Dodano: 06.03.19 - 13:38 | Dział: Na każdy temat

Szmaty


Któregoś wczesnego poranka, a było prawie o świcie, usłyszałam przez sen czyjeś wołanie, a że mieszkam zbyt blisko drogi, to coś zawsze usłyszę. Dzisiaj rzadkość widzieć konny zaprzęg, ale zdarza się, a zwłaszcza we czwartki podąża jakiś wóz na targ, sporadyczna to ilość. I tego ranka jakbym słyszała wołanie:

- Szmaty, szmaty!

Dopadłam do okna, jechał wóz i na konia ktoś cmokał. Ależ skojarzenie, w dzieciństwie non stop jeździły furmanki, i to było normalne jak na tamte czasy, przyjeżdżali też i kupcy, skupowali stare ubrania, stare garnki, krzycząc głośno:

- Szmaty, szmaty!

Skupowano zÅ‚om, zużyte ubrania, dziurawe garnki, dzisiaj na to zbieractwo mówimy „zbiórka rzeczy używanych”, dostawaÅ‚o siÄ™ w zamian coÅ› niecoÅ› np. nowy garnek. Mama zawsze do handlu przystÄ™powaÅ‚a, i modne byÅ‚o targowanie siÄ™. CzÄ™sto kupiec „klÄ…Å‚ siÄ™ na wszystko”, że nie może opuÅ›cić, bo na tej transakcji straci, dochodziÅ‚o nieraz do mocnej wymiany zdaÅ„, a jak siÄ™ wkurzyÅ‚, rzucaÅ‚ danÄ… rzeczÄ…, zaklinaÅ‚, że handlować nie bÄ™dzie, i odjeżdżaÅ‚ na konia nerwowo cmokajÄ…c. Ostatecznie kobiecina trzymajÄ…c w rÄ™ku podoÅ‚ek sama nie wiedziaÅ‚a jakÄ… podjąć decyzjÄ™.

- A trzymaj sobie babo to rupiecie, za rok przyjadę, to może oddasz.

I w końcu godziła się na warunki kupca, i biegła za furmanką prosząc, by podołek ze szmatami przyjął. Cały wóz naładowany rupieciami, pierzynami, i linami przywiązany to był normalny widok, szkoda, że brak fotografii z tamtego okresu. Co roku pojawiali się na naszej ulicy, począwszy zaraz po Wielkanocy. I ten poranny czyjś głos przypomniał mi tamto wołanie, było, minęło, nie powróci, pomyślałam sobie, ale z drugiej strony fajnie, że wspomnienia takie przychodzą.

Dla dzieci szmaciane widowisko było niezłą frajdą, chętnie wstawało się rankiem z łóżka, by zobaczyć kupca wydzierającego się na ulicy, broniącego interesu, dobrze sprzedać, kupić tanio, takie prawo handlu. Wóz duży, na gumowych oponach, rzadkość na tamte czasy, bo panowały na naszych drogach żelaźniaki, a widzieć taką nowość jak na tamte czasy. Długo lat przyjeżdżał kupiec w nasze strony, aż pojawiła się konkurencja, GS zaczął skupować szmaty i butelki, z czasem handel ustał, uciekło to wszystko, minęło. Albo chodzenie po domach drobnych rzemieślników, mama była krawcową, normalka, zawsze coś się popsuło, a to igła stukała, nić się rwała, bieg się przerzucał, i co było robić, wyczekiwało się takiego rzemieślnika, a on wchodząc do domu czapkę z głowy zdejmował, i zasiadał do maszyny, okulary drugie z torby wyciągał, i nakładał na te pierwsze co już miał na nosie, poszperał, część zużytą wymienił, naoliwił i chodziła jak cacko. Zawsze korciło nas, by do torby zajrzeć, i na dziwadła popatrzeć, ale dotknąć narzędzi nie pozwalał.
Albo czasy „dziadowania” tak siÄ™ mówiÅ‚o, pukaÅ‚ starszy czÅ‚owiek do drzwi, czy wejść może, jak mógÅ‚ to od razu w progu na kolana klÄ™kaÅ‚, i pytaÅ‚ siÄ™ za jakÄ… duszÄ™ ma odmawiać pacierze, mama na pierwszy rzut jak pamiÄ™tam swoich rodziców wymieniaÅ‚a, i dziadków, i pradziadków, a dalej to dalszych zmarÅ‚ych krewnych. Dziad nosiÅ‚ takÄ… dÅ‚ugÄ… szubÄ™ i laskÄ™, wÅ‚osy miaÅ‚ dÅ‚ugie i brodÄ™, i stary byÅ‚ i nie mogÄ…cy. I tak zarabiano, rent i emerytur wówczas nie byÅ‚o. Za grosik i poczÄ™stunek Å›licznie nam i Panu Bogu podziÄ™kowaÅ‚.
Albo do mojego dziadka Leona przychodził na pogawędki dziadka znajomy ze wsi Bójki, sita robił, i sprzedawał, przynosił w worku sit kilka i dziadek sobie wybierał, które mu pasowały, a że kolegowali się to dziadkowi w cenie opuścił, a babcia gorącymi pierogami częstowała.

Siadali obaj ławce przed domem, i rozmawiali na różne tematy, że coś ludzie mówili, że w stolicy robotnicy strajkują, tylko radio głośnik o tym nic nie mówi, a później przeszli na sprawy gospodarskie, sitarz cieszył się, że pola ludzie obsiewają i sita kupują, no bo jakby inaczej.

Celina