Dodano: 11.11.13 - 12:22 | Dział: Co w prasie piszczy

Prof. Chris Cieszewski o złamanej brzozie

pracy naukowca i surrealistycznej Polsce



Mam nadzieje, że kiedyÅ›, jak przyjadÄ™ kolejny raz, to bÄ™dzie już inaczej, coÅ› siÄ™ zmieni. Å»e porzÄ…dni dziennikarze powiedzÄ… tym zÅ‚ym, że siÄ™ z nimi nie zadajÄ…, że uczciwi zbojkotujÄ… nieuczciwych, że inteligentni zbojkotujÄ… tÅ‚umoków – mówi prof. Chris Cieszewski, amerykaÅ„ski uczony i czÅ‚onek komitetu organizacyjnego Konferencji SmoleÅ„skiej, w rozmowie z JoannÄ… LichockÄ….


Wygląda Pan na bardzo zaskoczonego tym, w jakiej rzeczywistości się znalazł, przyjeżdżając do Warszawy.
Rzeczywiście, czuję się jak w podróży międzyplanetarnej. Z punktu widzenia naukowca, który przyjeżdża, aby przedstawić referat na konferencji, to coś zupełnie surrealistycznego.

Co Pana uderzyło najbardziej?
Koszmarny brak uczciwoÅ›ci niektórych mediów. Zamiast merytorycznej polemiki deprecjonuje siÄ™ i wyÅ›miewa badacza. ByÅ‚em przyzwyczajony do tego, że dziennikarstwo jest szlachetnÄ… profesjÄ…, której misjÄ… jest informowanie spoÅ‚eczeÅ„stwa. PatrzÄ™ na to także z punktu widzenia naukowca – przeprowadzamy badania, a potem ich wyniki docierajÄ… dziÄ™ki mediom do spoÅ‚eczeÅ„stwa. To część systemu edukacyjnego funkcjonujÄ…cego w dziejach. Dobrze poinformowane spoÅ‚eczeÅ„stwo rozwija siÄ™, ksztaÅ‚ci i również coraz lepiej siÄ™ rzÄ…dzi. Dziennikarstwo wiÄ™c to jeden z podstawowych filarów oÅ›wiecenia. PrzedstawiajÄ…c wyniki badaÅ„, nawet nie wyobrażaÅ‚em sobie, że jest możliwe takie zachowanie mediów. Nie rozumiem tutejszych reguÅ‚.

Co właściwie się stało?
Jedna rzecz to sposób, w jaki media w Polsce reagujÄ… – miaÅ‚em wrażenie, że oglÄ…dam japoÅ„skie kreskówki. Krzyk, zÅ‚ość, przemoc. Druga – chuligaÅ„stwo, z jakim mam teraz do czynienia. Do Uniwersytetu w Georgia wysyÅ‚ane sÄ… paszkwile, do mojego dziekana wpÅ‚ywajÄ… różne oszczerstwa. Skompilowane materiaÅ‚y, wyciÄ™te klatki. Gest, który pokazaÅ‚em, żeby zatrzymać kamery, bo nie życzyÅ‚em sobie, by mnie wtedy nagrywano, zamieniono w oskarżenie, że grożę dziennikarzom poderżniÄ™ciem gardÅ‚a. Mam do czynienia z zachowaniami, które sÄ… tak niekulturalne, że w ogóle nie kwalifikujÄ… siÄ™ do normalnego klasyfikowania. Jak bym Å›niÅ‚ jakiÅ› koszmar.

Czy ta akcja wobec uniwersytetu może Panu szkodzić?
Oczywiście że może, bo Amerykanie nie zdają sobie sprawy z tego, że w Polsce dzieje się coś tak surrealistycznego. Myślą, że jesteśmy cywilizowanym narodem z normalnymi standardami debaty. Ich pierwsza reakcja jest taka, że musiało się stać coś bardzo złego, skoro mają takie sygnały.

Że ich pracownik pojechał do starego kraju i rozrabia?
Tak, będę musiał pewnie wyjaśniać, udowadniać, że nikomu nie groziłem itp. Trudno z tym walczyć, bo poziom takich prymitywnych kreskówkowych ataków jest niewyobrażalny dla przeciętnego człowieka w Ameryce. Gdyby w Stanach ktoś tak działał, trafiłby do więzienia albo płaciłby odszkodowania. Niestety, Polska jest krajem bezprawia, który toleruje takie chuligańskie zachowania.

Pana oburzenie na to, jak dziaÅ‚ajÄ… media w Polsce, byÅ‚o uderzajÄ…ce także dla prawej strony – Pan wystÄ…piÅ‚ z pretensjÄ… do wszystkich: jak możecie na to pozwalać?
Bo jak którykolwiek Polak może się z tym godzić? Nie chcę nikogo pouczać, jestem naukowcem z innego kraju, który przyjeżdża przedstawić badania i jest postawiony w sytuacji, która zupełnie nie pasuje do jakiegokolwiek szablonu, jaki może przypomnieć sobie z przeszłości z innych miejsc. Owszem, wcześniej współpracowałem z polskimi naukowcami w mojej dziedzinie i wszystkie kontakty naukowe były na najwyższym poziomie kultury. Dlatego teraz jestem tak zaszokowany, to był dla mnie zimny prysznic.

Był Pan na poprzedniej konferencji smoleńskiej, nie widział Pan wtedy, jak relacjonowały ją media?
Szczerze mówiÄ…c, nie interesowaÅ‚em siÄ™ tym. Nie zajmujÄ™ siÄ™ politykÄ…, rozszyfrowaniem, kto kim jest, czego można siÄ™ po nim spodziewać. Przed przyjazdem na konferencjÄ™ nawet nie znaÅ‚em nazw wiÄ™kszoÅ›ci mediów. O „Wyborczej” sÅ‚yszaÅ‚em, że kÅ‚amie, ale jakichÅ› tam „Faktów” w ogóle nie znaÅ‚em.

No i wybrał się Pan do Polsatu.
Błagali mnie, żebym do nich poszedł, mówili, że będę mógł pokazać wyniki badań, przedstawić zdjęcia na komputerze, i przysięgali, że nie będą przeszkadzać. Że są ciekawi tych badań i że to ważne dla widzów, by mogli je zobaczyć. Odmówiłem pierwszego dnia, bo bezpośrednio po 20 godzinach podróży, całym dniu konferencji i wcześniej już ustalonym wywiadzie w TV Republika nie byłem w stanie jeszcze iść na godzinę 22 do Polsatu. Zgodziłem się następnego dnia i przyniosłem komputer, żeby wszystko zademonstrować. Wchodzimy na antenę, a dziennikarz w ogóle nie jest zainteresowany badaniami, przerywa mi, mówi głupstwa. Nie miałem refleksu i nie powiedziałem mu tego, na co zasługiwał, ale to dlatego, że wszystko działo się z kompletnego zaskoczenia.

Wie Pan, że Pana rozmowa z tym dziennikarzem jest przebojem w internecie?
Przebojem – jego czy moim?

Pana. Ludzie pokazują ją sobie z adnotacją, że tak powinno się rozmawiać z propagandystami.
Nie wiedziałem. Z jego strony to była pyskówka i ja się co chwila otrząsałem ze zdumienia, jak można być tak niekulturalnym i zarazem tak mało inteligentnym w rozmowie. Jak można być tak nieprofesjonalnym? I potem sam byłem zły na siebie, że dałem się w to wciągnąć, oszukać. Nie przyszło mi do głowy, że poważna telewizja może się tak zachowywać.

Prowadzący miał zadanie: wyciągnąć z Pana słowa, że Pan się myli. I zaraz zresztą pojawiło się na pasku: Prof. Cieszewski przyznaje, że mógł się pomylić. Tylko o to chodziło.
A dlaczego miałbym nie powiedzieć, że mogłem się pomylić? Każdy może się mylić.

ChodziÅ‚o wyÅ‚Ä…cznie o komunikat propagandowy – wdrukować widzom, że ustalenia prof. Cieszewskiego to prawdopodobnie pomyÅ‚ka.
Ja się nie nadaję do takich gier, nie akceptuję ich. Na szczęście dla mnie to doświadczenie przejściowe, współczuję tym, którzy muszą z tym żyć. Bo to jest jakaś aberracja, nie mogę zrozumieć, jak ludzie w ogóle tego słuchają, dlaczego włączają telewizję, gdy tam produkuje się jakiś pajac, próbując kogoś opluwać, podstawić mu przysłowiową nogę w rozmowie, przekręcić jego słowa. To jest po prostu niepojęte, jak wycieczka do innej realności, gdzie działają inne prawa. Nikt nie protestuje, nie mówi dość? Mam nadzieje, że kiedyś, jak przyjadę kolejny raz, to będzie już inaczej, coś się zmieni. Że porządni dziennikarze powiedzą tym złym, że się z nimi nie zadają, że uczciwi zbojkotują nieuczciwych, że inteligentni zbojkotują tłumoków. To przecież musi być przejściowe, to wszystko jest zbyt nierealistyczne, żeby mogło długo trwać.

Jak długo nie było pana w Polsce? W ogóle tu Pan nie przyjeżdżał?
W ciągu tych trzydziestu paru lat byłem tylko kilka razy po parę tygodni. Pierwszy raz po wyjeździe z Polski mogłem przyjechać w 1989 r. Tańczyłem na międzynarodowym festiwalu polonijnych zespołów ludowych, i to tylko dlatego, że konsul w Kanadzie osobiście zagwarantował moje bezpieczeństwo. Potem byłem w latach 2000, 2004, i 2008, gdy organizowałem konferencję międzynarodową na SGGW. No i w zeszłym roku.

Tańczył Pan? Nigdy Pan o tym nie mówił.
Należałem do zespołu polskiego tańca ludowego w Kanadzie. Nie mówiłem o tym, bo to nie należy do moich badań.

A dlaczego konsul musiał gwarantować Panu bezpieczeństwo?
Bo wyjechałem z Polski w 1983 r., uciekając przed esbecją.

Niech Pan o tym opowie.
To się nie wiąże z moimi badaniami.

Nie chce Pan mówić o swej aktywności w opozycji?
To nie ma nic wspólnego z moimi badaniami. ProwadzÄ™ je, bo to niezwykle ciekawe wyzwanie naukowe. ChcÄ™ być dobrze zrozumiany – to nie jest tak, że katastrofa smoleÅ„ska nie porusza we mnie żadnych uczuć, ale staram siÄ™ izolować je od tego, co robiÄ™. Emocje sÄ… wrogiem nauki. A przypadek, jaki zbadaliÅ›my, jest niezwykle ciekawy z powodu metody analizy zdjęć satelitarnych. UdaÅ‚o nam siÄ™ odkryć coÅ› ciekawego, co może mieć wpÅ‚yw na posÅ‚ugiwanie siÄ™ zdjÄ™ciami satelitarnymi w innych aplikacjach. ProszÄ™ mnie nie profilować politycznie, ja z politykÄ… nie chcÄ™ mieć nic wspólnego.

Jak to się zaczęło, że w ogóle znalazł się Pan na konferencji smoleńskiej?
Przed rokiem zostałem zaproszony przez prof. Piotra Witakowskiego do zbadania próbki drewna z tej słynnej brzozy.

A jak prof. Witakowski Pana znalazł?
Znam prof. Witakowskiego od 34 lat. Mieliśmy w pewnym sensie kiedyś wspólne zainteresowania. Był nawet jakby moim mentorem.

Aha. Z okruchów informacji o Panu, które można znaleźć w internecie, wynika, że te wspólne zainteresowania to… walka z komunÄ…. Prof. Witakowski jako pracownik naukowy byÅ‚ dziaÅ‚aczem pierwszej SolidarnoÅ›ci, już od poczÄ…tku lat 70. organizowaÅ‚ druk podziemnych wydawnictw, tworzyÅ‚ tajnÄ… bibliotekÄ™ i wydawaÅ‚ książki, które nie mogÅ‚y znaleźć siÄ™ w oficjalnym obiegu. A Pan razem z nim. W sieci można znaleźć np. takÄ… pozycjÄ™: MieczysÅ‚aw Potocki, „MiÄ™dzy DźwinÄ… a WiliÄ…. Wspomnienia żoÅ‚nierza Armii Krajowej Ziemi WileÅ„skiej” z adnotacjÄ…, że po raz pierwszy książka ukazaÅ‚a siÄ™ w 1983 r. poza cenzurÄ…, a „druk wykonali Piotr Witakowski i Krzysztof Cieszewski”.
To nie ma nic wspólnego z moimi obecnymi badaniami (uśmiech).

Ale to jest ciekawe. No dobrze, niech będzie, wracamy do brzozy.
Gdy przyjechaÅ‚em do Polski w czerwcu zeszÅ‚ego roku, to – jak zwykle przy okazji moich pobytów w kraju – spotkaliÅ›my siÄ™. Wtedy wÅ‚aÅ›nie prof. Witakowski poprosiÅ‚ mnie o zbadanie próbki drewna. PokazaÅ‚ mi też plan konferencji, jakÄ… przygotowywaÅ‚. SkrytykowaÅ‚em tÄ™ koncepcjÄ™ – że pomyÅ›leli o matematykach, fizykach, a nie wziÄ™li pod uwagÄ™ zdjęć satelitarnych. Å»e jak siÄ™ ma jakieÅ› przestrzenno-czasowe zjawisko, to podstawÄ… jest spojrzeć na nie z przestrzeni, sprawdzić, co widać na zdjÄ™ciach z tego miejsca i czasu. Profesor poprosiÅ‚, bym siÄ™ tym po prostu zajÄ…Å‚. Tak siÄ™ zaczęło. ZostaÅ‚em doÅ‚Ä…czony do komitetu organizacyjnego konferencji i powierzono mi stworzenie anglojÄ™zycznej strony w internecie.

To był pierwszy moment, kiedy pomyślał Pan, że może zająć się badaniem katastrofy smoleńskiej?
Takiego momentu w ogóle nie było i nie ma, bo ja się nie zajmuję tym, co było powodem katastrofy samolotu, tylko wyjaśniam losy brzozy. Znam się na drzewach i analizie zdjęć satelitarnych drzewostanów. Zaangażowałem się, bo to ciekawe wyzwanie naukowe, tematycznie związane z moją pracą.

Gdyby to nie dotyczyło katastrofy smoleńskiej, też by się Pan tak zaangażował?
Jeżeli byÅ‚oby to tak samo niejasne, zagadkowe i zwiÄ…zane z mojÄ… dziedzinÄ…, to oczywiÅ›cie tak. Gdyby „eksperci” twierdzili jedno, a ja mógÅ‚bym znaleźć dowód, że jest inaczej, to zaangażowaÅ‚bym siÄ™ tak samo.

Pewien bloger napisaÅ‚, że pamiÄ™ta Pana ze studiów w Polsce. „Na II roku, na wykÅ‚adzie z dendrometrii leÅ›nej (w której specjalizuje siÄ™ jako Profesor), zagiÄ…Å‚ na amen prowadzÄ…cego wykÅ‚ad, doc. dr. Romana Riegera, kierownika Katedry Dendrometrii. Podczas wyprowadzania wzoru znalazÅ‚ metodyczny bÅ‚Ä…d na tablicy i publicznie wykazaÅ‚ nieprzygotowanie wykÅ‚adowcy do wykÅ‚adu. Doc. Rieger jak niepyszny musiaÅ‚ siÄ™ przyznać do pomyÅ‚ki”.
Szczerze mówiąc, nie pamiętam szczegółów, ale jeśli uraziłem doc. Riegera, to bardzo go za to przepraszam.

Ten sam bloger pisze jeszcze tak: „W stanie wojennym Krzysztof, już student SGGW w Warszawie, silnie zwiÄ…zaÅ‚ siÄ™ z opozycyjnym NZS. ByÅ‚ jednym z najaktywniejszych kolporterów bibuÅ‚y, którÄ… kilka razy przechowywaÅ‚ w moim mieszkaniu w Krakowie, gdy przywoziÅ‚ jÄ… ze stolicy”.
A to z pewnością nie należy do metodologii moich badań (śmiech).

W kole podziemnego NZS, którym Pan kierowaÅ‚ na SGGW, byÅ‚ znany historyk prof. Marek Chodakiewicz – to też można znaleźć w sieci.
Ostatni raz paniÄ… proszÄ™. KiedyÅ› o tym pani opowiem – teraz rozmawiamy o nauce. ProszÄ™ pamiÄ™tać, że jakakolwiek pasja czy uprzedzenie jest wrogiem metod badawczych.

Pamięta Pan moment, kiedy zobaczył, że brzoza została złamana wcześniej?
Trudno go określić. Zmienialiśmy metody, jedne jaśniej pokazywały miejsce, gdzie jest brzoza, inne mniej jasno. Problem był w tym, że na początku nie wiedzieliśmy, co i gdzie na tych zdjęciach widać. Szukaliśmy czegoś po ciemku i to było bardzo frustrujące. Bez metody, którą opracowaliśmy, można było szukać tylko na oko, a to nie nadaje się do ścisłego ustalania czegokolwiek.

Przepraszam, ale czy te zdjęcia nie mogły mieć lepszej rozdzielczości? Żeby było widać wyraźnie nie tylko brzozę, ale i reklamówkę leżąca obok?
I żeby jeszcze móc odczytać na niej napis „oto brzoza”, prawda? (Å›miech).

Nie ma wyraźniejszych zdjęć?
Są na filmach, ale ja nie mam do nich dostępu i nie znam nikogo, kto by miał. Dostęp jest tylko do takich, które mają od 50 cm rozdzielczości. Jeden kwadracik oznacza ćwierć metra. Najpierw więc trzeba sobie uświadomić, co chce się znaleźć. Jeśli szuka się złamanej brzozy, trzeba szukać kilkunastu kwadracików, które są bielsze. Podłoże powinno być ciemne, złamany konar jest biały. Zdjęcia z okresu między styczniem a kwietniem 2010 r. ze Smoleńska są wyłącznie czarno-białe. Żeby zidentyfikować drzewo, koniecznie trzeba wiedzieć, gdzie ono się znajduje, to jest kluczowe. Szukaliśmy długo, było to dosyć frustrujące i w pewnym momencie zacząłem myśleć, że wszystko jedno, złamana czy nie, grunt, żeby w ogóle ją na tych zdjęciach znaleźć.

Bo Pan od początku tych poszukiwań założył, że ona musiała być złamana wcześniej?
Brzoza nie miała śladu soków, były na innych drzewach, a na niej nie. Tak jakby złamanie nastąpiło dużo wcześniej, gdy soki były nieaktywne. To mnie zaintrygowało, pomyślałem, że coś jest nie tak, że trzeba przyjrzeć się temu drzewu na zdjęciach wcześniejszych niż z 10 kwietnia. Brak soków, suche przełamanie, którego charakter nie pasował do dynamicznego uszkodzenia. Wyglądało raczej jak wiatrołom. No i szukaliśmy.

Kiedy to było?
Kilka miesiÄ™cy temu. Moment, kiedy jÄ… w koÅ„cu znaleźliÅ›my, byÅ‚ euforyczny (uÅ›miech). To byÅ‚y bardzo skomplikowane pomiary z różnych stron, punkty odniesienia wyznaczane w różnych miejscach itd. Potem dÅ‚ugo weryfikowaliÅ›my metodÄ™. Teraz, gdy na to patrzÄ™, to wydaje mi siÄ™ tak ewidentnie proste…

Że nie ma Pan wątpliwości?
Wątpliwości ma się zawsze, zwłaszcza że waga tego jest tak przytłaczająca, iż widząc te histeryczne reakcje, człowiek po prostu dmucha na zimne. Ale są to wątpliwości niemalże metafizyczne, zastanawianie się, co mogłoby zaprzeczyć rzeczywistości. To mniej więcej wątpliwość porównywalna z tą, jaką mógłbym mieć, patrząc na stół w tym pokoju. Jestem pewien, że on tu stoi, ale gdyby ktoś przyszedł i powiedział: zastanów się, czy to nie jest hologram, pamiętaj, od tego zależy przyszłość planety, jak się pomylisz, to wyleci w powietrze. No to patrzyłbym na niego i szukał tego czegoś, co zaprzecza rzeczywistemu oglądowi pokoju (śmiech).

Zatem jest Pan pewien, że brzoza była złamana wcześniej. Pokazał Pan tym samym, że Rosjanie kłamali.
Absolutnie nie.

Jak to nie?
To jest złe sformułowanie.

Rosjanie, a za nimi polska rządowa komisja, mówią, że samolot rozbił się o brzozę.
To jest ich teza. UżyÅ‚a pani sÅ‚owa „kÅ‚amali” – to sugeruje, że ktoÅ›, kto pisaÅ‚ raport MAK czy komisji ministra Millera, wiedziaÅ‚, co siÄ™ staÅ‚o, ale Å›wiadomie sfaÅ‚szowaÅ‚ rzeczywistość. Ja tego tak nie stawiam. PrzeprowadziÅ‚em dowód, że ta teza jest nieuprawniona. Tylko tyle.

Pytam, czy siÄ™ Pan nie boi. Zderza siÄ™ Pan z wielkimi siÅ‚ami tego Å›wiata – mówi Pan coÅ›, co obala raporty dwóch rzÄ…dów. Takie jest znaczenie Pana odkrycia.
To nie jest to, co ja gÅ‚oszÄ™. To mówiÄ… inni, opierajÄ…c siÄ™ na moich badaniach. Brzoza byÅ‚a zÅ‚amana wczeÅ›niej, przed 10 kwietnia. ZbadaÅ‚em jej losy – i tyle. Pyta mnie pani, czy sobie zdajÄ™ sprawÄ™ ze znaczenia – wiÄ™c ja nie jestem pewien, czy sobie zdajÄ™ sprawÄ™ (uÅ›miech). Wszystko jest dla mnie surrealistyczne, nie spodziewaÅ‚em siÄ™, że tyle osób wkurzÄ™ moimi badaniami. MyÅ›laÅ‚em, że bÄ™dÄ… zaciekawieni. Dla mnie te badania sÄ… ważne, bo mam opracowanÄ… nowÄ… metodologiÄ™, wyniki sÄ… ciekawe, zaprzeczajÄ… temu, co byÅ‚o robione w przeszÅ‚oÅ›ci, wyznaczajÄ… nowe sposoby analizy. Jest to odkrycie, a nie rzemiosÅ‚o. Czy siÄ™ nie bojÄ™? Nie ma czego, choć warto byÅ‚o pewnie zachować ostrożność. Wyniki miaÅ‚em kilka miesiÄ™cy temu i milczaÅ‚em, bo baÅ‚em siÄ™, że nie sÄ… wystarczajÄ…co sprawdzone albo że jeżeli wczeÅ›niej komuÅ› o nich powiem, to z jakiegoÅ› powodu może siÄ™ stać coÅ› takiego, że nie bÄ™dÄ™ mógÅ‚ ich prezentować. Gdy dowiedziaÅ‚em siÄ™, że przedstawienie wyników innych naukowców za poÅ›rednictwem skype’a zostaÅ‚o uniemożliwione przez atak hakerów, to z dnia na dzieÅ„ zdecydowaÅ‚em siÄ™ przyjechać do Polski. Bo pierwotnie miaÅ‚em je przedstawić przez Å‚Ä…czenie internetowe.

Co dalej?
Nie wiem, to się okaże. Tutejsze akcje są powodem mojego dalszego zaangażowania. Nie planowałem na przykład przeprowadzania dodatkowych dowodów, miałem jeszcze napisać raport i koniec. No, ale ponieważ spotkałem się z taką reakcją, to spowodowało, że robiłem dalsze badania. Im więcej jest ataków, tym więcej mam powodów, by działać.

Przez pierwszy okres na emigracji w Kanadzie mieszkaÅ‚ Pan w volkswagenie vanie z 1967 r. Pani prof. Maria Radomska w swych wspomnieniach „ByÅ‚am rektorem” opisuje, że spotkaÅ‚a Pana w Kanadzie i widziaÅ‚a, w jak trudnych warunkach musiaÅ‚ Pan sobie radzić. To byÅ‚a cena, żeby skoÅ„czyć studia?
Żeby je skończyć szybko. Ukończyłem jedne studia, potem drugie, bez przerywania pracy. Od 1997 r. mam etat w Warnell School of Forestry and Natural Resources Uniwersytetu w Georgii. Wcześniej pracowałem w Kanadzie jako regionalny dendrometra prerii kanadyjskich. Budowałem modele statystyczne opisujące wzrost drzewostanów leśnych. Pierwszą publikację w wysokiej klasy piśmie naukowym miałem w 1988 r. Ale najwięcej zacząłem publikować, gdy przeszedłem na uniwersytet.

Jedna z Pana analiz cytowana była w naukowych periodykach aż ponad 250 razy.
Opublikowanie jej zajęło 12 lat, bo wywracaÅ‚a dotychczasowe metody do góry nogami. Kilka razy miaÅ‚em odpowiedź z redakcji pisma, że to chyba nie tak, że recenzenci tego nie rozumiejÄ…. W koÅ„cu kazali mi ten temat porzucić (uÅ›miech). Potem minęło prawie 10 lat, zanim to siÄ™ przebiÅ‚o – i nagle okazaÅ‚o siÄ™, że to rozwiÄ…zaÅ‚o problem modelowania w leÅ›nictwie, który przez 70 lat byÅ‚ uważany za nierozwiÄ…zywalny. Teraz jest najbardziej cytowanÄ… mojÄ… publikacjÄ…. WiÄ™kszość nowoczesnych modeli wzrostowych, to znaczy bonitacyjnych, dla drzew na Å›wiecie jest teraz oparta na tej metodzie.

Jest Pan uznanym profesorem, redaktorem naczelnym pism naukowych, Pana pozycja jest chyba nie do podważenia przez jakieś akcje z Polski?
Każdy może być oczerniony przez nieuczciwych albo dezinformowanych ludzi. Na przykÅ‚ad w czerwcu zeszÅ‚ego roku w Polsce, gdy jeszcze nic nie wiedziaÅ‚em o prof. Biniendzie, różni ludzie, których znam z dzieciÅ„stwa jako uczciwych i inteligentnych, mówili mi, że to pseudonaukowiec, który nic nie dokonaÅ‚ w życiu i teraz wywindowaÅ‚ siÄ™ na SmoleÅ„sku. Tymczasem prof. Binienda ma wiÄ™ksze osiÄ…gniÄ™cia niż ja i wyższÄ… pozycjÄ™ naukowÄ…. Ci ludzie byli ofiarami dezinformacji, a nie – powiedzmy – zgÅ‚upieli na starość czy stali siÄ™ nieuczciwi.
Jest tyle niezdrowych emocji, że postanowiłem odciąć się od uniwersytetu i dalsze badania będę prowadził jako osoba prywatna. Nie chcę, żeby Amerykanie wiedzieli, w jakiej kondycji jest dziś polska kultura. Wolę, by uniwersytet nie był narażony na chuligaństwo i zwykły bandytyzm znad Wisły. Z punktu widzenia praw obywatelskich, wolności nauki, wolności debaty Polska zeszła do najniższych poziomów, jakie istnieją na tej planecie. Nie chcę, z powodów czysto patriotycznych, żeby kraj moich rodziców był znany w Ameryce jako miejsce ludzi prymitywnych i bez zasad.

Ale media i te akcje, o których Pan mówi, to tylko jedna strona medalu.
OczywiÅ›cie. WÅ‚aÅ›ciwie nie bardzo to rozumiem. Polska jest jak z matriksu, nie jestem czasem pewien, co jest grane. Bo to tak wyglÄ…da, jakbym byÅ‚ we wspaniaÅ‚ym kraju, z cudownymi ludźmi, ale jakby obok nich grasowaÅ‚o mnóstwo „obcych”, którzy majÄ… kontrolÄ™ nad tym wszystkim, co dzieje siÄ™ w domenie publicznej. ManipulujÄ… i stwarzajÄ… jakÄ…Å› psychozÄ™, potÄ™piajÄ… jednych, wynoszÄ… innych – przy caÅ‚kowitym przyzwoleniu reszty. To kompletnie surrealistyczne. Tymczasem ludzie zaczepiajÄ… mnie na ulicy sympatycznym „dzieÅ„ dobry” albo „a, pan profesor, ja pana znam i bardzo dziÄ™kujÄ™”. Albo stojÄ™ w sklepie przed półkami i nagle ktoÅ› podchodzi i bez wiÄ™kszych wstÄ™pów mnie Å›ciska: „Bardzo jestem wdziÄ™czny, caÅ‚Ä… rodzinÄ… oglÄ…daliÅ›my” itd. To szalenie wzruszajÄ…ce, przypomina, że PolskÄ™ nie zawsze siÄ™ lubi, ale za to zawsze kocha.

Wspomniał Pan o rodzicach. Kim są lub byli?
Ojciec byÅ‚ inżynierem metalurgii i bohaterem wojennym. W kampanii 17 wrzeÅ›nia trafiÅ‚ do rosyjskiego obozu jenieckiego, z którego uciekÅ‚ przez 300-metrowy tunel, który wykopaÅ‚ z kolegami. PrzedostaÅ‚ siÄ™ na Zachód, tam walczyÅ‚ w Strzelcach PodhalaÅ„skich, przeżyÅ‚ bitwÄ™ pod Narwikiem. Pod DunkierkÄ… zostaÅ‚ ranny, trafiÅ‚ do niemieckiego szpitala jenieckiego, znów uciekÅ‚. NastÄ™pnie znalazÅ‚ siÄ™ w obozie we Francji. UciekÅ‚ i stamtÄ…d, doÅ‚Ä…czyÅ‚ do partyzantów we francuskim ruchu oporu w Alpach. ZÅ‚apali go Niemcy, byÅ‚ już z dwoma innymi żoÅ‚nierzami ustawiony do rozstrzelania, ale spróbowaÅ‚ jeszcze powiedzieć „ostatniÄ… wolÄ™” oficerowi niemieckiemu. Wtedy zauważyÅ‚ u niego medalik na szyi. PowiedziaÅ‚, że nie rozumie, czemu katolik i oficer szanujÄ…cej siÄ™ armii niemieckiej rozstrzeliwuje ludzi bez zadania im nawet pytania (Niemcy wprowadzili takie prawo wobec osób zÅ‚apanych powyżej pewnej wysokoÅ›ci). PrzyznaÅ‚ siÄ™, że też jest oficerem. To siÄ™ zmieniÅ‚o w przesÅ‚uchanie, po którym jeÅ„cy zostali przetransportowani do gestapo. StÄ…d znowu uciekÅ‚. We Francji poznaÅ‚ mojÄ… mamÄ™, która wychowywaÅ‚a siÄ™ w rodzinie przedwojennych polskich emigrantów. Po Å›mierci Stalina przyjechali z moim bratem do Polski, gdzie ja siÄ™ urodziÅ‚em. Moja mama to dla mnie bohaterka powojenna. Pierwszy raz byÅ‚a wyrzucona z radia za „niezdrowe objawy nacjonalizmu”, gdy obrugaÅ‚a francuskich komunistów pracujÄ…cych wtedy w Polskim Radiu za wulgarne okreÅ›lenia Polek i przedstawianie Polaków jako prymitywnych pijaków. Po jakimÅ› czasie to wyrzucenie zostaÅ‚o zmienione na „przeniesienie na inne stanowisko do PAP”. Nigdy nie byÅ‚a w partii, mimo że pracowaÅ‚a w radiu, PAP i Interpressie. PrzetÅ‚umaczyÅ‚a 150 książek, w tym „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza (wydane we Francji w 2000 r.). Ostatnio, w wieku 87 lat, napisaÅ‚a książkÄ™ o swoich przeżyciach tÅ‚umaczki. Jak pani widzi, jestem zobligowany do podtrzymania rodzinnych standardów.

Joanna Lichocka
Wywiad ukazaÅ‚ siÄ™ w najnowszym numerze “Gazety Polskiej”
Przedruk: Bibuła