Dodano: 12.07.12 - 15:06 | Dział: Oceny-Poglądy-Analizy

Tragedie polskich wyborów...


Kilka słów o postawach ludzkich zaplątanych, bądź skazanych, w przeklęty świat komunistycznych antywartości i jego beznadziejne i okrutne, zorganizowane terrorystyczne wysiłki usiłujące wydrzeć ludziom nadzieje w istnienie Boga. O tym jednym z najbardziej kosztownych i nieudanych eksperymentów przeprowadzonych na żywym organizmie społeczeństw, traktujących jednostkę i całe grupy społeczne w granicach statystycznego błędu.
O tej pomylonej, chorej idei obiecującej nirwanę, sprawiedliwość i niebo na ziemi, dla wszystkich naiwnych i sterroryzowanych. Idei, która okazała się prawdziwym opium dla części populacji i która była najbardziej okrutnym nieludzkim eksperymentem w rękach biednych i niedouczonych ludzi i kierujących nimi rzezimieszków bez serc i sumień.
Zwycięzcy II wojny światowej wybili Polakom z głów marzenia o Suwerenności i Niepodległości, przynajmniej w świecie realnym. Stalin zbudował nam, otoczoną pułapkami, nową geograficzną klatkę, która miała właściwości czarnej dziury. Polacy mogli po wojnie do swojego kraju wracać, ale czekało na nich więzienie, lub w najlepszym wypadku rozczarowanie, że to nie był ich kraj.
Próżno wypatrywano gen. Andersa na białym koniu, daremnie wskrzeszano bezradne modły Mickiewicza o następną wojnę ludów, na zachodzie nikt nie słuchał rad amerykańskiego gen. Patona, aby osłabionych wysiłkiem wojennym sowietów rozegnać na cztery wiatry.
ZnikÄ…d nie nadchodziÅ‚ ratunek, beznadziejne życie nadzorowane przez NKWD i UB wyniszczaÅ‚o jednostki i grupy myÅ›lÄ…ce patriotycznie. W październiku ’56 wybuchÅ‚a wiosna. Polacy chcieli przerwać tÄ™ dokuczliwÄ… konieczność życia w komunie. Ale i tamtej jesieni, z liśćmi, Polakom pozamiatano nadziejÄ™.
Katolicy polscy (ci którzy mogli sobie na to pozwolić) pielgrzymowali do Ziemi Świętej, do Jerozolimy, czy też do Rzymu. A po powrocie czekały ich szykany w pracy, brak awansu i ciemnogrodowa plakietka.
Komuniści i oportuniści polscy (i nie tylko) też wyjeżdżali do swojej Ziemi Świętej, do Rosji Sowieckiej, do nieomylnego czerwonego papieża Stalina, do Moskwy. Po powrocie czekał ich awans i otwierały się przed nimi drzwi salonów władzy i lepsze, łatwiejsze życie.

Dwie pielgrzymki. Dwa rodzaje konsekwencji. Dwie wiary. Jeden Naród.

Zahukani Polacy nie chcieli czytać czerwonych gazet masakrujących ich historię, wartości i nadzieje, fałszujących rzeczywistość, tworzących umowny świat obłędu zawieszonego na zwodzących mostach zwodniczych wytycznych z Kominternu. Jednak był popyt na czerwoną prasę, mocno inspirowany niedoborem papieru toaletowego na rynku. Można powiedzieć, że ilość czytelników zależała od jakości spożywanego pożywienia i problemów z przewodem pokarmowym. Tak zlikwidowano analfabetyzm...
Ludzie ze smutkiem zawijali strach, urozmaicany drugim śniadaniem w partyjne organy prasy i szli do utrzymującej ich rodziny pracy. Szeroko opiewanej szczęśliwej rzeczywistości sprawiedliwości społecznej, w gazetach, radio i TV, nie mogli odnaleźć w swoim życiu. Tylko czasem spotykany I sekretarz partii, powodował refleksję, że wreszcie spotkali człowieka dla którego stworzono socjalizm.
Biernym Å›wiadkiem tej beznadziejnoÅ›ci byÅ‚ przemycony do nowego ustroju, wiszÄ…cy na Å›cianie „salonu” krzyż, który nie takie upadki i cierpienia ludzkie widziaÅ‚ i milczÄ…co mobilizowaÅ‚ do dalszego uporu w tym upiornym Å›wiecie. Jedni wyprowadzali siÄ™ z towarzyskiego życia do bardziej przestronnej samotnoÅ›ci i tam w towarzystwie lustra podnosili niemy krzyk protestu. Inni terroryzowali swoim stresem rodzinÄ™, lub urzÄ…dzali nie koÅ„czÄ…ce siÄ™ alkoholowe spÅ‚ywy kajakowe dla milczÄ…cego, pozbawionego prawa gÅ‚osu jÄ™zyka.
Te niewdzięczne butelki wódki, otwierały często niedrogi pas startowy i zapewniały w miarę bezpieczną ucieczkę od parszywej, smutnej rzeczywistości. Te puste już butelki leżały potem spokojnie, obok ludzi bez snów, bez ambicji, bez perspektyw i o pustych już portfelach...
Te seanse ze słynnym i jakże zasłużonym radzieckim psychiatrą były szklaną cyrkową kładką, przez którą straceńcy próbowali przechodzić na drugą stronę zapomnienia, czasem z roześmianą gębą i dziwaczną zastępczą, inaczej trudno osiągalną radością życia. Była w tej butelce zamknięta wiadomość dla nieistniejących sojuszników o całej beznadziei życia w komunizmie, tylko zamiast w oceanie, trafiała do punktu skupu, albo na śmietnik.
Butelka miała jeszcze wiele innych własności leczniczych, człowiek który w nią uwierzył, jej bezgranicznie zaufał, często nie musiał chodzić, ani do pracy, ani do lekarza, zdarzało się, że najbliżsi nosili go potem na rękach i ramionach. Tyle, że z widoczną ulgą, no i na cmentarz...
MiaÅ‚a butelka i tÄ™ zaletÄ™, że odrywajÄ…c od podÅ‚ego życia, zabierajÄ…c czas, dawaÅ‚a inny ból. Ból kaca, dar pokory, ale w logice „moja wina”. Taka zastÄ™pcza gra, na osobistÄ… suwerenność: przestanÄ™ pić, moje życie zmieni siÄ™ na lepsze. Jednak coÅ› ode mnie zależy... Tylko po co przestać, jaki Å›wiat ciÄ™ czeka, kiedy przed sklepem monopolowym przejdziesz odważnie na drugÄ… stronÄ™ ulicy, lub przestaniesz chemikować przy księżycu wÅ‚asnÄ… ciecz?
Redaktorzy w gazetach pisali wtedy, że trudno jest zbudować najwspanialszy ustrój na ziemi z pijakami, degeneratami, ludźmi bez ambicji, wizji i nadających się tylko do rewizji.
Żyli sobie więc tak opozycyjnie nastawieni Polacy, jeśli dumni i moralni, to zagonieni do najludniejszego miejsca zwanego emigracją wewnętrzną, do więzień, do fizycznej dorywczej pracy, do butelki, do smutku, zapomnienia i zgorzkniałego beznadziejnego bytowania.
Ich sąsiedzi, z lepszych ulic i ekskluzywnych osiedli, wsłuchujący się w głos wschodniego niedużego boga z wąsami, po krótkich kursach, zaczynali swoją wspinaczkę na coraz to wyższe stopnie kariery i schodów. Ostrożnie oparci o kłamstwo, ich wątpliwości strzyżone sierpem i zagłuszane młotem (tak herbowo), z ulgą zapadali się w miękkość foteli w dźwiękoszczelnych gabinetach.
Jak prostytutki po wypełnieniu życzeń potężnych gangsterów, wracali do swoich dzieci i żon i domów, po drodze unikając wybojów i rachunku sumienia. Polacy, którzy zdecydowali się, oddać do czerwonego lombardu, wartości przodków za cenę łatwiejszego życia... Musieli jednak na wszelki wypadek odkorkować butelkę, aby zakorkować refleksję i odruchy własnego sumienia.

Jedna rzeczywistość. Dwie drogi. Dwie wiary. Dwie postawy. Jeden Naród.

Zdrajcy swoich bliźnich i czasem ich mordercy, ludzie nie znający sumienia, pokory i moralności, z łatwością i uśmiechem błądzący po wygodnych korytarzach katowni wytatuowanych krwią i płaczem swoich sióstr i braci, żyli wśród normalnych ludzi, zdawałoby się, od zawsze.
Jedyną sprawiedliwością otaczającej ich przyrody i środowisk społecznych, była krążąca niedopowiedziana, niespokojnie wysublimowa zemsta niepokoju. Ta niemożliwość i nieumiejętność przeskoczenia na drugą stronę własnych czynów. Niemożliwość zmycia zdrady pod najlepiej zaprojektowanym prysznicem, w najdroższej łazience. Niemożliwość oczyszczenia się z toksycznych i niegodziwych czynów i zachowań w najnowocześniejszej saunie. Niemożliwość zagłuszenia resztek sumienia w oceanie najlepszej muzyki, śmiechem, a nawet rykiem wśród podobnych sprzedajnych pajaców i zdrajców w najlepszej nawet knajpie czy salonie.
Niemożliwość zapomnienia o własnej brzydocie moralnej, nawet wśród najpiękniejszych kobiet i atłasowych wykładzin luksusowych pomieszczeń. I jeszcze najważniejsza próba: uważne spojrzenie w beztroskie kochające oczy dziecka (bo żona już wie...), czy ono kiedyś zrozumie i wybaczy?
Takie rozterki zarezerwowane były oczywiście tylko dla tych, którzy nie zdołali wypruć, oddzielić od siebie pamięci o wartościach i sumieniu. Innym, wychowanym w domach będących sypialniami oprawców, było znacznie łatwiej... Oni ćwiczyli tylko kunszt ostrzenia sztyletu i mistrzowską sztukę zadawania ciosu swoim ofiarom...
Dziś spotykają się w zahukanym, bezradnym i wolnym kraju, ci nienagannie wychowani w matni okrucieństwa, rozpychający się łokciami, nauczający europejskiej i światowej kultury i trendów, z uśmiechem z ekranu i te inne dzieci zapracowanych, zepchniętych na margines, ledwo wiążących koniec z końcem, byłych bohaterów tej ziemi. Czyżby, zapomniał o nich Bóg?
Nikt też już prawie nie pamięta podstawowych zasad matematycznych o tym, że wartość może być dodatnia, ale i ujemna, że jest coś takiego jak rachunek i bilans... Na co my liczymy? Czy długo sezonowany strach, zapędził nas w krainę niemocy, czy urodził lenistwo?

Jedna rzeczywistość. Dwie drogi. Dwie wiary. Dwie postawy. Dwie przyszłości. Jeden Naród?

Jacek K. Matysiak