Dodano: 12.07.09 - 10:14 | Dział: Prosto z mostu

IPN. Dla prawdy czy dla stołków?

Na stronach internetowych Tekstowiska przeczytałem kilka artykułów podpisanych przez Teresę J. dotyczących prób skłonienia Instytutu Pamięci Narodowej, aby ten podjął działania zmierzające do wyjaśnienia okoliczności śmierci jednego z działaczy NSZZ „Solidarność” we Wrocławiu Marka Stróżyka, który w nocy 21/22 lipca 1989 r. według wersji oficjalnej popełnił samobójstwo, czyli został zamordowany przez „nieznanych sprawców”. Oczywiście te próby są bezowocne, pracownicy IPN twierdzą, że nic nie mogą zrobić, zasłaniają się przy tym ustawami, prawami, przepisami.

Może i kogoś zdziwi taka postawa pracowników IPN, ale nie mnie. Wielu polityków, środowisk, publicystów broni IPN jakby, co najmniej, bronili niepodległości Polski a sami pracownicy przedstawiają siebie niemal jako spadkobierców w prostej linii Armii Krajowej i Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Tymczasem IPN to państwowa instytucja, z wszystkimi wadami tego typu instytucji, a osoby tam zatrudnione nie są niezłomnymi kapłanami dążącymi do prawdy, ale osobami, które dbają o kasę dla siebie i stołki.

Oni oczywiście będą pisać książki, nagrywać filmy dokumentalne, ale musza mieć z tego odpowiednią kasę. Oni będą marszczyć czoła ze zmartwienia, grzebać w pocie czoła w dokumentach, ale pod warunkiem, że pokaże to telewizja. Codzienność jest inna. Kawka, telefonowanie do rodziny i znajomych, pozorowanie wykonywania obowiązków, obijanie się, włóczenie po korytarzach niewiadomo po co, pozbywanie się tych, którzy chcieliby zajrzeć do przechowywanych w IPN archiwaliów. Dla wielu z nich to drugi czy trzeci etat, więc pewnie ich w IPN czasem ciężko zastać.

Teczki też dostają wybrani i też tylko wybrane. Gdy przed Trybunałem Konstytucyjnym rozprawiano o zgodności z konstytucją ustawy lustracyjnej w ciągu paru godzin znalazły się teczki sędziów Trybunału, a ja nie mogę paru teczuszek doczekać się od 4 lat. I wiem, że już się ich nie doczekam, pracownik IPN najzwyczajniej sfałszował dokumentację Instytutu, wpisując na odpowiednim druczku, że nie można się ze mną skontaktować i koniec, nie mam już dostępu do akt bezpieki. Na to wychodzi, że kiedyś akt bezpieki pilnowała bezpieka, teraz IPN, z podobną skutecznością.

Najśmieszniejsze w artykułach opublikowanych na stronach Tekstowiska są na żenującym poziomie uniki prezesa IPN Janusza Kurtyki, aby uchylić się od rozmowy z osobą zabiegającą o to, by Instytut zajął się śledztwem w sprawie śmierci Marka Stróżyka. Prezes, mimo, że jeszcze niedawno deklarował, że IPN pracuje według najwyższych standardów, teraz pewnie wie, że podskakiwać esbekom nie można. Po zamieszaniu z pracą Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka ukazującego współpracę Lecha Wałęsy z SB, a następnie pracą Pawła Zyzaka o byłbym prezydencie RP, dostał wyraźne ostrzeżenie od premiera. Cytatu sobie nie przypomnę, kto ciekaw niech grzebie w internecie, z pewnością znajdzie, ale zmierzało do tego, że jeśli IPN będzie odkrywał niewygodne fakty, to rząd zmniejszy ilość przyznawanych dla IPN pieniędzy. Urzędnicy nade wszystko ukochali swoje dobrze płatne stołki, więc trudno się dziwić, że ten szantaż ze strony premiera okazał się skuteczny, bo dobrze mieć stołek, a jeszcze lepiej mieć stołek, gdy siedząc na nim można sporo kasy wydoić dla siebie pod pretekstem badań naukowych, konferencji, publikacji, recenzji, zwrotów kosztów za to, za tamto, za delegacje, za konsultacje wystaw itd. IPN ma pracować, to znaczy pracownicy mają brać pensje i zajmować się tymi sprawami, które nie są niewygodne dla środowisk wpływowych w Polsce, ot, np. wyjaśnieniem okoliczności śmierci Władysława Sikorskiego czy Stefana Starzyńskiego. Co innego zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki, tam już można jakiemuś esbekowi na odcisk nadepnąć, więc nad tą sprawą cisza.

Czy potrzebny jest taki IPN? Oczywiście, że taki IPN potrzebny jest głównie pracownikom IPN, dzięki zatrudnieniu w tej instytucji co miesiąc dostają kupę szmalu i co trzeba niestety wreszcie powiedzieć, esbekom mającym na sumieniu różne przestępstwa z morderstwami włącznie, bo niby jest instytucja, która ich ściga, więc ludziom wydaje się, że wszystko jest tak jak być powinno, ale tak naprawdę esbecy mogą sobie spokojnie delektować się swoimi willami, emeryturami, forsą wyciąganą z prowadzonych interesów. Nam nie jest potrzebna ta armia prezesów, wiceprezesów, kolegiów, doradców prezesa, naczelników, dyrektorów i szlag wie kogo jeszcze. Nam potrzebne są archiwa zgromadzona w IPN i dostęp do nich, tak jak w każdym normalnym archiwum, gdzie każdy może zapoznać się ze spisem archiwalnym, wypisać rewers i dostać zamawiane teczki tego samego, albo następnego dnia. I tyle.

MICHAŁ PLUTA