Dodano: 11.12.08 - 15:28 | Dział: Zakamarki historii

Konzentrationslager Warschau

Bogusława Kopki

Książka „Konzentrationslager Warschau” Bogusława Kopki (wydanie IPN 2007) zawiera podtytuł „Historia i następstwa” lecz z historią w rozumieniu tradycyjnym - ma tyle wspólnego ile kopka z górą. Odnośnie zaś następstw to jakoś ich w książce nie widać. Chyba, że autor miał na myśli mordowanie Żydów przez uwalniajacych ich wprzódy z Gęsiówki powstańców warszawskich. Takie „świadectwa” przytacza dr Kopka w swej książce za Kwartalnikiem Historii Żydów (nr 1, 2003) i uściśla, że byli to żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych. Wynika stąd, że następstwem funkcjonowania obozu było rozbudzenie w Polakach żydobójczej bestii.

Eksperci lepsi od Hoessa?

Już sama przedmowa napisana przez Dyrektora Biura Edukacji Publicznej IPN, dr Jana Żaryna wywołuje zdumienie i niesmak - pomimo, że wyraża on cyt.: „głęboki szacunek pani sędzi Marii Trzcińskiej i podziękowanie w imieniu kierownictwa Instytutu za to, że swoją zdecydowaną działalnością uruchomiła całą machinę biurokratyczno-prawną państwa polskiego, a to umożliwiło powstanie niniejszej publikacji. Jest ona owocem determinacji środowiska, które od lat postuluje budowę pomnika ofiar KL Warschau.”

Trzeba być bezczelnym manipulatorem aby tak napisać, bowiem wynikałoby z tego, że książka Kopki jest uwieńczeniem wysiłków sędzi niezłomnej i działającego z jej inicjatywy Komitetu Budowy Pomnika; a więc treści w niej zawarte są po myśli sędzi Marii Trzcińskiej i zbieżne z wynikami jej badań, a pomnik conajmniej na ukończeniu. Tymczasem publikacja de facto sprawę budowy pomnika blokuje poprzez dogodny pretekst do nie wydania pozwolenia na budowę przez Prezydenta Warszawy.

Posłuchajmy jeszcze dyrektora Żaryna cyt.: „Pierwotnie w części analitycznej miał się znaleźć także artykuł pani sędzi Marii Trzcińskiej, która jednak ostatecznie zdecydowała się na opublikowanie swojego raportu poza wydawnictwem IPN.” No proszę - raportu a nie artykułu. I przy tym należałoby panu Żarynowi zadać publiczne pytanie, a dlaczego to pani sędzi - zasłużonej w sprawie KL Warschau - nie zlecił napisania części analitycznej, do której materiały gromadziła przez lata z największą determinacją - z narażeniem życia, a Kopce napisanie artykułu? W rezultacie Kopce powierzono napisanie książki w oparciu o materiały, które były dorobkiem czyjegoś życia. Na jakiej podstawie? Według jakich norm, prawideł? A dodatkowo, skoro sprawa KL Warschau jest rangi narodowej - bo co do tego wątpliwości chyba nie mamy - to jakie kryteria, jakie osiągnięcia zawodowe zdeterminowały wybór niejakiego Kopki?

W przedmowie Żaryna - nieco większej od jednej strony - jeszcze jedna informacja jest frapująca cyt.: „Najistotniejsza kwestia, którą autor próbuje rozstrzygnąć, dotyczy charakteru obozu. Poświadczenie istnienia komór gazowych na obszarze KL Warschau pozwoliłoby wpisać to miejsce na listę obozów zagłady, takich jak Treblinka, Majdanek, Bełżec czy Sobibór.”

Dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN tym jednym zdaniem wymierza policzek sędzi Marii Trzcińskiej – ignorując ustalenia jej śledztwa - a jednocześnie uwiarygadnia swym autorytetem fikcję rozstrzygania o ludobójstwie rozstrzygniętym jeszcze w czasie jego trwania przez najlepszego eksperta w dziedzinie zagłady – Rudolfa Hoessa, który na swojej mapie wykazał KL Warschau jako vernichtungslager. Pan Żaryn zajmuje tu stanowisko zbieżne z działającym niegdyś w IPN stalinowskim prokuratorem Kaniewskim i późniejszym prokuratorem Kuleszą. Pan Żaryn jakoś nie dostrzega, że już same krematoria z olbrzymimi ilościami prochów ludzkich są dowodem ludobójstwa, a ich rozmiary i wydajność tylko potwierdzają istnienie tej monstrualnej komory przy Warszawie Zachodniej. Zresztą, czy znane są przypadki funkcjonowania w niemieckich obozach zagłady krematoriów bez towarzyszących im komór gazowych? A wreszcie według jakiej logiki o dokonaniu mordu decyduje sposób jego dokania a nie bezsprzeczny fakt dokonania potwierdzony protokółem komisji ekshumacyjnej? Na ironię - członek komisji ekshumacyjnej z 1946 roku - przyrównał zastaną rzeczywistość w KL Warschau do wymienionej przez Żaryna Treblinki.

Antypolskie stanowisko dyrektora edukacji publicznej powinno zwrócić uwagę opinii publicznej na jego postać. Na jego udział w przeróżnych aferach - takich jak specyficzne lustracje duchownych, czy zniesławianie postaci Jana Kobylańskiego - jeszcze za czasów poprzedników prezesa Kurtyki, na jego do nich usłużność.

Kopkowania metoda

Norman Davies w swojej sławnej „Europie” zauważa, że wraz z odrzuceniem przez postmodernizm tradycyjnych norm i wartości – stworzono na potrzeby przeprowadzenia politycznych programów specjalnych historyków „odrzucających tyranię faktów”. Owych historyków rozpoznajemymy po nieuznawaniu kanonu wiedzy historycznej jak też zasad konwencjonalnej metodologii.

Kiedy zgłębiamy „Konzentrationslager Warschau” Kopki - odnajdujemy tu całą gamę wskazanych mechanizmów. Autor nie ustosunkowuje się lub w ogóle pomija w swoim opracowaniu najważniejsze dokumenty i materiały dowodowe zgromadzone na przestrzeni wielu lat przez sędzię Marię Trzcińską, a w to miejsce wkłada obszerne cytaty niezwiązane merytorycznie z tematem. Są to sympatyczne poniekąd opowiastki Bartoszewskiego o dzielnych konspirujących dziewczętach - sprowadzone wszak do infantylizmu, czy fragmenty podnoszące polski antysemityzm i odgrzewające na nowo akcję Cichego z Wyborczej o mordowaniu Żydów w czasie Powstania Warszawskiego. Akcję zakończoną zresztą dzięki krucjacie polskich historyków pod wodzą Leszka Żebrowskiego – odwołaniem zarzutów przez wywołującego ów skandal Michnika. Dlaczego pan Kopka odgrzewa na nowo stare kotlety i to niejako pod skrzydłem IPN, można by odgadnąć wpisujac ów skandal w szerszą polityczną akcję.

Po odrzuceniu przez Kopkę materiałów typu zeznania norymberskie a innych - jak rozkaz Himmlera z dn. 9 października 1942 - potraktowanie intencjonalnie tzn. przyjęcie, że Himmler musiał być idiotą nakazując rozmieszczenie żydowskich robotników w KL Warschau, którego jeszcze wtedy według Kopki nie było - wyszło panu doktorowi, że obóz nie działał poza terenem getta czyli tzw. „Gęsiówką” i nie był obozem zagłady.

Według dr Kopki wszystkie zeznania świadków zarejestrowane przez sędzię Marię Trzcińską - ze wzgledu na duży upływ czasu od zdarzeń - są niewiarygodne, pomimo, że tworzą spójny i logiczny obraz i podparte są niepodważalnymi dowodami. Nie dotyczy to naturalnie zeznań świadków żydowskich czy przesłuchiwanych jeszcze później przez prokuratora Kochanowskiego.

Po tych wszystkich kopkach pana Kopki, które można by tu długo wymieniać, pan doktor dochodzi do ostatecznej konkluzji w której zaprzecza nie tylko ustaleniom sędzi Marii Trzcińskiej lecz w ogóle polskiej martyrologii i niemieckiemu ludobójstwu na Polakach w czasie II Wojny Światowej stwierdzajac, że: „nazistowski aparat terroru nie był w stanie realizować planu równoczesnej zagłady fizycznej dwóch narodów – Polaków i Żydów (...) odkładając tym samym na czas nieokreślony decyzję co do przyszłego losu Słowian, w tym Polaków.” (131) (sic!)

Doprawdy trudno tu polemizować. Wypada tylko pogratulować panu prezesowi Kurtyce rodzynków w jego drużynie i zapytać czy - w zgodzie z ustawą o IPN - miało prawo ukazać się owe monstrualne dziwactwo pod szyldem polskiego IPN, i jakie mogą być tego polityczne reperkusje?

Było już zabijanie historii w Instytucie Pamięci Narodowej przez motykowanie Motyki i nikomu włosa z głowy pan prezes nie wyrwał. Przyszło zatem i kopkowanie. Norman Davies we wspomnianej już „Europie” trochę nas jednak pociesza, że śmierć historii powoduje też pomór uśmiercającej przyczyny.

Zasłużyć na medal

Książka Kopki zawiera znaczny, lecz jednak niekompletny zestaw protokółów z zeznań świadków. Nie można zatem na podstawie niepełnego materiału, wyrobić sobie rzetelny pogląd na sprawę - zwłaszcza przy nieznanym kryterium doboru protokółów przez prezentera. Można jednak rozpoznać przyjętą metodę śledztwa i cel - dokąd zmierzało – zwłaszcza znając morale niektórych prokuratorów kształtujących zeznania – takich jak chociażby prokurator Lech Kochanowski - obciążony udziałem w represjach w stanie wojennym - wymierzonych w ruch Solidarności i pomimo tego pozytywnie zlustrowany przez Witolda Kuleszę – szefa pionu śledczego IPN i zastępcę Kieresa.

Przy panu Kuleszy warto się chwilę zatrzymać i to nie tylko z powodu jego bezkarnego udziału w wyczyszczeniu archiwów IPN z dowodów niemieckiego ludobójstwa na polskim narodzie, lecz także z powodu wprowadzenia przez niego pojęcia kłamstwa oświęcimskiego. Jak wygląda jego nadzór autorski niech świadczy fakt, że liczbę ofiar obozu Auschwitz obniżono kilkakrotnie, a ostatnie, żyjące jeszcze ofiary tego obozu – nie mogąc znaleźć powiernika swojego protestu - zaniosły swoje świadectwa na Jasną Górę do Matki. Tak nawiasem to chodzi tu głównie o pomordowanych Żydów. Bo to oni szli z rampy bez ewidencji. Warto też wspomnieć, że o tych wykluczonych z historii ofiarach holokaustu możemy się już dowiedzieć tylko z tak zwanego antysemickiego Radia Maryja.

Profesor Witold Kulesza po awansie w IPN na dyrektora Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, odznaczony został w 2001 roku Krzyżem Zasługi Republiki Federalnej Niemiec. Czy tak jak dopuścił do kłamstwa oświęcimskiego miał również wpływ na kłamstwo warszawskie? Czy przypadkiem nie jego obowiązkiem było zabezpieczenie na potrzeby śledztwa istniejących instalacji gazotwórczo-nawiewowych na międzytorzu i w tunelu na terenie Warszawy Zachodniej? A jak się ma takie postępowanie w świetle ustawy o IPN? A cóż na to sekretarz Rady Pamięci Walk i Męczeństwa – Przewoźnik - zachowujący obojętność na niszczenie śladów ludobójstwa, a jednocześnie dopominający się od sędzi Trzcińskiej listy ofiar zagazowanych - potrzebnych mu do pozytywnej opinii w sprawie pomnika.

Wracając do protokółów przesłuchań prokuratora Kochanowskiego – odnosi się wrażenie, że przyświecającym mu celem było zdewaluowanie sędzi Marii Trzinskiej i jej świadków metodami wprost ubeckimi. Panu prokuratorowi coś jakby się pomyliło i obiektem jego śledztwa stało się nie ludobójstwo w Konzentrationslager Warschau lecz sędzia niezłomny – czcigodna pani Maria Trzcińska!

Myślę, że ta sprawa zasługuje na osobne opracowanie ale póki co wymienię przynajmniej jedno prokuratorskie „zwycięstwo”. Udało mu się wyciągnąć od przesluchiwanej ofiary, że pani sędzia zawyżyła wykształcenie świadka. Tymczasem tenże prokurator pana Bartoszewskiego wyciąga nawet na wyższe. No coż, niegdysiejsi prokuratorzy reżimowi - szczególnie wojskowi – posiadają talent wyciągania zeznań...

Od diabła do diabła

Osoba ukrywająca mordercę staje się automatycznie wspólnikiem jej zbrodni. Przez analogię również zbrodnią jest haniebny proceder fałszowania historii – tym bardziej jeśli przedmiotem fałszowanej historii jest ludobójstwo.

Śledząc lata zmagań sędzi niezłomnej z prokuraturą, a więc organem powołanym do ochrony praworządności – przestajemy mieć wątpliwości, że właśnie ten organ jest największym zagrożeniem dla Polski. Widać to doskonale po przypadku KL Warschau, gdzie prokuratura zabija sprawę dla Polski największą - związaną z polską pamięcią narodową, tożsamością, trwaniem... Skandal, za skandalem nie porusza tu jednak żadnych trybów sprawiedliwości społecznej lecz jedynie sprawia, że śledztwo przechodzi w kręgu zaklętym z rąk do rąk. Od diabła do diabła - chciało by się powiedzieć - bo prokurator uwikłany nawet obcym wywiadem nie podlega lustracyjnemu wyświęceniu, lecz co najwyżej zmianie Lucypera...

Premier Kaczyński stan polskiej prokuratury definiuje następujaco: „Prokuratorzy, którzy być może sami powinni być przedmiotem zainteresowania organów ścigania, zostają prokuratorami bardzo wysokiej rangi.”

W świetle tak porażających faktów można mieć wątpliwości odnośnie polskiej suwerenności. Nie można natomiast mieć wątpliwości co do jednego; jeżeli pamięć o martyrologii w Obozie koncentracyjnym KL Warschau zwycięży – przetrwamy również jako naród.

Pozostając w trosce o przetrwanie musimy wszak postawić jedno publiczne pytanie; jakiż to los czeka sprawę KL Warschau pod wodzą prokuratora Kupydłowskiego z Łodzi, który nie może sobie poradzić ze znalezieniem „sąsiadów” polskiej ludności w Nalibokach, pomimo, że „sąsiedzi” swe zbrodnie sami opisali w książkach - a wyznania ich - są zbieżne z zeznaniami wciąż żyjących polskich świadków tej zbrodni?

Potępionych dusze

Przy skrzyżowaniu Kasprzaka i Alei Prymasa Tysiąclecia była szansa uczczenia pamięci ofiar KL Warschau poprzez nazwanie w ten sposób nowopowstającego ronda. Niestety, propozycja pochodząca od radnych z PIS nie przypadła do gustu Platformie i SLD. Zwyciężyło „Rondo Wolnego Tybetu”. Obca wolność wzięła zatem górę nad własną narodową pamiecią . Obca wolność poslużyła własnemu zniewalaniu poprzez zabicie własnej pamięci historycznej. A przecież naród wraz z utratą swojej pamięci – ginie.

Tymczasem przy Marszałkowskiej 62 Władysław Bartoszewski marmurowej tablicy doczekał za życia. Czyżby się wyrodziła polska pamięć zastępcza? Trudno powiedzieć jak było z pozwoleniem na budowę, bo jakoś media dziwnie akurat tutaj „profesora” jak nigdy przemilczały. Nie było też śledztwa jak w przypadku KL Warschau a kwiaty „państwowe” pod tablicą stoją i znicze przyjdą palić potępionych dusze: „Bora”, Zofii Kossak-Szczuckiej, „Anody”, „Montera”...

Nie do wiary, że od wszystkowiedzącego Bartoszewskiego nie dowiedzieliśmy się nic o KL Warschał tylko od skromnej Marii Trzcińskiej. Pan Bartoszewski nawet temu obozowi zaprzecza wbrew dokumentom niemieckim, a w szczególności: jego lokalizacji, funkcji ludobójczej, ilości ofiar, a także i temu, że został wybudowany dla Polaków. Nie zaprzecza natomiast Bartoszewski jednemu - swojej profesurze. W protokóle zeznań z dnia. 9 grudnia 2003 r. podaje - wykształcenie wyższe.

Sprawa wykształcenia Bartoszewskiego się wyjaśniła. Profesorem nie był. A KL Warschau – czy istniał?

Wojciech Kozlowski