Dodano: 04.06.17 - 11:28 | Dział: Zakamarki historii

Nocna zmiana





To była rozstrzygająca noc dla dalszych losów Polski. 4 czerwca 1992 roku, w tzw. noc teczek, upadł rząd Jana Olszewskiego. Bezpośrednią przyczyną oporu większości Sejmu była obawa przed kompromitacją, jakiej musieliby doświadczyć politycy po ujawnieniu przez szefa MSW Antoniego Macierewicza archiwaliów SB - listy polityków figurujących w archiwach MSW jako konfidenci komunistycznych służb specjalnych. Na liście tej znajdował się m.in. Lech Wałęsa, który 4 czerwca wnioskował o odwołanie premiera.

Jak doszÅ‚o do obalenia rzÄ…du, który chciaÅ‚ dekomunizacji Polski? Najdobitniej o kulisach „nocy teczek” opowiada film „Nocna zmiana”.



Nocą, 4 czerwca 1992 roku, premier Jan Olszewski wygłosił dramatyczne przemówienie, które publikujemy w całości.

Gdybym przemawiaÅ‚ dzisiaj rano, to przemówienie byÅ‚oby inne. ByÅ‚oby pewnie dÅ‚uższe, do innych odwoÅ‚aÅ‚oby siÄ™ argumentów, pewnie bym mówiÅ‚ o tym, jaki byÅ‚ start tego rzÄ…du, jakie napotykaliÅ›my trudnoÅ›ci, aby choćby ocenić zastany stan rzeczy; ile trudnoÅ›ci kosztowaÅ‚o zdyscyplinowanie finansów publicznych na elementarnym choćby poziomie. Ile wÅ‚ożyliÅ›my wysiÅ‚ku w przywrócenie normalnych funkcji podstawowym gaÅ‚Ä™ziom tego aparatu. Jaka byÅ‚a linia polityczna rzÄ…du i co robiliÅ›my, aby przygotować caÅ‚oÅ›ciowÄ… reformÄ™ – reformÄ™ administracji ogólnej i gospodarczej. Jakie zostaÅ‚y przygotowane akty i dlaczego one nie zostaÅ‚y wniesione przed budżetem.

Mówiłbym pewno o tym, że ten rząd, o którym tu tyle mówiono, że żadnego programu nie ma, jeden tylko potrafił sformułować wieloletnie założenia polityki społeczno-gospodarczej, przez ten Sejm nie przyjęte, ale i jedyne, jakie zostały sformułowane i jakie są realizowane, i na których oparty jest budżet, który wy, państwo, jutro przyjmiecie, bo żadnego innego budżetu, opartego o inne założenia, pod groźbą katastrofy tego państwa i gospodarki nie można skonstruować. I chociaż tego rządu nie będzie, to będzie jego budżet. I przez wiele miesięcy będziecie musieli testament tego rządu wykonywać, bo nie ma innej możliwości. I przekonacie się o tym.

Ale to wszystko powiedziaÅ‚bym dzisiaj rano. Teraz mówić o tym nie warto, bo nie o to teraz tu chodzi. Bo nie dlatego debatuje siÄ™ nad tym, aby odwoÅ‚ać rzÄ…d natychmiast, zaraz, zanim jeszcze rozpocznie siÄ™ nastÄ™pny dzieÅ„, żeby już go nie byÅ‚o – nie dlatego, że byÅ‚ zÅ‚y, bo nie dawaÅ‚ sobie rady z gospodarkÄ…, nie dlatego, że miaÅ‚ zÅ‚Ä… liniÄ™ politycznÄ…, nie dlatego, że nie miaÅ‚ polityki informacyjnej – o czym bardzo dużo mówiono, w czym może i źdźbÅ‚o prawdy jest. I nie dla stu innych powodów, które tutaj można by byÅ‚o i pewnie byÅ‚yby przytaczane, gdyby dyskusja toczyÅ‚a siÄ™ w normalnym trybie i w normalny sposób. Tylko dla zupeÅ‚nie innej przyczyny, przyczyny leżącej w istocie poza rzÄ…dem.

Kiedy obejmowałem moją funkcję i wcześniej, po wielekroć wcześniej, wiele miesięcy, może lat, wiedziałem, że przyjdzie nam budować nowy system władzy demokratycznej w Polsce, nowy ustrój, nową III naszą Polską Rzeczpospolitą.

W sytuacji, kiedy bÄ™dziemy obciążeni potwornym spadkiem pozostawionym przez tÄ™ dziedzinÄ™, ten sektor komunistycznego reżimu, który byÅ‚ jego istotÄ…. A jego istotÄ… byÅ‚ aparat przemocy, byÅ‚ aparat policyjnej przemocy, byÅ‚ aparat policji politycznej. Jak ten aparat pracowaÅ‚, jakie byÅ‚y jego zasady dziaÅ‚ania – maÅ‚o kto wie na tej sali tak dobrze jak ja. Latami mogÅ‚em na to patrzeć, wystÄ™pujÄ…c w obronie ludzi przez ten aparat Å›ciganych. Wielu z nich jest tu dziÅ› na tej sali.

WiedziaÅ‚em, jak tragiczne bywajÄ… przypadki, losy, fakty. Nikt nie wie tego lepiej ode mnie. Ale też nikt lepiej ode mnie nie wie, jak straszliwy jest ten spadek, jak rozlegÅ‚y, jak wielki, jak straszne może pociÄ…gać skutki dla losów jednostek w niego wplÄ…tanych, wtedy, kiedy te jednostki biorÄ… udziaÅ‚ w kierowaniu życiem politycznym. W warunkach, w których my dziaÅ‚amy – jak tragiczne może mieć to skutki dla interesu już nie publicznego, dla interesu narodowego.

MówiÅ‚em to po wielekroć. Wtedy, kiedy mówiÅ‚em w roku dziewięćdziesiÄ…tym, dziewięćdziesiÄ…tym pierwszym, w ruchu obywatelskim, kandydujÄ…c do Sejmu. Kiedy mówiÅ‚em o dekomunizacji, kiedy polemizowaÅ‚em z teoriÄ… »grubej kreski«, miaÅ‚em zawsze w pamiÄ™ci ten problem. I kiedy objÄ…Å‚em funkcjÄ™ premiera, wiedziaÅ‚em, że mój rzÄ…d musi siÄ™ z nim zmierzyć. PrzyjÄ…Å‚em pewne zaÅ‚ożenia, wiedzÄ…c, jak bardzo jest to problem ważny, jak zarazem trudny, jak ogromnie tragiczny dla wielu ludzi. WiÄ™c szukaÅ‚em, staraÅ‚em siÄ™ szukać najlepszego z tego wyjÅ›cia. W takich sprawach, w moim przekonaniu, spieszyć siÄ™ nie należy. Ale byÅ‚em w bÅ‚Ä™dzie. SÄ… sytuacje, kiedy trzeba siÄ™ spieszyć.

Wydałem instrukcje, polecenia kierownictwu resortu spraw wewnętrznych, aby przygotowało akt, który będzie pozwalał bez zakreślenia pewnego czasu, bezboleśnie, możliwie jak najbardziej humanitarnie wycofać się z życia publicznego ludziom obciążonym tym tragicznym spadkiem przeszłości, bez wystawiania kogokolwiek pod pręgierz opinii publicznej, z zachowaniem wszystkich zasad humanitaryzmu. I z zachowaniem jednocześnie i w tych przypadkach, gdzie sama osobista własna wola czy własna decyzja zainteresowanych by nie nastąpiła lub była niewystarczająca, stworzenia rzeczywistego, gwarantującego obiektywne rozpoznanie sprawy organu i procedur, które by takie ostateczne rozliczenie zamykające tamten trudny czas i otwierające możliwości normalnego działania w życiu publicznym III Rzeczypospolitej zakończyły.

Nie doszÅ‚o do tego, chociaż prace nad tym byÅ‚y – jak mnie informowano – zaawansowane. I ja sam muszÄ™ siÄ™ przyznać tu przed WysokÄ… IzbÄ…, że w natÅ‚oku zajęć, których premierowi tego rzÄ…du, żadnego zresztÄ… rzÄ…du w Polsce, na pewno nie brakuje i nie bÄ™dzie brakowaÅ‚o, uważaÅ‚em, że nie warto tracić czasu na czytanie akt zgromadzonych przez dawne sÅ‚użby bezpieczeÅ„stwa. I po niczyje akta ani wÅ‚asne, ani moich ministrów nie siÄ™gaÅ‚em. Jeżeli byÅ‚aby sprawa – wychodziÅ‚em z takiego zaÅ‚ożenia – która wymagaÅ‚aby ostatecznego rozliczenia i zakoÅ„czenia, odkÅ‚adaÅ‚em to do momentu stworzenia takiego wÅ‚aÅ›nie racjonalnego mechanizmu.

To tu, na tej sali padÅ‚ wniosek zobowiÄ…zujÄ…cy do zobowiÄ…zania resortu spraw wewnÄ™trznych do przedstawienia – jak ujmowaÅ‚ ten wniosek – listy agentów. To tutaj, na tej sali zostaÅ‚ on uchwalony. I jego wykonanie, wolÄ… tego Sejmu, obciążyÅ‚o ministra spraw wewnÄ™trznych. MógÅ‚bym pozostać poza tym. Mnie tam nie fatygowano. UważaÅ‚em jednak, że w tej trudnej, prawie beznadziejnej sytuacji nie mogÄ™ uchylić siÄ™ od współodpowiedzialnoÅ›ci. ProsiÅ‚em min. Macierewicza o to, aby zostaÅ‚o dokonane nie zestawienie agentów – bo takiego zrobić nikt w resorcie spraw wewnÄ™trznych nie jest wÅ‚adny – tylko zestawienie informacji. Takich, jakie w archiwach można znaleźć.

Wszystko jest zawsze wybiórcze i wszystko może być pomówieniem. Ja o tym doskonale wiem. Dlatego, dlatego podkreÅ›lam: po pierwsze – uważaÅ‚em, że do momentu, dopóki sam Sejm nie zdecyduje, co z tym zrobić, nie można uchylić tajemnicy tych faktów. A po drugie – teraz ja rozumiem ten wesoÅ‚y Å›miech, bo sÄ… przecież ludzie, dla których fakt, że coÅ› jest tajemnicÄ…, jest w ogóle niezrozumiaÅ‚y. Ale ja zakÅ‚adam – zakÅ‚adaÅ‚em, miaÅ‚em prawo zakÅ‚adać, że w tej Izbie, która gromadzi najwyższe przedstawicielstwo narodowe, takich ludzi nie ma.

I ponadto, starałem się o stworzenie pewnych procedur kontrolnych, w imię czego zwróciłem się do pierwszego prezesa Sądu Najwyższego prof. Adama Strzembosza o podjęcie się funkcji osoby powołującej, tak się mogło wydawać, najbliższy tym sprawom organ, który mógłby dokonać choćby wstępnej pewnego rodzaju weryfikacji. Nic więcej bez woli Sejmu, we własnym zakresie, rząd ani premier zrobić nie mogli. Tylko tyle.

Dzisiaj, tutaj, na tej sali, dotarÅ‚ do mnie dokument, który zostaÅ‚ dorÄ™czony klubom poselskim i udostÄ™pniony posÅ‚om i senatorom. DotarÅ‚ do mnie równoczeÅ›nie, a raczej o godzinÄ™ później niż do was. Z przyczyn, jak zwykle u nas, pewnych niedowÅ‚adów technicznych. PrzeczytaÅ‚em go po zakoÅ„czeniu rannej sesji. Tak, to jest lektura porażajÄ…ca. Teraz wiem, dlaczego temu wszystkiemu, co siÄ™ tutaj dzieje nie mam prawa siÄ™ dziwić – ponieważ ta lektura byÅ‚a porażajÄ…ca, jak sÄ…dzÄ™, nie tylko dla mnie.

Myślę, że czas, który nadchodzi, da odpowiedź na wiele pytań. Rzekłbym, że w tym, co przeczytałem, jest ogromny ładunek ludzkich nieszczęść. Wiem także, że jest w tym ogromny ładunek niebezpieczeństwa dla Polski. Trzeba te dwie sprawy, dwie wartości bilansować, w bardzo trudnym wyważeniu stawiać.

SÄ…dzÄ™, że nie warto tutaj mówić o tym, w jakich warunkach ten rzÄ…d dziaÅ‚aÅ‚. SÄ…dzÄ™, że nie warto tutaj mówić o tym, ile jego premier i ministrowie spokojnie znosili potwarzy, pomówieÅ„, pogardliwych aluzji – nie ze zwykÅ‚ej tam prasy brukowej w rodzaju tygodnika „Nie”, tylko z takich pozycji i od takich osób, od których naprawdÄ™ byÅ‚o to ciężko znieść, a trudno byÅ‚o takie wypowiedzi zlekceważyć.

Ale sÅ‚użba publiczna to nie jest przyjemność. Jeżeli ktoÅ› siÄ™ jej podejmuje, musi być na wiele gotowy. I nie może to mnie wyprowadzić z równowagi. Jeżeli dzisiaj mówiÄ™, że nie skÅ‚adam w tym momencie rezygnacji – mimo że mam tych doÅ›wiadczeÅ„ w ciÄ…gu ostatnich miesiÄ™cy, a zwÅ‚aszcza tygodni, serdecznie dosyć – to oÅ›wiadczam, że nie skÅ‚adam rezygnacji. I z peÅ‚nÄ… Å›wiadomoÅ›ciÄ… stawiam przed wami, posÅ‚owie, to zadanie, abyÅ›cie wedÅ‚ug wÅ‚asnego sumienia gÅ‚osowali za lub przeciw odwoÅ‚aniu tego rzÄ…du. CzyniÄ™ tak w przekonaniu, że od dzisiaj stawkÄ… w tej grze jest coÅ› innego niż tylko kwestia, jaki rzÄ…d bÄ™dzie w Polsce wykonywaÅ‚ ten budżet do koÅ„ca roku.

Å»e w grze jest coÅ› wiÄ™cej, że w grze jest pewien obraz Polski, jaka ona ma być. Może inaczej – czyja ona ma być. Jest Polska, byÅ‚a Polska przez czterdzieÅ›ci parÄ™ lat – bo to jednak byÅ‚a Polska – wÅ‚asnoÅ›ciÄ… pewnej grupy. WÅ‚asnoÅ›ciÄ… z dzierżawy, może nawet raczej przez kogoÅ› nadanej. Po tym myÅ›my w imiÄ™ racji, wÅ‚asnych racji politycznych, zgodzili siÄ™ na pewien stan przejÅ›ciowy. Na kompromis, na to, że ta Polska jeszcze przez jakiÅ› czas bÄ™dzie i nasza, i nie caÅ‚kiem nasza.

I zdawaÅ‚o siÄ™, że ten czas siÄ™ skoÅ„czyÅ‚. SkoÅ„czyÅ‚ siÄ™ wtedy, powinien siÄ™ skoÅ„czyć, kiedy uzyskaliÅ›my wÅ‚adzÄ™ pochodzÄ…cÄ… z demokratycznego, prawdziwie demokratycznego wyboru. A dzisiaj widzÄ™, że nie wszystko siÄ™ skoÅ„czyÅ‚o, że jednak wiele jeszcze trwa i że to, czyja bÄ™dzie Polska, to siÄ™ dopiero musi rozstrzygnąć. To siÄ™ bÄ™dzie rozstrzygaÅ‚o także w jakiejÅ› mierze, w jakiejÅ› czÄ…stce dziÅ› – tutaj, na tej sali.

Ja chciaÅ‚bym stÄ…d wyjść tylko z jednym osiÄ…gniÄ™ciem. I jak do tej chwili mam przekonanie, że z nim wychodzÄ™. ChciaÅ‚bym mianowicie, wtedy kiedy ten gmach opuszczÄ™, kiedy skoÅ„czy siÄ™ dla mnie ten – nie ukrywam – strasznie dolegliwy czas, kiedy po ulicach mojego miasta mogÄ™ siÄ™ poruszać tylko samochodem albo w towarzystwie torujÄ…cej mi drogÄ™ i chroniÄ…cej mnie od kontaktu z ludźmi eskorty, że wtedy, kiedy siÄ™ to wreszcie skoÅ„czy – bÄ™dÄ™ mógÅ‚ wyjść na ulice tego miasta, wyjść i popatrzeć ludziom w oczy.
I tego wam – Panie PosÅ‚anki i Panowie PosÅ‚owie – życzÄ™ po tym gÅ‚osowaniu.


wPolityce