Dodano: 30.08.09 - 21:20 | Dział: Godne uwagi

Wsłuchajmy się w argumenty czekistów

Gdy pod koniec czerwca powołana przez prezydenta Rosji Miedwiediewa komisja badająca fałszerstwa polskich panów ogłosiła swoje pierwsze rewelacje na temat współpracy polsko – niemieckiej w latach 30. wiedziałem, że przed 1 września nastąpi jakieś przyspieszenie. Spodziewałem się, że opublikowane zostaną jakieś wspomnienia, z których dowiemy się, że minister Beck przyklękał każdego ranka przed wizerunkiem Hitlera (który wisiał w jego gabinecie) na oba kolana albo tropiciele fałszerstw upublicznią zdjęcie naszego przedwojennego ministra „zamawiającego pięć piw”. I oto spadkobiercy NKWD ogłaszają „Urbi et Orbi”, że minister Józef Beck był niemieckim szpiegiem a Stanisław Mikołajczyk szpiegiem angielskim. Innymi słowy odgrzewają starego kotleta, którym sowiecka i nasza rodzima propaganda karmiły świat ogłaszając co rusz zastępy agentów faszyzmu i imperializmu. Robią to wiedząc, że w Polsce dyskusje nad agenturalnością bohaterów historii budzą duże emocje. Może i jakieś trzęsienie ziemi by nastąpiło gdyby ujawnili coś o „Bolku” albo redaktorze naczelnym „Gazety Wyborczej”, ale w przypadku przedwojennego szefa MSZ raczej żywych sporów nie będzie.

Co jednak istotne – tendencja do opluwania Polaków staje się coraz bardziej pozbawiona finezji. Niedawne rewelacje tygodnika „Der Spiegiel”, w którym zarzucano m. in. Polakom współodpowiedzialność za holokaust czy nawet bajdurzenia dr Aliny Całej o polskim antysemityzmie wyhodowanym przez Kościół katolicki były serwowane, mimo wszystko, na nieco wyższym poziomie. Przy nich obecne posunięcia ruskich szachistów można porównać do walenia młotkiem na oślep. Rosyjscy tropiciele tajemnic nie zadają sobie specjalnego trudu w swoim rewizjonizmie historycznym w przeciwieństwie do rewizjonistów niemieckich czy żydowskich. No chyba, że książka, którą wysmarowali zakasuje ustalenia dziennikarzy „Spiegla” czy wywody dr Całej na (nomen omen) całej linii. Ale o tym przekonamy się 1 września. Poziom antypolskiej nagonki obniża się coraz bardziej i niedługo sięgnie chyba po arsenał menelski. Cała sytuacja zmierza do tego aby podczas uroczystości 70. rocznicy premier Putin podszedł do naszego premiera i „natrzaskał” mu publicznie po pysku.

Tymczasem nasz rząd jakoś specjalnie nie reaguje co jednym się nie podoba a drugim wręcz przeciwnie. W telewizjach co rusz występują rozmaite autorytety twierdząc, że nie powinniśmy dać się sprowokować. Do grona tych ostatnich nalezą członkowie SLD co specjalnie nie dziwi jeśli przypomni się wspólne biesiadowania niektórych prominentnych „socjaldemokratów” z takim Władimirem Ałganowem. Z kolei poseł Kłopotek z PSL uważa, że na rosyjskie zaczepki powinny reagować tylko stowarzyszenia i osoby prywatne. Poseł Kłopotek wie doskonale, że nasze niezależne (jak sądy) media tylko czekają, żeby w porze największej oglądalności wyemitować głosy reprezentantów niszowych środowisk, które mają inny niż ministrowie i posłowie punkt widzenia.

Wydawałoby się, że premier milczy bo napawa się dumą. Wszyscy wiemy jak dużą wagę obecny rząd przykłada do PR – u. A czyż można wyobrazić sobie lepszy międzynarodowy wizerunek jak ten jakim raczą nas nasi przyjaciele ze Wschodu. Oto II Rzeczpospolita okazuje się państwem tak niebezpiecznym, awanturniczym, terrorystycznym itp. że miłujące pokój baranki w postaci III Rzeszy i ZSRS musiały zawrzeć antypolski pakt, aby zabezpieczyć się przed polską agresją. Wspaniały PR! Sławek Nowak nie wymyśliłby lepszego! Czy można atakować naszych przyjaciół za to, że tak ładnie o nas mówią i piszą? Tylko po to żeby uczynić zadość jakimś sierotom po „kaczyzmie” albo „psycholom od Rydzyka”? Nie to byłoby gorsze od zbrodni! Społeczeństwo polskie co prawda nie jest jeszcze na takie prawdy gotowe, ale kiedy nauczanie historii usunie się zupełnie z systemu edukacji nie takie numery będziemy robić!

Tymczasem pojawiły się rysy na tym wspaniałym obrazie. Oto prezydent Miedwiediew spotkał się w Soczi z prezydentem Izraela i tam dali wspólny wykład mówiący o tym, że winę za rozpętanie wojny ponoszą wyłącznie hitlerowskie Niemcy. Premier Tusk musiał doznać zawodu. – Więc jak to? Nie Polska, tylko Niemcy!? Jakie rozterki musiał przeżywać w związku z tym oświadczeniem. Zabrać głos i wesprzeć jakoś Angelę, tak brutalnie zaatakowaną przez duet Rosja - Izrael czy milczeć? No i postanowił milczeć.

Ale ja osobiście wbrew pozorom współczuję premierowi Tuskowi. Tak jak współczuje się przegranym. Przed wyborami do europarlamentu niezłego kuksańca sprzedała mu kanclerz Angela Merkel popierając postulaty tzw. „wypędzonych” i wystawiając naszego premiera do wiatru, czyli narażając go na słuszną krytykę jego miałkiej polityki zagranicznej ze strony opozycji. Teraz z kolei dostaje „z blachy” od zimnego czekisty, przy jednoczesnej bierności tzw. sojuszników. Sytuacja naprawdę nieciekawa i Donald Tusk na pewno ma o czym rozmyślać.

No chyba, że Angela i Władimir bawią się z nami w dobrego i złego policjanta. Kiedy czekiści ogłaszają „prawdę” o pułkowniku Becku, Angela na swojej stronie internetowej potwierdza odpowiedzialność Niemiec za rozpętanie wojny i dziękuje naszemu premierowi za zaproszenie na obchody 1 września. Jej delikatna, zatroskana mina jawi się nam w tej sytuacji, w przeciwieństwie do skrzywionej facjaty Putina jako twarz anioła. W końcu imię zobowiązuje…W tym momencie opluci przez rosyjskie służby gotowi jesteśmy rzucić się Angeli w ramiona i załkać. Może o to w tej zabawie chodzi?

Co do samych rosyjskich „rewelacji” to dużo ciekawsze od rządowego milczenia są głosy ludzi doszukujących się w czekistowskiej propagandzie prawdy. Oto p. Łukasz Kobeszko na „Prawicy.net” nawołuje do wysłuchania drugiej strony. http://prawica.net/node/18296 Wsłuchując się w nią sam wpada w sidła sowieckiej propagandy. Np. stwierdzając, że: „Dokument (mowa o rosyjskim filmie „Sekrety Tajnych Protokołów”) słusznie przypomina, iż mniej więcej w połowie lat 30. stalinowskie władze porzucają trockistowską ideę "eksportu rewolucji bolszewickiej" na Zachód, która przyświecała nacierającym na Warszawę w 1920 roku oddziałom Budionnego. Na arenie międzynarodowej Kreml chciał wprawdzie dalej ugrać swoje karty popierając idee antyfaszystowskich frontów ludowych, które mogłyby przejąć władzę w stolicach Starego Kontynentu oraz angażując się w wojnę domową w Hiszpanii, jednak Stalin, racjonalnie dostrzegając słabości własnych sił militarnych, starał się nie prowokować otwartych konfliktów w Europie”.

Niestety autor dał się zwieść propagandzie trockistowskiej (podtrzymywanej zresztą przez stalinowców) zarzucającej Stalinowi zdradę ideałów rewolucji, czyli chęć budowania socjalizmu w jednym państwie kosztem eksportu rewolucji, którego rzecznikiem był Lew Trocki. Józef Stalin tymczasem wcale nie porzucił idei eksportu rewolucji. Nie zrobił tego bo wiedział, podobnie jak wszyscy komuniści potrafiący myśleć, że komunizm przetrwa tylko wtedy gdy opanuje świat. Gdy ludzie obróceni w niewolników nie będą już mieli dokąd uciec. Ale właśnie dlatego, że potrafił myśleć wiedział, że ojczyzna światowego proletariatu musi się przygotować do wyzwoleńczego marszu. Temu celowi służyła industrializacja, kolektywizacja oraz… czystka w armii. Musiał sterroryzować własną armię aby była gotowa dokonywać rzeczy niewykonalnych dla armii burżuazyjnych. I stworzył taką armię, która dokonała rzeczy niemożliwej – przełamała linię Mannerheima w Finlandii podczas wojny zimowej.

„Stalin […]starał się nie prowokować otwartych konfliktów w Europie” twierdzi p. Kobeszko. No tak a co z Hiszpanią? Przecież Stalin nie na darmo wysyłał tam swoich doradców i broń. Zależało mu właśnie na podpaleniu Europy w tym miejscu. Liczył na to, że państwa burżuazyjne rzucą się na faszystów i rozgorzeje wojna, która wyniszczy oba bloki, dzięki czemu Rosja wkroczy jako ten znany z dowcipu gajowy i porozstawia walczące strony po kątach. To się nie udało a to dlatego, że w wojnę Hiszpańską nie chcieli się angielscy i francuscy burżuje angażować. I kiedy w Hiszpanii wojna się kończy Stalin rozpala wojnę na drugim krańcu Europy, spuszczając Hitlera ze smyczy i szczując go na Polskę.

Największą niewygodną dla współczesnej Rosji, czekistów i „wsłuchujących się w argumenty drugiej strony” prawdą jest to, że miłujący pokój Stalin pomógł Hitlerowi w dojściu do władzy. Pomógł mu bo chciał rozpętać w Europie wojnę podobną w swych skutkach do I wojny światowej. Bo tylko w warunkach takiej samej rzezi można wzniecić skutecznie rewolucję. Dlatego zakazał niemieckim komunistom wejść w sojusz z socjaldemokratami, po to aby nie mogli razem stworzyć skutecznego bloku skierowanego przeciw NSDAP. Dzięki temu Hitler mógł zostać kanclerzem i skutecznie wystąpić przeciw systemowi wersalskiemu. Na ten argument miłośnicy czekistowskiej wersji historii najnowszej nie mają kontrargumentu. Dlaczego niemieccy komuniści nie weszli w 1932 r. w sojusz z socjaldemokracją? Dlaczego niemiecka lewica pozwoliła złemu, niedobremu Hitlerowi zdobyć władzę?

Te niewygodne fakty przedstawia m. in. zrealizowany kilka lat temu, znakomity film dokumentalny w reż. Grzegorza Brauna pt. „Defilada zwycięzców”. Dlatego warto by było, w odpowiedzi na rosyjskie zarzuty, wyemitować go jeszcze raz w publicznej telewizji, tym razem w porze największej oglądalności zamiast „M jak Miłość”. Pan Grzegorz Braun nie pełni żadnych funkcji rządowych więc spełnia kryteria posła Kłopotka i jego film może spokojnie dać odpór stronie rosyjskiej.

Łukasz Kołak
Powiernictwo Polskie