Dodano: 19.05.19 - 10:33 | Dział: Ciekawe miejsca - Pamięć, Historia

Przesiedlona





Jesienią 1944 roku rozpoczęły się przesiedlenia Polaków z terenów wschodnich Rzeczypospolitej za nową granicę na Bugu, a na wschód- polskich Ukraińców i Białorusinów. Obie migracje - chociaż opierały się na międzynarodowych umowach- nie różniły się wiele od wojennych wypędzeń i deportacji.

72 lata temu w Jałcie i Poczdamie zawarto porozumienia- między premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchillem, prezydentem USA Franklinem Delano Rooseveltem i przywódcą Związku Radzieckiego Józefem Stalinem - będące potwierdzeniem ustaleń podjętych w Teheranie w 1943 r., które za wschodnią granicę Polski uznały tzw. linię Curzona. 27 lipca 1944 r. wasalny wobec ZSRR PKWN podpisał z rządem sowieckim umowę o polsko-radzieckiej granicy państwowej, w której za jej podstawę przyjęto linię Curzona.

Kresy Wschodnie II Rzeczypospolitej, bez zgody legalnego rządu polskiego w Londynie, zostały odebrane. Przesunięto granice i zmuszono miliony osób do opuszczenia swoich domów.

Polacy i Ukraińcy

- Najtrudniejsze – dla mnie, kilkuletniego dziecka- byÅ‚o to, że nie mogÅ‚am chodzić do szkoÅ‚y- mówi BronisÅ‚awa Bartoszek, urodzona w 1936 r. na Kresach Wschodnich, dziÅ› mieszkajÄ…ca we WÅ‚odawie.- Mój dziadek byÅ‚ Warszawiakiem, nauczycielem, który przyjechaÅ‚ na Kresy, aby uczyć polskie dzieci. Tu poznaÅ‚ mojÄ… babciÄ™, mieli trzech synów, najmÅ‚odszym byÅ‚ mój tata. MiaÅ‚am chyba 7 lat, kiedy po raz pierwszy poszÅ‚am do szkoÅ‚y. Tak chciaÅ‚ mój ojciec. Tam, gdzie mieszkaliÅ›my, na kolonii- bo na wsi mogli mieszkać tylko UkraiÅ„cy- nie byÅ‚o już polskiego nauczyciela. Zabili go Niemcy. Tato zapisaÅ‚ mnie do szkoÅ‚y ukraiÅ„skiej, rodzice zakupili mi zeszyty, torebkÄ™... Do szkoÅ‚y poszÅ‚a ze mnÄ… tylko jedna polska dziewczynka. Kiedy wracaÅ‚yÅ›my do domu przez Å‚Ä…ki, wybiegÅ‚a za nami chmara ukraiÅ„skich dzieci, które nazrywaÅ‚y rózeg i goniÄ…c nas, krzyczaÅ‚y: „polska mordo”, „Polaczok”; używali też innych wyzwisk. Do tego stopnia zostaÅ‚yÅ›my pobite tymi rózgami, że krew z nóg ciurkiem siÄ™ laÅ‚a. Rodzice nie puÅ›cili nas wiÄ™cej do szkoÅ‚y.

Tato uratował obraz Matki Bożej Częstochowskiej

- W Małorycie była polska parafia-
opowiada pani Bronisława. -Pamiętam, w 1939 r. byliśmy w kościele, jak zwykle blisko ołtarza. Tato trzymał mnie na rękach. Nagle słyszę- strzelanie, kule lecą. Dużo ludzi wtedy zabili. Tato z mamą przez zakrystię uciekli. Wtedy Ukraińcy wyrzucali polskie obrazy. Obraz Matki Bożej Częstochowskiej tato wyjął z rowu i ukradkiem nocą zaniósł do stodoły. Ukraińcy chcieli zabić ojca za ten obraz. Przychodzili do nas do domu i pytali, gdzie jest obraz i po co nam Matka Boża... Odtąd nie mieliśmy kościoła, była cerkiew w Lachowiczach, właściwie cztery cerkwie. Z rodzicami na Wielkanoc jeździliśmy do Kobrynia. W domu po cichu odmawialiśmy modlitwy po polsku. Musieliśmy być dyskretni, ponieważ Ukraińcy podsłuchiwali pod oknami; nasze okna były zamknięte, założone kocami i tak modliliśmy się i świętowaliśmy.

Na wsi rżnęli ludzi

- Ludzie przychodzili do nas, na kolonię, uciekając przed bandami UPA. Mieszkaliśmy w lesie, tu nie doszły bandy ukraińskie. Na wiosnę dotarły tu oddziały partyzanckie Satanowskiego, które zablokowały Ukraińców. Kiedyś przyszła do nas jedna kobieta, która opowiadała, jak wyciągała spod stosu trupów męża i dzieci; kiedy Ukraińcy zobaczyli ją żywą, biegli za nią, ale udało jej się uciec. Jakiś czas mieszkała z nami. Baliśmy się. Prawie całe lato chowaliśmy się przed bandami; tato mówił, aby szukać partyzantów w lesie i iść do nich, albo ukrywać się w polu. Ojciec był gajowym. Kiedyś usłyszał od pewnego Ukraińca: chodź do nas nocować, bo jutro przyjdą banderowcy i wyrżną was. Ojciec jednak nie posłuchał- wiedział, że syn tego mężczyzny, który składał propozycję noclegu, był w bandzie. O studniach z ciałami zabitych dzieci opowiadała moja siostra Jadwiga. Miała zaledwie 12 lat i chodziła na przymusowe kopanie kartofli, zgodnie z zarządzeniem niemieckim. Ludzi wyrżnęli, a pola kartofli pozostały. Cały dzień pracowała, w głodzie i pragnieniu- w studniach nie było wody, tylko krew i zwłoki małych dzieci. Ciała nabitych na sztachety wisiały na wsi, a w dołach konały ciała zarżniętych ludzi. Kiedy wracała do domu, nie jadła, była przerażona. Przytulałam ją, ale cieszyłam się, że wróciła, że nie zginęła, że żyje.

Życie po drugiej stronie Bugu

W 1945 r. rodzina pani Bronisławy przyjechała do Kaplonos, niedaleko Włodawy.
Nie podzielili losu prawie miliona „zabużan”, których wyÅ‚adowywano na jakiejÅ› stacji lub w polu, gdzie czekali- nieraz wiele tygodni- na przydziaÅ‚ mieszkania lub gospodarstwa.
- Zanim były Kaplonosy, dotarliśmy- koniem i furmanką, bo przecież było to niedaleko- do pewnej wioski, ale nie było tam pieca chlebowego. A mama piekła chleb. Dlatego przeprowadziliśmy się, -a prawo zezwalało na trzykrotną zmianę miejsca,- i zamieszkaliśmy w Kaplonosach. Obok nas mieszkało kilka innych rodzin polskich, które przybyły ze wschodu. Zamieszkaliśmy w opuszczonym przez Ukraińców domu. Tato po dwóch latach zmarł, mama była zmuszona sama gospodarować. We dwie- ja i moja siostra Jadwiga, bo druga siostra zmarła wcześniej, a brat był na froncie- pomagałyśmy mamie. Od 1950 r. chodziłam na zarobek kopać ziemniaki. Kiedyś, pamiętam, mama posiała żyto i wymarzło, nie mieliśmy chleba. Dodatkowo grasowała partyzantka, która zabierała nam żywność. Kiedyś jakiś mężczyzna zaproponował mamie, że pomoże przy świnobiciu; pomagał, ale następnego dnia przyszli partyzanci z lasu i zabrali chude mięso; kawałki polędwicy mama układała w beczułce- wywalili to mięso, nam zostawili tylko słoninę. Potem zrozumiałyśmy, że poinformował o tym ten mężczyzna, który pomagał przy świni. Było nam ciężko, dużo pracy. Dlatego mama chciała, aby moja siostra wyszła za mąż, abyśmy miały pomoc w gospodarstwie. Siostra związała się z wojskowym, plutonowym, który był ścigany; chował się w spichlerzu, codziennie nachodzono mamę, aby wskazała miejsce jego ukrycia. Kiedyś była tak trudna sytuacja- grożono, że mamę zabiją, - że ja sama wydałam z płaczem swojego szwagra. Ale wybroniłyśmy go, skończyło się na tym, że zabrali jego mundur z odznaczeniami i dwie pary butów. Ja wyszłam za mąż w wieku niespełna 17 lat, mój mąż mieszkał po sąsiedzku. Tak było łatwiej żyć.


Wysłuchała i spisała:
Joanna Szubstarska