Środa 15 Maja 2024r. - 136 dz. roku,  Imieniny: Dionizego, Nadziei, Zofii

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 01.03.08 - 21:20     Czytano: [3029]

Ćwiąkalski - czyli...

prawdziwe oblicze rządu



Kokieteryjnie niedogolony, luzacka poza, pochopne wypowiedzi wypowiadane z maską olimpijskiego spokoju i samozadowolenia, dzięki którym stał się w mediach Uzbekistanu dyżurnym obiektem kpin jako profesor prawa -minister-błazen. A właściwie taki sympatyczny błazenek. Można też odnieść wrażenie, że jest lansowany, zwłaszcza przez dziennikarzy koncernu ITI (TVN et consortes) jako taki trochę zdezorientowany, ale dobrej woli i zupełnie niezły fachowiec.

Tymczasem... Fakty wydają się wskazywać na zupełnie co innego. Strojący maskujące medialne pozy wyrachowany przedstawiciel interesów świata przestępczego? Postać w obecnym rządzie niezwykle ważna i wykonująca kluczowo ważną robotę dla kręgów poparcia, które wykreowały rząd “Premiera miłości”. Co do samego premiera, już jeden z pierwszych świadków koronnych w historii PRL-bis, który przed 6 laty umożliwił oskarżenie pruszkowskiej mafii, zeznawał, że nijaki Pershing pożyczał Donaldowi Tuskowi kilkaset tysięcy dolarów na kampanie wyborcze i że człowiekiem zaufania w polityce tejże mafii był właśnie pan “Donek”. Pan prokurator dziwnie jednak nie poszedł tym tropem...
Fakty, zaznaczmy, że nie wszystkie je znamy, dotyczące faktycznej działalności ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego - są dość zdumiewające.

Pierwsze i ewidentne przestępstwo nowego ministra sprawiedliwości to sfałszowanie informacji o dochodach i posiadanym majątku, które jest zobowiązany złożyć przed objęciem funkcji publicznej. Takie rozwiązanie prawne jest w krajach prawa powszechne. Służy nie tylko ujawnieniu majątku - by ktoś nie podejrzewał, że wskutek sprawowania urzędu tajemniczo się on powiększył, ale przede wszystkim ma chronić społeczeństwo przed niejasnymi powiązaniami i zależnościami finansowymi. Przepis ten jest w Uzbekistanie notorycznie łamany. Uczciwych deklaracji majątkowych nigdy nie złożył np. Lech Wałęsa czy Aleksander Kwaśniewski (odnośnie “Olka” dowcipnie to skomentował nijaki Józef Oleksy, aczkolwiek – jak to polityk z lewizny - na szczerość zdobył się dopiero nieźle “nawalony”). Ale i Hajeczka Grundbaum (używa nazwiska Hanna Gronkiewicz-Waltz) nie zdołała w terminie złożyć informacji o dochodach współmałżonka, a potem tłumaczyła się, że coś tam zapomniała wpisać, bo przecież mąż “nie prowadzi działalności gospodarczej w Warszawie, tylko w innej miejscowości”. Śladem ewidentnych oszustw przy deklarowaniu swego majątku nie idą oczywiście żadne postępowania prokuratorskie – co znowu jest ewenementem na skalę Światową. Dodajmy, że wymóg prawny oświadczenia o posiadanym majątku, jest obciążony pełną odpowiedzialnością karną jak za składanie fałszywych zeznań. Art. 233 §1 polskiego Kodeksu Karnego głosi:

Kto składając zeznanie w postępowaniu sądowym lub w innym postępowaniu na podstawie ustawy zeznaje nieprawdę lub zataja prawdę podlega karze więzienia do lat 3.

Ponieważ minister winien złożyć takie oświadczenie przed objęciem urzędu - ponosi za przestępstwo w tym zakresie “zwykłą” odpowiedzialność karną, a nie przed Trybunałem Stanu. I tu dochodzimy do paradoksu prawnego ustroju III RP - bo jeżeli takie fałszywe zeznanie złożył minister sprawiedliwości, który jest zarazem służbowym szefem prokuratury – to jak niby jakiś pan prokurator ma mu postawić zarzut? (To nie USA, gdzie prokuratorów wybiera się w oddzielnych wyborach.) W Polsce, jak za PRL-u, łamanie prawa przez rząd ma kontrolować prokuratura zarazem temu rządowi podległa... Czujmy ten absurd i pamiętajmy o nim.
A co takiego “zapomniał” pan minister Ćwiąkalski wyćwiąkać w swoim oświadczeniu majątkowym? Ano zapomniał o dochodach z praktyki adwokackiej na sumę miliona złotych - sumę jak na PRL-bis niebotycznie dużą. Potem pan minister tłumaczył się, że te dochody osiągnął w 2006 roku - więc uważał, że obejmując funkcję w 2007 nie musi ich ujawniać. Z czego, jak wynika z żelazną logiką, jeżeli człowiek dorobił się pieniędzy czy majątku w 2006 - to przecież oczywiste, że w 2007 już ich nie ma? Prawda? Ciekawe, co by powiedział amerykański fiskus, gdyby podatnik stwierdził, że w grudniu 2006 wprawdzie zarobił okrągły milionik, ale w kwietniu o nim zapomniał, bo to było “w ubiegłym roku”. Hic abderus! Ale jeszcze ciekawsze są składowe tego “milionika”. Wiadomo niewiele, a jedyna pewna wiedza, jaką mamy, to to, że w skład tej sumy wchodzą honoraria od Ryszarda Krauzego i Marka Dochnala. Ale kto jeszcze był klientem pana Ćwiąkalskiego? Wiadomo, że np. Dochnalowi pan minister, wtedy jeszcze profesor adwokat, sporządził korzystną dla niego opinią prawną. Ale
to była tylko jedna opinia. Czy listy tajemniczych klientów Ćwiąkalskiego mamy domyślać się po uchylonych nakazach aresztowania (Krauze), wypuszczeniach z aresztu i umorzonych sprawach? Tu na marginesie należy dodać, że niezmiernie dziwne jest uchylenie aresztu członkom tzw. gangu obcinaczy palców, a zwłaszcza tłumaczenie pani sędziny B. Piwnik, że zwolnieni dwaj członkowie tego gangu wprawdzie do niego należeli, ale to akurat nie ci, co te palce obcinali. Jeszcze zabawniejsze jest, że po wyjściu na wolność dotkliwie pobili policjantów, którzy ich aresztowali. Skąd ta pewność siebie u gangsterów?

Nigdy w historii nie zdarzyło się, że adwokat i prawny reprezentant (i jak widać wysoko opłacany) stron podejrzanych o bardzo poważne przestępstwa w postępowaniach prokuratorskich, które się toczą - zostaje powołany na... zwierzchnika prokuratury! Rząd “Premiera Miłości” pobił tu absolutny rekord świata! Coś takiego nie zdarzyło się nigdy, nawet w krajach afrykańskich czy latynoskich! Tylko czemu pan Tusk tak jakoś z dumą się nie chwali tym światowym ewenementem?!
Lista niekoniecznie ujawnianych opinii publicznej decyzji ministra Ćwiąkalskiego przez osławionych dziennikarzy koncernu ITI (Olejnik, Sekielski, Morozowski et tutti quanti - coś tam bąkną na marginesie, żeby nie było, że nic nie mówili, ale o co chodzi lub choćby w miarę pełnej informacji nie powiedzą) i to decyzji w najwyższym stopniu skandalicznych (czy jak kto woli jawnie przestępczych), jest długa.
Podajmy przykłady.

Czystki w prokuraturze. Zwolnienie czterech prokuratorów apelacyjnych i jednego okręgowego. Nowi prokuratorzy już w terenie robią swoje “lokalne” czystki. Dobrym przykładem jest prokuratura w Katowicach. Mianowana przez Ćwiąkalskiego nowa prokurator apelacyjna Iwona Palka już pierwszego dnia swego urzędowania odwołała swoich zastępców, naczelników wydziałów oraz prokuratora okręgowego.

Nominacje. „Wraca na stanowiska i awansuje najgorszy chwast” (określenie Ludwika Dorna). Przykładem były komendant policji Kornatowski (ten z prezentowanych w mediach rozmów z podsłuchu, że ka... i chu... i że nie rozumie grypsu) – ma wrócił na stanowisko prokuratora apelacyjnego.

Szereg skandalicznych decyzji procesowych. Na przykład były minister Kaczmarek, pupil Krauzego, wystąpił z prywatnym aktem oskarżenia przeciwko prokuraturze i uzyskał w prokuraturze, która go ściga, status pokrzywdzonego - po czym mógł się dowolnie zapoznawać z aktami śledztwa, które jest przeciwko niemu prowadzone. Kolejny ewenement na skalę światową!
Inny skandal: ujawnienie prezydentowi Olsztyna (SLD) personaliów kobiet, które go skarżą o molestowanie seksualne. Prokuratura nie ma sobie nic do zarzucenia “ale może powinniśmy być bardziej powściągliwi”. Ha, ha, ha...Podobnych przykładów w różnych mniej znanych sprawach – ile jest? Kilkadziesiąt, kilkaset? Takie sobie, ot, ujawnienie akt śledztwa wielce prawdopodobnemu przestępcy, żeby sobie wiedział, kto na niego zeznaje, i co prokuratura na niego ma?

Umorzenia spraw i matactwa w prowadzeniu spraw. Jest tego. tysiące. W tej kategorii należy umieścić też uchylenia decyzji np. o tymczasowym aresztowaniu, vide: Ryszard Krauze. Ale najbardziej groźna w tej grupie kategoria przestępstw to matactwa prokuratorskie mające doprowadzić do celowego umorzenia wielu kluczowo ważnych spraw. Od czasów afery FOZZ, przewlekanie, odwlekanie, zmienianie składów sędziów czy prokuratorów - jest tu dobrą taktyką, aż sprawa się przedawni lub zostanie tendencyjnie zamknięta.
Dobrym przykładem są Katowice. Wszyscy prokuratorzy prowadzący kluczowo ważne sprawy np. tajnych kont polityków lewicy, mafii węglowej czy sprawę śmierci górników w kopalni “Halemba” – zostali odsunięci i oddelegowani do tzw. pracy papierkowej w biurze postępowań sądowych.
Innym dobrym przykładem jest sprawa tzw. afery wekslowej “Trójkąta Buchacza”. Według “Naszego Dziennika” prof. Zbigniew Ćwiąkalski był pełnomocnikiem jednej z firm podejrzanych o próbę wyłudzenia znacznych kwot na podstawie sfałszowanych weksli. Prokurator prowadzący sprawę został natychmiast po objęciu funkcji ministra przez Ćwiąkalskiego odsunięty od sprawy. A co się dzieje w terenie, bez komentarza. POLiD-owskie aferały załatwiają swoje ciemne interesy i gwarantują sobie bezkarność. Ale to nie koniec działalności firmy Ćwiąkalski. Nie mniej skandaliczne są:

Projekty ustaw. To, co proponuje Ćwiąkalski w zakresie “uniezależnienia prokuratury od polityki” czyli szumnie mącąca w głowie kampania dziennikarzy ITI na rzecz rozdzielenia stanowisk Prokuratora Generalnego i Ministra Sprawiedliwości – to nic innego jak oddanie prokuratury w Race poststalinowskich klanów prawniczych – już poza wszelką kontrolą. A Prokuratora Generalnego niby mianować miałby Pan Prezydent, spośród dwóch kandydatów zaprezentowanych przez Krajową Radę Prokuratorów. Zaś o przyjęciu do zawodu prokuratora decydowaliby “sami prokuratorzy”. Nie mniej hecne są propozycje pana Ćwiąkalskiego w zakresie egzaminu aplikacyjnego. Miałby być jeden egzamin z wiedzy prawniczej, a liczba zdobytych punktów decydowałaby o możliwości wyboru aplikacji np. kto zdobyłby 140 punktów mógłby być radcą, a na notariusza potrzeba by było 270 punktów itd.
Odnośnie tego egzaminu przypomnijmy, że do 2005 roku obowiązywał w Polsce tzw. egzamin korporacyjny. Aby zdali “sami swoi” korporacje adwokackie czy inne prawnicze wprowadzały tzw. pytania z wiedzy ogólnej np. “Kto namalował obraz “Szał”?” lub “W którym roku papież był na górze Św. Anny?” Punkty za te pytania liczyły się tak samo, jak punkty za pytania o wiedzy prawniczej - i wystarczyło znać pytania “z wiedzy ogólnej” tuż przed egzaminem... A “sami swoi” znali... Zerwał z tym minister Ziobro i w miejsce egzaminów korporacyjnych wprowadził egzaminy państwowe bez pytań z “wiedzy ogólnej”. Tym sposobem od 2005 roku na aplikację radcowską czy adwokacką dostawał się co drugi student - co wyraźnie nie podoba się panu Ćwiąkalskiemu, który wprost powiada, że nie potrzeba nam wielu prawników, ale “dobrych prawników”. Przypomnijmy, że w Polsce w przeliczeniu na liczbę mieszkańców jest adwokatów 10 razy mniej niż w Holandii. No i pan Ćwiąkalski jest zwolennikiem poglądu, że prawnik powinien reprezentować swoją osobą odpowiedni “poziom” wiedzy ogólnej.
Dodajmy do tej radosnej twórczości w zakresie projektów prawnych nowego ministra “sprawiedliwości”:

Wycofanie się z szeregu projektów, i to już praktycznie gotowych aktów prawnych, np. elektronicznego monitoringu skazanych. Dobre i powszechnie stosowane rozwiązanie np. odnośnie zwolnionych warunkowo. A po co polskiej policji wiedzieć, co taki przedterminowo zwolniony robi, prawda?
Ale myślałby kto, że ekipa “Premiera Miłości” to emanacja pseudo elit aferalno-przestępczych tzw. III RP, tych elit sługus interesów itp. Z ważnym członkiem nowego rządu ministrem Ćwiąkalskim na czele. O nie! Jak ogłosiły Dyżurne media Uzbekistanu ustami swoich złotoustych dziennikarzy - pan Ćwiąkalski będzie ścigał groźnego przestępcę! A kogo? Jana Kobylańskiego, Prezesa USOPAŁ!
Pan minister zażądał od IPN-u akt sprawy Jana Kobylańskiego i nie może się pogodzić z odmową wszczęcia postępowania przeciwko twórcy jednej z największych i najbardziej zasłużonych organizacji polonijnych. Bo jak to tak? Taki szmalcownik? Warto dla ilustracji problemu zacytować artykuł pana Rafała Klinuszki “Błąd w metodzie”, gdyż do tej pory lepszy opis “sprawy” Kobylańskiego nie powstał (cytat za “Kurierem Codziennym”, Chicago 2.X.2007 r.): „Tu może warto Państwu czytelnikom przypomnieć, co za rewelacje zawierały w rzeczywistości archiwa IPN.
Otóż w 1947 roku zeznania obciążające Stanisława Kobylańskiego, ojca Pana Jana i jego syna Janusza (pan Jan Kobylański do czasu przyjazdu do Ameryki Łacińskiej używał imienia Janusz) złożyła nijaka Leokadia Sarnowska. Sama ta cna kobita zajmowała się płatnym pomaganiem Żydom. Rzekomo na początku 1943 roku panowie Kobylańscy mieli wydać Gestapo Żydowską rodzinę Szenkerów- Barskich (wcześniej wg tej kobity pobrali od nich ciężkie pieniądze przekazane podobno przez Sarnowską za wyrobienie “polskich dokumentów”). Pośrednikiem w tej sprawie miała być właśnie Sarnowska, dobrze znająca rodzinę Szenkerów. Tylko, jak przyszło co do czego, to cna pani Leokadia nie potrafiła podać daty, kiedy niby to się stało. Do kryjówki Szenderów przybył podobno gestapowiec i aresztował ich. A po aresztowaniu przekazał ich polskiemu granatowemu policjantowi, który ich wypuścił. Słyszeli Państwo coś takiego? W dodatku jako adres państwa Kobylańskich imć pani Leokadia podała ulicę Wspólną. A Janusz (późniejszy Jan Kobylański) nigdy tam nie mieszkał. I mógł to niezbicie udowodnić poprzez brak wpisu do książki meldunkowej. (W czasie wojny każdy musiał być zameldowany w miejscu, gdzie mieszkał, gdyż inaczej nie mógł dostać kartek na żywność.) Dokładniej przepytana Sarnowska nie potrafiła nawet podać imion Szenkerów. Zeznania Sarnowskiej potwierdzał tylko jej konkubent. Mimo poszukiwania tajemniczej rodziny Szenkerów-Barskich (UB oczywiście wdrożyła intensywne śledztwo) lub chociażby jakichkolwiek ich krewnych (UB poszukiwała jakiegokolwiek śladu tej rodziny m.in. poprzez gminy żydowskie) - niestety nie natrafiono na najmniejsze potwierdzenie, że taka rodzina w ogóle istniała.
W końcu nawet UB potraktowała wymysły Sarnowskiej jak to granatowy wypuścił Żydów przekazanych mu do eskortowania przez gestapowca (samotnie zapuszczającego się w głąb polskiej dzielnicy by aresztować żydowskie małżeństwo) - za wierutne wymysły osoby, która próbuje odwrócić uwagę od swojej niejasnej przeszłości. Sprawę umorzono... w 1954 roku! Z powodu nie stwierdzenia zarzucanych przez skarżących czynów i niewiarygodności jej zeznań! Sprawa jako umorzona (czyli nie istniejąca prawnie) nie mogła też być objęta amnestią z 1956 roku!
No i pan Jan Kobylański miałby niezaprzeczalną trudność w wydawaniu Szenkerów Niemcom. W tym samym czasie był akurat więźniem Pawiaka, potem Auschwitz... Nikt nigdy nie obalił dowodowo faktu, że od jesieni 1942 pan Kobylański był sam hitlerowskim więźniem...”
Kampania oszczerstw przeciwko panu Janowi Kobylańskiemu nie ma sobie równych w całej, już 19 letniej historii Uzbekistanu, zwanego III RP. Dziennikarze Wybgazety i koncernu ITI prześcigali się w stekach fałszu wylewanego na głowę człowieka, o którym Jan Paweł II mówił, że jest najlepszym “arcy-ambasadorem Polski w świecie”. Nawet odmowa wszczęcia postępowania przez IPN została przedstawiona przez prezesa tej instytucji w sposób szkalujący, bo wyeksponowano wątek, że “...przypadki szmalcownictwa, które nie zakończyły się śmiercią, objęła amnestia z 1956 roku”. A co to miało do rzeczy?! Oczywiście w tej kampanii oszczerstw popełniono niewyobrażalne przestępstwa pomówienia i zniewagi. Ale nie tylko. Jak pisał Rafał Klimuszko, w sprawie szkalowania pana Jana Kobylańskiego popełniano nie tylko przestępstwa pomówienia i zniewagi, ścigane z oskarżenia prywatnego, ale i poważne przestępstwa, które prokuratura ma obowiązek ścigać z urzędu: “ Takich przestępstw, które powinny zostać podniesione jest co najmniej trzy.

Pierwszym jest zarzut fałszowania dokumentów. Można go bez problemu postawić redaktorowi Lizutowi z - jakżeby inaczej - “Gazety Wyborczej”. Pozwolę sobie przypomnieć, jak brzmi odnośny artykuł z Kodeksu Karnego:
Art. 271 § 1: Kto, w celu użycia za autentyczny podrabia lub przerabia dokument lub takiego dokumentu jako autentycznego używa, podlega karze… (nawet pozbawienia wolności do lat 5). Chodzi o to, że pan redaktor Lizut publikował dokumenty dotyczące obozowej ewidencji Pana Jana (m.in. więźnia obozów koncentracyjnych Auschwitz i Dachau), twierdząc, że pan Kobylański sfałszował swoją “przeszłość obozową”, bo na dokumencie istnieje inny rok urodzenia, niż rok urodzenia Pana Jana. Zarazem pan Lizut zataił przed czytelnikami adnotację na odwrocie dokumentu świadczącą o pomyłce we wpisanym roku (1919 zamiast 1923). Tym sposobem pominął część treści dokumentu, czyli faktycznie bez tej adnotacji używał “przerobionego” dokumentu ogłaszając go w GW jako autentyczny i jako dowód na to, że Pan Jan nigdy w żadnym “konzentration lager” nie był i fałszywie przypisuje sobie kombatancką przeszłość. Przestępstwa przeciwko autentyczności dokumentów są jak najbardziej ścigane “z mocy prawa”. Panu Lizutowi et consortes można jeszcze postawić zarzut wielokrotnego poświadczenia nieprawdy mogące mieć skutki prawne: Kto poświadcza nieprawdę w piśmie mającym znaczenie co do skutków prawnych… - prokuratura ma obowiązek reagowania na informacje prasowe opisujące popełnienie przestępstw. Tu dochodzimy nie tylko do fałszowania dokumentów, ale do drugiej, niezmiernie istotnej grupy przestępstw, które wobec pana Jana Kobylańskiego podejmowano i to systematycznie.

Drugą całą grupą zarzutów są przestępstwa ujęte w polskim Kodeksie Karnym w rozdziale: Przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości. Pozwolę sobie zacytować trzy artykuły:
Art. 235: Kto poprzez tworzenie fałszywych dowodów lub inne podstępne zabiegi kieruje przeciwko określonej osobie ściganie o przestępstwo… podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
A w wypadku pana Kobylańskiego do postępowania w pionie Śledczym IPN z oskarżeń o wydanie rodziny żydowskiej Gestapo doszło…
Art. 236 § 1: Kto zataja dowody niewinności osoby podejrzanej o popełnienie przestępstwa…, podlega karze… pozbawienia wolności do lat 2.
Art. 238 Kto zawiadamia o przestępstwie…, wiedząc, że przestępstwa nie popełniono, podlega karze…


Publikacja prasowa o przestępstwie jest również formą inicjowania postępowania prokuratury - i tak co najmniej raz w sprawie Pana Jana się stało (dochodzenie IPN po publikacjach prasowych). Pozwolę sobie nie dodawać żadnego więcej komentarza.
I wreszcie - najważniejsze. Art. 231 § 1 Kodeksu Karnego. Kluczowe zabezpieczenie prawne w Polsce przed urzędniczą samowolą.
Funkcjonariusz publiczny, który nie dopełnia swoich obowiązków lub przekracza swoje uprawnienia, działając na niekorzyść interesu prywatnego lub publicznego, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech.
Drastyczne przestępstwa z art. 231 § 1 kk przeciwko Janowi Kobylańskiemu popełniło przynajmniej trzech bardzo wysokich urzędników państwowych. Minister Sprawiedliwości Andrzej Kalwas. Publicznie zarzucał panu Kobylańskiemu zbrodnię ludobójstwa, zapowiadał szybkie wystąpienie z wnioskiem o ekstradycję i miał nadzieję, że Paragwaj wniosek taki uwzględni. Najbardziej “czerwony” z dotychczasowych prezesów IPN: Leon Kieres. Publicznie twierdził, że odnaleziono w IPN dokumenty niezbicie dowodzące, że Kobylański wydawał Żydów “gestapowcom na śmierć”. Razem z Jarosławem Gugałą podniecali się w audycji Polskiego Radia Program I z dnia 23.III.2005 roku (godzina 15.45, Magazyn “Z pierwszej ręki”), że “odnalezione akta” z pewności wystarczą do ekstradycji: “ Tak, tak, to wystarczy, nie ma wątpliwości, że wystarczy” - cytat dosłowny wypowiedzi Leona Kieresa. Podobnie wypowiadał się szef pionu śledczego IPN i V-ce Prezes tegoż Instytutu prof. M. Kulesza. Niewątpliwie można też ciężkie zarzuty przestępstwa z art 231 § 1 postawić obu “ambasadorom” w Urugwaju: Gugale i Schnepfowi. Oczywiście, w okresie gdy byli ambasadorami. Ale nie tylko. Rzecz w tym, że Gugała, o ile wypowiada się na tematy związane czasowo z okresem kiedy był ambasadorem i związane z wypełnianymi przez niego obowiązkami - nadal ponosi odpowiedzialność urzędnika państwowego. (A nie dziennikarza!- To ciekawostka prawnicza.) Natomiast Schnepf jest obecnie nadal funkcjonariuszem publicznym w pełnym znaczeniu tego słowa (aktualnie w MSZ dyrektor Departamentu globalizacji i walki z terroryzmem).

And last, but not least.
Art. 258 § 1 kk: Kto bierze udział w zorganizowanej grupie przestępczej albo związku mającym na celu popełnienie przestępstwa... podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.
Fakt, że ataki na Pana Jana były zorganizowaną, zsynchronizowaną akcją - nie ulega wątpliwości. Przesłanek dowodowych jest aż nadto. Ciągłe kłamstwa dziennikarzy, ewidentnie ochraniane przez redaktorów naczelnych. Łączny czas zmasowanej nagonki medialnej nastawionej na zniszczenie człowieka ponad 3 lata! Plus wsparcie najwyższych urzędników państwowych. To wystarczy, by podjąć śledztwo - czy nie było to kwestią przypadku? Oczywiście, jest kwestią śledztwa ustalenie, kto i czy tą grupą kryminalistów kierował.” Ale jedno jest przynajmniej pewne. Minister Sprawiedliwości w rządzie “Premiera Miłości” żadnych kroków prawnych przeciwko bandzie Lizutów, Michników, Schnepfów, Kalwasów, Kuleszów, Gugałów i im podobnych - nie podejmie. Dla niego jest jasne, kto jest przestępcą – jest nim Jan Kobylański. I nikt mu nie zarzuci, że nie walczy o przestrzeganie prawa. Przecież on, minister Ćwiąkalski, chce ścigać “szmalcownika”! Ciekawe, ile pociągnie rząd zbudowany na samym KOK-u? KOK to skrót od słów: kłamstwo- oszustwo- kryminaliści...

Julia de Blancville-Branicki
Kurier Codzienny, Chicago 22-23 luty 2008r.

Wersja do druku

julia2 - 08.08.09 1:28
Hej pseudopatrioci. powyłaziliście z nory pismaki PRL-u, teraz wiernie służący Rydzykowi, KObylańskiemu i innym szumowinom, których gęby pełne są Polski, a czyny pokazują, że diabeł siedzi za skórą. Lech Niekrasz, Jerzy Robert Nowak - tuzy propagandy PRL-u (wrzućcie nazwiska do wyszukiwarki), wypasieni na komuszych srebrnikach gadacze teraz piewcy narodowych songów. Obudźcie się, ciemniacy! A kim był niejaki Sulatycki - sekretarzem PZPR, a dziś wiernym giermkiem Kobylańskiego - szmalcownika, któremu groziła kara śmierci za wydawanie polskich partiotów gestapo.

Marzenna - 31.03.08 20:31
Może i nie na temat, ale martwię się o monsieur Filipczyńskiego- Vogel'a, czy się czasami w celi nie przeziębił i czy czasami, z rozpaczy, nie skoczy na linkę, podobnie jak Jeremiasz Barański w Austrii.

rudolf jaworek - 14.03.08 19:16
Zadaję sobie pytanie czy kiedyś się skończy ten ściek kłamstw płynący z gazet i telewizji. Czy nie ma już w kraju uczciwych, polskich prokuratorów, którzy mają odwagę postawić oszczerców dobrego imienia wielkich polskich patriotów przed sądem? Jakoś tak dziwnie się składa, że każdy wyróżniający się obrońca naszych tradycji i polskości jest atakowany przez całą sfore przekupnych pismaków. Tak było z księdzem Popieluszko, wielu innymi dostojnikami Kościoła, z ś.p. prezesem Moskalem, ojcem Rydzykiem, prezesem Janem Kobylańskim, Jerzym robertem Nowakiem i wielu innymi polskimi patriotami. Czas najwyższy by się obudzić i przeciwstawić tej nagonce. Rudolf jaworek

Janusz - 05.03.08 15:56
Dzisiejsza Polska To Bagno!! Im dalej od kraju tym bbb widac. BB smutne.

Wszystkich komentarzy: (4)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

15 Maja 1674 roku
Zmarł Kazimierz Florian Czartoryski, polski duchowny katolicki, prymas Polski (ur. 1620)


15 Maja 1940 roku
Zatonął MS "Chrobry".


Zobacz więcej