Dodano: 05.04.21 - 21:49 | Dział: Na każdy temat

Marina


To wspomnienie można uznać za powrót do przeszłości jednej z pensjonariuszek Domu Pomocy Społecznej *Dom Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej*. To jednak coś więcej. Zagadkowa, tajemnicza opowieść Mariny. Zawsze uśmiechniętej, mimo że na wózku inwalidzkim. - Ale ja żyję - odpowiadała, gdy ktoś o ten tajemniczy uśmiech pytał. Sam byłem zaintrygowany Mariną, jej radością bycia i perlistym śmiechem, mimo, że przecież w Przytulisku, jak kiedyś mówiono egzystowała, a to zupełnie inaczej niż żyć razem z rodziną. Po wielu zachętach z mojej strony zgodziła się opowiedzieć o sobie, swoim życiu, jego ważnym fragmencie.

Uśmiech Mariny

Zwykle MarinÄ™ przywozili do pokoju nr 114, czyli Terapii ZajÄ™ciowej zwykle o godzinie dziewiÄ…tej rano. Na wózku inwalidzkim poruszaÅ‚a siÄ™ ona, bo krÄ™gosÅ‚up odmówiÅ‚ posÅ‚uszeÅ„stwa, a jeszcze wiele innych chorób jÄ… drÄ™czyÅ‚o, sama nawet nie wiedziaÅ‚a Marina jakich. I nie pamiÄ™taÅ‚a ona nazw przyczyn swojego bólu. Tu, w Domu Pomocy SpoÅ‚ecznej, przy ulicy Eugeniusza Romera 21- 29, sÅ‚ynnego geografa, życie pÅ‚ynie wolnym nurtem i dzieÅ„ jest podobny do dnia. Marina jednak jak modlitwÄ™ powtarzaÅ‚a fragment swojego życiorysu, który jednych zastanawiaÅ‚, innych wprawiaÅ‚ w zakÅ‚opotanie, a byli tacy, którzy Å›miali siÄ™ i mówili, że bajanie to jest i wymysÅ‚y. Marina tylko uÅ›miechaÅ‚a siÄ™ i przyznać trzeba, że bardzo ten jej uÅ›miech tajemniczy byÅ‚ i niezwykle szczery. – Ty, Marina, to jesteÅ› taka dobra – mówili w Domu. A co nie ma być dobra, jak zawsze radosna, choć bywa, że w bólu pogrążona i cicha. Tylko to jej opowiadanie takie nieżyciowe.

Marina mówiÅ‚a, że urodziÅ‚a siÄ™ na dalekiej, wschodniej Ukrainie. Mama: Daria NikoÅ‚ajewna, ojciec: Wasyl Grigoriewicz. I nic wiÄ™cej. Potem dodawaÅ‚a, że byÅ‚o to po wojnie lat kilka, ona kilkunastoletnia dziewczyna, a dookoÅ‚a wszyscy mówili z przerażeniem, iż Stalin zamierza siÅ‚Ä… wysÅ‚ać mÅ‚odych ludzi do czyszczenia lasów. Niby nie brzmi to groźnie, to lasów czyszczenie ale skoro Stalin to wymyÅ›liÅ‚, ów zamysÅ‚, Boże mój miej nas w opiece, musiaÅ‚ być straszny i nieludzki. Wszyscy siÄ™ bali to i Marina trzÄ™sÅ‚a siÄ™ ze strachu, po nocach spać nie mogÅ‚a… Pewnego dnia, bez pożegnania, tak bez sÅ‚owa, że aż dziwne to wszystko w jej opowiadaniu siÄ™ wydaje, wyruszyÅ‚a Marina bez przygotowania żadnego, tak jak staÅ‚a, przed siebie poszÅ‚a w drogÄ™ do Polski, o której sÅ‚yszaÅ‚a, że jest za wieloma górami i rzekami, i dÅ‚ugo trzeba iść do niej ale warto nawet życiem wÅ‚asnym zaryzykować, gdyż tam w onej Polsce wspaniaÅ‚ej wszystko jest dobre, uczciwe, a najważniejsze z bogactw, które tam majÄ… to wolność. Oj, wolność, a tej na Ukrainie, czy w Rosyi nie byÅ‚o…A w Polsze ogrom jej wielki. Marina mówi, że szÅ‚a, szÅ‚a, szÅ‚a i sama nie wie jak dÅ‚ugo, bez mapy, jadÅ‚a to co znalazÅ‚a i co natura matka i czasami tylko ludzie jej dali. Nie pamiÄ™ta wiele. Wie, iż droga jej wiodÅ‚a przez UkrainÄ™, RosijÄ™ i nagle sÅ‚oÅ„ce inaczej zaczęło Å›wiecić, jaÅ›niej i to już Polska byÅ‚a. Patrzy ona a niedaleko stoi studnia gÅ‚Ä™boka, a jej pić siÄ™ chce niezmiernie. PodeszÅ‚a do tej studni, patrzy w dół i zaczęła ze studniÄ… rozmawiać w swym ojczystym jÄ™zyku, bo w drodze nikt jej nie towarzyszyÅ‚, wiÄ™c chciaÅ‚a siÄ™ dowiedzieć od wody żywej, czy to już tu.

Nagle odezwał się głos męski. Niedaleko stał Polak, mężczyzna w sile wieku znacznej, porządnie ubrany i mówił po ukraińsku, znaczit krzywdy jej nie zrobi. Wypytał, dziwił się, że ona sama i tak wędruje, a potem niespodzianie rzekł:- ja mam syna i ciebie z nim w małżeństwie zwiążę. A co Marina miała robić? I teraz w opowiadaniu mieszkanki Domu Pomocy Społecznej pojawia się niezgodność dotycząca terminu owego ślubu, ale pozostawmy to w niepamięci. Marina mówiła, że ten jej mąż leniwy strasznie był, nie chciał mieć z nią do czynienia i spał cięgiem w stodole..

NadeszÅ‚a zima. Do okna ktoÅ› stuka. Eee, może gałąź drzewa, albo gÅ‚odny ptak. Nie, to mąż Mariny przemarzniÄ™ty wylazÅ‚ ze stodoÅ‚y i trzÄ™sÄ…c siÄ™ gada, że ogrzać siÄ™ pragnie. Wtedy pierwszy raz wszedÅ‚ do ich małżeÅ„skiego Å‚oża. Nawet przytuliÅ‚ siÄ™ do żony raz, albo dwa. Ale nie, nie, nie, nic miÄ™dzy nimi nie byÅ‚o, zupeÅ‚nie. Przytulenie tylko. Bez żadnych pÅ‚ciowych Å‚Ä…czeÅ„ czy kombinacji. Nic. Marina wie. Potem on przychodziÅ‚ czÄ™sto w mroźne dni. PrzytulaÅ‚ siÄ™ tylko. A potem staÅ‚o siÄ™ tak, że kto wie w jaki sposób, jakim cudem, no Marina nie wie jak: w ciążę ona zaszÅ‚a. A nie miaÅ‚a kontaktów z żadnymi mężczyznami. WiÄ™c jak to wytÅ‚umaczyć? Jak? Teraz opiekunka jej, czy inny sÅ‚uchacz Å›mieje siÄ™: ”niepokalane poczÄ™cie”. Leniwy mąż krzyczaÅ‚:- zdradziÅ‚aÅ› mnie! O ty zdradliwa kobieto na drodze znaleziona. Teść jÄ… obroniÅ‚. ZawiózÅ‚ do lekarza. Potem, gdy mÄ…drzy lekarze zbadali Leniwego, jego krew i inne wydzieliny orzekli, iż to musi być jego dziecko. Uznali, że widocznie, gdy siÄ™ on tak do Mariny przytulaÅ‚ to w wyniku chuci niekontrolowanej wytrysnęło z niego co wytrysnąć miaÅ‚o i wpÅ‚ynęło niekontrolowanie oraz niezauważenie do żoninej intymnoÅ›ci nienaruszonej i życie siÄ™ staÅ‚o. I wszyscy siÄ™ z tym zgodzili, bo lekarze mir wielki naonczas mieli i nie można im byÅ‚o podawać w wÄ…tpliwość ich orzeczenia. UrodziÅ‚a siÄ™ córeczka.

Marina siedzi w swoim inwalidzkim wózku poruszona wspomnieniami i mówi, że tyle wówczas, przed laty nerwów straciła, a bo to na początku ten strach przed wywózką do czyszczenia lasów przez strasznego Stalina nakazany, potem droga przez bezdroża i w końcu za górami lasami Polska posażna, dobra i mająca swoje bogactwo przecudne: wolność. To zdarzenie z dzieckiem w dziwny sposób poczętym, to nic. Ale ja żyję, do tej pory żyję.
I Marina odwożona na obiad, a ten jest o trzynastej godzinie, jeszcze wychyla się zza drzwi futryny, szepce: - żyję, ja żyję i pozostawia za sobą uśmiech szczery i niezwykle tajemniczy.
Nawet, gdy Marina niespodzianie umarła, ten jej uśmiech piękny pozostał. I jej tajemnicza historia zadomowiła się w tym Domu na stale. Albo i dłużej. Na wieki wieków.

A Marina i jej uśmiech i wszystko tajemnicze z nią związane to prawda. Najprawdziwsza jak życie, co minęło, a było.

Lech Galicki