Dodano: 19.10.23 - 19:25 | Dział: Co w prasie piszczy

Dlaczego PiS nie wygrało większości?





Każda partia, która nie osiąga założonych celów politycznych, musi temat swojej porażki - obiektywnej albo relatywnej - przepracować, przemyśleć, poddać analizie. To naturalne i potrzebne. Prawo i Sprawiedliwość też to czeka. W istocie ta debata już trwa.

Jednocześnie wewnątrz obozu padają głosy, czasem bardzo ostre, które są nie tyle diagnozą, co reakcją wprost emocjonalną, a może nawet histeryczną. To typowa "autoagresja", skierowana w stronę prawicy i jej przywódców. To jak wyżywanie się na bliskich w obliczu porażki, która boli. Działanie najprostsze, i także zupełnie jałowe. Tym bardziej, że każdy "Wujek Dobra Rada" mógł wcześniej zdradzić swoją złotą receptę na sukces. Może pisali, może mówili, ale ja nie zauważyłem.

PiS próbowało w tej kampanii wszystkiego. Kampania pozytywna - o którą tak wielu dziś woła - toczyła się z wielką intensywnością wiosną i latem. Wydano dużo pieniędzy na sławetny "Ul Programowy", po którym nastroje i notowania tąpnęły, a partii groziła śmieszność. Zapowiedziano podniesienie 800+, co podniosło poparcie dla Konfederacji do 15 procent, z perspektywą wzrostu do 20 proc.. Obsypano deszczem dotacji miasta, miasteczka i wsie, dostając w zamian narastającą falę irytacji. Do samego końca zdecydowana większość przekazu PiS była przekazem pozytywnym, a niemal wszyscy kandydaci w terenie skupiali się na promowaniu osiągnięć inwestycyjnych i finansowych rządów Zjednoczonej Prawicy. A w ciągu ostatnich dwóch tygodni również na poziomie centralnych powrócono do eksponowania sukcesów.

W istocie to kampania porównawcza, której elementy, zresztą wybiórczo i niekonsekwentnie, wprowadzono latem, uratowała Prawo i Sprawiedliwość przed "mijanką" z Koalicją Obywatelską. Gdyby nie bezprecedensowa fala mobilizacji drugiej strony, obejmująca także grupy nigdy wcześniej nie spolityzowane, wynik PiS byłby przyzwoity, a nawet dawałby szansę na utrzymanie władzy. Owa mobilizacja to zagadnienie na długą dyskusję, ale z pewnością dużą rolę odegrał w niej sektor NGOS, być może wsparty zewnętrznymi pieniędzmi. Nie była to operacja prowadzona przez sztab KO, to było coś znacznie większego.

O jednym pamiętajmy: Prawo i Sprawiedliwość tąpnęło w sondażach na przełomie lat 2020 i 2021, schodząc z wyników powyżej 40 proc. do wyników powyżej 30 proc. Te spadki utrwaliły kolejne problemy, przychodzące z zewnątrz: pandemia, wojna, inflacja. Teflon się skończył, zużywanie się władzy przyspieszyło. Ciągłe kryzysy utrudniały podjęcie środków zaradczych, czyli przede wszystkim przebudowę wizerunkową - na którą zawsze potrzeba czasu, liczonego w latach. Nikt nie miał recepty na zmianę tej sytuacji. Kampania pozytywna - nieuchronnie wpadająca w nieznośne tony samochwalstwa - powodowała jedynie pogorszenie sytuacji. Poza tym kogo PiS miało przekonać do swojej polityki faktami, to już przekonało. Z kolei zyski z nowych propozycji, w tym z owych kampanijnych "konkretów", okazały się iluzoryczne. Mówiąc wprost: propozycje raczej drażniły wyborców, niż ich zachęcały.

Debata o przyczynach porażki jest także debatą nad przyszłym kursem Zjednoczonej Prawicy. Wymaga spokoju, a nie emocji i frustracji czy nawet agresji. W obliczu porażki, przechodząc do opozycji, nie warto tracić panowania nad sobą. W tych trudnych okolicznościach godność jest cenna, nie należy jej tracić bez naprawdę ważnego powodu.

Jacek Karnowski
wPolityce.pl