Dodano: 15.04.18 - 16:42 | Dział: Ciekawe miejsca - Pamięć, Historia

Z pielgrzymkÄ… na nieludzkiej ziemi





Dwa autobusy wiozące pielgrzymkę rodzin po zamordowanych suną po zasnutej mgłą drodze. Siąpi deszcz i topi resztki śniegu. Dookoła rozciąga się las i bagna niezmierzone. Tam cienie przeszłości krzyczą po nocach.



Bagna straszą nieprzystępnością, a las jest inny niż polskie lasy. Obrośnięte białymi brodami mchu sosny pną się w górę, pełno wśród nich drzew powalonych, o które nie upomni się nikt oprócz ziemi.

Syn: – Ojciec mój byÅ‚ funkcjonariuszem polskiej Policji PaÅ„stwowej. We wrzeÅ›niu 1939 roku opuÅ›ciÅ‚ rodzinne miasto i wraz z kilkunastoma policjantami udaÅ‚ siÄ™ na wschód, skÄ…d przyszÅ‚a pocztówka z adresem nadawcy: Kalininskaja ObÅ‚ast, gorod Ostaszków, pocztowyj jaszczik nr 8.


Polscy policjanci i inni "wrogowie ludu" w drodze do obozu. Zdjęcie z września 1939

W połowie drogi między Moskwą a Leningradem (Sankt Petersburg) na północny zachód od Kalinina (Twer), nad jeziorem Seliger leży niewielkie miasto Ostaszków.
Mieszkaniec Ostaszkowa: – Na przeÅ‚omie wrzeÅ›nia i października 1939 roku do Ostaszkowa zaczęły nadchodzić transporty z polskimi jeÅ„cami wojennymi. Prowadzono ich przez miasto w szyku, ulicÄ… WÅ‚odarskÄ… wprost do NiÅ‚owskiej przystani, gdzie czekaÅ‚ na nich parowiec „Maksym Gorki” wraz z dwoma drewnianymi barkami, które mogÅ‚y zabrać na po-kÅ‚ad od 500 ? 600 osób. Poza tym „Maksym Gorki” mógÅ‚ wziąć do kajut i na pokÅ‚ad sporÄ… grupÄ™ ludzi. StÄ…d pÅ‚ynÄ™li wprost do klasztoru NiÅ‚owa PustyÅ„. (…)


Klasztor przed rewolucjÄ…

Tak więc przystań Niłowska stała się pierwszym etapem tragedii, przez którą przeszli polscy jeńcy wojenni skierowani do obozu w Ostaszkowie.
„Szli przez miasto bardzo dumni, godni swego narodu, w peÅ‚nym mundurowaniu. Szczególnie piÄ™knie wyglÄ…dali oficerowie. Naramienniki na ich mundurach podobne byÅ‚y do noszonych w naszej armii carskiej. Poza tym obwieszeni byli akselbantami. PamiÄ™tam też wspaniaÅ‚e obuwie. Buty byÅ‚y tak wyczyszczone, że aż lÅ›niÅ‚y. Widać byÅ‚o, że nie czujÄ… siÄ™ jeÅ„cami wojennymi. Byli wyjÄ…tkowo dumni”.

Ze źródÅ‚a: „W pobliżu Ostaszkowa, na wyspie, w zabudowaniach klasztoru NiÅ‚owa PustyÅ„, znajdowaÅ‚ siÄ™ jeden z najwiÄ™kszych liczebnie, liczÄ…cy bowiem okoÅ‚o 6,5 tysiÄ…ca uwiÄ™zionych – obóz polskich jeÅ„ców wojennych. Do ostaszkowskiego obozu trafiÅ‚o okoÅ‚o 400oficerów Wojska Polskiego, wszyscy wziÄ™ci do niewoli żoÅ‚nierze Korpusu Ochrony Pogranicza, żandarmeria wojskowa, czÅ‚onkowie wojskowej sÅ‚użby sÄ…downiczej, kilkudziesiÄ™ciu księży oraz kilka tysiÄ™cy policjantów i podoficerów sÅ‚użby liniowej”.


Obóz w Ostaszkowie. 1 - grobla usypana przez Polaków. 2 - brama wjazdowa. 3 - główna cerkiew klasztoru. 4 - klasztor. 5 - brama wewnętrzna. 6 - dziedziniec wewnętrzny. 7 - podwórze gospodarcze. 8 - baraki. 9 - przystań. 10 - Brama z przystani. 11 - cerkiew. 12 - wieże obronne.

Przyjechało 65 osób ze Szczecina, z Wrocławia, Warszawy, Bydgoszczy i Poznania. To krewni zamordowanych. Żony, wnuki, synowie i ksiądz, co pielgrzymkę na duchu podtrzymuje.

Piotr Karpowicz Soprunienko (1908-1992)

Naczelnik zarządu do spraw jeńców wojennych NKWD ZSRR, towarzysz major Soprunienko, podpisał listę śmierci z 7 kwietnia 1940 roku, tak jak wiele innych list, zapewne rutynowo i z poczuciem dobrze spełnionego zadania.
I zupełnie nie miał pojęcia, ani także chęci na filozoficzne rozważania, że oto staje się współwykonawcą zbrodni przeciw ludzkości, mordu na jeńcach wojennych, zagłady niewinnych ludzi: synów, mężów, ojców, braci.
A tym bardziej nie interesowaÅ‚o go kompletnie to, iż rozkazaÅ‚ zabić Andrzeja, policjanta – jednego z wielu.
Syn Andrzeja, Eugeniusz, dostaÅ‚ po wielu latach niepewnoÅ›ci kserokopie tejże listy Å›mierci z 7 kwietnia 1940 roku, znalazÅ‚ na niej dane swojego ojca, a nazwisk byÅ‚o razem sto, i teraz już wie: kto, gdzie i kiedy sprawiÅ‚, że on i jego rodzeÅ„stwo nagle stali siÄ™ sierotami. Chociaż czy wie to wszystko na pewno? Kartka od ojca przyszÅ‚a z Ostaszkowa, lista Å›mierci z 7 kwietnia 1940 roku, pozycja 6, podpis – towarzysz major Soprunienko… I nic wiÄ™cej! Nie zna twarzy mordercy, nie wie czy Andrzej, ojciec jego, miaÅ‚ Å›wiadomość, iż zostanie zamordowany, czy miaÅ‚ ostatnie życzenie, czy baÅ‚ siÄ™, pÅ‚akaÅ‚, czy byÅ‚ dumny, jak ci, których widziaÅ‚ Rosjanin, mieszkaniec Ostaszkowa i do chwili otrzymania strzaÅ‚u w potylicÄ™ nosiÅ‚ dumnie podniesionÄ… gÅ‚owÄ™? Teraz przypuszcza tylko, że jest on wÅ›ród ekshumowanych w Miednoje.


Lista śmierci podpisana przez Soprunienkę 14 kwietnia 1940

Domyśla się. Mgła niepewności mroczy już tyle lat.
Jedzie więc Eugeniusz na miejsce więzienia i kaźni ojca swego, z pielgrzymką organizowaną przez Rodzinę Katyńską. To pierwsza pielgrzymka do Ostaszkowa, Tweru i Miednoje.
Pielgrzymi mają ze sobą znicze, tabliczki nagrobne, kwiaty i łez konchy, i przeczuć rozmaitych naręcza całe.
Eugeniusz: ? Poprosiliśmy kierowcę i on pojechał drogą przez stary Ostaszków. Tak więc widzieliśmy stację kolejową, a obok stare, drewniane budynki. Tutaj ich przywieźli. Stąd szli do portu, i my tam byliśmy. Szybkim, nowoczesnym statkiem przewieziono nas na wyspę. Pół godziny to trwało.


Jezioro Seliger współcześnie

I na wyspie, gdzie więziono 6,5 tysiąca przyszłych ofiar, 65 pielgrzymów ogarnęło pierwsze łkanie. Stali na grobli, którą własnoręcznie usypali polscy jeńcy wojenni. Szli przez bramę, która ich synów, mężów, braci przyjęła i wydała nie rodzicom, nie żonom, nie siostrom i braciom, lecz bagnistej ziemi zamglonej. Stanęli na klasztornym podwórzu, z lewej strony stara cerkiew, a z prawej strony zabudowania klasztorne, w nich zaś małe cele 3-4 metry kwadratowe powierzchni każda. Niektóre mniejsze, niektóre większe. W oknach ani szyb, ani ram. Po drzwiach otwór tylko pozostał i wiatr w nim hula na przestrzał. Tak samo było wtedy.


Widok od strony dawnej przystani. Zdjęcie z 1991 r.

Oprócz tego w tych budynkach byÅ‚y piwnice – lochy o gÅ‚Ä™bokoÅ›ci okoÅ‚o 5 metrów. W tych lochach też ich trzymano.
Eugeniusz: – ZastanawialiÅ›my siÄ™ wszyscy: jak oni tam przetrzymali zimÄ™ z 1939 na 1940 rok? Przecież nawet na WigiliÄ™ nie dostali garstki sÅ‚omy pod gÅ‚owÄ™, bo nie to im byÅ‚o przeznaczone.
Przez te pół roku czekania na egzekucjÄ™ wielu cierpiaÅ‚o z gÅ‚odu i zimna, wielu chorowaÅ‚o na tyfus, a przede wszystkim bardzo wielu na czerwonkÄ™ pomarÅ‚o. Rosjanin, ten miejscowy, który widziaÅ‚ idÄ…cych dumie Polaków, co to buty mieli jak lustro wyczyszczone, mówi także, iż na cmentarzyku, co to w gruncie rzeczy żadnym cmentarzykiem nie byÅ‚, bo nikogo tu wczeÅ›niej ani później nie chowano – zakopywano duże trumny a w nich wielu jeÅ„ców.” Trzeba by odkryć ziemiÄ™ i zobaczyć na co pomarli, czy represji nie byÅ‚o – sugeruje. A gdzie ten cmentarz?
Eugeniusz: – Tam jest tylko duże zapadlisko poroÅ›niÄ™te krzakami, trawÄ…, chaszczami. I to ma być cmentarz polskich jeÅ„ców wojennych?
A z tej wyspy ucieczki nie było. Oni o tym wiedzieli. W te pocztówki, które rodziny dostały wpisana została tragedia i można się było doczytać, że nie mają żadnej nadziei na powrót. Aby ich upokorzyć i sponiewierać, to jeszcze im wszystkim czapki zabrano, tak jak nadzieję.


Klasztor w roku 1991

Eugeniusz: – WeszliÅ›my przez głównÄ… bramÄ™ na podwórze i zobaczyliÅ›my istny obraz nÄ™dzy i rozpaczy. RemontujÄ… co prawda klasztor, powoli to idzie, ale zniknÄ… te wszystkie Å›lady, które można by byÅ‚o jeszcze chyba znaleźć. ZniknÄ… napisy i wyryte na Å›cianach ostatnie ich marzenia pewnie. W klasztorze chcieliÅ›my odprawić mszÄ™, ale pop, który siÄ™ nim opiekuje, nie wyraziÅ‚ na to zgody. Nie mogliÅ›my tego uczynić nawet na przylegÅ‚ych schodach. OdprawiliÅ›my wiÄ™c mszÄ™ przy głównej bramie. CzuliÅ›my, że oni sÄ… tutaj. ByÅ‚a wiÄ™c polska bandera z orÅ‚em w koronie i krzyże dwa: jeden z WrocÅ‚awia, drugi ze Szczecina. Ten szczeciÅ„ski krzyż ma już swojÄ… historiÄ™, bo w Katyniu byÅ‚ dwa razy, teraz w Ostaszkowie i Miednoje, a potem do Starobielska i Charkowa pojechaÅ‚ mÄ™czenników nawiedzać. Niedaleko rósÅ‚ dÄ…b, biedny taki, wysoki, ale gaÅ‚Ä™zie miaÅ‚ poÅ‚amane niemiÅ‚osiernie. I wszystkich do tego dÄ™bu dziwnie coÅ› prowadziÅ‚o. Może oni tam stali, bo wiedzieli zdumieni, że to ich pierwszy apel polegÅ‚ych tutaj. PrzybiliÅ›my do drzewa tabliczki nagrobne, pÄ™ki kwiatów zÅ‚ożyliÅ›my, zapaliliÅ›my znicze. I pÅ‚onęły pÅ‚omieniami gorÄ…cymi, a my modliliÅ›my siÄ™.
Na spotkaniu z merem miasta Ostaszków, pielgrzymi zwrócili siÄ™ z proÅ›bÄ…, aby zezwolono postawić krzyż na cmentarzu – zapadlisku w ostaszkowskim obozie. – Tak, oczywiÅ›cie, można krzyż postawić – powiedziaÅ‚ mer. – Tylko nie wiadomo dokÅ‚adnie gdzie ten cmentarz jest.
I każdy miejscowy, a niewielu ich było, powtarzał jedno zdanie, jakby na pamięć wyuczone: tego być nie powinno i nam jest przykro.
Byli z nimi na wyspie Rosjanie. Była przewodnicząca, która wsiadła na statek, popłynęła z pielgrzymką i szybko wróciła na swoje stare szlaki. Redaktor był także. Osobnik bardzo dziwny. Przedstawiał się, ale nazwisko wyszło im z głowy. Korowiow chyba. A może trochę inaczej.
Eugeniusz: – StaÅ‚em za tym redaktorem i on mnie nie widziaÅ‚. Z kieszeni jego kożucha wystawaÅ‚ opasÅ‚y, czerwony notes. W pewnej chwili podszedÅ‚ redaktor do popa i ostrym tonem zapytaÅ‚ go o nazwisko. A ten pop dosÅ‚ownie zesztywniaÅ‚ i pokornym, cichym gÅ‚osem powiedziaÅ‚ co trzeba. Redaktor zapisaÅ‚ jeszcze dane pomocnika popa i pozwoliÅ‚ swoim struchlaÅ‚ym rozmówcom odejść. I odwraca siÄ™ ten redaktor, spoglÄ…da na mnie i peszy siÄ™ na moment. A ja do niego podszedÅ‚em, bo staÅ‚o siÄ™ ze mnÄ… coÅ› dziwnego, gdy widziaÅ‚em to wszystko i mówiÄ™: – PrzyjechaÅ‚em ze Szczecina. Jestem sierotÄ…. Tu zabiliÅ›cie mojego ojca. InternowaliÅ›cie i za mordowaliÅ›cie. A redaktor, Korowiow chyba, spochmurniaÅ‚ i powiedziaÅ‚: – Eto Stalin.
Z wyspy do miasta Ostaszków płynęli w ciszy. Nagle zabuczała syrena statkowa. Przeszyła mroczny nastrój i podniosłym go uczyniła na kilka minut. To był gest kapitana.


Miasto Ostaszków. Dawny klasztor prawosławny i cerkiew, gdzie byli więzieni polscy jeńcy

Ze źródÅ‚a (gÅ‚os Rosjanina): – Na przeÅ‚omie marca i kwietnia 1940 roku, gdy stopniaÅ‚y Å›niegi, a lód na jeziorze byÅ‚ czysty, niewielkimi grupami, takimi, które mogÅ‚y przejść po lodzie zachowujÄ…c odpowiedniÄ… odlegÅ‚ość, szÅ‚y oddziaÅ‚y jeÅ„ców do tego oto miejsca. ZnajdowaÅ‚a siÄ™ tu bocznica kolejowa, którÄ… do dzisiaj nazywajÄ… tupik. Transportowano stÄ…d ziarno dla potrzeb Armii Czerwonej. JeÅ„ców Å‚adowano do wagonów towarowych, tzw. cielÄ™tników i wywożono. Nie mówiono nam dokÄ…d ich wywożą. Ale wiadomo byÅ‚o, że jadÄ… na zachód, nie pamiÄ™tam czy to byÅ‚ obwód smoleÅ„ski, czy inny, ale na pewno w kierunku zachodnim.
Pytanie: – Czy konwojenci mogli nie wiedzieć co siÄ™ staÅ‚o z jeÅ„cami?
Rosjanin: – Zapewne. Mogli nie wiedzieć. Jak mi Bóg miÅ‚y, ja nie sÅ‚yszaÅ‚em, nic nie widziaÅ‚em.
Pytanie: – To znaczy, że operacja ta byÅ‚a wyjÄ…tkowo dobrze zakonspirowana?
Rosjanin: – WyglÄ…da na to, że tak. I nie wszyscy o tym wiedzieli. Dopiero teraz po latach z przykroÅ›ciÄ… dowiadujemy siÄ™ o tej tragedii.


Gmach NKWD w Kalininie (Twerze), stan obecny

Wiadomo jednak, iż jeńców Ostaszkowa wyładowano w Kalininie (Twer) i zawieziono do budynku NKWD, gdzie ostatni raz sprawdzono ich personalia i następnie zamordowano strzałem w tył głowy. Zwłoki zakopano w oddalonym o 30 kilometrów Miednoje, na terenie leśnym zarezerwowanym wyłącznie dla NKWD.
Twer-Kalinin. Miasto duże – ponad 400 tysiÄ™cy mieszkaÅ„ców. Autobus toczy siÄ™ po Å‚bach brukowych, a pielgrzymi mówiÄ… o wszystkim, nawet o gÅ‚upstwach, byle oderwać siÄ™ od ponurych myÅ›li. RozmawiajÄ… pięć, dziesięć minut i spokój, i cisza zapada jak makiem zasiaÅ‚. Jeszcze wczoraj wielu z nich wysÅ‚aÅ‚o z Ostaszkowa do Polski kartki pocztowe. Tak jak przed ponad pięćdziesiÄ™ciu laty uczyniÅ‚ to ich syn, mąż, ojciec, brat. Oczy smutne, twarze smutne, oczy zamglone.
Eugeniusz: – W dawnej siedzibie NKWD mieÅ›ci siÄ™ teraz Akademia Medyczna. Jest tam nawet tabliczka gÅ‚oszÄ…ca, iż NKWD, a potem KGB prowadziÅ‚y tutaj swojÄ… dziaÅ‚alność. Pod tÄ… tablicÄ… zapaliliÅ›my znicze. Dużo zniczy. A studenci medycyny wychodzili z budynku i w oknach wystawali zdumieni. Wtedy wytÅ‚umaczyliÅ›my, kim jesteÅ›my. – Tu ich zamordowali, sześć i pół tysiÄ…ca ludzi – tak zakoÅ„czyliÅ›my. Wtedy oczy zrobiÅ‚y siÄ™ im duże jak koÅ‚a ze zdziwienia, bo zbyt mÅ‚odzi byli na to aby wiedzieć, a obraz zbrodni przecież we krwi nie pÅ‚ynie.
Nie ulega wątpliwości, że jeńców przesłuchano w dużej sali, sprawdzono ich tożsamość, sprowadzono do wytłumionej drzewem i czymś tam jeszcze piwnicy, a także włączono wentylatory, żeby ich huk zagłuszył trzask wystrzałów. I tam, w piwnicznym pomieszczeniu było niskie wejście, każdy z jeńców był skuty i wchodząc musiał pochylić głowę, a zbrodniarz w tym samym momencie strzelał w tył tej głowy, omotanej na dodatek, jak mówi polski prokurator, płaszczem, aby krew nie tryskała i rąk strzelającemu nie brudziła.


Zejście do piwnic w obecnym budynku twerskiej Akademii Medycznej. Tu w roku 1940 NKWD mordowało polskich jeńców z Ostaszkowa

Pielgrzymi chodzą po kilkupiętrowym budynku Akademii Medycznej, dawnej siedzibie NKWD i KGB, szukają miejsca kaźni i błąkają się jak we mgle. Nie ma nikogo, kto by wiedział gdzie to było.
PrzyjechaÅ‚o – co prawda – trzech oficjalnych przedstawicieli merostwa. Uprzejmi byli. Grzeczni. Powiedzieli w rektoracie, że jest pielgrzymka, oni to nazywali caÅ‚y czas – wycieczka, która przyszÅ‚a, bo tu jej uczestników – wielu krewnych zastrzelono. I pielgrzymka – wycieczka szukaÅ‚a po caÅ‚ym budynku miejsca zbrodni. Przez swÄ… niewiedzÄ™ wchodziÅ‚a do sal laboratoryjnych i cofaÅ‚a siÄ™ ukÅ‚adnie. Jednak wszyscy byli grzeczni i nikt nie powiedziaÅ‚ zÅ‚ego sÅ‚owa.
Eugeniusz: – I wtedy pojawiÅ‚ siÄ™ jakiÅ› czÅ‚owiek. Nie wiadomo skÄ…d. PowiedziaÅ‚: tymi głównymi schodami chodziÅ‚o naczalstwo, chodźcie, ja wam pokażę, wasi krewni byli trzymani na strychu przez dzieÅ„ caÅ‚y, a w nocy ich mordowano. Schodzili tymi oto wÄ…skimi schodami z porÄ™czami żelaznymi. On mówi: tÄ™dy, tÄ™dy, tÄ™dy… Patrzymy zaaferowani dookoÅ‚a, o coÅ› chcemy zapytać przewodnika uczciwego, a jego nie ma. Jakby we mgle siÄ™ rozpÅ‚ynÄ…Å‚. Jak duch, cieÅ„, albo czÅ‚owiek przestraszony.
Byli sami i czuli, że to musiało się stać właśnie tutaj. I ponownie jak na wyspie szloch i płacz rozległ się wielki. I zeszli na dół, do tych piwnic, tymi schodami. Widzą: oto mały przedsionek, z lewej strony drzwi zamknięte na wielką, nową kłódkę. I nie znaleźli nikogo ktoby miał klucz do niej. Odpowiedzi tylko wyłuskali od miejscowych niezdarne: my nie znajem. Albo: to było przebudowywane już pięć razy. Nie wiadomo.
Eugeniusz: – Potem salÄ™ znaleźliÅ›my, no i ona wyglÄ…daÅ‚a jak te, gdzie przed zamordowaniem, sprawdzano tożsamość jeÅ„ców. Tam modliliÅ›my siÄ™ razem z ksiÄ™dzem, wziÄ™liÅ›my siÄ™ za rÄ™ce, krÄ…g utworzyliÅ›my, miÄ™dzy nami Natasza, Rosjanka-pilotka miÅ‚a, chwyciÅ‚a nasze dÅ‚onie i widać byÅ‚o, że bardzo to przeżywa i nam współczuje. Później wsiedliÅ›my do autobusu i pojechaliÅ›my do Miednoje.


Trasa Ostaszków (A) - Miednoje (B). Obok Miednoje - Twer, na płd.-zach. Moskwa

A droga byÅ‚a ciężka do zniesienia, bo ból w sercach wielki mieli. Jechali z miejsca kaźni na miejsce niegodnego pochówku. I znowu polska bandera z orÅ‚em w koronie, dwa krzyże, wieÅ„ce, kwiaty, znicze w każdej dÅ‚oni i Å‚za w każdym oku. Tu odbyli drogÄ™ krzyżowÄ…. Co dziesięć, piÄ™tnaÅ›cie kroków kolejna stacja. Koniec drogi krzyżowej – mogiÅ‚a 250 ekshumowanych. Szli do tej mogiÅ‚y po mogiÅ‚ach. Bo trzeba wiedzieć, że mogiÅ‚a jest jedna, zaÅ› miejsc do przeprowadzenia ekshumacji, zapadlisk oznaczonych brzozowymi krzyżami – dużo.
Wówczas, w roku 1940 koparka tam stała. Wykopywano dół, wrzucano do niego zwłoki pomordowanych, bezładnie wrzucano, nogami do góry, głowami do góry, gdy się dół zapełnił, zasypywano go i kopano dół następny. To polskie rany na ziemi w Miednoje.


Znowu koparki w Miednoje... Zdjęcie z ekshumacji zwłok w 1991 roku

Eugeniusz: – A oprawcy postawili na tych grobach ubikacje. Oni biegali tam, oni siÄ™ bawili i nawet dacze budowali. ByÅ‚ miÄ™dzy nami leÅ›nik, który wskazywaÅ‚ gdzie mogÄ… być mogiÅ‚y, bo starodrzew odcinaÅ‚ siÄ™ od 45-, 50-letnich sosen posadzonych dla ukrycia miejsca zakopania ofiar. W Å›cianie lasu widać byÅ‚o kwatery – trójkÄ…ty, kwadraty, prostokÄ…ty, kółka. To sÄ… drzewa posadzone wówczas, a to stare.
Drzewa byÅ‚y iglaste i cisza byÅ‚a w tym lesie w Miednoje niezwykÅ‚a. Taka jak w Katyniu, Charkowie… Przybili tabliczki nagrobne do sosen. Tam zbierali szyszki z tych drzew co na ich najbliższych rosÅ‚y. TroszkÄ™ kory każdy odÅ‚upaÅ‚. MaÅ‚Ä… gaÅ‚Ä…zkÄ™ sosnowÄ… zabraÅ‚. Każdy chciaÅ‚ mieć relikwiÄ™ swojÄ…. KsiÄ…dz modliÅ‚ siÄ™ za zbrodniarzy i oni też siÄ™ modlili.


Las w Miednoje po ekshumacji

– I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.
A wielu zastanawiało się, czy mają prawo odpuścić zbrodnię tak okrutną. Potem słychać było:
– O nawrócenie Rosji prosimy CiÄ™, Panie.
Szli wolno do autobusu. Ktoś znalazł denko od czajnika, a na nim był napis: Olkusz. Drugi zaś pielgrzym wysupłał z mchu lusterko. Nie można się było w nim przejrzeć, bo strasznie gęsta mgła je okryła, lecz na odwrocie pozostał dobrze zachowany wizerunek marszałka Piłsudskiego.


Przedmioty wydobyte podczas ekshumacji polskich oficerow i policjantów w Charkowie

Znowu autobus i następnie pociąg. Miarowy stukot kół usypia wszystkich, tylko do pielgrzymów sen nie nadchodzi. W lustra okien stuka zielonkawa, jasna poświata księżycowa.
Oni zamykają oczy i widzą: obóz na wyspie, lochy, zapadliska, ubikacje na grobach i ręce Nataszy ściśnięte w solidarnym kręgu.
Pielgrzym budzi siÄ™, zapala nocnÄ… lampkÄ™ i otwiera książkÄ™, której nie skoÅ„czyÅ‚ czytać jeszcze w Polsce. A w niej wyrwana z kontekstu scena – Å›wiat inny, do którego przyzna siÄ™ nieszczęśliwy czÅ‚owiek i nie przyzna siÄ™ wielu nieznanych sprawców jego nieszczęścia.


Cmentarz w Miednoje. Każdy krzyż to jeden dół ze zwłokami. Wokół krzyży znajdują się tabliczki z nazwiskami rozpoznanych ofiar



– Co on mówi? – zapytaÅ‚a MaÅ‚gorzata i jej nieruchomÄ…, spokojnÄ… twarz osnuÅ‚a mgieÅ‚ka współczucia.
-[PiÅ‚at] mówi – odpowiedziaÅ‚ jej Woland – ciÄ…gle to samo. Powtarza, że nawet przy księżycu nie można zaznać spokoju i że przyszÅ‚o mu zagrać niedobrÄ… rolÄ™. (MichaiÅ‚ BuÅ‚hakow „Mistrz i MaÅ‚gorzata”)

Lech Galicki
„Jozajtis” Tower Press 2000