Dodano: 06.02.21 - 8:32 | Dział: FAKTY CIEKAWE LECZ MAŁO ZNANE - Marian Kałuski

W trosce o Kościół i Polskę


Ks. dr Antoni Dudek TChr.
Ks. Wiesław Słowik TJ
O. Dominik Jałocha OP

Drodzy Księża,
Jestem tylko człowiekiem i mogę się mylić w tym co piszę o sprawach naszej religii. Napisałem to jednak w dobrej wierze – w trosce o Kościół, w tym także polski, do którego należę, a którego dalsze istnienie w wielu państwach jest bardzo zagrożone.
Zdaję sobie sprawę z tego, że może to być tekst polemiczny. Dlatego będę wdzięczny za uwagi dotyczące poniższego tekstu.

Z poważaniem,
Marian Kałuski

Zapraszam również Czytelników do mądrej dyskusji.


Czy Hitlera ochraniał Bóg, który dał mu władzę? Czyli qou vadis Kościele?

30 stycznia 1945 roku naziści obchodzili 12. rocznicę przejęcia władzy w Niemczech. Nie mieli jednak wielu powodów do świętowania. Ofensywa, którą rozpoczęli w grudniu 1944 roku w Ardenach, została zatrzymana. Na wschodzie wojska radzieckie były coraz bliższe osiągnięcia linii Odry.

Hitler, który stanął tego dnia przed radiowym mikrofonem – jak się okazało, po raz ostatni w karierze – miał przed sobą trudne zadanie. Szanse na wygranie wywołanej przez niego wojny były na tym etapie żadne. Naród, któremu obiecywał wielkość, ponosił klęskę za klęską…

W przemówieniu nie zawahał się nawet przed tym, by wesprzeć się na boskim autorytecie. Jak stwierdził, jego ocalenie w zamachu, do którego doszło w lipcu 1944 roku, było ewidentną interwencją sił nadprzyrodzonych:
„Gdy 20 lipca półtora metra ode mnie wybuchła bomba, w ręku opatrzności leżało pozbawienie mnie życia, a tym samym zakończenie mojego życiowego dzieła. Fakt, że Wszechmocny czuwał tego dnia nade mną, traktuję jako utwierdzenie mnie w powierzonym mi zadaniu” (Internet: „Ostatnie przemówienie radiowe Hitlera. Co przekazał narodowi w obliczu przegranej wojny?” Wielka Historia 10.9.2019).
Internet: „Nowa Polska” 13 lipca 2013:

Hitler (i inni dyktatorzy i tyrani, jak np. ostatni car Rosji Mikołaj II, który widząc narastające w Rosji tendencje rewolucyjne bez przerwy wbijał Rosjanom do głowy, że jego władza pochodzi od Boga i muszą mu – jedynowładcy być posłuszni) mógł sobie na takie stwierdzenie pozwolić bowiem: „…Chrześcijanie zostali zniewoleni utartym „chrześcijańskim” stwierdzeniem, zaczerpniętym z listu do Rzymian świętego Apostoła Pawła: „Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga. Kto więc przeciwstawia się władzy – przeciwstawia się porządkowi Bożemu. Ci zaś, którzy się przeciwstawili, ściągną na siebie wyrok potępienia. Albowiem rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. Jest ona bowiem dla ciecie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu” (Rzym. 13, 1-4).

…Na tym zbudowane jest przez Kościół fałszywe twierdzenie, dotyczące domniemanej konieczności okazywania chrześcijańskiej pokory wobec jakiejkolwiek władzy – bezbożnej, walczącej z Bogiem, władzy nawet niekatolickiej czy ludobójczej…”.

Dominikanin polski, ojciec Jacek Salij w swoim cyklu „Rozmowy tomistyczne” („O pochodzeniu władzy od Boga” Portal OPOKA) pisze, m.in., że poza monarchami, którzy przypisywali sobie prerogatywy boskie, także w teologii i praktyce Kościoła katolickiego zdarzało się (czy raczej było nagminne także w Watykanie – M.K.) przemilczanie tych elementów biblijnej nauki na temat władzy, które mogły być niemiłe władcom”, nawet niekatolickim. W okresie zaboru Polski 1795-1918 Watykan całym sercem i całą swą mocą wspierał zaborów w ich wysiłkach, aby na mapie Europy już nigdy nie było niepodległej Polski. Stąd i tylko dlatego np. papież Grzegorz XVI uznał polskie Powstanie Listopadowe 1830/31 jako bunt przeciwko cesarzowi Rosji mający na celu obalenie legalnej władzy i potępił je. W swojej encyklice „Cum primum” ogłoszonej 9 czerwca 1832 roku napomniał polskich biskupów oraz duchowieństwo, aby podporządkowali się władzy zaborców oraz aby zachęcali do tego lud. O to samo apelowali do Polaków papieże Leon XIII (1878-1903) i Pius X (1903-14), a Benedykt XV (1914-22) przez swego sekretarza stanu, kard. Pietro Gasparriego już pod koniec I wojny światowej powiedział Romanowi Dmowskiemu, że ma zapomnieć o niepodległej Polsce.

Jeśli prawdą by było to co głosił także Watykan, że każda władza pochodziła i pochodzi od Boga i mamy być jej bezwzględnie posłuszni, to tak tę naukę Kościoła, który przecież uważał się za chrześcijański (!) interpretuje Marek Głogoczowski: „Każda władza pochodzi od Boga? A zatem NIE POKÓJ WAM PRZYNOSZĘ ALE MIECZ!” (Internet: Strona autorska Marka Głogoczowskiego 17.10,2014).

Katolicki naród polski (i inne zniewolone narody) na pewno miał prawo sprzeciwiać się bezbożnej władzy zaborców i sprzeciwiał się jej wbrew antypolskiej i prozaborczej polityce Watykanu. Bowiem nie kto inny, ale sam Bóg zniszczył u tamtejszych Polaków strach przed władzą, udzielił polskim chrześcijanom Swojego błogosławieństwa, by sprzeciwiali się bezbożnej władzy, zgodnie ze słowami apostoła Łukasza: „Kiedy was ciągać będą do synagog, urzędów i władz, nie martwcie się, w jaki sposób, albo czym macie się bronić lub co mówić, bo Duch Święty nauczy was w tej właśnie godzinie, co należy powiedzieć”. (Łuk. 12, 11-12). To stwierdzenie do chwili obecnej jest niezmienną i podstawową zasadą w systemie wartości prawdziwego chrześcijanina, dla którego służenie Bogu jest bez wątpienia ważniejsze od służenia władzy. Dlatego taki człowiek postępuje w taki sam sposób, jak postępowali prześladowani przez władzę święci Apostołowie. W Księdze Dziejów Apostolskich jest mowa o apostołach Piotrze i Janie, że ówczesna władza wezwała ich i nakazała im, by nie głosili Imienia Chrystusowego, na co święci Apostołowie odpowiadali: „Trzeba bardziej bać się Boga, niż ludzi”.

Niestety, Kościół katolicki - Watykan – w tym także „polski” papież Jan Paweł II do dziś dnia nie przeprosili ani za bardzo częste wspieranie tyranów w swych dziejach, ani Polaków za udział w rozbiorach Polski i w latach 1772-1795 i następnie wspieracie z całego serca zniewolenia Polaków – katolików (!) w latach 1795-1918 przez prawosławną (!) Rosję i protestanckie (!) Niemcy (Marian Kałuski „Dzieje stosunków polsko-watykańskich” w: „Włochy – druga ojczyzny Polska” Toruń 2016, str. 186-227). Kościół katolicki nie powraca do swoich chrześcijańskich korzeni – prawdziwie chrześcijańskich korzeni. Do Kościoła Apostolskiego – z pierwszych trzech wieków chrześcijaństwa, kiedy nie było sojuszu krzyża z tronem, a on nie był żadnym biznesem, czym jest dzisiaj. A przecież wszyscy bardzo dobrze wiemy o tym, że pieniądz demoralizuje człowieka i Kościół/Kościoły: głośne skandale finansowe Watykanu, pogoń za pieniędzmi całego Kościoła katolickiego, ale także Kościołów protestanckich i prawosławia oraz pazerność ich kapłanów pogrążały i pogrążają je. To doprowadziło w XVI wieku do reformacji, a teraz do zastraszającego upadku wiary na całym katolickim Zachodzie. Starczy studiować zatrważające dane z okresu ostatnich kilkudziesięciu lat zamieszczone w watykańskiej internetowej stronie „Catholic Hierarchy”. Np. kiedy jeszcze 40 lat temu Irlandczycy byli fanatykami religijnymi, dzisiaj bardzo mało z nich zagląda do kościoła (odepchnęły ich od Kościoła wyjątkowo liczne skandale pedofilskie księży – w samej w archidiecezji w Dublinie od 1940 roku działało 102 księży pedofilów (czy oni wierzyli/wierzą w Boga?!), z czego 91 postawiono zarzuty, którym udowodniono, że zgwałcili około 400 dzieci; w całym kraju według niepełnych jeszcze danych tych ofiar miało być ponad dwa tysiące (ofiary aż kilkuset księży!), w kraju liczącym zaledwie 3,5 mln katolików: Katarzyna Zuchowicz „Wstyd dla polskiego Kościoła. Irlandia!) pokazała, jak rozprawiać się z pedofilią księży” Na Temat 18.3.2019; „…Na ukrywaniu księży pedofilów poległ moralnie Kościół w Irlandii (i w kilku innych państwach). Utrata autorytetu Kościoła miała tam skutki rewolucyjne. Kraj uważany za ostoję katolicyzmu w Europie odwrócił się od swego Kościoła. W referendach narodowych zalegalizował małżeństwa homoseksualne i usunął z konstytucji całkowity zakaz aborcji” Adam Szostkiewicz „Wizyta papieża (Franciszka) w Irlandii w cieniu pedofilii w Kościele katolickim” Polityka 26.8.2018).

Tak, jest bardzo trudno spotkać dobrego kapłana – prawdziwego chrześcijanina. Wiem to z własnego doświadczenia. W swoim życiu poznałem kilkudziesięciu kapłanów, ale najwyżej 10-15% z nich było dobrymi pasterzami, postępującymi zgodnie ze słowami Pana Jezusa: „Jam jest dobry pasterz. Dobry pasterz dba o OWCE SWOJE”, a nie tylko o siebie – o swoje dobre i wygodne życie. Mam odwagę to powiedzieć, bo uważam, że należy rozdrapywać rany – nawet te w Kościele, aby one nie zarosły błoną podłości. Zresztą to jest obowiązek każdego człowieka chcącego uchodzić za chrześcijanina. Bo w Kościele chrześcijańskim nie ma żadnych świętych krów. Świętym jest tylko sam Bóg! Natomiast każdy z nas, w tym także papież – zgodnie ze słowami Pana Jezusa – nie jest bez winy - czyli jesteśmy grzesznikami. Jednak spodziewamy się i mamy prawo spodziewać się tego, że księża będą chociaż trochę lepsi od nas. Jak mam poważać księdza – uważać go za kapłana Chrystusa, jak mogę pójść do spowiedzi i jemu spowiadać się np. z tego, że zgrzeszyłem z jakiegoś mniej istotnego grzechu, wiedząc aż za dobrze (!), że ten ksiądz ma kochankę (taki fakt miał miejsce w polskim ośrodku duszpasterskim St Albans – Ardeer). Przecież to mi jako - jego parafianinowi się należy wyjaśnienie jego zachowania i solenne obiecanie poprawy.

Na trwaniu Kościoła i wielu kapłanów w grzechu żerują wrogowie nie tylko Kościoła katolickiego, ale całego chrześcijaństwa. Dlatego istnieje potrzeba oczyszczenia Kościoła z upadłych kapłanów.
To żerowanie wrogów widać wyraźnie w Polsce, gdzie wrogowie Kościoła, głównie ludzie z LGBT, ale nie tylko wypowiedzieli mu totalną walkę. A na swoją ofiarę wybrali nawet „polskiego” papieża Jana Pawła II. Atakowane są nawet jego pomniki w Polsce.

„Kościół przeżywa kryzys, możliwe, że największy od kilku wieków. W Polsce w centrum dyskusji nad przewinami hierarchów znalazł się Jan Paweł II. Jaka naprawdę była rola polskiego papieża w sprawie pedofilii wewnątrz Kościoła? Czy uda nam się wyjść z oblężonej twierdzy i oczyścić rozpadającą się wspólnotę? („Polski Kościół potrzebuje rewolucji” Rzeczpospolita 20.11.2020). A Jacek Borkowicz pisze, że: „Kościół w Polsce, taki, jaki jest – z generacją biskupów, która nie zdała egzaminu z kryzysu – nie ma przyszłości. Albo będzie to w przyszłości Kościół dotykalnej, wspólnotowej modlitwy, albo nie będzie go wcale…” („Polski Kościół z tymi biskupami nie ma przyszłości” Rzeczpospolita 20.11.2020). Czy Kościół polski jak i pamięć o Janie Pawle II się obronią? Może tak, a może nie. W każdym bądź razie idą ciężkie – bardzo ciężkie czasy dla Kościoła polskiego i trwania dalszej bezkrytycznej oceny działalności Jana Pawła II, który do tej pory był poza wszelką krytyką, o co skwapliwie dbał sam Kościół. Miał być dla Polaków drugim po Bogu. A przecież Pan Jezus powiedział, że nikt (z ludzi) nie jest bez winy, natomiast stare polskie powiedzenie mówi, że jak kogoś chcemy uderzyć, to kij zawsze się znajdzie. Coraz odważniej pontyfikat Jana Pawła II zaczynają krytykować katolicy na Zachodzie (np. 13 listopada 2020 roku na łamach „National Catholic Reporter” ukazał się artykuł redakcyjny pt. „US bishops, please suppress the cult of St. John Paul II”, który jest apelem skierowanym do biskupów amerykańskich, aby zlikwidować kult publiczny św. Jana Pawła II). Już podczas procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II odzywały się głosy sprzeciwu wobec wyniesienia go na ołtarze. Przeciwnych było m.in. dwunastu teologów: Jaume Botey, Casimir Marti, Ramon Maria Nogues, Rosa Cursach, Casiano Floristan, Juan Jose Tamayo, Jose Ramos Regidor z Hiszpanii; Giovanni Franzoni, Filippo Gentiloni, Giulio Girardi z Włoch; Martha Heizer z Austrii i José Maria Castillo z Salwadoru, a w 2007 roku opublikowana została książka „The Power and the Glory” brytyjskiego dziennikarza Davida Yallopa, w której krytycznie ocenia pontyfikat Jana Pawła II. Jednak Kościół polski się uparł i domagał się jak najszybszej kanonizacji Jana Pawła II (beatyfikowany 1.5.2011 i już 27.4.2014 kanonizowany). A przecież stare polskie przysłowie mówi: co nagle to po diable. „Pośpiech ten będzie się jeszcze długo odbijał czkawką polskiemu – i nie tylko – Kościołowi” – pisze Jan Maciejewski w jakże mądrym i rzeczowym podejściu do sprawy kanonizacji Jana Pawła II w artykule pt. „Aureola to nie order” (Rzeczpospolita 17.11.2020). Bo dla człowieka i Kościoła jest bardzo ryzykownym ogłaszanie kogoś świętym. Kto był świętym czy jest świętym wie tylko sam Bóg. Kościół katolicki kanonizował wiele osób, które na pewno na to nie zasługiwały, a także 30 osób, które – jak się okazało po skrupulatnych badaniach – w ogóle nie istniały i w 1969 roku zostały wykreślone z listy świętych (Thomas Craughwell „Święci nie-święci: O nicponiach, rzezimieszkach, oszustach i wyznawcach szatana, którzy jednak zostali świętymi” - oryginalny tytuł: „Saints Behaving Badly: The Cutthroats, Crooks, Trollops, Con Men and Devil-Worshippers Who Became Saints” 2006). Dlatego protestanci nie wynoszą nikogo na ołtarze. Także dlatego, że my nie mamy modlić się do jakiś świętych, ale do Boga. On tylko jeden jest i powinien być istotny w naszej wierze i naszych modlitwach. Przecież Pan Jezus wyraźnie powiedział: „Kto w mię wierzy, ma żywot wieczny”. Modlitwy powinny być kierowane bezpośrednio do Boga. A w rozmowie z Bogiem – naszym Ojcem nie potrzebujemy jakiś pośredników.

Z błędu szybkiej kanonizacji Jana Pawła II zaczyna zdawać sobie sprawę sam Kościół, w tym także polski. Ks. prof. Andrzej Kobyliński mówi: „Rzetelna analiza pontyfikatu Jana Pawła II jest konieczna. Papież nie mógł nie popełniać błędów. To oczywiste… Jan Paweł II podejmował także błędne decyzje, ponieważ był człowiekiem. Doskonały jest tylko Bóg” („To najgłębszy kryzys w historii polskiego katolicyzmu” DoRzeczy.pl 18.11.2020).

Jeśli liczbę przysięgłych wrogów Kościoła w Polsce, a tym samym i Jana Pawła II można zamknąć w granicach kilkaset tysięcy osób na 38 milionów Polaków, to większe niebezpieczeństwo dla jego przyszłości i znaczenia w społeczeństwie polskim stanowią ludzie – zazwyczaj młodzi ludzie odchodzący od Kościoła – ludzie niepraktykujący swej wiary i obojętni na walkę z nim prowadzoną przez jego prawdziwych i niebezpiecznych wrogów. Nie ulega wątpliwości, że społeczeństwo polskie – szczególnie młodzież ulega laicyzacji w zastraszająco szybkim tempie, goniąc pod tym względem Zachód. Jestem pesymistą. Kościół polski zniszczą od wewnątrz sami Polacy.

W „DoRzeczy” z 31 stycznia 2021 roku w tekście pt. „Szokujące nagranie ze Strajku Kobiet. Pisarz nie wytrzymał: Nigdy nie było w Polsce tak tępej, wulgarnej tłuszczy” czytamy: „W piątek wieczorem zwolennicy liberalizacji prawa aborcyjnego ponownie wyszli na ulice, aby zamanifestować brak zgody na wyrok Trybunału Konstytucyjnego. W sieci pojawiło się szokujące nagranie z tego wydarzenia. Zarejestrowano na nim, jak obecne na proteście dzieci skandują za Martą Lempart: "Hej, hej, hej aborcja jest ok! Wolność, równość, aborcja na żądanie! Zadarliście z kobietami!". Sytuację tę skomentował na Twitterze Jacek Piekara. Pisarz nie szczędził ostrych słów. Jego zdaniem, nigdy w Polsce nie było bardziej obrzydliwej czerni niż ta widziana w Strajku Kobiet. "Nie było tak tępej, wulgarnej tłuszczy, wyzbytej moralnych zasad cywilizowanego człowieka" – podkreślił i dodał: "Nigdy nie przesunięto granic tak daleko, nie tylko w stronę cywilizacji śmierci, ale zwykłego zbydlęcenia"”.

Tego samego dnia, kiedy w Warszawie widzieliśmy zbydlęconą tłuszczę, na drzwiach i oknach budynku w Białej Podlaskiej, w którym znajduje się biuro poselskie Jacka Sasina i senatorskie Grzegorza Biereckiego, obu polityków z PiS – partii politycznej wspierającej Kościół, ktoś wypisał wulgarne napisy, m.in. "Wolność dla kobiet", "J…ć PiS", "PiS wam w d…ę" (Polsat News 31.1.2021). Nie były i nie są to odosobnione przypadki antykatolickich działań. Jest ich wiele. Jak już wspomniałem, niszczone są nawet pomniki Jana Pawła II. Ci ludzie są gotowi – i to zapowiadają - walczyć z Kościołem do upadłego.

I jak tu można być optymistą, że Kościół i dobra pamięć o Janie Pawle II się obronią?
Tak, Kościół polski zniszczą od wewnątrz sami Polacy. I to nie tylko zbydlęcona jego warstwa wroga Kościołowi, ale także młodzi masowo zrywający z wiarą, czyli postępująca całą parą ich laicyzacja. Polski Kościół katolicki przestanie być utożsamiany z całym narodem polskim. Bowiem w najbliższych latach drastycznie spadną powołania kapłańskie i zakonne, a kościoły będą coraz bardziej puste podczas mszy. Jak na Zachodzie. Już dzisiaj tylko 50% nowożeńców bierze ślub w kościele (według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2019 roku zawarto 261 331 małżeństw z czego kościelnych 125 tys., czyli poniżej połowy). W „Bezprawniku” z 29 listopada 2020 roku czytamy, że sekularyzacja młodzieży w Polsce postępuje dzisiaj najszybciej na świecie i że naukowcy przystępują do zbadania przyczyny.

Wielkim grzechem Kościoła, który, obok pychy i chciwości wielu księży, odpycha od siebie wielu dzisiejszych katolików, jest jego prawie stuprocentowa sakralizacja: Kościół to duchowni, a wierni to – bez przesady – parobkowie, mający jedynie dbać o dobro – luksusowe życie księży i wykonujący jego decyzje i polecenia odnośnie jego parafii. „Ksiądz de facto już jako bardzo młody mężczyzna stoi na piedestale, jest traktowany jak Boży pomazaniec, od ręki dostaje duże grono słuchaczy, autorytet władzy nad sumieniami. Przez to odkleja się od rzeczywistości” – pisze Michał Szułdrzyński („Kapłaństwo w kryzysie. Kościół potrzebuje desakralizacji” Rzeczpospolita 26.12.2020) i dodaje za teologiem i działaczem katolickim Jackiem Kaniewskim: „Nie będzie (jednak) desakralizacji kapłaństwa bez zmiany proporcji świeckich i duchownych w życiu Kościoła”. Katolicy świeccy chcą być i coraz głośniej domagają się większego udziału w życiu Kościoła, szczególnie w sprawach organizacyjnych, w tym finansowych, tym bardziej, że proboszczowie domagają się od parafian coraz co nowych danin, a za usługi duszpasterskie – nawet za chrzest, czyli wprowadzenie do Kościoła nowego członka (!), pobierają horrendalnie wysokie opłaty (takie jak najdrożsi lekarze specjaliści), co ich najbardziej irytuje i odpycha od Kościoła. I m.in. dlatego 50% nowożeńców w Polsce rezygnuje ze ślubu katolickiego. I dlatego, jak wynika z raportu kościelnego ISKK, w 2019 r. w niedzielnej mszy św. uczestniczyło 36,9 proc. (w 2018 - 38,2 proc.), a do komunii świętej przystępowało 16,7 proc. (w 2018 - 17,3 proc.) zobowiązanych katolików.

W pewnym sensie jestem skłonny rozumieć młodych ludzi i w ogóle ludzi odchodzących od Kościoła, czy rezygnujących z jego usług. Bowiem Kościół bardzo często narzuca wiernym naukę, która nie ma uzasadnienia ani w Biblii, ani w nauce Pana Jezusa. Weźmy dla przykładu seks, prawdopodobnie stwarzający największy problem dla wszystkich katolików. Seks – akt płciowy dał nam Bóg i wcale nie tylko w celu prokreacji. Gdyby tak było, to popęd płciowy człowieka byłby podobny do rui u zwierząt. Seks był Jego prezentem dla doświadczonego następstwami grzechu pierworodnego człowieka – stał się jego największą przyjemnością. I dla wielu ludzi żyjących w strasznej nędzy i upodleniu w krajach trzeciego świata jest właśnie jedyną przyjemnością w życiu. Seks jest w życiu człowieka tak samo ważny jak jedzenie, picie i spanie. Pan Jezus pił wino. Ale wiadomo, że jego nadużywanie prowadzi do alkoholizmu, czyli szkodzi człowiekowi, tak samo jak obżarstwo czy lenistwo. Można pić i jeść, ale w miarę. Tak samo sprawa przedstawia się z seksem. On jest dla nas – powtarzam, nieodłączną częścią naszego codziennego życia. Ale dla własnego i innych osób dobra nie powinniśmy go nadużywać. Dlatego Bóg w swoich dziesięciu przykazaniach odnośnie seksu nie czyni z niego jako takiego grzechu. Odnośnie seksu zabrania nam wyłącznie cudzołożyć. Dla Pana Jezusa kwestia seksu w ogóle nie istniała. Tymczasem Kościół nie tylko, że – zgodnie z nauką Boga – zabrania nam cudzołóstwa, ale uczynił z niego potworny grzech (nawet seks przedmałżeński) i zabrania nam wszystkiego co jest związane z nim i jego uprawianiem. To tak jakby nauczał, że nie wolno nam jeść, bo to ciężki grzech. Ludzie tego nigdy nie akceptowali, stąd jest to bez wątpienia najczęściej występujący grzech wśród ludzi. Rezultatem nauki Kościoła jest to błędne koło seksomanii - chodzimy co miesiąc do spowiedzi z ponoć ciężkimi grzechami seksu (w oczach niezrównoważonych psychicznie teologów i ludzi Kościoła; a że tacy byli, to najlepszym dowodem na to jest cała historia Kościoła), którzy podchodzi do tej sprawy ze skrajnie fanatycznej wiary, albo zgodnie z zasadą: ja nie mogę uprawiać seksu, to i tobie zabronię; w ten sposób seks w Kościele katolickim stał się obrzydlistwem (poza prokreacją), za co ponoć grozi nam ogień piekielny, bo żadna siła, żadne śluby nawet uczynione przed samym Bogiem nic tu nie pomagają - nie odbiorą go każdemu człowiekowi. Najlepszym przykładem jest to, że 50% księży uprawia seks, a w Stanach Zjednoczonych aż 50% księży jest homoseksualistami; także „bardzo wielu duchownych w Watykanie to homoseksualiści. Według byłego księdza Francesca Lepore może być to nawet 80 proc. Jeden z ambasadorów w Stolicy Apostolskiej ocenił, że „w Watykanie jest dużo gejów: 50, 60, 70 proc. Ilu dokładnie, tego nikt nie wie”, czytamy w artykule „Lawendowa mafia” wewnątrz Kościoła? Ekspert: istnieją tam nieformalne grupy” (Onet 21.5.2020). Dlatego katolicki biskup Kazachstanu Athanasius Schneider powiedział: „Wierzę, że Bóg ukarze swój Kościół. Moja opinia jest taka, że to co teraz się dzieje w Kościele może być karą od Boga…” (DoRzeczy.pl 19.11.2020).

Można przestać pić i palić papierosy oraz zwalczyć inne nałogi, ale uprawnienia seksu, a tym bardziej z żoną (a i seks z żoną jest w teologii katolickiej źle widziany!) nikt i nic nie powstrzyma. Dlatego dzisiejsi młodzi ludzie zdecydowanie odrzucają sprzeczną ze zdrowym rozsądkiem, a przede wszystkich z wolą i nauką Boga, naukę Kościoła o seksie i zapobieganiu zajściu w ciążę, a tym samym samowolnie i błędnie podciągają pod tę sprawę przerywanie ciąży, co jest zupełnie innym zagadnieniem moralnym i bez wątpienia zbrodnią dla każdego człowieka szanującego życie, w tym życie poczęte i jeszcze nienarodzone.

Nauka Kościoła odnośnie seksu jest po prostu oderwana od rzeczywistości. Sformułowali ją głównie św. Augustyn z Hippony, który żył w IV wieku i św. Tomasz z Akwinu, który żył w XIII w. Św. Augustyn znany był z powiedzenia: „Boże, daj mi czystość i cnotę, ale jeszcze nie teraz”. Zanim doznał przemiany w wieku 31 lat, miał dwie kochanki, które następnie porzucił, zaręczył się, miał syna - Adeodata, po czym zrezygnował z życia w małżeństwie. Resztę swoich dni spędził w celibacie, nauczając w chrześcijańskim duchu. Z człowieka bardzo niemoralnie się prowadzącego, stał się fanatykiem religijnym i wielkim wrogiem seksu. W swojej nauce o seksie, którą podsumował w skrócie dr Błażej Skrzypulec z Uniwersytetu Jagiellońskiego, obaj uczynili nie mężczyznę, ale kobietę narzędziem szatana odnośnie seksu („Ojcowie i córki Kościoła. Św. Tomasz z Akwinu i św. Augustyn o kobietach, seksualności i małżeństwie”). Św. Tomasz z Akwinu nauczał, że: Kobieta - bliższa ciału, a dalsza rozumowi - jest szczególnie narażona na grzech, będący następstwem pożądliwości, nie kieruje się ona bowiem stałością rozumu, lecz łatwo daje się powodować uczuciom. Tymczasem nasze codzienne życie – i stąd wiemy, że tak jest - wskazuje na to, że jest na odwrót. Mądrość ludu mówi nam, a jest to znane powiedzenie, które potwierdzi każdy seksuolog, że chłopcy nastolatkowie i młodzi mężczyźni każdego dnia co godzinę myślą o seksie, podczas gdy dziewczęta i młode kobiety około 3 razy na dzień. I to nieprawda, że dziewczęta czy młode kobiety na każdy widok chłopca czy młodego mężczyzny bez najmniejszych oporów oddają się im. Życie wielu z nas potwierdza, że tak nie jest, że namawianie większości dziewcząt „do grzechu” nie jest wcale takie łatwe. To płeć męska najczęściej inspiruje do popełnienia grzechu, jeśli uznajemy, że seks przed małżeństwem i nawet z żoną jest czymś naprawdę nieczystym – strasznym grzechem. Poza tym prawie wszystkie gwałty na tle seksualnym są popełniane przez mężczyzn. To pijani mężowie gwałcą żony i często własne córki, a bracia siostry (nigdy nie słyszałem, aby siostra zgwałciła brata) i jest znacznie więcej homoseksualistów niż lesbijek. Było i jest wielu księży pedofilów, a o zboczonych siostrach zakonnych mało się słyszało. Te fakty mówią same za siebie. Można tu dodać, że seks jako taki nie jest grzechem wśród wyznawców wszystkich innych religii, w tym u Żydów. Za grzech – i słusznie – uważają one jedynie cudzołóstwo. Akt płciowy między mężczyzną a kobietą wymyślił i stworzył Bóg. Przecież: „współżycie seksualne nie może zostać uznane za złe, wszak Bóg stworzył je jeszcze zanim pierwszy grzech zburzył harmonię świata (Św. Augustyn „De nuptiis et concupiscentia” [w:] „Pisma świętego Augustyna o małżeństwie i dziewictwie”, red. ks. A. Eckmann, Lublin 2003). Dlatego nie można w imię fanatyzmu religijnego potępiać i uważać za grzech cokolwiek zostało wymyślone i stworzone przez Boga! Kościół w ogóle nie powinien zajmować się np. takim tematem jak dziewictwo. Co to ma wspólnego z wiarą w Boga?!

Pomimo powyższej wypowiedzi św. Augustyna o tym, że Bóg stworzył seks, obaj doktorzy Kościoła, uważają, że nawet bezgrzeszne współżycie małżonków jest naznaczone karą nieposłuszeństwa niższych władz duszy i ciała wobec rozumu. Tomasz z Akwinu nazwał je „brzydkim”, a Augustyn wręcz „żenującym”. Według obu seksualność człowieka wiąże się zawsze ze wstydem, rozumianym jako bojaźń przed tym co brzydkie i hańbiące.

Chrześcijaństwo bardzo poniżyło kobietę. I św. Augustyn i św. Tomasz z Akwinu uważają ją ja osobę głupią, w każdym bądź razie zawsze głupszą od mężczyzny, bo dla św. Tomasza z Akwinu „Kobieta jest to mężczyzna niewydarzony”. I pisze dalej: „Sytuacja kobiety, w jakiej znalazła się w następstwie grzechu, jest dramatyczna. Sfera seksualności, będąca niejako osią jej egzystencji, została skażona pożądliwością najpotężniejszą ze wszystkich”. Jest istotą z gruntu rzeczy niemoralną, wręcz narzędziem w rękach Szatana. To też jest powodem wrogości wielu kobiet do Kościoła. Jak wielkiej pokazują obecnie urządzane w Polsce „strajki kobiet”. Zuzanna Dąbrowska słusznie pisze: Poniżanie mści się na poniżających („Rzeczpospolita” 31.01.2021). Ja również odrzucam taką naukę Kościoła o kobiecie. Co więcej, jestem nią oburzony. A to dlatego, że mam żonę (50 lat małżeństwa) i trzy córki. Nie są one w niczym gorsze ode mnie (żona odniosła bardzo duży sukces zawodowy – odpowiadała za 320 milionowy budżet, Krysia jest po studiach uniwersyteckich inżynierem komputerowym, a Iwonka ukończyła aż trzy fakultety!) i od naszego syna (on osiągnął duży sukces w biznesie, a pomimo tego, że wysyłaliśmy go do ekskluzywnego gimnazjum katolickiego St. Kevin’s, studiów ekonomicznych nie ukończył). Chociaż bardzo dobrze urządził sobie życie, to moje córki mają jeszcze lepiej od niego. Bo, powtarzam, tak córki jak i moja żona, nie są głupsze ani ode mnie (trudno mnie, autora 34 książek uważać za głupią osobę), ani od naszego syna. Takie głupoty można było wypisywać, kiedy kobiety aż do XIX/XX wieku były analfabetkami, parobkami swoich mężów i ich „lochą” do rodzenia koniecznie synów.

Od dawna utrzymuję, że największym nieszczęściem Kościoła katolickiego i w ogóle chrześcijaństwa byli i są teolodzy. Na podstawie jednego zdania z Biblii czy wypowiedzianego przez Pana Jezusa wypisywali całe traktaty i grube książki, a potem kłócili się między sobą kto z nich ma rację. Doprowadziło to, obok innych grzechów Kościoła do rozbicia w chrześcijaństwie i dzisiaj mamy 350 różnych Kościołów chrześcijańskich (tyle wspólnot chrześcijańskich należy do Światowej Rady Kościołów; idea jednej owczarni i jednego pasterza to przysłowiowe marzenie ściętej głowy), zazwyczaj wrogich sobie (ta wrogość wyklucza ich z chrześcijaństwa!). A to co napisali często nie ma nic wspólnego z Bogiem/Panem Jezusem i te ich „widzi mi się” i ich zachowanie nie tylko nie zbliżają nas do Boga, ale utrudniają czy obrzydzają nam życie i bycie katolikiem. Oto jeden z tych teologów: „Czy to możliwe, że pod nobliwą fizjonomią ksiądz Józef G. (58 l.) skrywa drugie, diabelskie oblicze? Śledczy są pewni, że cieszący się autorytetem proboszcz i uniwersytecki wykładowca (teolog) to bestia w ludzkiej skórze, która molestowała 12-letniego ministranta. Sprawa mogła nie ujrzeć światła dziennego, bo dowody... zaginęły. Nagłośnił ją ksiądz Isakowicz-Zaleski… Podczas środowej rozprawy pokrzywdzony mężczyzna (dziś ma 28 lat) stanął twarzą w twarz ze swoim oprawcą. W postępowaniu występuje jako oskarżyciel posiłkowy. I co ciekawe, mimo traumy z dzieciństwa poszedł za głosem powołania. Wstąpił do seminarium i chce zostać księdzem. (Wojciech Łaskarzewski „Po 15 latach wyszła na jaw mroczna przeszłość. Prokurator oskarża proboszcza” Fakt 4.2.2021).

Oto najlepszy według mnie przykład na niedorzeczność teologów, na to, że nasze próby zrozumienia słowa Bożego, a tym bardziej jego interpretacji to droga donikąd. Weźmy pod lupę sprawę grzechu. Kościół naucza, że grzech to świadome i dobrowolne działanie lub jego brak (grzech zaniechania), bądź też postawa, która stoi w sprzeczności z nakazami Boga lub bogów danej religii. Inaczej rzecz ujmując grzech to postawa lub działanie wbrew Bogu, sprzeczne z jego charakterem, powodujące świadomą alienację jednostki ludzkiej wobec tegoż Boga. Z zachowania człowieka od samego jego początku, czyli od Adama i Ewy i ich syna Kaina i po dzień dzisiejszy widać, że grzech jest nam przypisany przez Boga (bo sami ani go nie wymyśleliśmy, ani nie stworzyli). A sam Kościół naucza, że jeśli nie mamy świadomości, że grzeszymy, to nie popełniamy grzechu, czyli jesteśmy z tego grzechu automatycznie oczyszczeni. Możemy spekulować czy tak jest rzeczywiście, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Jak dziecko może wiedzieć, że grzeszy, jeśli nikt mu tego nie powie? A w tej niewiedzy, poza żydami i chrześcijanami żyło i żyje miliardy ludzi. W buddyzmie, hinduizmie i islamie występuje także pojęcie grzechu. Jednak jest ono dziełem nie Boga, a człowieka. No bo przecież nasz Bóg nie ma nic wspólnego z tymi religiami. Czyli ci ludzie grzeszą, ale tylko w zgodzie z ich nauką, a nie nauką judaistyczno-chrześcijańskiego Boga. Grozi im kara, ale tylko na ziemi. Chrześcijanom kara grozi nie tylko na ziemi (wzorowane na prawie Boskim prawo cywilne, gdzie grzechem jest np. morderstwo czy kradzież, ale nie np. cudzołóstwo, samogwałt czy homoseksualizm i lesbijstwo, bowiem prawo ludzie – cywilne nie uważa takiego zachowania za grzech). Jesteśmy więc skazani przez Boga na życie w grzechu w wyniku grzechu pierworodnego, który jest dziedziczny – przechodzi z rodziców na dzieci i to nie od chwili urodzenia, ale już poczęcia. Katechizm katolicki mówi, że chrzest oczyszcza człowieka z grzechu pierworodnego. Dlatego dziecko nie ochrzczone, które zmarło w łonie matki, przy porodzie czy przed chrztem, chociaż w niczym nie złamało X Przykazań Bożych, nie jest oczyszczone z grzechu pierworodnego i zmarło w grzechu i musi za to odpokutować, czyli cierpieć – przejść przez ogień czyśćcowy. Do niedawna było i niekiedy jest takie dziecko chowane jak pies pod płotem. Czyściec wymyślili teologowie (istnieje on tylko w nauce Kościoła katolickiego: określenie „czyściec” - łac. Purgatorium, po raz pierwszy pojawiło się pomiędzy rokiem 1160 a 1180 i zostało zdefiniowane przez Kościół katolicki dopiero w 1438 r. podczas soboru we Florencji). Według nauki o czyśćcu rzekomo Bóg te bez najmniejszej skazy grzechu istoty ludzkie łaskawie skazuje na ogień czyścowy, który ma oczyszczać ludzi z grzechu. Jak widzimy, już sama koncepcja boskiego grzechu pierworodnego nie jest humanitarna. Humanitarnym jest natomiast prawo ustanowione przez ułomnego-grzesznego człowieka, bo w prawie cywilnym nie ma przechodzenia grzechu kryminalisty czy zbrodniarza na jego dzieci. Jednak Bóg jest dobry, lepszy od teologów Kościoła. Piekło (Stary Testament) nie jest jednak piekłem w ujęciu katolickim (to zostało wymyślone, abyśmy żyli w ciągłym strachu o zbawienie, a przez to byli posłuszni duchownym). To siedziba upadłych aniołów i miejsce wiecznej pokuty tylko dla najgorszych grzeszników, jak np. Hitler, Stalin, Mao i innych ciężkich kryminalistów, którym Bóg nie udzielił – bo udzielić nie mógł w imię sprawiedliwości - łaski. Bóg przyjdzie nas zbawić – zwykłego człowieka-grzesznika, bo nas kocha i chce naszego zbawienia. Oczyści nas Jego łaska (Kościół naucza: Łaska Boska jest do zbawienia koniecznie potrzebna). W teologii rozumiana jest jako dar udzielany człowiekowi przez Boga, a którego przyznanie nie jest związane z żadną zasługą. Inaczej nasze życie nie miało by sensu. Znaczyło by to, że mamy mieć plugawe życie na ziemi i po śmierci w piekle. Jeśli tak by miało być, to uważam, że szczęśliwcami są dzieci nienarodzone, bo uniknęły plugawego życia ziemskiego (ok. 75% ludzi na świecie żyje w nędzy, z tego bardzo wiele w wielkiej nędzy, a do tego dochodzą straszne choroby, niewolnictwo – jest ok. 100 milionów niewolników!, masowe gwałty kobiet itd.; ale kto się tym przejmuje?: syty nigdy nie zrozumie głodnego). Jesteśmy przecież dziećmi Boga, a nie Szatana. Należymy do NASZEGO OJCA - Boga, a nie do wiecznych ciemności. Wracając jednak do mojej głównej myśli, że idiotyzmem jest jakiekolwiek interpretowanie słowa Bożego dla ludzi: on jest wyraźnie klarowny i przez to zrozumiały dla każdego człowieka - chrześcijanina. Nauka Boża zawarta w Biblii i Nowym Testamencie jest prosta i zrozumiała dla każdego człowieka (i taką Bóg nam przekazał), a nie tylko dla garstki teologów, bawiących się z nudów w mędrców. Otóż w angielskiej komedii „Nuns on the run” jeden kryminalista drugiemu kryminaliście tłumaczy sens grzechu, mówiąc, że Pan Jezus zstąpił na Ziemię dla naszego zbawienia. Gdybyśmy wszyscy byli aniołami, to nie mógł by nas zbawić. Musimy więc grzeszyć, aby wypełniło się Słowo Boże.

Walcząc z seksem i antykoncepcją jak z wiatrakami, Kościół stał się bez wątpienia pośrednio współwinnym w dokonywaniu aborcji przez miliony ludzi każdego roku. Jedyne wyjście z tego koszmaru, który Kościół zgotował sam sobie i ludziom, jest rewolucyjne zrewidowanie przez Kościół swojej nauki o seksie i skoncentrowanie się jedynie na potępianiu cudzołóstwa/powszechnej rozwiązłości małżeńskiej (przeprowadzone niedawno w Australii badania wykazały, że każdy mąż i każda żona mają w swoim życiu dziesięć kochanek i kochanków) i kazirodztwa (badania wykazały, że 30% dziewcząt jest gwałconych przed 18 rokiem życia przez ojców, braci, kuzynów, wujków i dziadków) oraz walce z aborcją.

Poza tym czy przede wszystkim Kościół i księża powinni koncentrować się jedynie na pracy duszpasterskiej i charytatywnej. Według danych ONZ każdego dnia na świecie umiera z głodu samych 30 000 dzieci, wśród których jest wiele tysięcy katolików (w krajach trzeciego świata) i Watykan, Kościoły lokalne i większość duchownych niewiele się tym przejmują, albo nawet wcale, wbrew nauce samego Kościoła: „Głodnych nakarmić”. Właśnie taka praca przybliży ludzi do Kościoła i do Boga, a nie głupoty teologów.

W Kościele jest za dużo nauk i frazesów moralnych, które nie znajdują realizacji w działalności Kościoła, co jest kolejną największą przyczyną odchodzenia wielu ludzi głębszej wiary od Kościoła i przechodzenia do sekt. W Ameryce Łacińskiej – od Meksyku po Argentynę jeszcze przed wojną prawie wszyscy mieszkańcy tych krajów byli katolikami. Dzisiaj jest tam wiele dziesiątek milionów sekciarzy. Np. w dzisiejszej Brazylii katolicy stanowią już tylko 62–63% społeczeństwa. W São Paulo jest tylko 54% katolików. Liczbę regularnie praktykujących szacuje się na 19–25%, chociaż w miastach praktykuje nieco mniej niż na prowincji. Widoczny jest odpływ wiernych do takich pochodzących głównie z USA wspólnot, jak Świadkowie Jehowy, mormoni (ok. 1 mln), adwentyści czy różne kościoły ewangelikalne, głównie zielonoświątkowe w nadziei, że tam znajdą więcej Boga. Liczbę protestantów szacuje się na ponad 25%. Nie chrześcijan jest ok. 4%, a niewierzący stanowią 7,4–10% społeczeństwa (Wikipedia). Zresztą w Polsce już dzisiaj nie jest lepiej. Np. w latach 2005–2013 zmniejszył się odsetek Polaków praktykujących regularnie, przynajmniej raz w tygodniu (z 58% do 50%), wzrósł zaś tych, którzy w ogóle nie biorą udziału w praktykach religijnych (z 9% do 13%). Więcej też osób zaczęło przyznawać, że praktykuje nieregularnie (wzrost z 33% do 37%). Liczba Polaków wierzących i stosujących się do wskazań Kościoła (z 66% w maju 2005 roku spadła do 46% pięć lat później [a dzisiaj na pewno jest jeszcze mniejszy]). Trend ten dość jednoznacznie wskazywał na postępujący proces prywatyzacji wiary religijnej u Polaków („Religijność Polaków i ocena sytuacji Kościoła katolickiego” CBOS „Nr 147/2018).

Niestety, odnosi się wrażenie, że Watykan i Kościoły lokalne, w tym polski nic nie robią, aby walczyć z upadkiem wiary u ludzi i samego Kościoła. Kościół umiera. Boli mnie to jako katolika i Polaka.

Z odchodzeniem Polaków od Kościoła wiąże się tragedia dla Polski: zawsze mówiłem i pisałem, także w naszym katolickim „Przeglądzie Katolickim”, że Polska bez krzyża przestanie być Polską, a Polacy Polakami w całym tego słowa znaczeniu. Dlatego wiara chrześcijańska musi przetrwać wśród Polaków, chociażby dla zachowania tradycji (tak jak u współczesnych Żydów). Bez tradycji nie ma narodu.

Marian Kałuski