Dodano: 03.04.24 - 17:59 | Dział: Co w prasie piszczy

Dygot dyplomatyczny





Skoro nawet Putinowi oddali śledztwo ws. Smoleńska, jak mieliby upomnieć się o zabitego wolontariusza? Dyplomatyczny dygot ekipy Tuska

Dyplomacja zdecydowanie nie jest mocną stroną rządu Donalda Tuska. Spóźnione reakcje, niewłaściwe komunikaty, brak stanowczości - wszystkie te dysfunkcje piętrzą się w obliczu zamordowania przez wojska izraelskie polskiego wolontariusza niosącego pomoc Palestyńczykom w Strefie Gazy. W sytuacji wymagającej błyskawicznego reagowania, ujawnia się upiorna bezradność. Ale czy można spodziewać się czegoś innego po politykach, którzy wykazali się skrajną nieudolnością w kluczowym momencie i nie podjęli nawet próby przejęcia pełnej kontroli na śledztwem dotyczącym tragicznej śmierci prezydenta Rzeczypospolitej, pierwszej damy, generałów NATO i pozostałych ofiar katastrofy smoleńskiej? Skoro oddali śledztwo najwyższej wagi państwowej Putinowi, czy mogą żądać od Izraela stosownego postępowania w sprawie zabicia wolontariusza?

Atak rakietowy sił izraelskich na konwój humanitarny w Strefie Gazy pozbawił życia siedmiu wolontariuszy. Zabity został także Polak z Przemyśla - Damian Soból. I nie dowiedzieliśmy się tego wczoraj od ministerstwa spraw zagranicznych, ale od prezydenta miasta, z którego wolontariusz pochodził. Spóźnione reakcje to określenie najdelikatniejsze wobec tego, co zaprezentował rząd Tuska. Zabrakło stanowczych działań i błyskawicznego wezwania ambasadora Izraela do złożenia wyjaśnień. Zabrakło także jasnego oczekiwania polskiego rządu w kwestii przeprowadzenia właściwego postępowania, ukarania winnych oraz zadośćuczynienia rodzinie ofiary. Brak oficjalnej reakcji ma swoje konsekwencje. Głosy oburzenia płynące ze strony polskiej opozycji, zostały przez ambasadora Izraela uznane za antysemityzm.

I niestety nawet na ten skandaliczny atak nie pojawiła się stosowna odpowiedź. Donald Tusk, który nie szczędzi ciosów swoim politycznym oponentom, po wielu godzinach wydał z siebie miałki i infantylny komunikat na Twitterze. "Panie premierze Netanjahu, panie ambasadorze Liwne, zdecydowana większość Polaków okazała pełną solidarność z Izraelem po ataku Hamasu. Dzisiaj poddajecie tę solidarność naprawdę ciężkiej próbie. Tragiczny atak na wolontariuszy i wasza reakcja budzą zrozumiałą złość" - napisał.

Dlaczego Radosław Sikorski nie wezwał ambasadora Izraela w trybie pilnym, jeszcze zanim wystosował on ten obraźliwy wpis? Czyżby po ostatnim zbagatelizowaniu wezwania przez ambasadora Rosji, bał się, że zostanie zignorowany przez kolejnego dyplomatę?

Spóźnione reakcje i brak stanowczości to tylko niektóre objawy dygotu dyplomatycznego obecnego rządu. Znamy to doskonale z przeszłości. Donald Tusk wielokrotnie wstrzymywał swoje działania w sprawach międzynarodowych, zanim nie pojawiło się stanowisko Berlina i Brukseli. W chwili, gdy trzeba jednoznacznie stanąć po stronie interesu własnego państwa, pojawia się problem. Można odnieść wrażenie, że interes obecnego rządu nie jest tożsamy z interesem narodowym. Dlaczego w tym konkretnym przypadku opóźniano reakcję? Czyste asekuranctwo czy coś więcej? Jednego możemy być pewni, skoro po katastrofie smoleńskiej Donald Tusk i jego polityczna ekipa nie była zdolna obronić polskich interesów i ze szczególną troską zabezpieczyć ciała polskiego prezydenta oraz pozostałych ofiar przed zbezczeszczeniem; skoro oddała wszystko, łącznie ze śledztwem na pastwę Rosjanom, czy można liczyć, że w przypadku zabicia polskiego wolontariusza przez siły izraelskie stanie na wysokości zadania? To wysoce niepokojący sygnał. W obliczu piętrzących się zagrożeń taka dyplomatyczna nieudolność nie jest objawem siły państwa. Oby przyszło otrzeźwienie.

Marzena Nykiel
Redaktor naczelna wPolityce.pl