony 12 maja 1914 r., najmłodszy z synów, wykazywał dużą chęć i zdolności do nauki. Zauważył to Stefan Dąbrowski, właściciel pobliskich Kowalewic, żołnierz wojny 1920 r., późniejszy poseł na Sejm II Rzeczypospolitej, a ostatecznie po kampanii wrześniowej więzień oflagu w Murnau. To on od początku wspierał finansowo naukę chłopca, prawdopodobnie aż do wybuchu wojny. Nieustalone są początki tej edukacji, prawdopodobnie było to w Chmielewie. W wojsku Rembecki deklarował ukończenie pięciu klas gimnazjum w Pułtusku, jednak nie zachowały się dokumenty wskazujące, kiedy tam uczęszczał. Na pewno po trzech latach nauki, w 1934 r. ukończył Szkołę Ogrodniczą w Koźminie Wielkopolskim i otrzymał dyplom technika ogrodnika. Ojciec już wtedy nie żył, jako oficjalny opiekun ucznia występował Dąbrowski.
Babcia wspominała wizyty Franka w domu rodzinnym, wspólne spacery po mieście, szacunek i troskliwość, jakich zaznała od starszego brata. To on znalazł jej pierwszą posadę w Nasielsku, w którym (najpierw w pralni, a potem w sklepie tego samego właściciela) pracowała do wybuchu wojny.

Ułan i kandydat na pilota
W listopadzie 1936 r. poborowy Franciszek Rembecki zgłosił się do 15 Pułku Ułanów w Poznaniu, gdzie został przydzielony do szwadronu ckm. Już w styczniu 1937 doceniono go „za dobre postępy w wyszkoleniu i sumienność w służbie” i w grupie 12 ułanów wysłano na pół roku do szkoły podoficerskiej Brygady Kawalerii Poznań przy 17 Pułku Ułanów w Lesznie. W grudniu „za dzielną i staranną służbę” otrzymał awans do stopnia starszego ułana, a miesiąc później pochwałę „za dobre postępy wyszkolenia jako podinstruktor armatki przeciwpancernej”. Wiosną 1938 r. został wybrany do zawodów szermierki konnej, które odbywały się tradycyjnie 23 kwietnia w święto 15 pułku. W tym samym dniu awansował na stopień rzeczywistego kaprala i otrzymał odznakę pamiątkową pułku.
Sprawny jeździec i instruktor działka, na podstawie pisma Ministerstwa Spraw Wojskowych, jako jedyny z pułku wyjechał najpierw do Instytutu Badań Lekarskich Lotnictwa w Warszawie, a następnie na kurs pilotażu. 1 września 1938 r. Franek rozpoczął swoją powietrzną przygodę na ogromnym i znanym w Europie lotnisku szybowcowym w bieszczadzkiej Ustjanowej. Przez rok miał odbywać służbę nadterminową w 3 pułku lotniczym w Poznaniu-Ławicy, jako jeden z dwóch kawalerzystów wśród dwudziestu przyszłych pilotów. Pierwsze miesięczne wyszkolenie odbył na samolocie zaprojektowanym przez Stanisława Wigurę RWD-8, naukę kontynuował do lata 1939.
Dwa tygodnie przed wybuchem wojny został przyjęty do Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Dęblinie. Według powtarzanej w rodzinie relacji, dostał rozkaz skoku z wysokiej platformy. Ruszył ku krawędzi, ale egzaminator powstrzymał go, mówiąc: „Wystarczy. Nadajesz się”.

Wojenne losy
Po ataku Niemiec na Polskę Dęblińskie Orlęta ewakuowano przez Czechosłowację na Węgry, gdzie Franciszek spędził zimę w kilku kolejnych obozach internowania. W marcu 1940 r. przedostał się do Jugosławii, skąd przez Włochy dotarł do Francji, szlakiem tysięcy polskich żołnierzy. Do kapitulacji Francji przebywał w głównym ośrodku szkolenia polskich sił powietrznych w Lyonie, potem z innymi lotnikami, znalazł się w Wielkiej Brytanii, gdzie od 1941 roku rozpoczął szkolenia pilotażu i praktyki w kolejnych bazach Królewskich Sił Powietrznych. Testy wykazały jego odpowiedzialność i predyspozycje do prowadzenia bombowców, na końcu skierowano go na samoloty czterosilnikowe. Powierzono mu ciężki Avro Lancaster pełen bomb, które musiał dostarczyć nad wyznaczone cele. Obdarzony został największym zaufaniem, w jego rękach złożono los sześciu innych członków.
Team Rembeckiego wywiązał się szczęśliwie z sześciu misji. W nocy z 12 na 13 czerwca 1944 r. wykonał także siódmą – bombardowanie niemieckich obiektów przemysłowych w Gelsenkirchen. Jednak w drodze powrotnej maszynę ostrzelał niemiecki nocny myśliwiec; niektórzy z członków załogi zginęli na miejscu, inni zostali ciężko ranni. Bez szwanku z ostrzału wyszedł bombardier Bogusław Morski oraz przedwojenny przyjaciel Franka – mechanik Feliks Bladowski. Obaj wyskoczyli, ale Bladowski udusił się i utonął pod niefortunnie opadłą czaszą spadochronu. Morski po wojnie wspominał, że skoczyli tylko dzięki poświęceniu pilota, który został za sterami i jak najdłużej utrzymywał samolot w poziomie. Po latach w czasie eksploracji wraku odnaleziono linki od spadochronu wkręcone w jeden z silników, co wskazuje na to, że wujek jako ostatni próbował opuścić maszynę, ale bez powodzenia.

Przywrócić pamięć
Z odnalezionych pamiątek, listów z czasów wojny oraz relacji babci i Morskiego jawi się obraz człowieka życzliwego innym, wesołego i towarzyskiego, ciekawego świata, wiedzy i nowych wyzwań. Był także sumiennym patriotą, wytrwałym i skupionym na powierzonym zadaniu. W chwili najważniejszej próby dały o sobie znać właśnie te cechy charakteru, a także wpajana od dziecka troska o innych. Wraz z dobrym wyszkoleniem przyniosły mu one bohaterską śmierć za Polskę. Przez prawie 60 lat jego ciało spoczywało na dnie jeziora, dopiero w 2003 r. wydobyte szczątki załogi uroczyście złożono w jednej mogile na Polskim Cmentarzu Wojskowym w holenderskiej Bredzie. Historia załogi bombowca została opowiedziana we wspomnianym filmie dokumentalnym „Requiem dla Orłów”, który od 2017 r. stanowi całość z książką pod tym samym tytułem, autorstwa Zbigniewa W. Kowalewskiego i Sławomira M. Kozaka, wydaną przez Oficynę Aurora.
W ostatnim liście, przysłanym do Rembeckiego z Ameryki od krewnych Haze ze strony matki, który dotarł już po śmierci adresata jest taki fragment: „Za to Franku sercem i myślami jesteśmy z Wami, smutki i radości, zwątpienia i nadzieje, którymi serca wasze są przepełnione i nam się udzielają. Taki już los narodu polskiego, że Bóg skazał go na wielkość, a wielkości kupić nie można, trzeba ją zdobyć cierpieniem.”
Rok 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości daje wyjątkową okazję przywrócenia Franciszka Rembeckiego pamięci obecnemu pokoleniu Polaków, szczególnie mieszkańców ziemi mazowieckiej, nasielskiej, z której wyszedł, za którą oddał życie, a do której nie zdołał powrócić. Słuszną i godną formą upamiętnienia jest nazwanie jego imieniem obiektu w przestrzeni publicznej miasta (np. ronda, ulicy), dlatego zwróciłam się z takim wnioskiem do Rady Miasta Nasielska.

Monika Sokołowska

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

19 Marca 1951 roku
Kraje zachodnie podpisały umowę o powstaniu Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali


19 Marca 1919 roku
Gdańsk został ogłoszony Wolnym Miastem


Zobacz więcej