Dodano: 01.11.07 - 14:00 | Dział: Zakamarki historii

Gdybym był wrogiem...

Polski




Roman Dmowski napisaÅ‚ „Gdybym byÅ‚ wrogiem Polski…” w 1925 roku, kiedy ZwiÄ…zek Ludowo-Narodowy współtworzyÅ‚ centroprawicowy rzÄ…d. ByÅ‚ to również okres, kiedy coraz wiÄ™kszÄ… aktywność przejawiali zwolennicy Józefa PiÅ‚sudskiego. Wszystkie te wydarzenia znajdujÄ… odzwierciedlenie w tym tekÅ›cie. Z drugiej jednak strony uważny Czytelnik dostrzeże, że jest on przynajmniej częściowo aktualny i dzisiaj…

„Uważam to za rzecz bardzo pożytecznÄ… zastanawiać siÄ™ od czasu do czasu nad tym, co bym robiÅ‚, gdybym byÅ‚ wrogiem Polski, gdyby odbudowanie Polski byÅ‚o mi niedogodne i gdyby mi chodziÅ‚o o jej zniszczenie.

Otóż przede wszystkim używałbym wszelkich wysiłków i nie żałowałbym żadnych ofiar na to, ażeby nie dopuścić do zapanowania w tym kraju zdrowego rozsądku, ażeby postępowaniem Polaków nie zaczęła kierować trzeźwa ocena stosunków i położenia ich państwa. Utrzymywałbym w Polsce na swój koszt legion ludzi, których zajęciem byłoby szerzenie zamętu pojęć, puszczanie w obieg najrozmaitszych fałszów, podsuwanie najbardziej wariackich pomysłów. Ilekroć bym zauważył, że Polacy zaczynają widzieć jasno swe położenie i wchodzić na drogę do naprawy stosunków i do wzmocnienia państwa, natychmiast bym zrobił wszystko, żeby odwrócić ich uwagę w inną stronę, wysunąć im przed oczy jakieś nowe idee, nowe plany, wytworzyć jakiś nowy ruch, w którym by rodząca się myśl zdrowa utonęła.

W obecnej chwili wielce by mię zaniepokoiło to, że w polityce polskiej zapanowały nad wszystkim zagadnienia skarbowe i gospodarcze, że Polacy zaczynają sobie naprawdę zdawać sprawę z tego, iż dotychczas szli do ruiny finansowej i gospodarczej, a tym samym do utraty niezawisłości, że zaczynają widzieć błędy dotychczasowego sposobu rządzenia, otwarcie i śmiało do tych błędów się przyznają, chcą się z nich otrząsnąć i objawiają w tym kierunku wyraźną wolę. Uważałbym za rzecz bardzo niepomyślną fakt, że po dymisji Grabskiego Sejm zdobył się, acz z trudem, na utworzenie rządu koalicyjnego, w którym stronnictwa, bardzo dalekie od siebie w swych programach, postanowiły współdziałać w doprowadzeniu budżetu państwa do równowagi i w ratowaniu kraju od popadnięcia w ostatnią nędzę. I wcale by mnie nie cieszyło, że nowy minister skarbu tak daleko poszedł w swej otwartości, odsłaniając niebezpieczne położenie państwa i wskazując potrzeby zmniejszenia jego rozchodów o tak olbrzymią sumę. Czułbym, że mię spotyka największy zawód, mianowicie że się zawodzę na Sejmie, na który liczyłem z całą pewnością, że nigdy nie dopuści do uzdrowienia gospodarki państwowej, że każdy wysiłek w tym kierunku unicestwi. I zacząłbym się obawiać, czy te słabe początki nie rozwiną się w coś mocniejszego, czy te objawy otrzeźwienia, postępu pojęć i poczucia odpowiedzialności za losy kraju nie staną się wyraźniejszymi, i czy Polska nie zaczyna istotnie wchodzić na drogę naprawy. Uważałbym to za rzecz tym bardziej niepożądaną, że obecnie stan finansowy i gospodarczy państw europejskich w ogóle psuje się, że rządy i parlamenty coraz mniej wykazują zdolności zaradzenia złemu i że, gdyby Polska zdobyła się na wysiłek i gospodarkę swą jako tako uporządkowała, mogłoby to utrwalić jej pozycję w Europie i nawet uczynić ją wcale mocną.

Postanowiłbym temu zapobiec za wszelką cenę. Ale jak?...

Przede wszystkim, rozwinÄ…Å‚bym swoimi Å›rodkami i przez swoich agentów agitacjÄ™ w Polsce, odwracajÄ…cÄ… uwagÄ™ spoÅ‚eczeÅ„stwa od spraw gospodarczych i skarbowych. Nie to jest nieszczęściem Polski, że za maÅ‚o wytwarza, a za wiele spożywa, że skarb paÅ„stwa ma za maÅ‚e dochody – a wiÄ™kszych mieć nie może, bo z ubogiego spoÅ‚eczeÅ„stwa wiÄ™cej nie wyciÅ›nie – a za wielkie wydatki, że i obywatel kraju, i paÅ„stwo samo jest obdzierane przez niecnÄ… spekulacjÄ™... DziÅ› głównym nieszczęściem jest zÅ‚y ustrój polityczny paÅ„stwa. Ten ustrój trzeba przede wszystkim zmienić. Rzucić wszystko, a tym siÄ™ zająć.

I tu bym radykalnie zmieniÅ‚ swoje dotychczasowe stanowisko: gdy dawniej byÅ‚em za tym, żeby Polska miaÅ‚a najbardziej demokratycznÄ… konstytucjÄ™ w Europie, gdym staraÅ‚ siÄ™, ażeby miaÅ‚ w niej wszechwÅ‚adzÄ™ Sejm, który jak spodziewaÅ‚em siÄ™, nigdy nie pozwoli na utworzenie rzÄ…du, kierujÄ…cego siÄ™ zdrowym rozsÄ…dkiem, prowadzÄ…cego rozumnÄ… gospodarkÄ™ paÅ„stwowÄ… – dziÅ›, widzÄ…c w tym Sejmie pierwsze objawy, Å›wiadczÄ…ce, że ludzie siÄ™ czegoÅ› nauczyli, że zaczynajÄ… zdawać sobie sprawÄ™ z poÅ‚ożenia kraju, z twardej rzeczywistoÅ›ci, że zaczynajÄ… nieÅ›miaÅ‚o wstÄ™pować na drogÄ™, na której jedynie można stworzyć trwaÅ‚e podstawy bytu paÅ„stwowego, dziÅ›, powiadam, staÅ‚bym siÄ™ bezwzglÄ™dnym przeciwnikiem konstytucji demokratycznej, Sejmu, dziÅ› zaczÄ…Å‚bym gÅ‚osić potrzebÄ™ zamachu stanu, dyktatury, czy nawet autokratycznej monarchii.

A gdyby mi siÄ™ jeszcze udaÅ‚o znaleźć jakiego militarystÄ™ Å›niÄ…cego o czynach wojennych i czekajÄ…cego na sposobność wpakowania Polski w jakÄ…Å› awanturÄ™, np. w wojnÄ™ z Sowietami, obsypaÅ‚bym go zÅ‚otem – o ile bym je miaÅ‚ – i wszelkimi Å›rodkami pomógÅ‚bym mu do pokierowania politykÄ… polskÄ… wedÅ‚ug swej woli. Wtedy już byÅ‚bym pewny, że wszystko bÄ™dzie dobrze.

Na to wszystko, gdybym był wrogiem Polski, nie żałowałbym wysiłków, ani ofiar.

Co prawda, wrogowie Polski, bliżsi i dalsi, tyle mają kłopotów dzisiaj u siebie w domu, te kłopoty tak z dnia na dzień rosną, złoto, które jeszcze posiadają, tak szybko topnieje, że za wiele myśli nie mogą Polsce poświęcać i nie mogą się zdobywać na zbyt wielkie ofiary dla doprowadzenia jej do ostatecznej zguby.

Na szczęście dla nich w samej Polsce istnieje sporo ludzi, którzy starają się za nich robotę robić.

Zdarza się to czasami w życiu, że jakiś biedak, nic nie posiadający i ciężko walczący z twardymi warunkami bytu, naraz, nieoczekiwanie dostaje wielki spadek. Że zaś nigdy większej ilości pieniędzy nie widział, większymi sumami nie operował, wobec tego majątku, który mu spadł bez żadnego z jego strony wysiłku, doznaje zawrotu głowy, wydaje mu się on czymś nieskończonym, niewyczerpanym. Zaczyna tego majątku używać: żyje, jak we śnie, rzuca pieniędzmi na prawo i na lewo, bez planu, bez sensu, bez rachunku.

Majątek w ciągu paru lat rozprasza się i na powrót zaczyna się bieda. Tylko teraz już cięższa, bo się zaznało dostatku.

Takim biedakiem, który niespodziewanie dostał wielki spadek, jest obecne pokolenie polskie, tym spadkiem jest zjednoczona niepodległa Polska.

Nic dziwnego, że pokolenie, które jÄ… dostaÅ‚o – bo przecie nie zdobyÅ‚o jej wÅ‚asnymi wysiÅ‚kami – doznaÅ‚o zawrotu gÅ‚owy. Ludzie u nas zaczÄ™li żyć, jak we Å›nie, zamknÄ™li oczy na otaczajÄ…cÄ… ich rzeczywistość. WÅ‚asne paÅ„stwo, które posiedli, traktowali tylko jako źródÅ‚o wszelakich rozkoszy: Å‚atwego dorabiania siÄ™, zaspakajania najbardziej wybujaÅ‚ych ambicji, kÄ…pania siÄ™ w godnoÅ›ciach i zaszczytach okazaÅ‚ych, czÄ™sto Å›miesznych w swej okazaÅ‚oÅ›ci reprezentacji, delektowania siÄ™ uroczystoÅ›ciami, obchodami... Z tego, że ten wielki spadek pociÄ…ga za sobÄ… wielkie obowiÄ…zki, sprawy sobie nie zdawali.

I w ciągu siedmiu lat zdążyli ogromną część odziedziczonego majątku roztrwonić.

W pewnej mierze było to nieuniknione. Nie można było żądać takiego cudu od Pana Boga, żeby pokoleniu, które nic nie miało i niczym nie rządziło, spuścił z nieba dar rozumnego od razu rządzenia wielkim państwem, a nawet tego, żeby je uchronił od zawrotu głowy wobec tak nagłej zmiany losu.

Ten jednak zawrót głowy, to życie we śnie trwało przydługo. Od paru lat zaczęły się próby obudzenia społeczeństwa z tego snu niebezpiecznego, przywrócenia go do przytomności. Te próby były bezskuteczne. Budzić się zaczęli dopiero pod wpływem przykrych odczuć rzeczywistości. To rozkoszne łoże, na którym śnili swoje sny o władzy, zaszczytach, fortunach i t. d., zaczęło się robić coraz twardszym, przewracanie się z boku na bok nic nie pomaga. I oto dziś zaczyna się przebudzenie, ludzie zaczynają myśleć i przytomnie postępować. Zaczynają rozumieć, iż na to, żeby żyć dalej, żeby istnieć, trzeba wielkiego, nieustannego wysiłku.

Ale są dwa gatunki ludzi, którzy z łożem snów rozkosznych rozstać się nie chcą. Jedni zawsze stali z dala od życia, od jego potrzeb i konieczności, dla nich zrozumienie rzeczywistości zawsze było niedostępne, przed wielką wojną i w czasie tej wojny postępowali, jak nieprzytomni, upojeni haszyszem rozmaitych fikcji o świecie, o własnym kraju i o samych sobie. Inni odczuwają silnie dzisiejszą rzeczywistość, twardość łoża, na którym dotychczas spoczywali, dokucza im mocno, ale wstrętna im jest myśl o długich wysiłkach i ofiarach na rzecz stopniowej naprawy. Ci pocieszają się, że im ktoś to łoże prześciele, że za nich zrobi robotę dyktator, czy król, a im pozwoli spoczywać.

Ostatni to czÄ™sto ludzie nie tylko najlepszych chÄ™ci, ale dostÄ™pni dla logiki. Dlatego chciaÅ‚bym i z nimi na tym miejscu pogadać”.

Roman Dmowski, Pisma, tom X; Od Obozu Wielkiej Polski do Stronnictwa Narodowego (Przemówienia, artykuły i rozprawy z lat 1925-1934).

Roman Dmowski

(prawy.pl)