Dodano: 28.04.15 - 13:05 | Dział: Na każdy temat

Sieć


Dzwoniła znowu. Po raz setny może tego dnia wystukiwała kupione w Internecie numery, roztaczając przed potencjalnymi kontrahentami wizje dobrodziejstw płynących z zakupu proponowanych przez nią usług.
Czy to były prawdziwe dobrodziejstwa, czy zwykłe oszustwo? Nie wiedziała. Ona miała tylko świeżym głosem, za każdym razem tak, jakby to był pierwszy klient, zachęcać do korzystania z reklamowanych propozycji. Radość rozmowy, entuzjazm młodości, wyrozumiałość dla chamstwa, łagodna perswazja dla tępoty. To były jej zadania na dziś. Jutro wszystko powtórzy się boleśnie od początku.
Ludzie, do których dzwoniła, zazwyczaj uprzejmie wycofywali się z rozmowy. Ona im dziękowała i oni dziękowali jej. Po obu stronach linii wiadomo było, że więcej się nie usłyszą. Tamci zaraz blokowali jej numer, ona przekładała stracony numer na listę do wtórnej sprzedaży innym firmom akwizytorskim.
Ten dzień, jak poprzednie, zbliżał się do równie bezsensownego końca. Przebijanie się przez sekretarki, by dotrzeć do osoby decyzyjnej w firmie, wysłuchiwanie marnych tłumaczeń, by zatuszować brak zainteresowania propozycją. A do tego wszystkiego jej dyplom z romanistyki i drugi fakultet z historii sztuki. Matrix, w który została podłączona, potrzebował tylko jej przymilnego głosu i debilnej potulności. Więc kolejny numer, kolejna odmowa, bariera myśli, pragnień, manipulacje, próba podtrzymania rozmowy i przerywany sygnał.
Człowiek, którego usłyszała na godzinę przed zakończeniem zmiany, zatrzymał ją na chwilę, potrząsnął kilkoma zdaniami, wyrwał z odrętwienia.
– Niech mi pani powie, ile to już lat dzwonicie do mnie, próbujÄ…c sprzedać to czy tamto? – zapytaÅ‚ cholernie logicznie po wysÅ‚uchaniu jej wstÄ™pnej propozycji.
– Ja dzwoniÄ™ do pana pierwszy raz, proszÄ™ pana… – próbowaÅ‚a wybrnąć, ale on przerwaÅ‚, jakby wcale jej nie sÅ‚uchaÅ‚.
– Tyle już lat próbujecie mnie namówić na zakup koca gaÅ›niczego, kredytu, kursu jÄ™zykowego, ignorujÄ…c moje zapewnienia, że nie chcÄ™ – chwila przerwy, w czasie której stojÄ…c zachwiaÅ‚ siÄ™, próbujÄ…c zÅ‚apać równowagÄ™. – Czy kiedykolwiek cokolwiek od was kupiÅ‚em?
– Nie wiem, proszÄ™ pana, jeszcze raz powtórzÄ™, że dzwoniÄ™ do pana pierwszy raz.
– A wie pani, co jest najgorsze? – Jego gÅ‚os brzmiaÅ‚ teraz cicho, melancholijnie, jak gÅ‚os kobiety gÅ‚adzÄ…cej pukiel wÅ‚osów na szyi. Pytanie zawisÅ‚o tak dziwnie, że nawet dziewczyna z dwoma fakultetami, szkolona do owijania potencjalnych klientów marketingowÄ… sieciÄ…, nie wiedziaÅ‚a, co odpowiedzieć.
– Najgorsze jest to – ciÄ…gnÄ…Å‚ bezbarwnie, wybawiajÄ…c jÄ… z kÅ‚opotu – że jutro znów zadzwonicie, udajÄ…c, że to pierwszy raz próbujecie wcisnąć mi ten koc, kredyt czy kurs. Czy pani nie jest tym zmÄ™czona?
Chwila ciszy zapadła pomiędzy rozmówcami. Ona była zmęczona, choć przecież miała być świeża, jakby to był jej pierwszy telefon tego dnia.
Zmęczony był także on. Odeszła żona, problemy z potencją zauważył już po dwóch tygodniach spania z sekretarką, a kryzys zaciskał powoli sznur na gardle jego firmy. ZUS wszczął dochodzenie z powodu niepłacenia składek jego pracowników, księgowa nawet nie starała się zatuszować malwersacji firmowych pieniędzy, a z powodu lawin przepadł mu wyjazd na narty w Alpy. I ten ostatni akt destrukcji, ostatnia kropla goryczy przelała kielich.
– Wybaczy pani, ale ta rozmowa nie ma sensu, wiem, że to nic nie da, nawet jeÅ›li poproszÄ™, żeby pani skasowaÅ‚a mój numer z paÅ„stwa bazy danych – zamilkÅ‚ na chwilÄ™, wiedzÄ…c, że ona już nic nie powie. Ta cisza trwaÅ‚a już jakiÅ› czas, gdy usÅ‚yszaÅ‚ jej gÅ‚os.
– Przepraszam pana.
Jego brwi uniosły się, rysy wyostrzyły, jakby niedosłyszał, przycisnął komórkę mocniej do ucha.
– SÅ‚ucham? – zapytaÅ‚ z niedowierzaniem, rozluźniajÄ…c nieco sznur na szyi.
– Przepraszam pana i kasujÄ™ pana numer – odpowiedziaÅ‚a dziewczyna i przerwaÅ‚a poÅ‚Ä…czenie. Zdjęła z gÅ‚owy chomÄ…to telefonicznych macek, które od miesiÄ™cy oplataÅ‚y jej mózg.
A on zdjął z szyi powróz i zszedł ze stołka.
Usiadł ciężko na skórzanym, dyrektorskim fotelu.
Objął twarz dłońmi i zaczął płakać.


Andrzej Chodacki


Autor opowiadania: Andrzej Chodacki
Urodzony w 31.05.1970 roku. Z powoÅ‚ania mąż i ojciec, z zawodu lekarz wojskowy w stopniu kapitana. Pisze prozÄ™ i poezjÄ™, a także fotografuje. Laureat kilkudziesiÄ™ciu konkursów literackich, miÄ™dzy innymi zdobyÅ‚ ZÅ‚oty Laur Dziewina za 1 miejsce w kategorii proza w VI Ogólnopolskim Konkursie Literackim w Å»arach w 2012 r. i 1 nagrodÄ™ za prozÄ™ w Ogólnopolskim i Polonijnym Konkursie Literackim im. Leopolda Staffa w 2013 roku. Jego opowiadania byÅ‚y wydrukowane miÄ™dzy innymi w Wydawnictwie My Book w Szczecinie, MiesiÄ™czniku Literackim Akant w Bydgoszczy, Kwartalniku Literackim Horyzonty, Blogu Literackim " Pod natchnieniem Ducha ÅšwiÄ™tego", w Półroczniku literackim „Inter-. Literatura–Krytyka–Kultura”, w Portalu Literackim Publixo oraz w Tygodniku Polskim w USA i Gazecie Polonijnej w Kanadzie, z którymi podjÄ…Å‚ staÅ‚a współpracÄ™.
W 2012 roku wydaÅ‚ debiutanckÄ… książkÄ™ z poezjÄ… i fotografiÄ… pt.„ Pejzaże tÄ™sknoty”,
w 2013 roku wydaÅ‚ cykl 25 nagradzanych opowiadaÅ„ pt. „ OpowieÅ›ci ze Å›wiata”.
Od 2008 roku współtworzy śpiewający zespół poetycki wraz z Marcinem Kowalczykiem (założyciel zespołu, poeta i kompozytor ) oraz Lechosławem Tarkowskim (basista).