Środa 15 Maja 2024r. - 136 dz. roku,  Imieniny: Dionizego, Nadziei, Zofii

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 09.04.08 - 12:00     Czytano: [2495]

Znajomi "kasjera lewicy"

Aresztowany w wielkanocną niedzielę na warszawskiej Ochocie Peter Vogel to postać wyjątkowo tajemnicza: młodociany morderca, który w dziwnych okolicznościach opuścił więzienie, a później wyjechał z PRL, by po kilkunastu latach przedzierzgnąć się w szwajcarskiego bankiera i brylować wśród elit III RP. Historia niczym z powieści Dumasa o hrabim Monte Christo! Dziś jednak niezwykła kariera Vogla - urodzonego jako Piotr Filipczyński - załamała się. Prokuratura postawiła mu na razie dwa zarzuty: pomocnictwa w przywłaszczaniu pieniędzy Marka Dochnala oraz prania pieniędzy o łącznej sumie ponad 70 mln zł. Były bankier, choć zaprzecza tym zarzutom i nie przyznaje się do winy, trafił do aresztu w Katowicach.

Samym Voglem zajmą się teraz prokuratorzy, a później prawdopodobnie sąd. Jego wina lub niewinność zostaną pewnie dowiedzione, ale chyba nie to jest w tej sprawie najważniejsze. O Filipczyńskim wiemy już bowiem wystarczająco dużo, by stwierdzić, w jakich kręgach się obracał, z kim zawierał znajomości i robił interesy, a także na czyją przychylność mógł liczyć. To naprawdę imponująca lista nazwisk i instytucji. Warto przyjrzeć się owym znajomym i dobroczyńcom Vogla, choćby po to, by spróbować zrozumieć, co działo się za kulisami życia publicznego Polski po 1989 r.

Ojciec
Na kilka dni przed końcem 1970 r. 17-letni Piotr Filipczyński postanowił zdobyć pieniądze na zabawę sylwestrową. Napadł więc na 75-letnią służącą swego kolegi, którą śmiertelnie pobił, a następnie jej zwłoki podpalił. Za ten brutalny mord w 1971 r. został skazany na 25 lat więzienia. Po dwóch latach Rada Państwa PRL złagodziła ten wyrok do 15 lat. W więzieniu Filipczyński zdał maturę i ukończył studia prawnicze, a w 1979 r. otrzymał zgodę na przerwę w odbywaniu kary. Rok później założył rodzinę, zaś w lipcu 1983 r. otrzymał paszport i wraz z żoną i dzieckiem wyjechał do Szwajcarii, gdzie starał się o azyl. Po kilku latach znalazł się w Niemczech, przyjmując tamtejsze obywatelstwo i nazwisko panieńskie matki - Vogel.

Byłoby naiwnością uznać wszystkie te wydarzenia za szczęśliwe zbiegi okoliczności. Zwłaszcza że Piotr nie pochodził ze zwyczajnej rodziny. Jego ojciec Tadeusz Filipczyński był wysokim urzędnikiem Ministerstwa Przemysłu Lekkiego, a w latach 60. pracował w oddziale RWPG w Pradze czeskiej. Dziś wiadomo, że równocześnie był tajnym współpracownikiem SB i jeszcze w latach 80. pisał obszerne raporty m.in. o nastrojach wśród pracowników państwowych firm. Czy pozycja i znajomości ojca pomogły Piotrowi w wyjściu na wolność i opuszczeniu Polski? Z pewnością tak, ale czy tylko one?

Służby
Jak podał ostatnio tygodnik "Wprost", zdaniem prokuratorów zajmujących się tą sprawą, ucieczka Filipczyńskiego z kraju była zaplanowaną operacją wojskowych służb specjalnych. On sam stanowczo zaprzecza związkom z jakimikolwiek służbami i aby tego dowieść, zwrócił się do Instytutu Pamięci Narodowej. Rok temu otrzymał odpowiedź, że nie znaleziono żadnych dokumentów na jego temat (w przeciwieństwie do jego ojca, którego teczka znajduje się w IPN).
Na tym jednak nie kończy się wątek służb w biografii Vogla. W rozmowie z oficerem ABW, majorem Wojciechem Barańskim, jesienią 2005 r. szwajcarski bankier chwalił się: - Pana urząd, poprzedni urząd nie był dla mnie miejscem obcym, gdzie ja miałem swoich dobrych znajomych. Chodziło o Urząd Ochrony Państwa, którego rzecznikiem prasowym w latach 1993-1996 była Irena Popoff - kuzynka Filipczyńskiego. On sam dodawał: - Ale są ludzie, których ja znam z zupełnie innych relacji, takich jak pan Czempiński, jak Sienkiewicz. Były czasy, kiedy ja wprowadzałem do UOP systemy typu kryptograficznego.

Były szef UOP gen. Gromosław Czempiński (niegdyś rezydent PRL-owskiego wywiadu w Genewie) tłumaczył później: - Nie pamiętam, kto mi tego Vogla polecił. Przywiózł lekarstwa ze Szwajcarii, gdy byłem chory. Spotkałem go ze trzy razy. Natomiast sprawa systemu kryptograficznego dla UOP wiąże się z pracą Vogla w zachodnich firmach telekomunikacyjnych w pierwszej połowie lat 90. Szwajcarski koncern Crypto AG miał go wówczas poprosić o umożliwienie wejścia na polski rynek ze swoimi urządzeniami przeznaczonymi dla wojska, dyplomacji i służb specjalnych. W trakcie realizacji tego kontraktu, w czerwcu 1999 r. Vogel został zatrzymany w Szwajcarii i w ramach ekstradycji przekazany stronie polskiej.

Ułaskawienie
Polskie władze upomniały się o Filipczyńskiego, mimo iż w latach 90. powrócił do ojczystego kraju niemal na stałe. Jednak młodzieńczy wyrok ciągle nad nim wisiał. Po jego ekstradycji do Polski rodzina wyszukała mu adwokata. Dziwnym trafem był to Andrzej Sandomierski, mecenas blisko związany z postkomunistyczną elitą. Przez wiele lat z rekomendacji SLD zasiadał w Trybunale Stanu, bronił też takich polityków, jak Józef Oleksy (w procesie lustracyjnym) czy Aleksander Kwaśniewski (w sprawie przeciwko dziennikowi "Życie" o tekst sugerujący znajomość prezydenta z rosyjskim szpiegiem Ałganowem).

I właśnie do Aleksandra Kwaśniewskiego wysłał Sandomierski podanie o ułaskawienie, które pół roku później zostało pozytywnie rozpatrzone. Polski areszt Vogel opuścił jednak znacznie wcześniej, bo już miesiąc po zatrzymaniu. Decyzję w tej sprawie podjął zastępca prokuratora generalnego Stefan Śnieżko, pełniący tę funkcję w latach 1990-2001 (na początku lat 90. był senatorem z listy KLD). Ale - jak podał "Wprost" - w aktach sprawy znajduje się dokument, w którym prokurator zajmujący się Voglem informuje, że nie zaszły żadne okoliczności, które uzasadniałyby wszczęcie procedury ułaskawieniowej. Na dole jest przekreślony odręczny dopisek: Na wniosek minister sprawiedliwości wszcząć procedurę ułaskawieniową. Pod nim zaś dopisano: Zgodnie z decyzją wiceprokuratora generalnego Włodzimierza Wolnego wszcząć procedurę ułaskawieniową.

Ową minister sprawiedliwości była Hanna Suchocka, dawna premier, dziś ambasador RP w Watykanie. Natomiast jej zastępca Włodzimierz Wolny mniej więcej w tym samym czasie (1999 r.) został oskarżony przez odwołanego prokuratora Stefana Szustakiewicza o wywieranie nacisków w celu umorzenia śledztwa w sprawie tzw. zespołu Lesiaka, który inwigilował prawicę.

Warto jeszcze zacytować opinię obecnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, który na łamach "Gazety Wyborczej" tak skomentował sprawę Vogla: - To są zadziwiające zbiegi okoliczności, i przy pierwszym, i przy drugim ułaskawieniu. Naprawdę wiele rzeczy widziałem w swojej adwokackiej praktyce, ale takiej przychylności decydentów jeszcze nie.

Posłowie
Z informacji "Wprost" wynika, że w sprawie ułaskawienia Vogla u minister Suchockiej interweniował jej kolega z Unii Wolności, Jan Król, ówczesny wicemarszałek Sejmu. Podobno był on dobrym znajomym Filipczyńskiego, w czasie wyjazdów do Szwajcarii zatrzymywał się w jego domu. Suchocka nie przyznała się jednak do tej interwencji, wskutek czego prokuratorzy prowadzący sprawę Vogla rozważali, czy nie postawić jej zarzutów.

Jan Król był jednym z posłów, którzy spotykali się ze szwajcarskim bankierem jeszcze w latach 90., gdy pracował on w branży telekomunikacyjnej. Wśród znajomych Vogla byli też politycy SLD: Andrzej Szarawarski i Jacek Piechota. Żaden z nich nie zaprzecza tej znajomości, choć wszyscy starają się minimalizować jej znaczenie. I nie ma się czemu dziwić, skoro to właśnie Piechota stał się przed rokiem bohaterem prasowych publikacji, opartych na przeciekach z zeznań Marka Dochnala, z których wynikało, iż miał posiadać tajne konto w jednym ze szwajcarskich banków, dla których pracował Vogel - Coutts Banku lub EFG Banku. Rachunek, na którym była podobno sześciocyfrowa suma, miał być założony na hasło "Archibald".

Sam Piechota stanowczo zaprzeczył tym informacjom i wyznaczył nagrodę dla każdego, kto znajdzie jakiekolwiek jego tajne konto. Dodał przy tym, że Archibald to imię psa Vogla. Ale oto kilkanaście dni temu "Dziennik" podał kolejną sensacyjną wiadomość: według ustaleń prokuratorów, którzy odwiedzili Szwajcarię, Piechota był jedną z dwóch osób, które posiadały dostęp do fortuny ojca Filipczyńskiego w Coutts Banku, gdzie zdeponowano równowartość 5 mln zł. Drugą osobą był znany adwokat Ryszard Kuciński, bliski przyjaciel Vogla, który nie zaprzecza, iż miał taki dostęp. Natomiast były minister gospodarki w rządach SLD stanowczo twierdzi, że to kłamstwa.

Ministrowie
Piechota nie jest jedynym politykiem, którego podejrzewa się o bankowe kontakty z Voglem. Z zeznań Marka Dochnala, niegdyś blisko współpracującego ze szwajcarskim bankierem, wynika, iż tajne konta mieli posiadać także dwaj ministrowie z Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego - Marek Ungier i Marek Siwiec, były minister zdrowia i poseł SLD Mariusz Łapiński oraz były szef Narodowego Funduszu Zdrowia Aleksander Naumann. O koncie założonym dla Naumanna opowiedział sam Vogel, gdy w 2005 r. zgłosił się na rozmowę do łódzkiej ABW. Pozostali oczywiście zaprzeczają rewelacjom Dochnala, sam bankier również ich nie potwierdza, choć nie wypiera się wizyt w Pałacu Prezydenckim, gdzie miał odwiedzać Ungiera. Pytany przez oficera ABW o Kwaśniewskiego, Vogel rzucił krótko: - Big Aleksander? Nie miał u nas rachunku.
Na tej swoistej liście Dochnala-Vogla pojawia się jeszcze jedno nazwisko: byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka. Dochnal twierdzi, że i ten polityk SLD korzystał z usług szwajcarskiego bankiera, dodając, iż za pomocą tajnego konta przekazał Kaczmarkowi łapówkę za prywatyzację cementowni Ożarów na rzecz Irlandczyków. Filipczyński prostował w ABW, że pan Dochnal nigdy nie przekazał pieniędzy Kaczmarkowi. Jemu osobiście. Żadnym transferem. Czy mu przekazał... W teczuszce... Czy przez inną osobę. Być może. Nie ma czegoś takiego. Nie wiem, dlaczego pan Dochnal uparł się, że tego Kaczmarka urąbie.

Dochnal poszedł jednak dalej i zawiadomił prokuraturę, że Kaczmarek skorzystał z pośrednika - Władysława Bartoszewicza, szefa swego gabinetu, potem prezesa Polkomtela. Pośrednik ten miał zażądać miliona dolarów za skuteczne doprowadzenie do końca prywatyzacji cementowni. Dochnal twierdzi, że w 1997 r. przelał na konto Bartoszewicza w Coutts Banku 250 tys. dolarów. Tę wersję częściowo potwierdził mec. Kuciński, który dostarczył prokuratorom notes z numerem konta Bartoszewicza na hasło "Binda". Przelew z konta "Lipar" (należącego do Dochnala) na konto "Binda" potwierdziła analiza przepływów. Prokuratura rozesłała za Bartoszewiczem listy gończe.

Urban
Nic dziwnego, że po ujawnieniu zeznań Dochnala Vogel zyskał miano kasjera lewicy. Po tej stronie sceny politycznej szukał bowiem znajomości i zdobywał klientów. Potwierdzeniem tego jest relacja Jerzego Urbana, który w końcu 2005 r. na pierwszej stronie tygodnika "Nie" opisał swoje kontakty z Voglem. Obaj panowie spotkali się kilkanaście razy w latach 1998-2002, a więc w czasie, gdy rozgrywała się sprawa ułaskawienia Filipczyńskiego. Jak twierdzi Urban: Nasze rozmowy sprowadzały się do tego, że ja mówiłem, iż chętnie wytransferowałbym swoje zasoby pieniężne z Polski do Szwajcarii, ale legalnie. On zaś podkreślał, że respektuje mą ostrożność, możliwości jest wiele, różni szacowni ludzie z nich korzystają. Przedstawiał mi rozmaity rodzaj lokat i transferów. Nie potrafiliśmy jednak doszukać się w nich pełnego legalizmu, którego muszę być pewien bynajmniej nie dlatego, żebym był uczciwy. Tchórz jestem niekompetentny w interesach. W tym czasie przekazanie forsy na konto za granicą wymagało zaś zgody NBP, o którą nie chciałem zabiegać nie mogąc jej uzasadnić interesami poza Polską, których pozoru nie zamierzałem stwarzać. Przyszedł też raz do mnie pan Vogel z innym finansistą, który obiecał szukać inwestora zagranicznego chcącego nabyć udziały w "Nie", ale go nie znalazł.
Ostatnie spotkanie odbyło się w siedzibie Coutts Banku w Zurychu, dokąd udał się właściciel "Nie". Później, jak twierdzi, stracił zainteresowanie wytransferowaniem pieniędzy. Swój tekst Urban zakończył szyderczą uwagą: Do opisania tej znajomości skłonił mnie jeszcze jeden bodziec. Pan Vogel jest w publikacjach prasowych podejrzewany o pranie pieniędzy siedzącemu w areszcie biznesmenowi Dochnalowi. Gdy w prasie ukazały się wiadomości o aresztowaniu Dochnala, powiedziałem do żony: oto pierwsza znana osoba, która poszła siedzieć, a której ja w ogóle nie znam, pora umierać. Okazuje się jednak, że i z Dochnalem coś mnie może łączyć - znajomość z Peterem Voglem mianowicie.

Paweł Siergiejczyk
Nasza Polska

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

15 Maja 1674 roku
Zmarł Kazimierz Florian Czartoryski, polski duchowny katolicki, prymas Polski (ur. 1620)


15 Maja 1926 roku
Nowym Premierem zostaje Kazimierz Bartel, a obowiązki Prezydenta przejmuje Marszałek Sejmu Maciej Rataj.


Zobacz więcej