Dodano: 20.07.09 - 9:57 | Dział: Zakamarki historii

To było ludobójstwo!

11 lipca minęła 66 rocznica rozpoczęcia rzezi Polaków na Wołyniu. 11 lipca 1943 roku Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) w starannie zaplanowanej akcji uderzyła na niemal 100 polskich wsi, mordując ich mieszkańców. Ocenia się, że tylko w lipcu 1943 roku na Wołyniu zginęło ok. 17 tys. osób, a do 1945 roku na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej od 120 do 200 tys. Polaków z rąk bandytów ukraińskich. Ukraińcy po Niemcach i sowieciarzach (sowieckim aparacie terroru) byli trzecimi największymi mordercami Polaków podczas II wojny światowej.

Głównym akcentem tegorocznych krajowych obchodów 66. rocznicy tzw. krwawej niedzieli były uroczystości w Chełmie, zorganizowane z inicjatywy kombatanckiego Stowarzyszenia "Pamięć i Nadzieja". Na skwerze w centrum Chełma stanął okazały dębowy Krzyż Wołyński z herbem województwa wołyńskiego, u stóp którego znajduje się głaz z tablicą epitafijną i napisem: "Jeżeli my zapomnimy o nich, Ty, Boże, zapomnij o nas". Za rok w tym miejscu ma powstać pomnik upamiętniający ludobójstwo na Kresach. Uroczystość odbyła się zgodnie z ceremoniałem wojskowym z udziałem przedstawicieli władz samorządowych, organizacji kombatanckich oraz kompanii honorowej straży granicznej i Wojska Polskiego i pocztów sztandarowych chełmskich szkół, chociaż jest okres wakacji. Odczytano kresowy apel poległych, których uczczono salwą honorową.

Podczas uroczystości, biorący w nich udział wojewoda lubelski Genowefa Tokarska (z PSL), jako pierwszy w dziejach urzędnik państwowy tak wysokiej rangi, nazwała mordy nacjonalistów ukraińskich na Polakach ludobójstwem, mówiąc: To, czego dokonała OUN-UPA na bezbronnej ludności polskiej na Kresach Wschodnich, określa się współcześnie jako czystkę etniczną, która stanowi zbrodnię ludobójstwa. - Było to zbrodnią ludobójstwa również wtedy - w latach 40. dwudziestego wieku – i dodała, że zbrodnia ta nie została osądzona, a winni jej popełnienia nie tylko że nie otrzymali nawet symbolicznej kary, ale w niektórych ukraińskich kręgach cieszą się niezasłużoną sławą bohaterów narodowych. Dlatego: To na nas spoczywa zatem obowiązek pamięci - uważa Genowefa Tokarska. - Winni jesteśmy tę pamięć tysiącom bezbronnych kobiet i mężczyzn, dorosłych i dzieci mordowanych okrutnie i masowo na Wołyniu oraz w innych miejscach Kresów Wschodnich - dodała.
Później w rozmowie z „Rzeczpospolitą” (12.7.2009) wojewoda Genowefa Tokarska powiedziała: Dotąd Kresowianie nie mogli się doczekać, jak mówią, nazwania rzeczy po imieniu od prezydenta RP czy premiera. Teraz słowa o ludobójstwie na Kresach padły z ust przedstawiciela rządu w terenie.
Dr dr Leon Popek, historyk z lubelskiego IPN badający zbrodnie na Wołyniu tak skomentował wypowiedź wojewody: Cieszę się, że władze nazwały rzeczy po imieniu – komentował dla "Rz". – Jestem za zbliżeniem, współpracą i pojednaniem polsko -ukraińskim, ale w duchu prawdy.

Z kolei ks. ks. infułat Kazimierz Bownik, proboszcz parafii Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Chełmie, który poświęcił krzyż, w kazaniu przypomniał, że Kresowian zabito dwukrotnie. Raz przez mordercze ciosy, drugi raz - przez przemilczenie. - Niestety w tym drugim zabójstwie w jakimś sensie wszyscy uczestniczymy - wskazał duchowny. - Za mało było i jest z naszej strony i tej pamięci historycznej, i troski, aby zaakcentować tamte fakty, żeby były przestrogą i nauką dla żyjących - powiedział. - Boli nas także, że ze strony najwyższych władz suwerennej Polski niestety nie możemy się doczekać pewnych stanowczych gestów, które by na gruncie prawdy budowały właściwe relacje z narodem ukraińskim. Dlatego wezwał rządzących do budowania relacji z Ukrainą na fundamencie prawdy. Mija 20 lat od chwili uzyskania politycznej suwerenności, a żaden z prezydentów i premierów nie potrafił przekroczyć konwencji politycznych umizgów, żeby zło nazwać złem i wskazać drogę do pojednania na fundamencie prawdy - wskazywał ks. Bownik. Duchowny przyznał, że dobre relacje z Ukrainą są rzeczywiście polską racją stanu. Ale – jak słusznie zauważył - jeżeli nie będą oparte na prawdzie, będą tyle warte, co lansowana przez dziesiątki lat przyjaźń polsko-radziecka.

Brak pamięci o tej zbrodni wypomniał premierowi Donaldowi Tuskowi uczestniczący w chełmskich uroczystościach ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Powiedział: Liczyłem wczoraj trochę na to, że pan premier, który pojechał do pani premier Julii Tymoszenko do Kijowa, przynajmniej powie jedno zdanie w wigilię krwawej niedzieli... nie tylko o meczach piłkarskich, o tym, że będziemy szalikami machać na Euro 2012. Niestety pan premier nie zdobył się na to, żeby złożyć w tym dniu zwykłą wiązankę kwiatów na jakiejkolwiek mogile („Nasz Dziennik” 13.7.2009).

Chełm był tylko jednym z wielu miejscowości w Polsce, w których w ostatnich dniach odbywają się obchody rocznicy krwawej niedzieli. W sobotę w Tarnowie przy Kurhanie Kresowym Kresowianie modlili się za ofiary Wołynia. W niedzielę w Legnicy odbyła się msza św. z homilią ks. Isakowicza-Zaleskiego, a w Bydgoszczy poświęcenie krzyża upamiętniającego pomordowanych Polaków w latach 1939 – 1947 na Wołyniu, Polesiu i w Małopolsce Wschodniej. Mszę w intencji pomordowanych odprawiono też w niedzielę w Łucku na Ukrainie. Przewodniczył jej biskup Markijan Trofimiak, ordynariusz diecezji łuckiej. – Przez tyleset lat mieszkańcy tej ziemi żyli w doskonałej zgodzie. I nagle staje się coś, czego nie potrafimy wytłumaczyć – mówił w kościele katedralnym. – Rodzi się pytanie: dlaczego brat podniósł rękę na brata? („Rzeczpospolita” 12.7.2009).

Marian Kałuski