Niedziela 12 Maja 2024r. - 133 dz. roku,  Imieniny: Dominika, Pankracego

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 14.08.07 - 20:46     Czytano: [1650]

Epidemia czerwonej kołowacizny

Z kół zbliżonych do krakowskiego „Tygodnika Powszechnego” wyciekła informacja, że wybitny tropiciel polskiego antysemityzmu, kwiat inteligencji polskiej i zarazem redaktor „Gazety Wyborczej” Adam Michnik, uznał, że nadszedł czas, aby wykazać ciemnogrodowi polskiemu i Polakom w ogóle, że są ciemniejsi niż Murzyni w Afryce. Ponieważ w redakcji „Gazety Wyborczej” uznano powagę sprawy, więc po długich rozważaniach podjęto decyzję, że byłoby najlepiej, gdyby sam Adam M. osobiście zrealizował ten pomysł. Michnik na to odpowiedział: OK. Tej sprawy nie możemy zmarnować.

Trzy dni później wylądował w Bangi, w Afryce Środkowoafrykańskiej. I zaczął pracować. Napotkał wreszcie miejscowego kacyka i pyta:
- Jak tam u was z kwestią antysemityzmu?
- Z tym bardzo źle – odpowiada kacyk – ciągle wkoło im tłumaczę, że Żydzi też ludzie, ale to nie pomaga: nie chcą jeść...
I Michnika też nie ruszyli. Ponoć życie redaktorowi „GW” uratował przez pomyłkę o. Tadeusz Rydzyk, który poprzez rozgłośnię toruńską uprzedził afrykańskich kacyków, że Adam Michnik był parę razy ogłoszony przez amerykańskich rabinów „Żydem Roku”.
Osobiście nie lubię zabierać głosu w sprawach polityki, ale tutaj uważam, że o. Rydzyk nie powinien był się wtrącać. A jeśli już nie mógł się powstrzymać, to powinien przynajmniej wiele razy rzecz przemyśleć. Gdyby bowiem nie interwencja o. Rydzyka i rozgłośni toruńskiej, mielibyśmy o jednego szamana w Polsce mniej. „Ozdabialiby” tylko polski krajobraz Tadeusz Mazowiecki z Bronisławem Geremkiem.

Szamani Jasnogrodu
Z tymi szamanami, to też nie bardzo jasna sprawa. Kiedy tygodnik „Wprost” (z 27 maja 2007) ogłosił na pierwszej stronie „Koniec Szamanów”, ludzie – tłumacząc sobie to na język codzienny – odczytali: „Koniec Żydogrodu”, przepraszam, miałem na myśli – „Koniec Jasnogrodu”.
Mając na uwadze fakt, że tygodnik „Wprost” został utworzony po „okrągłym stole” przez frakcję polskich Chamów w łonie PZPR, jako przeciwwaga dla „Polityki”, wydawanej przez frakcję polskich Żydów. W tym kontekście łatwiej zrozumieć, dlaczego w redakcji tygodnika „Polityka” dla polskiej inteligencji postępowej (dzisiaj zwanej „liberalną”) zawrzało: - Nie można dopuścić do tego, aby twardogłowe pozostałości po PZPR-owskim betonie deptały nam po odciskach. Trzeba ogłosić „Koniec Oszołomów”. Niech sobie Chamogród nie myśli, że my, ot tak, przejdziemy sobie obojętnie nad tym do porządku dziennego. Pluć w twarz, to my wam, ale nie wy nam! – ryknął Andrzej K. Wróblewski.

„Obóz nadziei”
Powrotną drogę z Afryki do Polski Adam Michnik odbył przez USA i Nowy Jork, gdzie uroczyście ogłosił wszem i wobec, że w Polsce trwa szeroko zakrojone polowanie na czarownice. Tekst wystąpienia redaktora „Gazety Wyborczej” zamieszczony został w „New York Reviev of Books” w czerwcu br., gdzie nasz wybitny tropiciel polskiego antysemityzmu i ksenofobii, poinformował różne gremia amerykańskie, a głównie żydowskie, że w dzisiejszej Polsce, po przejęciu władzy przez Kaczogród, toczy się zacięta walka, w której tłuką się ze sobą dwa obozy: Polski „obóz zemsty” z „obozem nadziei”.
Adam Michnik należy, co oczywiste, do „obozu nadziei”. Zresztą do tego obozu, z natury rzeczy, należą obie frakcje postPZPRowskie, to jest Żydy i Chamy – jakby to powiedział Witold Jedlicki.
Każdy przestępca, złodziej czy gangster, morderca czy gwałciciel, zawsze żyje nadzieją, że mu uda się wymigać od zasłużonej kary. W tym sensie Michnik niczego nowego nie odkrył. PZPR-owski Żydogród i Chamogród żyją nadzieją, że uda się im uniknąć odpowiedzialności karnej za kolaborację z okupantem bolszewickim, za zacofanie gospodarcze kraju i za udział w zbrodniach dokonanych na Polakach w okresie pełnienia w Polsce przez czerwoną stadninę dyktatorskich rządów z moskiewskiego nadania.
Natomiast polski „obóz zemsty”, to ci wszyscy, którzy domagają się ujawnienia czerwonych zbrodniarzy i przestępstw przez nich dokonanych, napiętnowania ich i ukarania.
Z tą „Polską zemsty”, to też jest duży problem. Bo w naszym kraju jest dużo ludzi, którzy potrafią sobie bardzo lekko przeskakiwać z „Polski nadziei” do „Polski zemsty”, jak dzieciaki z jednej piaskownicy do drugiej.

Opiekun duchowy watahy liberalnej
Były ambasador Izraela w Polsce, Szewach Weiss, określił na łamach tygodnika „Wprost” (z 22 lipca br.) wiadome wystąpienie o. T. Rydzyka, jako „oburzające”. A swoje oburzenie podparł tym, że prezydent tyle dobrego zrobił, żeby Polska była krajem dla Żydów. Zaś obecny ambasador Izraela, Dawid Peleg, pełniący jednocześnie opiekę duchową nad watachą polskich środowisk liberalnych, aby nie wystąpiło u nich jakieś odchylenie, wezwał Polskę i polski kościół do potępienia o. T. Rydzyka za – jak to określił – „najbardziej antysemickie wystąpienie” od 1968 roku, kiedy to PZPR-owski Chamogród pogonił PZPR-owski Żydogród w walce o lepszy dostęp do koryta.
Jeżeli chodzi o Izraelitów, to nie ma co im się dziwić. Oni od zawsze wiedzą najlepiej, co mówią, co czynią i jakie z tego będą skutki w przyszłości. Gorzej, że do tego chóru przyłączyli się bezkrytycznie pewni księża i niektórzy biskupi katoliccy.

Jak już wspomniałem wcześniej, afiszują się oni w Polsce jako duszpasterze „Polski nadziei”, czyli kwiaciarni polskiej inteligencji postępowej, wyrosłej na sztucznym nawozie KPPowsko-PZPRowskim. Biskup Pieronek, na przykład, zawyrokował na łamach „Wprost” (22 lipca 2007), że „słowa o. Rydzyka padły podczas wystąpienia publicznego, dlatego podlegają prawu karnemu”. Zaraz przy tym wyraził zadowolenie: „Dobrze, że sprawą zajęła się prokuratura”. Innymi słowy: Biskup Pieronek ucieszył się, że będzie sprawa karna; że o. Rydzyk zostanie przykładnie ukarany... Aż chciałoby się tutaj zapytać, jak się to ma do „... i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy...” i do obowiązującego katolików stosowania miłości bliźniego i nadstawiania drugiego policzka wobec ludzi postkomunistycznej stadniny, do czego tak mocno nawołuje między innymi on od czasu „okrągłego stołu”. Czy zasady postępowania chrześcijańskiego obowiązują tylko w jedną wybraną stronę? Czy tylko katolicy (chrześcijanie) mają nastawiać się do bicia?

Nie wiem, czy bp Pieronek jest na tyle trzeźwy, żeby był zdolny pojąć, iż domagając się ukarania o. Rydzyka, za to, że coś gdzieś tam powiedział (a nie zamordował, nie pobił, nie ukradł) – uplasował się w tej chwili w michnikowskiej „Polsce zemsty”.

Bartoszewski zwariował
Najwięcej chyba zamieszania w związku z o. T. Rydzykiem narobił w postkomunistycznej kwiaciarni były minister spraw zagranicznych III RP, zwanej PRL-em bis. Mowa tu oczywiście o Władysławie Bartoszewskim, któremu kwiaciarnia podrzuca uparcie przed nazwisko litery „prof.”, żeby wyglądał na zewnątrz bardziej intelektualnie i autorytatywnie.

A sprawa ma się tak: Były minister spraw zagranicznych został poproszony przez pismo „Przekrój” (z 19. lipca br.) – jasne, że należące do tej samej stadniny – o wypowiedzenie się w sprawie obrażania prezydenckiej pary. W rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zalewską powiedział między innymi: ”- Mam swoje zdanie na temat polityki prezydenta, ale nigdy publicznie nie zamierzam krytykować głowy państwa przez szacunek dla instytucji. Nigdy nie usłyszy pani ode mnie nic, co dyskredytowałoby prezydenta. Uważam to za grubiaństwo i chamstwo.”
Taka autorytatywna wypowiedź jednej z ikon Żydogrodu wywołała zrozumiałe zaniepokojenie w kwiaciarni inteligencji polskiej, a szczególnie w „Gazecie Wyborczej” i krakowskim „Tygodniku Powszechnym”.
Jak odbiorą to teraz ludzie, widząc codziennie bezmiar grubiaństwa i chamstwa wyłażącego właśnie z ośrodków opanowanych przez czerwoną stadninę. Wystarczy wziąć do ręki nie tylko „Gaz. Wyb.”, ale i inne tego samego autoramentu tuby propagandowe, jak chociażby polskojęzyczny „Newsweek”, „Angorę”; posłuchać ichnich rozgłośni radiowych, lub popatrzeć na telewizję postPRLowską, by zauważyć skąd wylatuje najwięcej obelg pod adresem braci Kaczyńskich; skąd na nich wylewa się najwięcej pomyj. Ludzie przecież widzą i słyszą, jakie siły i gremia nie przebierają w środkach, aby zdyskredytować obecnego prezydenta i rząd w Polsce. Krótko mówiąc musieli pomyśleć: „Bartoszewski nas odkrył”. Problem zatem leży w tym, jak zachowają się teraz, po wypowiedzi znanego autorytetu, masy polskie. Nic dziwnego zatem, że zimny pot oblał wielu czołowych przedstawicieli obozu „Polski nadziei”.
W kwiaciarni postPZPRowskiej uznano wypowiedź Bartoszewskiego za nieszczęśliwą. Były minister popełnił kardynalny błąd. Zaczęto dociekać, czy był to błąd świadomy, czy nieświadomy. Rozmowa na ten temat mogła wyglądać i tak:
- A może Bartoszewski doznał zachwiania ideowego? – zagadnęła Helena Łuczywo z redakcji „Gazety Wyborczej”.
- Jeżeli to prawda, co mówisz, to mamy tu do czynienia z przejawem odchylenia nacjonalistycznego – dodał redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”. Józefa Hennelowa z redakcji „Tygodnika Powszechnego”, mając jak zawsze swój słuszny kobiecy pogląd, wyraziła zdanie, że starość nie radość i Bartoszewskiemu mózg też więdnie. Tadeusz Mazowiecki, który zna doskonale ministra Bartoszewskiego z czasów, kiedy byli razem u władzy, nie zgodził się z tymi opiniami przypominając, że ludzie mogą w każdej chwili zwariować. I jako przykład podał naród polski, który zwariował i nie wybrał go na prezydenta III RP zwanej PRL-em Bis. Adam Michnik dodał jeszcze, że trudno mu przyjąć do wiadomości, że Bartoszewskiemu zwykła szajba odbiła. Kres spekulacjom położył europoseł Bronisław Geremek, który udzielił pełnego poparcia Mazowieckiemu. I w taki to sposób zapadła decyzja, żeby Bartoszewskiego poddać badaniom psychiatrycznym.
Zadanie zbadania stanu zdrowia umysłowego byłego ministra spraw zagranicznych powierzono wybitnemu specjaliście w tej dziedzinie, naczelnemu psychiatrze PRL-u Bis, który przed paru laty dokonał epokowego odkrycia istnienia w Polsce dość pokaźnej grupy „psycholi od Rydzyka”, doktorowi honoris (horroris?) causa Lechowi Wałęsie, występującemu czasami, ze względu na swoją wrodzoną skromność, pod pseudonimem „Bolek”.

Epidemia czerwonej kołowacizny
Do zbadania stanu zdrowia psychicznego u W. Bartoszewskiego nie doszło za sprawą urzędującego w Polsce (dzisiejszej A.D. 2007) ambasadora Izraela, Dawida Pelega, który nie miał czasu na zabawianie się w jakieś tam badania lekarskie. Ambasador zażądał od władz polskich i polskiego kościoła natychmiastowego potępienia antysemityzmu w wydaniu o. Tadeusza Rydzyka.
Zmuszone w ten sposób do szybkiej reakcji władze polskie poleciły ministrowi zdrowia, prof. Relidze, zbadanie w trybie przyśpieszonym, o co w tym szumie chodzi i wydanie w tej sprawie komunikatu, przedstawiającego stanowisko państwa polskiego. Na zwołanej konferencji prasowej minister zdrowia, profesor Religa, oznajmił zebranemu gremium, że według informacji, jakie do tej chwili do niego napłynęły, dało się ustalić, że w obozie postkomunistycznym wybuchła epidemia czerwonej kołowacizny. I że jest to konsekwencją niedostatecznego zwalczania przez państwo polskie złośliwego wirusa, przywleczonego swego czasu do Polski przez armię sowiecką i Komunistyczną Partię Polski.
Gniazdo epidemii jest bardzo trudno zlokalizować, ponieważ obóz ten po 1989 roku stale zmienia kostiumy i barwy ochronne, dzieli się i znowu łączy, aby zatrzeć za sobą ślady. Do czasu „okrągłego stołu” i popijawy w Magdalence, występował pod nazwą PZPR. Potem stale zmieniał opakowania i przylepiał coraz bardziej rzucające się w oczy etykiety, aby skutecznie ukryć się w społeczeństwie. Obecnie podzielił się na pięć pomniejszych stadek i zaczął występować pod nazwami SLD-SdPL-PD-UP-PO. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że cztery pierwsze z nich są w trakcie przyjęcia nowej formy, zwanej LiD-em. (nie mylić ze znaną siecią niemieckich sklepów „LiDL”). A piąte stadko, czyli „PO”, które nie połączyło się z LiD (zostało na zewnątrz), ma służyć jako koło ratunkowe.
Inną trudnością jest to, że czynione przez władze próby powstrzymania rozwoju epidemii, napotykają w wielu regionach na opór społeczny. Dużo jest jeszcze w Polsce ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy ze skali zagrożenia społecznego, jakie niesie za sobą ten typ epidemii. Ta mała świadomość zagrożenia jest konsekwencją intensywnej i KPP-owsko pojmowanej akcji oświatowej, prowadzonej w społeczeństwie przez ostatnich 17 lat przez kwiat inteligencji polskiej i wybitnych intelektualistów, kopniętych w mózg najpierw przez Hegla a potem przez Stalina i zarażonych w/w wirusem, który na dodatek ma tę właściwość, że jest niemal we wszystkich przypadkach dziedziczny.
- W tej chwili – zapewnił prof. Religa – władze polskie są na dobrej drodze, aby rozwój epidemii czerwonej kołowacizny skutecznie powstrzymać. Zostały podjęte wszelkie środki ostrożności. Utworzono specjalną komisję sejmową na wniosek Samoobrony. Powołano sztaby lokalne w terenie. Pełna mobilizacja sił jest w toku. Otrzymaliśmy też optymistyczną wiadomość, że znana rozgłośnia toruńska, na czas walki z epidemią czerwonej kołowacizny, powstrzyma się od niesienia ludności posług duchowych, a siły swe skupi na niesieniu pomocy medycznej i na doradztwie lekarskim.
Na koniec minister zdrowia zaapelował do społeczeństwa, aby nie stwarzało władzom dodatkowych trudności i tym samym nie przyczyniało się do opóźniania procesu zlikwidowania epidemii. Nie ma zatem powodu do paniki. Wszystko idzie w dobrym kierunku.

Władysław Gauza
Polskie Jutro

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

12 Maja 1926 roku
Przewrót majowy Józefa Piłsudskiego. Marszałek z popierającymi go oddziałami wkroczył do Warszawy.


12 Maja 1935 roku
Zmarł Józef Piłsudski polski polityk, działacz niepodległościowy, marszałek Polski (ur. 1867)


Zobacz więcej