Dodano: 12.05.10 - 10:54 | Dział: Zakamarki historii

Ostatnie dni Marszałka

Na poczÄ…tku kwietnia 1935 roku stan zdrowia MarszaÅ‚ka Józefa PiÅ‚sudskiego byÅ‚ już bardzo zÅ‚y. Po wielu naleganiach lekarzy, zgodziÅ‚ siÄ™ na sprowadzenie doktora Wenkenbacha z Wiednia. Pierwotnie miaÅ‚ on być przyjechać przed Å›wiÄ™tami Wielkiej Nocy, jednak Komendant zadecydowaÅ‚ w ostatniej chwili, że Å›wiÄ™ta chce jeszcze mieć „spokojne” w gronie rodziny.

25 kwietnia przybył oczekiwany doktor Wenkenbach i po dokładnym zbadaniu Marszałka postawił straszną diagnozę:
„Niestety, rozpoznanie moje brzmi: rak wÄ…troby nie nadajÄ…cy siÄ™ do operacji. A ponieważ rak wÄ…troby pierwotny jest bardzo rzadki, wiÄ™c przypuszczam rak żoÅ‚Ä…dka z przerzutami do wÄ…troby. ZresztÄ… pan kolega też wyczuwaÅ‚ pod rÄ™kÄ… guzy nowotworowe – zakoÅ„czyÅ‚ profesor, wskazujÄ…c gÅ‚owÄ… na generaÅ‚a Roupperta”.


Adiutant Marszałka, kapitan Mieczysław Lepecki przez cały czas czuwał przy chorym.

„MarszaÅ‚ek już nie podnosiÅ‚ siÄ™ sam z łóżka. StraciÅ‚ siÅ‚y zupeÅ‚nie. MiaÅ‚ trudnoÅ›ci w utrzymaniu w rÄ™ku Å‚yżki. PatrzyÅ‚em na to codziennie i codziennie serce rwaÅ‚o mi siÄ™ z bólu na widok tej bezsilnoÅ›ci. Dzisiaj jeszcze, ile razy zamknÄ™ oczy, mogÄ™ zobaczyć niemÄ… skargÄ™ w spojrzeniu MarszaÅ‚ka, które rzuciÅ‚ mi w chwili, gdy z drżącej reki wypadÅ‚a mu pewnego razu szklanka. PowiedziaÅ‚ wtedy: . (…) W pewnej chwili uniósÅ‚ rÄ™kÄ™ i wskazaÅ‚ na widzÄ…cÄ… nad łóżkiem fotografiÄ™ Swej Matki.
– Panna Billewiczówna – powiedziaÅ‚em. ByÅ‚a to bowiem fotografia pani Marii PiÅ‚sudskiej z czasów panieÅ„skich.
Marszałek kiwnął głową.
- Kochana mamusia – rzekÅ‚ – czeka już na swego Ziuczka. I ciocia Zula czeka i BroniÅ› czeka…. I tylu moich żoÅ‚nierzy do defilady siÄ™ szykuje….”


Komendant pragnął umrzeć w Belwederze, swojej siedzibie jako Naczelnika Państwa w latach 1918-1922, oraz po przejęciu władzy w 1926 roku.

„- Wszystko gotowe, panie MarszaÅ‚ku – odezwaÅ‚ siÄ™ generaÅ‚ Rouppert.
Marszałek coś szepnął. Pochyliłem się i usłyszałem słowa:
- Dobrze, dobrze, tylko wypalÄ™ papierosa.
PodaÅ‚em „marszaÅ‚kowskiego”, wyrabianego specjalnie dla MarszaÅ‚ka. PaliÅ‚ spokojnie i bez sÅ‚owa. Gdyby nie nadzwyczajna chudość twarzy, bladość i przygasÅ‚y wzrok, mógÅ‚bym Å‚udzić siÄ™, że MarszaÅ‚ek jest ten sam co przed paru miesiÄ…cami – zdrów. Jeden rzut oka na panoszÄ…ce siÄ™ w sypialni nosze, rozwiewaÅ‚ natychmiast zÅ‚udzenie i przyprowadzaÅ‚ mi na myÅ›l ponurÄ… rzeczywistość”.

4 maja 1935 roku Marszałek Piłsudski został przewieziony w zupełnej tajemnicy z GISZ do Belwederu

„Tak wiÄ™c biegÅ‚y dni w Belwederze w smutku i przygnÄ™bieniu. Później dowiedziaÅ‚em siÄ™, że dr Antoni Stefanowski rozmówiÅ‚ siÄ™ z ksiÄ™dzem WÅ‚adysÅ‚awem KorniÅ‚owiczem, żeby ten byÅ‚ wciąż w domu, przy telefonie, gotowy na każde wezwanie”.



Nadszedł dzień 10 maja.

„MarszaÅ‚ek poczÄ…Å‚ wpadać w na wpółmroczenia, mówiÅ‚ sÅ‚owa bez zwiÄ…zku, groziÅ‚ komuÅ›, na kogoÅ› krzyczaÅ‚, gniewaÅ‚ siÄ™, to znowu ogarniaÅ‚a Go żaÅ‚ość. powtarzaÅ‚, a nam wszystkim serce rwaÅ‚o siÄ™ na strzÄ™py. StaliÅ›my bezradni i na nic nie przydatni. Siostra pocieszaÅ‚a nas: . Ale my jej nie wierzyliÅ›my, my znaliÅ›my MarszaÅ‚ka, my wiedzieliÅ›my, że dla Niego nie Å›mierć byÅ‚a straszna, tylko ten stan bezsilnoÅ›ci”.

„Ciężka byÅ‚a noc z 10 na 11 maja. Sen-pocieszyciel nie chciaÅ‚ siÄ™ zjawić. MarszaÅ‚ek co kilka, kilkanaÅ›cie minut budziÅ‚ siÄ™, majaczyÅ‚, mówiÅ‚, podniesionym gÅ‚osem, woÅ‚aÅ‚ adiutantów, to znowu wypÄ™dzaÅ‚ ich, chciaÅ‚ pić a otrzymawszy napój – nie chciaÅ‚ go brać do ust; chciaÅ‚ przenosić siÄ™ na wózek, to znowu wracać na łóżko, narzekaÅ‚ na niewygodne poduszki, to znowu zaczynaÅ‚ straszliwie gniewać siÄ™ na coÅ›, czego nie mogliÅ›my siÄ™ domyÅ›leć. Biednej, znużonej pani MarszaÅ‚kowej nie mogliÅ›my za nic uprosić, aby odpoczęła”.

„Panienki trzymaÅ‚a pani MarszaÅ‚kowa w swoim pokoju, MarszaÅ‚ek bardzo wiele razy przywoÅ‚ywaÅ‚ to jednÄ…, to drugÄ…, albo i obie razem. Biedne dziewczynki! Blade, wystraszone, prawie oniemiaÅ‚e, patrzyÅ‚y na ojca z bólem i ze Å›ciÅ›niÄ™tym na pewno sercem. Ale byÅ‚y to przecież córki MarszaÅ‚ka PiÅ‚sudskiego… Na ich twarzach czÅ‚owiek obcy nic nie powinien wyczytać, ich ból miaÅ‚ być tylko dla nich samych”.


Oprócz rodziny, adiutantów i najbliższych współpracowników, Marszałek nie chciał widzieć nikogo innego. Wyjątek zrobił dla swojego ukochanego Wieniawy.

„- PrzyszedÅ‚ Wieniawa, panie MarszaÅ‚ku, czy może wejść?
Marszałek patrzył na mnie nie widzącymi oczami i nic nie odpowiedział.
Zapytałem powtórnie.
Teraz w oczach Marszałka zapaliły się jakieś blaski, na usta wybiegł blady, słaby uśmiech.
- Wieniawa… - wyszeptaÅ‚.
Wydawało mi się to wystarczające, aby generała sprowadzić.
Widok zmienionej twarzy Marszałka musiał na gen. Wieniawie wywrzeć wrażenie wstrząsające, gdyż zamiast wesoło opowiadać, stanął w miejscu, milcząc i tylko spoglądając w przerażeniu na cień swego Komendanta. Ja, patrząc codziennie na postępy choroby, mniej odczuwałem zmiany, ale człowiek, który nie widział, Marszałka ze dwa miesiące musiał być wstrząśnięty. Nigdy nie zapomnę wyrazu rozpaczy w oczach biednego generała Wieniawy.
MarszaÅ‚ek patrzaÅ‚ na generaÅ‚a przez chwilÄ™, jakby ba obcego. MyÅ›laÅ‚em, że może go już nie pozna. Ale nie… Za chwilÄ™ twarz rozjaÅ›niÅ‚a Mu siÄ™.
- Wieniawa…
Generał już się opamiętał. Zabrzęczały ostrogi, twarz ożywiła się.
- Tak jest, Komendancie.
Tymczasem Marszałek począł nagle wymyślać. Wiedziałem, co ostatnio zaprzątało Jego myśli, więc też bez trudu odgadłem co mam na myśli.
- Pan MarszaÅ‚ek – rzekÅ‚em – wciąż myÅ›li o Lavalu i Francuzach.
- No tak, właśnie.
Tymczasem gen. Wieniawa, zdaje się, odzyskał już zupełnie równowagę.
- Nie trzeba, Komendancie, o nic się martwić. Już tam nimi Józef (Beck) się zajmuje. On pewnie już Komendantowi wszystko meldował.
Marszałek poruszył się z trudem.
- Tak – rzekÅ‚ – meldowaÅ‚. To przecież jego obowiÄ…zek.
Generał Wieniawa począł coś opowiadać. Marszałek leżał bezwładnie i tylko od czasu do czasu uśmiechał się. W pewnej chwili głowa Marszałka osunęła się. Uniosłem poduszkę, poprawiłem na niej głowę. Marszałek Piłsudski spojrzał na mnie i rzekł:
- Drogie dziecko….
ByÅ‚y to ostatnie sÅ‚owa, które wypowiedziaÅ‚ do mnie bezpoÅ›rednio MarszaÅ‚ek PiÅ‚sudski”.



W sobotę 11 maja, wystąpił krwotok, który bardzo osłabił Komendanta. Trzeba go było przenieść z wózka na łóżko. W niedzielę, 12 maja, stan jego jeszcze bardziej pogorszył się. Lekarze w każdej chwili oczekiwali najgorszego.

Generał Sławoj Składkowski wspomina:

„Przed nami, na Å‚ożu, leży Komendant z zamkniÄ™tymi oczami ciężko oddychajÄ…c. Pani MarszaÅ‚kowa z córkami klÄ™czy przy łóżku, trzymajÄ…c rÄ™kÄ™ umierajÄ…cego męża. W nogach łóżka stoi modlÄ…cy siÄ™ ksiÄ…dz KorniÅ‚owicz. Doktor MozoÅ‚owski, pochylony po prawej stronie łóżka, obserwuje twarz Komendanta. Komendant ma oczy ciÄ…gle zamkniÄ™te. Twarz Jego wychudÅ‚a w czasie choroby jest piÄ™kna i spokojna. MijajÄ…c dÅ‚ugie chwile samotnego Å›wiszczÄ…cego oddechu Komendanta i modłów ksiÄ™dza, udzielajÄ…cego Ostatniego namaszczenia.
Wszystko nagle zatrzymuje siÄ™ w biegu naszych myÅ›li. Pozostaje – ta jedna straszna, że nic już Komendantowi pomóc nie możemy. W pewnym momencie Komendant zachÅ‚ystuje siÄ™ i oddech Jego ustaje. Doktor Mrozowski robi ruch jakby chciaÅ‚ jeszcze Komendanta ratować, ale za chwilÄ™ rÄ™ce jego opadajÄ… bezsilne.
To już śmierć.
KlÄ™kamy wszyscy. Tylko adiutant majÄ…cy sÅ‚użbÄ™, stoi na baczność. Jest godzina 8,45 wieczorem, gdy przestaje bić serce Pierwszego MarszaÅ‚ka Polski”.


Wybrana literatura;

M. Lepecki – PamiÄ™tnik adiutanta MarszaÅ‚ka PiÅ‚sudskiego
S. SkÅ‚adkowski – StrzÄ™py meldunków
W. JÄ™drzejewicz, J. Cisek – Kronika życia Józefa PiÅ‚sudskiego 1867-1935

godziemba - blog