Dodano: 05.10.14 - 17:50 | Dział: Godne uwagi

Dwa głosy ws prof. Witolda Kieżuna





Prof. Kieżun i lustracja

Wybitny ekonomista prof. Witold Kieżun to znany z patriotycznego zaangażowania bohater Powstania Warszawskiego, represjonowany w czasach stalinizmu i inwigilowany w latach późniejszych, były kierownik programu ONZ w Afryce. Autorytet, który np. jako doradca premiera Buzka potrafił się ostro sprzeciwić forsowanej przez jego rząd reformie samorządowej wprowadzającej powiaty i zwiększającej radykalnie liczbę urzędników oraz aferalnym prywatyzacjom tamtego okresu (PZU, Telekomunikacja Polska), a potem został porwany w 2000 r. i zostawiony dla zastraszenia w lesie przez tzw. „nieznanych sprawców”. Po porwaniu poradzono mu na policji, żeby się nie narażał i nie podejmował niewygodnych tematów. Ale on nie odpuszczał i nie odpuszcza do dziś tematów, którymi nie chcą się zająć organy ścigania i Sejm po „25 latach wolności”, która jak sam mówił ze łzami w oczach w wywiadzie dla TVP nie jest tą wolnością, o którą walczył.

Ostatnio też dużo pisał o źle przeprowadzonych prywatyzacjach. W jego książce „Patologia transformacji” przeczytamy m.in. o skandalicznej roli w latach 90 późniejszego europejskiego komisarza Janusza Lewandowskiego przy programie Narodowych Funduszy Inwestycyjnych i prywatyzacji zakładów papierniczych w Kwidzyniu. Kieżun protestował przeciwko oddawaniu prawie wszystkich banków w ręce zagranicznego kapitału. W polityce zagranicznej krytykował „hołd berliński” Radosława Sikorskiego i jawną zdradę Lecha Wałęsy polegającą na publicznym głoszeniu w 2013 r., że Polska powinna zostać teraz połączona z Niemcami w jedno państwo. Mimo sędziwego wieku w licznych wywiadach i wykładach z zapałem bronił decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego. Oceniał, że Powstanie było koniecznością, gdyż Niemcy wezwali 100 tys. warszawiaków do kopania umocnień, po czym nie zgłosił się prawie nikt, a za to groziła kara śmierci. Merytorycznie ostro krytykował ostatnie publikacje m.in. Sławomira Cenckiewicza czy Piotra Zychowicza, kwestionujące sens Powstania, wzbudzając tym aplauz publiczności i duże zainteresowanie czytelników.

Teraz to Cenckiewicz jemu nie odpuszcza. Właśnie prof. Kieżun został przez niego (oraz Piotra Woyciechowskiego) oskarżony na łamach tygodnika „Do Rzeczy” o współdziałanie ze Służbą Bezpieczeństwa i szkodzenie opozycji w latach 70 jako TW „Tamiza”. Prof. Kieżun opisywał już w swoich książkach swoje kontakty z SB, których w tamtych czasach nie mógł uniknąć, utrzymuje jednak, że nic nie wiedział o rejestracji go jako TW, sam był obiektem inwigilacji, a w rozmowach z SB starał się chronić osoby, o które go pytano. Na rzecz jego wersji przemawia to, że w ujawnionych przez „Do Rzeczy” dokumentach brakuje np. pisemnego zobowiązania do współpracy (jest tylko kwestionariusz TW wypełniony przez funkcjonariusza SB bez podpisu prof. Kieżuna). Również z przytoczonych w artykule „Tajemnica agenta Tamizy” przykładów donosów wyłania się obraz człowieka, który na przesłuchaniach starał się mówić tak, aby innym nie szkodzić. Nic dziwnego, że od razu pojawiły się zarzuty o stronniczość autorów (zwłaszcza wobec merytorycznego sporu prof. Kieżuna o Powstanie Warszawskie z jednym z nich). Nawet były współpracownik Sławomira Cenckiewicza Piotr Gontarczyk miał tego rodzaju wątpliwości: „O tych dokumentach historycy wiedzieli od lat i nikt nie robił z nich wielkiej sensacji. To, że opublikowano je właśnie tu i właśnie teraz nie jest dziełem przypadku”.

Według Cenckiewicza i Woyciechowskiego Kieżun był gorliwym agentem. Popatrzmy więc jakiego rodzaju zarzuty stawiają temu "gorliwemu agentowi": "Był tak zaniepokojony rozwojem ruchów antykomunistycznych, że w sierpniu 1977 r. zaproponował bezpiece skuteczniejszą walkę z opozycją: Pójście na represje - miał tłumaczyć SB - nie przywróci zamierzonego celu (...) najbardziej trafnym rozwiązaniem było wydanie amnestii i zamknięcie spraw czerwca ubiegłego roku - co całkowicie wytrąciło motywacje działania KOR-owców".

Autorzy wyraźnie nie potrafią podać argumentów tej miary, co w przypadku Wałęsy, gdzie np. pokazano, że Wałęsa w latach 70 donosił na Szylera, na skutek czego Szyler został wyrzucony z pracy w związku ze swoją opozycyjną działalnością. Nawet cytowane donosy TW „Tamizy” nie robią szczególnego wrażenia, np.: „Chrzanowski Wiesław jest „duszą” akcji wystawienia płyty pomnikowej poległym „Harnasiowcom” na Cmentarzu Powązkowskim, z tym że wszystko czyni w ramach obowiązujących przepisów administracyjnych i za wiedzą oraz zgodą ZBoWiD”. Czyli Chrzanowski coś tam robi, ale wszystko zgodnie z przepisami administracyjnymi, to nic podejrzanego. Gdzie tu szkodliwość donosu? Trzeba dużo złej woli, żeby na tej podstawie pisać, że Kieżun jako TW „Tamiza” rozpracowywał Chrzanowskiego, który „był jego główną ofiarą w latach 1973-74”, a jego „AK-owska biografia uwiarygodniała go w oczach potencjalnych ofiar”. Jeśli już stawia się tak ostre oskarżenia, to trzeba je poprzeć znacznie mocniejszymi cytatami niż te, że np. Chrzanowski działa w granicach przepisów administracyjnych, a amnestia będzie najlepszym sposobem walki z opozycją.

Cenckiewicz i Woyciechowski czynią też zarzut Kieżunowi, że prosił w latach 70, aby SB nie obnosiła się z tym, że utrzymuje z nim kontakt, gdyż "nieprzestrzeganie tego warunku w latach do 1957 r. przez przedstawicieli SB, którzy podobny dialog z nim wówczas kontynuowali, sprawiło, że w środowisku (Banku Narodowego) miał wiele z tego powodu przykrości". Jakiego rodzaju były to przykrości autorzy nie piszą, a właśnie to przemilczenie u niezorientowanego czytelnika może wytworzyć wrażenie, że chodziło o podejrzenia współpracowników o donosicielstwo. Tymczasem w książce "Patologia transformacji" prof. Kieżun pisze też o tym okresie w swoim życiu, kiedy pracował w NBP i był przeznaczony do zwolnienia (ale dzięki "odwilży" października 1956 r. ostatecznie do tego nie doszło), opisując, że widział jak ludzie w NBP, którymi interesowała się bezpieka i którzy byli wzywani na przesłuchania, byli przez przełożonych traktowani jako podejrzani politycznie i później często zwalniani. O tego rodzaju nieprzyjemnościach związanych z kontaktami z SB autorzy tekstu w "Do Rzeczy" jednak nie wspominają.

Ciekawy jest też stosunek prof. Kieżuna do lustracji w wydanej 2 lata temu "Patologii transformacji". Nie neguje on tego, że byli i tacy tajni współpracownicy, którzy nawet bez poddawania szantażowi czy represjom świadomie podawali informacje, które szkodziły innym, wskazuje jednak na swój krytyczny stosunek do akt bezpieki: "W XXI wieku okazało się, że ocalało nie więcej niż 10-15% teczek, które jednak nie stanowią w pełni wiarygodnego materiału historycznego. W wielu konkretnych przypadkach okazało się, że meldunki były tzw. fałszywkami, sporządzanymi przez nieuczciwych pracowników Służby Bezpieczeństwa dla popisania się swoją aktywnością, uzyskania odpowiedniego wyróżnienia, awansu i nagrody (Bratkowski 2005; Morawski 2005). Maciej Łukasiewicz (2005) pisze: mogłem wreszcie w tym tygodniu obejrzeć - po pół roku starań - swoje dwie teczki - meldunki kapusiów w sześćdziesięciu procentach były kłamstwem, konfabulacją i wytworem ich wyobraźni". Jerzy Morawski (2005) natomiast pisze: << Gen. Czesław Kiszczak, szef MSW, wydał rozkaz, by każdy funkcjonariusz zwerbował i prowadził co najmniej 10 agentów. Armia konińskich esbeków rzuciła się do werbunku - twierdzi major Ryszard P. Funkcjonariusze, siedząc za biurkami, pisali sążniste raporty, meldunki, notatki z wymyślonych spotkań z agentami. Zakładali fikcyjne sprawy operacyjne, fikcyjne rozpracowania itd. Konfabulowali, bo za to były awanse i pieniądze. Ryszard P. wyssał z palca wszystko, co napisał o pani Bożenie, do czego przyznał się publicznie."

I jak w tym kontekście lustrować prof. Kieżuna? Czy można było być „gorliwym agentem” nie wiedząc, że jest się zarejestrowanym jako TW? Kto ma rację w ocenie postępowania Profesora – on sam czy Cenckiewicz i Woyciechowski? Na koniec przytoczę jeszcze dwa cytaty z akt IPN, dotyczących czasu, kiedy wg. autorów „Do Rzeczy” Kieżun miał być zaangażowanym donosicielem. Ppłk J. Sobieszczuk do Naczelnika Wydz. III KS MO (12.04.1978) : „(...)Mając na uwadze rozliczne kontakty zagraniczne i krajowe z osobami wrogimi oraz deklarowaną niejednokrotnie antysocjalistyczną postawę prof. W. Kieżuna – uprzejmie proszę o objęcie wym. kontrolą operacyjną w ramach sprawy operac. sprawdzenia” .

„Informacja operacyjna” TW Waldemara dot. prof. Witolda Kieżuna (22.04.1978):
"(...)Kieżun powiedział, że złotówka na zachodzie nic nie znaczy, a jej kurs utrzymuje się tylko sztucznie, różnymi zabiegami ekonomicznymi w czym celuje prezes NBP Majewski. Kieżun zna dobrze Majewskiego uznaje go – jak się wyraził - «za zdolnego żonglera i szarlatana finansowego» . Kieżun będąc w USA wiele się nauczył gdy chodzi o jego branżę naukową, zainteresowania naukowe, organizacja pracy, zwiedził ośrodki Programu NASA i Instytuty badawcze. Powiedział, że chciałby żeby Polacy nauczyli się tak pracować i myśleć jak Amerykanie, ale przy tym systemie, który u nas panuje to jest nie możliwe do wprowadzenia. Kieżun powiedział cytuję – «…Rządzi nami banda łobuzów która okłamuje się wzajemnie, za państwowe pieniądze budują sobie wille i używa luksusowego życia, a społeczeństwo całe przeżarte jest korupcją, kryminały pełne, pracować ludziom się nie chce i nie wystarczy wzywać do podnoszenia wydajności, gdyż nie ma siły nabywczej na rynku, cały system ekonomiczny jest postawiony na głowie, a zarządzenia wzorowane na radzieckich są wadliwe

Podsumowując chciałbym zakończyć cytatem z kapelana „Solidarności” ks. Józefa Tischnera. Ks. Tischner mawiał, że „są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda”. Czytając artykuły „Do Rzeczy” dotyczące prof. Kieżuna w konfrontacji z jego działalnością mam nieodparte wrażenie, że jego zasługi to „świento prawda”, akta, do których dotarli Woyciechowski i Cenckiewicz to „tys prawda”, a ich interpretacja, że prof. Kieżun szkodził opozycji w latach 70 wykorzystując swoją AK-owską przeszłość, to „gówno prawda” i nadużycie.

Krzysztof Kowalczyk


............................................................................................................................


Kulisy lustracji prof. Witolda Kieżuna


Tym razem głównymi bohaterami Przeglądu tygodnia w klubie Ronina byli dr hab. Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski, autorzy głośnej publikacji opisującej współpracę prof. Witolda Kieżuna z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Spotkanie prowadził Cezary Gmyz.

Piotr Woyciechowski zaczął od przedstawienia faktów dotyczących powstawania artykułu w odpowiedzi na szereg fałszywych jego zdaniem zarzutów, zniekształcających na niekorzyść autorów samą publikację, ich intencje oraz przebieg spotkań z prof. Kieżunem. Podkreślił, że fakt współpracy Witolda Kieżuna ze Służbą Bezpieczeństwa PRL w żaden sposób nie unieważnia jego roli w ruchu oporu podczas II wojny światowej, bohaterstwa podczas Powstania Warszawskiego i cierpień w sowieckim łagrze. Współpraca ta nie przekreśla również jego dorobku naukowego, w tym krytyki transformacji ustrojowej oraz pozytywnej roli, jaką odegrał w rozpalaniu patriotyzmu, szczególnie wśród młodzieży.

Tłumacząc motywy napisania artykułu, Woyciechowski powołał się na konstytucyjne prawo obywateli do wiedzy na temat osób publicznych, a taką osobą stał się jego zdaniem prof. Kieżun i to nie tylko w potocznym wymiarze tego określenia. Woyciechowski przypomniał funkcje, jakie sprawował prof. Kieżun w III RP.

– W 2005 roku prof. Kieżun był członkiem komitetu honorowego popierającego kandydaturę śp. Lecha Kaczyńskiego na prezydenta RP. W 2006 roku w resorcie spaw wewnętrznych i administracji brał udział w ważnych rekrutacjach na wyższe stanowiska resortu i urzędy wojewodów. Podobnie czynił to w resorcie obrony narodowej, gdzie miał wpływ na dobór kadry urzędniczej. To naszym zdaniem umocowało nas do tego, żeby móc publicznie zadać pytanie o jego rolę w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i odpowiedzieć na nie w oparciu o powszechnie dostępne dokumenty w Instytucie Pamięci Narodowej.


Woyciechowski odniósł się także do ostrej reakcji niektórych publicystów, jaką wywołało opublikowanie artykułu o TW Tamiza.
– Zaskoczeniem było dla nas, że udało się narzucić pewną narrację. Wepchnięto nasz artykuł w spór o Powstanie Warszawskie, umocowano nasz artykuł jako narzędzie odpowiedzi wobec prof. Kieżuna za jego krytykę części przedstawicieli środowiska „Do Rzeczy”. Zbudowano wielopiętrowy spisek, który miał na celu zdyskredytowanie Powstania Warszawskiego i osoby profesora, a także części środowiska, które go popierało, a skupionego w konkurencyjnym tygodniku „wSieci”.

Dalej Woyciechowski opowiedział o genezie tego artykułu i swoich poglądach na temat Powstania Warszawskiego, które jak podkreślił, są biegunowo różne od tych, jakie prezentuje Sławomir Cenckiewicz. Zdradził też, kto był inspiratorem artykułu o TW Tamiza.
– Inspiratorem tego artykułu nie był Sławomir Cenckiewicz, byłem nim ja. O tym, że prof. Witold Kieżun jest zarejestrowany w ewidencji Służby Bezpieczeństwa jako tajny współpracownik o pseudonimie "Tamiza" dowiedziałem się na jesieni zeszłego roku. Postanowiłem to zweryfikować. (…) Zebrałem kilkaset stron dotyczących TW "Tamiza", w tym okoliczności werbunku, efektów pracy i oficerów prowadzących.
– To ja pierwszy spotkałem się z profesorem Kieżunem 13 maja tego roku i pierwsze dwa spotkania z nim prowadziłem samodzielnie. Dopiero od końca czerwca w spotkaniach z profesorem brał również udział Sławomir Cenckiewicz. Celem spotkań była weryfikacja materiałów i uzyskanie od profesora jego relacji.


Woyciechowski przyznał, że prowadzi projekt naukowy dotyczący badania aparatu represji PRL, którego promotorem jest dr hab. Sławomir Cenckiewicz. W związku z tym przedstawił mu wyniki swoich prac do naukowej weryfikacji. Wymienił publikacje powstałe w ramach tego projektu – dotyczyły one m.in. Solidarności Walczącej, płk. Aleksandra Lichockiego, Pawła Deresza oraz gen. Sławomira Petelickiego.

Odnosząc się do zarzutów dotyczących miejsca i terminu opublikowania artykułu o TW Tamiza, Woyciechowski opowiedział jak wyglądały uzgodnienia na ten temat.
– Jeszcze w czerwcu nie wiedzieliśmy czy ten artykuł pojawi się w „Do Rzeczy” czy też w sojuszniczym tygodniku „Gazeta Polska”. Rozstając się w czerwcu z panem profesorem po kilku godzinach spotkania, umówiliśmy się z nim co do dwóch rzeczy. Po pierwsze, że nasz artykuł nie ukaże się w okresie wakacyjnym ze względu na jego plany urlopowe, zawodowe i obchody 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Umówiliśmy się na spotkanie z gotowym materiałem do publikacji, aby mógł się z nim zapoznać i złożyć pisemną relację. Zagwarantowaliśmy, że jego pisemne odniesienie się do naszej publikacji zostanie wydrukowane w tym samym numerze tytułu prasowego, do którego zdecydujemy się skierować nasz materiał. (…) I tak też się stało, redakcja „Do Rzeczy” słowa dotrzymała.


Sławomir Cenckiewicz zwrócił uwagę, że w kontekście współpracy Witolda Kieżuna z SB umyka jego pozycja w Polsce Ludowej.
– Z całą odpowiedzialnością chciałbym powiedzieć, że z perspektywy władz to była postać akceptowana. Jeszcze w okresie, w którym Polska Ludowa nie weszła w fazę październikowego przełomu 1956 roku, Witold Kieżun był traktowany przez obóz władzy jako swój.
Dowodem na to jest wręczenie mu odznaczenia na 10-lecie PRL już w 1954 roku. Dochodzą do tego publikacje, jego aktywność w ZBOWiD, Stronnictwie Demokratycznym czy wreszcie w pracy na rzecz Komitetu Centralnego PZPR. (…) Czy wreszcie wejście prof. Kieżuna w 1980 roku do Centralnej Komisji Wyborczej. Przypominam, że to były jedne z bardziej sfałszowanych wyborów. To wszystko sytuuje profesora Kieżuna na pozycjach, które jeden z dziennikarzy radia WNET określił mianem człowieka establishmentu Polski Ludowej.


Sławomir Cenckiewicz mówił o empatii, z jaką jako autorzy publikacji podeszli do profesora, umożliwiając mu zapoznanie się nie tylko ze zgromadzonymi przez nich materiałami ale - co było ewenementem w jego karierze, ale też nie jest praktykowane w prasie - gotową publikacją na jego temat i odniesienie się do niej.

Opowiedział też o incydencie z pistoletem, który prof. Kieżun opisał w jednym z wywiadów.
– Nic takiego nie miało miejsca, że córka wytrąciła mu pistolet, bo chciał się zabić. Był pistolet, było machanie pistoletem przed Piotrem Woyciechowskim, ale w tym momencie nie było córki. I była ostra amunicja, tylko ona wypadła. Ale równie dobrze ofiarą tej amunicji mógł być Piotr.
Mówimy o tym po raz pierwszy, żebyście państwo zrozumieli z jakim gigantycznym kłamstwem mamy do czynienia i w jak gigantyczne kłamstwo weszła część środowisk patriotycznych.

– W imię czego mamy okres Polski Ludowej w życiu profesora Kieżuna brać w nawias? W imię czego mamy nie czytać tych papierów i jego książek z okresu PRL? Na przykład w 1978 roku - kiedy jest Jan Paweł II, jest ROPCiO - jest cytowany aprobatywnie Józef Stalin na temat kontroli pracy w zakładach pracy.
– Gdyby to nie dotyczyło człowieka, który ma taką wielką kartę wojenną i później łagrową, to pewnie bym to ostrzej powiedział, ale cały czas mam w tyle głowy jego bohaterstwo i to, że chcielibyśmy, aby ten przypadek stał się jakąś refleksją na temat losów polskiej inteligencji o międzywojennych i przede wszystkim akowskich korzeniach. Mniej NSZ-owskich, bo ci byli w ogóle poza marginesem.
Choć warto spojrzeć na tych ludzi z empatią, to jednak nie była to norma postępowania, a profesor Kieżun nie jest reprezentatywny dla pokolenia ludzi Armii Krajowej. Ci w okresie PRL na ogół klepali biedę, nie wyszli poza ramy swojego mieszkania, nie mieli paszportu, nie mogli podróżować po świecie, nie wykładali w KC PZPR i na kilku uniwersytetach naraz.


Na koniec swojego wystąpienia Sławomir Cenckiewicz powiedział, że współpraca prof. Kieżuna z SB była tajemnicą poliszynela, a sam o tym fakcie dowiedział się rok temu od osoby związanej z tygodnikiem „wSieci”. Zaznaczył, że w ostatnim czasie zgromadzone w IPN akta dotyczące TW Tamiza były czytane przez wiele osób, także tych, którzy prawicy i Polsce życzą jak najgorzej i tylko kwestią czasu było, kiedy to ktoś odpali.

Z autorami artykułu o współpracy prof. Kieżuna z SB polemizowali niektórzy uczestnicy przeglądu tygodnia w klubie Ronina, inni zadawali pytania dotyczące szczegółów współpracy. Poruszono m.in. kwestie wiarygodności dokumentów SB oraz rzeczywistego szkodzenia tym, na których donosił TW Tamiza, a co bezpośrednio nie wynika z udostępnionych dokumentów, na co zwrócił uwagę Roch Baranowski, który wcześniej opublikował w internecie artykuł w obronie profesora Kieżuna. Pytano też czy są dowody na ewentualną grę z SB prowadzoną przez profesora w celu ukrycia współpracy z amerykańskim wywiadem.

Pełny zapis spotkania na filmie:




Dokumenty SB dotyczące TW Tamiza znajdują się tutaj:

Blogpress