Dodano: 03.05.10 - 11:47 | Dział: Media od kuchni

Przerażenie w oczach salonu

Obserwowane w ostatnich tygodniach przebudzenie polskiego społeczeństwa zmroziło przedstawicieli salonu. Liberalne media poczuły, iż tracą możliwość narzucania sposobów widzenia rzeczywistości i oceny ludzkich postaw.

Przekonała się o tym w dniu pogrzebu pary prezydenckiej chociażby telewizja TVN, która miałką dyskusją wyświetlaną na telebimie próbowała odwieść od modlitwy gromadzących się na krakowskim rynku ludzi. Również liberalne gazety traciły czytelników, którzy - jak przyznano nawet w "Wydarzeniach" wyemitowanych w telewizji Polsat 27 kwietnia - gremialnie zaczęli czytać "Nasz Dziennik". Dlatego też czas żałoby i zadumy starano się przerywać i skracać.

- Jeszcze trwały pogrzeby ofiar katastrofy pod Katyniem, a media już krok po kroku wracały na utarte tory. W postkomunistycznym "Przeglądzie" datowanym na 3 maja czytamy: "Epatowania żałobnym nastrojem przez tydzień nie jest w stanie znieść żadne zdrowe społeczeństwo". Lecz żal po stracie był i nadal jest autentyczny - chociaż byli i tacy, którzy ronili co najwyżej krokodyle łzy. Natomiast zdecydowana większość w tym właśnie okresie przekonała się, że wcześniej widziane obrazy na szklanym ekranie i teksty w gazetach to fantasmagoria. Autentyczna troska o dobro wspólne prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wielu z tych, którzy razem z nim zginęli w Lesie Katyńskim, do chwili tragedii nie była zauważana przez liberalne media.

- To pospolite ruszenie Polaków przeraziło niektóre środowiska. "Gazeta Wyborcza" robi wszystko, by jak najszybciej wyciszyć temat katastrofy prezydenckiego samolotu i zminimalizować powszechnie wyrażaną przez Polaków wdzięczność dla propaństwowej postawy Lecha Kaczyńskiego. Dla redaktorów z Czerskiej nieważne jest śledztwo - oni już wiedzą: to była katastrofa spowodowana naciskiem na pilotów. W ubiegłym tygodniu na konferencji prasowej dziennikarz "Wyborczej" domagał się od prokuratorów zanegowania wobec opinii publicznej niektórych możliwych przyczyn katastrofy.
W poniedziałek, 26 kwietnia, "Gazeta Wyborcza" stwierdziła: "Najważniejszemu śledztwu niezależnej prokuratury towarzyszy chaos informacyjny. Chaos ten daje pożywkę spiskowym teoriom o przyczynach katastrofy. Teoriom z rozmysłem przez prokuraturę niedementowanym. 'Niczego nie możemy wykluczyć' słyszymy od prokuratorów". Jacek Żakowski w tym samym numerze "Wyborczej" już samo pytanie: "Skąd tyle niejasności?", uznaje za ideologiczne wykorzystywanie katastrofy.
Podobnie rozumują autorzy "Tygodnika Powszechnego". Na łamach numeru z 25 kwietnia stwierdzono: "Jak na razie, domysły przypominają interpretację plam z testu Rorschacha: to widzimy, co nam podpowiadają uprzedzenia i emocje".

- Nie szukając wysublimowanych środków, frontalny atak na niemogącego się już bronić prezydenta przypuszcza bez ogródek "Angora" datowana na 2 maja 2010 r. za pośrednictwem listu swojego czytelnika. Kpiąc z patriotyzmu i mając jednocześnie w pogardzie ofiarę z życia, jaką złożyła cała polska delegacja udająca się na obchody 70-lecia zbrodni katyńskiej, czytelnik pisze: "Jakież to typowo polskie - umierać za ojczyznę. Ta nasza narodowa megalomania". Winnego katastrofy też wskazano: "Jest katastrofa lotnicza, dziesiątki zabitych. Jest i wódz naczelny (...) który pośrednio winny jest ich śmierci" - bo pomimo licznych obowiązków postanowił lecieć do Katynia, by złożyć hołd polskim oficerom zamordowanym strzałem w tył głowy i żądać od Rosji sprawiedliwości, upominając się o nią przed całym światem.
W obliczu hekatomby, która przyniosła śmierć elity naszego państwa, nie sposób nie zadawać pytań i zaniechać żądań dokładnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Niejasności jest niestety tak wiele, a rząd z premierem Donaldem Tuskiem, ministrem obrony narodowej Bogdanem Klichem, ale też Bronisław Komorowski, który przejął obowiązki głowy państwa - nie są w stanie oprócz słów o współczuciu przekazać społeczeństwu żadnych konkretów. To Rosjanie całkowicie przejęli śledztwo w sprawie katastrofy samolotu z prezydentem Polski i najważniejszymi polskimi urzędnikami, czołowymi politykami oraz generalicją. Jak to możliwe, że nawet nie wiemy, o której godzinie doszło do wypadku? Jeżeli do tragedii doszło piętnaście minut czy też nawet pół godziny wcześniej, to co w takim razie działo się do godz. 8.56?
Pytań jest wiele. I nie wynikają one - jak sugeruje tygodnik "Polityka" datowany na 1 maja - z teorii spiskowych. Mariusz Janicki, który próbuje zdezawuować zadających pytania, sugerując, że są domorosłymi znawcami lotnictwa, wprost stwierdza, iż dążenie do poznania prawdy o katastrofie jest podszyte uprzedzeniami. Lecz nie sposób sprostać wymaganiom przyszłości bez poznania prawdy. Białych plam w historii mieliśmy bowiem już zbyt wiele.

Paweł Pasionek
Nasz Dziennik