Dodano: 01.09.18 - 12:51 | Dział: Świat i Ludzie

WYWIAD

Antoniego Dąbrowskiego z Władysławem Panasiukiem (Magazyn Literacki „Radostowa”)


Antoni Dąbrowski: Uprawia pan poezję, prozę i publicystykę. Czy w ten sposób można się pełniej wypowiadać o złożoności współczesnego świata?

Władysław Panasiuk: Ówczesny świat dzięki technice stał się nieco mniejszy, bardziej dostępny, ale też i skomplikowany. Znakomita większość społeczeństw może korzystać z informacji, która jest w zasięgu ręki, ale czy do końca prawdziwa? Często wiadomości zamieniają się w kroniki policyjne, aż przeraża ta niesamowita przestępczość. W samym Chicago codziennie traci życie z jej powodu kilka, a niekiedy kilkanaście osób, jest wielu rannych. Przypomina to wojnę domową. Świat tak szybko pędzi, że jego mieszkańcy nie znajdują czasu na jakiekolwiek refleksje. Trudno za tym nadążyć, a jeszcze trudniej to zrozumieć. Trzeba bić na alarm, by ludzie nie wypadli z orbity i nie zeszli całkowicie na manowce. Pieniądz rządzi światem, ale za wszystkim stoją jacyś przywódcy pragnący opanować wszystko, co rośnie i żyje. „Wielu ludzi pragnie zostać Bogami, a tylko jeden Bóg został człowiekiem”, to niezwykłe. Trudno powiedzieć co jest łatwiejsze : krzyk czy całkowite milczenie. Mówić potrafimy wszyscy, ale słuchać tylko nieliczni. Uważam, iż człowiek powinien wyrzucić z siebie wszystko, co leży mu na sercu, a nuż ktoś dzięki temu stanie się odrobinę lepszy. Trudno dogodzić wszystkim, bo każda frakcja czy partia ma obrany swój, co nie znaczy - słuszny kierunek. Zawsze trzeba się komuś narazić, by powiedzieć prawdę. Mówią, że tylko wróg jest do tego zdolny. Prawdziwa demokracja powinna pozwalać na własne zdanie, ale w praktyce jest inaczej - kto nie jest z nami, jest przeciw nam. Zasada świętych krów nadal obowiązuje, nie wolno krytykować rządzących, którzy idą tylko i wyłącznie „ słuszną i sprawiedliwą drogą”. Słyszymy to od lat, przynajmniej w tym kierunku nic się nie zmieniło. Łatwo być publicystą klakierem, trudniej pouczać rządzących i wytykać ich błędy. Pisać trzeba, bo jest o czym, co nie oznacza ,że tym nawrócimy zmanierowany świat, ale próbować trzeba.

AD: Kiedy i gdzie miał miejsce debiut prasowy oraz książkowy?

WP: Pierwsze próbki mojego pisania pojawiły się w gazetce okrętowej i czasopiśmie Bandera kiedy to kilkadziesiąt lat temu pełniłem służbę w Marynarce Wojennej. Później jak każdy młodzieniec zmagałem się z życiem i nie zawsze stało czasu na przyjemności. Nigdy wcześniej nie myślałem, że kiedyś pisanie stanie się moją małą pasją. Wszystko zaczęło się po przyjeździe do USA, tu nawiązałem kontakt z prasą, radiem i TV. Pisałem do kilku czasopism, ale najdłużej ( bo do obecnej chwili ) współpracuję z Kurierem. Pierwszy tomik” Pod polskim niebem” wydałem w Chicago 1993 roku. Później były następne wydania. Zaczęła się też współpraca z polskimi magazynami kulturalno – literackimi, która trwa do obecnej chwili. Pisałem też do magazynów i gazet internetowych choćby wymienić: Pisarze.Pl, KWORUM, Meritum, Wirtualna Polonia, Polish Club, Ostatnio zwolniłem bieg i piszę mniej, może to wiek jest tego przyczyną, a może już się wypaliłem?

AD: Kiedy wyemigrował pan za Wielką Wodę i jakie okoliczności wpłynęły na tę decyzję?

WP: Pół życia przeżyłem w Polsce w rozmaitych warunkach, które nie zawsze pozwalały na realizację nawet skromnych marzeń. We wschodniej Polsce gdzie się urodziłem nie było majętnie. Bieda po wojnie nie dawała o sobie zapomnieć. Wszystko budowano od nowa, nawet nie było dróg. Doskonale pamiętam te trudne dla nas lata, tyle poświęceń i trudu. Rodzicom nie było łatwo, ale udało się im wychować trójkę dzieci. Wyrastaliśmy razem z Polską, którą później sprzedawano za symboliczne grosze, dorobek kilku pokoleń. Z roku na rok było coraz lepiej, ale wciąż daleko od doskonałości. Zmieniały się rządy,” Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej”. Rosło pogłowie, umacniała się gospodarka, odnotowano rekordowe wydobycie węgla kamiennego. Piece hutnicze nie wygasały, a stali jak nie było tak nie ma. Podobnie było z cementem i innymi niezbędnikami życia codziennego. Przynajmniej w tym względzie nic się nie zmieniło, te same slogany jakbym słyszał Gomułkę czy Gierka. Gospodarka, (którą wcześniej sprzedano) ma się świetnie. Zachowała się tradycja przemawiania, chociaż to po tamtej władzy nam zostało. Przed wyjazdem do USA (w 1988r.) prowadziłem sporą firmę budowlaną: budowałem szkoły, domy nauczyciela, brałem czynny udział w renowacji zabytków Krakowa. W tamtych czasach na takich jak ja patrzono inaczej. Za dużo masz, podziel się z nami. Były tzw. domiary, a wszystko po to, by uprzykrzyć życie „burżujom” Postanowiłem więc spróbować zachodniego chleba, który (jak się okazało) wcale nie jest taki smaczny. Każdy z nas goni za drobnymi marzeniami, które nie zawsze się realizują. Wielu z nas przyjechało do USA ( by się odkuć) na dwa lata - kilkadziesiąt lat temu.

AD: Czy wyobrażenia o amerykańskim raju sprawdzają się w życiu emigranta?

WP: Ameryka to piękny kraj mający wszystkie klimaty, wielkie bogactwo i niemałą biedę. W/g statystyk 40 mil. ludzi żyje tu w ubóstwie. Amerykańska bieda jest trochę inna jak Polska, tu każdy może nabyć dom, a auto jest koniecznością. Bez transportu nie ma pracy, a więc i życia. Wielkie odległości sprawiają, że człowiek bez samochodu nie może egzystować. Wszystko tu można kupić na dogodne raty, choć procenty nie są wcale małe. Przez długi czas nie mogłem się do tego procederu przekonać. W Polsce miałem własny dom, samochód, meble, a tu nic własnego. Praktycznie całe życie jest człowiek zależny od banków, a jak zachoruje? Bank się tym nie martwi, bo wszystko do spłacenia ostatniej raty jest jego własnością. Średnia klasa może zarobić rocznie 50-60 tys. Co nie oznacza, że ludzie nie pracują za mniej niż $5 / godz. choć średnia jest znacznie wyższa. Dobrze zarabiają wyżsi urzędnicy państwowi: gubernator, major miasta 120-150 rocznie, a prezydent 400 tys. Doskonale mają się dobrzy adwokaci, lekarze i wielcy przedsiębiorcy. Milionerzy stanowią 1% (z 320 mil.) Dla kogo Ameryka jest rajem? Wszystko zależy od tego, jak kto wyobraża sobie raj. Jeśli ktoś przyjechał z wielkiej biedy, to jest tu rzeczywiście eden. Dla mnie jest tu zwyczajna przeciętność choć od wielu lat prowadzę skromną firmę. Przeciętny Amerykanin jest stosunkowo biedny. Ma dom, samochód ( choć o wiele mniejszy niż kiedyś) i nic po za tym. Żeby zostać milionerem należy w/g mnie zastosować przepis na karpia po żydowsku: kupić taniej- sprzedać drożej. Słowem: by stać się bogatym, trzeba być bogatym, albo ukraść pierwszy milion, co praktykowało wielu. Dla mnie Ameryka, to ciężka praca, a zyski jak Bóg da. Sam kilka razy nie zostałem wypłacony za wykonaną pracę ( nawet jednorazowo 20 tys.) Powiem wprost: jeśli ktoś był uczciwym człowiekiem w Polsce jest i tutaj, a jeśli był przekrętem, to nic go nie zmieni. Jedni ciężko pracują, drudzy kombinują jakby tu nic nie robić i zarobić. Tak jest wszędzie. Jak ktoś napisał: kiedy byłem w USA u rodziny, to nie brakowało im ptasiego mleczka. To prawda jest go pod dostatkiem w sklepach ( sprowadzane z Polski).

AD: Jest pan bacznym obserwatorem sceny politycznej i życia gospodarczego w Polsce. Czy pana zdaniem nad Wisłą wszystko idzie w dobrym kierunku?

WP: Wielu z nas interesuje się polityką i wszystkim tym, co dzieje się nad Wisłą. Polonusi w Chicago stoją murem za prawicą, co można było zauważyć podczas wyborów. Mówi się nawet, że prezydenta Dudę wybrała Polonia. Nie oznacza to jednak, że nie mieszkają tu zwolennicy lewicy. Nie do końca jednak wiadomo, czy Polonia głosowała za prawicą (lepszym złem), czy przeciwko PO - PSL. Kiedy PIS zaczął rządzić wielu z nas rozrywała duma, wszystko wskazywało na dobre rokowania. Premier Szydło pyskowała w UE i choć została sama nie odpuszczała, to mi się podobało. Dobra zmiana obrała szlachetny kierunek. 500+ pomogło wielu biednym rodzinom, ale nie do przesady. Nikt za 500 zł nie jeździ na zagraniczne wycieczki jak to słyszy się w TV. Powstały komisje Amber Gold, reprywatyzacyjne. Zaczęło się prześwietlanie afer po części z sukcesem. Odzyskano spore kwoty do kasy państwa, zamknięto kilka drobnych płotek, ale rekiny wciąż pływają i tu zaczyna się problem umowy okrągłostołowej. My nie ruszamy waszych, a wy naszych. Prezydent wetuje pierwszą, później drugą ustawę, inną kieruje do TK, by ten ją zredukował względnie odrzucił na żądanie naszych przyjaciół. Wreszcie PIS głosuje przeciwko ustawie „ emerytury bez podatków”. Są ogromne pieniądze na renowacje żydowskich cmentarzy, a nasi stoją na Powązkach z puszkami? Jak to się ma do sprawiedliwości? Są miliony dawane lekką ręką na Polin, budowę nowych ośrodków służących obcym. Kilka milionów daje się profesorowi, by ten udowodnił istnienie holokaustu w Polsce, datki milionowe Ukrainie. Czy premier nie widzi zagrożenia jakie niesie masowe sprowadzanie Ukraińców. Dwa miliony to olbrzymia armia młodych ludzi. Biorąc pod uwagę historię, to koń trojański wciągnięty własnymi rękami. Rząd nie zgodził się na przyjecie uchodźców, a po cichu sprowadza się ich z różnych stron świata proponując im większe stawki niż własnym obywatelom. Zmieniono dobrych ministrów na bardziej uległych i tu zaczęły się cyrki. Wielu ludziom nie podoba się ciągłe przepraszanie i kłanianie Żydom, którzy sieją propagandę i znieważają nasz naród na całym świecie. Ile i za co można tak długo przepraszać. W ten sposób nigdy nie wstaniemy z kolan. Rząd i prezydent powinien chronić naród przed obelgami. Moim zdaniem rządzący przegrają wybory, bo ludzie nie są aż tak głupi, by pod osłoną drobnych obiecanek ( 300+ na tornistry szkolne ) chcieli stracić tożsamość i wprowadzić obce siły do kraju. Sparzyliśmy się na sojusznikach, którzy nas najpierw wychwalali, a później podpisali ustawę przeciwko naszemu narodowi. Nie dopuśćmy do tego, co jest w Ameryce, że ogon macha psem, a nie odwrotnie. Żeby wszystko szło w dobrym kierunku najpierw należy zadbać o własnych obywateli, a troskę o przyjaciół zostawić na później. Świat postrzega tylko silnych i stanowczych, słabi zawsze zostaną pachołkami i do tego dopuścić nie wolno.

AD: Jak scharakteryzowałby pan największe skupisko Polaków- Polonię amerykańską w Chicago. Czy słychać jej głos pośród „Tubylców” oraz innych mniejszości narodowych?

WP: Kiedy przyjechałem do Stanów na najwyższych stanowiskach państwowych zasiadało kilku Polaków ( przykładem Brzeziński). Dzisiaj jest ich znacznie mniej i zasiadają na niższych stanowiskach, które mają mniejszy wpływ na zarządzanie krajem. Słychać nas wszędzie: jest wiele polskich szkół, firm, sklepów i biur. Najlepiej to widać na corocznej paradzie 3 go maja w centrum miasta. Wtedy to całe ulice przybierają barwy biało- czerwone. Kiedyś były polskie dzielnice, dzisiaj Polacy mieszkają wszędzie: w mieście jak i na przedmieściach. Stajemy się bogatsi i mniej zależni, oczywiście pomijając w tym banki, które mają nad większością pieczę. Mamy Kongres Polonii, kilka tytułów gazet, całodobowe radia i dwie telewizje. Może jak na tak duże miasto, to niewiele, ale głos choć jeszcze słaby, to już słyszalny. Oczywiście królują Meksykanie, bo raz, że są blisko, a dwa, że buduje się coraz wyższy mur na granicy, co niebywale przyciąga. Bo złodziej idzie tam gdzie wisi na drzwiach wielka kłódka, do otwartych drzwi nie wchodzi. Każdy emigrant jest człowiekiem drugiej kategorii, tubylcy we wszystkim mają pierwszeństwo, tak jest wszędzie, no może u nas lepiej traktuje się przyjezdnych. Nie jesteśmy jednak zbyt zjednoczeni, co dało się zauważyć przy zebraniu 100 tys. głosów potrzebnych do obalenia żydowskiej ustawy. Niektórzy szybko się amerykanizują i mało obchodzi ich była ojczyzna. To właśnie ci wcześniej zauważyli ten wspomniany raj.

AD: Co sądzi pan o polonijnym środowisku w USA. Czy zauważa pan tu nazwiska znaczące dla Polonii oraz Macierzy?

WP: Miasto Chicago jest dość spore i trudno dostrzec w nim wszystkich mieszkańców, na szczęście piszących jest niewielu. Jedenaście lat temu powstało Zrzeszenie Literatów Polskich im. Jana Pawła II. na czele, którego stoi prezes Alina Szymczyk. Organizacja się rozrasta, wydała wiele tomików poezji, każdego roku wydaje antologię. Ma sporo tutejszych członków jak również należą do Zrzeszenia pisarze z Polski i Kanady. Od lat obok Macieja Zarębskiego jestem członkiem honorowym tej organizacji. Zrzeszeni to w większości poeci, są też pisarze. Kilka lat temu powstała jakaś nowa grupa poetycka Barka, do której przeszli „zbuntowani aniołowie” z Zrzeszenia, są też piszący nigdzie nie zrzeszeni. Szacuje się w całej aglomeracji wszystkich na około 50 osób z tego kilku wyjechało na stałe do kraju. Życie literacko- kulturalne kwitnie. Organizowane są wieczorki poetyckie (najbliższe już 29 czerwca) . Problem w tym, iż nie ma przeznaczonych na ten cel świetlic , domów kultury. Większość spotkań odbywa się w salach pod kościołem, restauracjach czy jakiś kawiarenkach. Największa Polonia na świecie ma jeden stary teatr, centrum kopernikowskie, budynek klubów polskich, muzeum i nic po za tym. Mało kto jest nami zainteresowany, pisarze nie mają nic i żeby nie życzliwość księży, nie byłoby gdzie przeczytać jednego wiersza. Jak na takie spartańskie warunki kultura ma się i tak świetnie.

AD: Jaka jest sytuacja ekonomiczna ludzi piszących w Stanach. Czy spotyka się pan z mecenatem państwowym, stanowym czy prywatnym?

WP: Myślę, że na całym świecie są ludzie hojni i chytrzy. Dla jednych pieniądz jest wszystkim, dla drugich tylko środkiem do zaspokojenia najważniejszych codziennych potrzeb. Tu należałoby postawić pytanie: czy ludzie bogaci potrafią się dzielić z drugimi? Powiadają, że gdyby bogaty się dzielił stałby się biednym. Jest w tym trochę prawdy. Jak wyżej wspomniałem ministrowie kultury lekką ręką rozdzielają pieniądze, ale jak się okazuje bardziej hojni są dla obcych, czyżby z gościnności? Do naszego konsulatu na pewno wpływają jakieś kwoty, ale czy są sprawiedliwie rozdzielane? Z doświadczenia wiem, że trudno wyciągnąć od nich jakiś grosz. Za wszystkim trzeba chodzić, zabiegać i prosić. Osobiście nigdy nie skorzystałem z tych funduszy. Słyszałem o dwóch takich przypadkach. Konsulat nie sprzyja tym, którzy mają jakiś kręgosłup moralny. Należę do ludzi, którzy potrafią się buntować, tylko niewolnik może być posłuszny.
Piszę od wielu lat z różnymi przerwami, co wyraźnie widać poniżej. Pisanie traktuję jako małą pasję, nigdy nie należałem do ludzi systematycznych i bardzo pracowitych w tym zakresie. Ostatnimi czasy nieco się zaniedbałem, co tłumaczyć można raczej lenistwem. Wydałem kilka tomików: „Pod polskim niebem” Chicago 1993,”Kolce róży” Chicago 1993, „Sześć Jesieni” Chicago 1994,”Amerykańskie noce” Chicago 1997,”…i nie wódź nas na pokuszenie” Chicago 1996, „Dwa życia” Chicago 2004, „Spojrzenie” Zagnańsk 2009 (współautor), ”Piszę, więc żyję” Zagnańsk 2009. Moje teksty i wiersze znajdują się w wielu antologiach, ostatnio ukazał się Kalendarz jubileuszowy 110 lat Gwiazdy Polarnej gdzie zamieszczono moje wiersze. Napisałem posłowia i wstępy do wielu książek. Jestem autorem setek felietonów, które drukowane były w różnych czasopismach i magazynach w USA, Szwecji i w Polsce, choćby wspomnieć kilka tytułów: Radostowa, ARS pro Memoria,Tygiel, Latarnia morska, magazyn literacki,Pisarze.pl, Religious and Sacred Poetry, Magazyn Polonia, Kurier, Gwiazda Polarna, Wielka encyklopedia Polonii świata. Jestem już na zasłużonej emeryturze choć jeszcze pracuję. Mam wielkie plany na przyszłość, jeśli pozwoli zdrowie, a pierwszym i najważniejszym jest powrót do Ojczyzny. O czym można marzyć dobiegając siedemdziesiątki, w szczególności jeśli przeżyło się ten Amerykański Raj.

Dziękuję