Czwartek 2 Maja 2024r. - 123 dz. roku,  Imieniny: Longiny, Toli, Zygmunta

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 22.08.08 - 15:10     Czytano: [2467]

Miodek kontra Braun

Komuniści swoich przeciwników skazywali w pokazowych procesach. W III RP niewiele się zmieniło. Chyba tylko tyle, że oskarżony nie musi przyznać się do winy. Ale co z tego, skoro wyrok zapada zanim zostanie sformułowany akt oskarżenia. Nie powinno to dziwić, i za komuny i teraz ogromny wpływ na to co dzieje się nad Wisłą mają esbecy.

Publicysta i reżyser Grzegorz Braun na antenie radia powiedział, iż prof. Jan Miodek był współpracownikiem tajnej policji politycznej PRL. Minęło trochę czasu (co warto odnotować), i Miodek wytoczył proces redaktorowi Braunowi o zniesławienie czy o coś. Sąd uznał, iż Braun jest winny i nakazał mu przeproszenie Miodka oraz wpłacić na cel charytatywny 25 tys. złotych.

Łatwo było przewidzieć jaki wyrok zapadnie w tym procesie, ale też nie trudno zauważyć, iż wiele wskazuje na to, iż redaktor Braun ma rację nazywając prof. Miodka współpracownikiem tajnej policji politycznej PRL. Z tego co dotarło do mnie za pośrednictwem mediów wynika, iż zapis o rejestracji prof. Miodka na kandydata na tajnego współpracownika pochodzi z kwietnia 1978 r., a z grudnia 1978 r. pochodzi zapis o przerejestrowaniu go w na tajnego współpracownika. Został wyrejestrowany 11 lat później. Zawartość teczek nie zachowała się. Zdaje się, że same teczki, czy też ich okładki, istnieją. Ich zawartość może została zniszczona, a może ją ktoś wyniósł. Kto wie? Można zadać pytanie, co było w tych teczkach, chyba nie zaświadczenia o niewinności.

Warto zastanowić się czy historyk pozostając w zgodzie z warsztatem naukowym, może utrzymywać, że jakaś osoba współpracowała z SB w sytuacji, gdy ta osoba została zapisana w kartotece jako współpracownik SB, ale zawartość teczki nie zachowała się. Porównajmy. Wyobraźmy sobie, że w archiwum, w którym przechowywane są teczki personalne członków NSDAP, znajduje się kartoteka z nazwiskami osób należących do partii nazistowskiej oraz daty ich wstąpienia i wystąpienia z partii. Wyobraźmy sobie również, że w tej kartotece widnieje imię i nazwisko np. Gerhard Linke (dane przypadkowe), oraz daty jego wstąpienia i wystąpienia z NSDAP, ale teczka opisana jako Gerhard Linke, jest pusta. Czy w takim wypadku historyk może napisać, iż Gerhard Linke był członkiem NSDAP? Oczywiście, że taki wniosek byłby uprawniony. Wyobraźmy sobie jeszcze bardziej klarowną sytuację: zawartość teczek wszystkich członków partii nazistowskiej nie zachowała się. Czy wobec tego historyk ma wyciągnąć wniosek, że NSDAP nie istniała, skoro nie miała ani jednego członka?

Dobór ekspertów występujących w procesie pozostawia wiele do życzenia. Część historyków zatrudnionych przez IPN rozgłasza wszem i wobec, że aby móc korzystać z akt wytworzonych przez SB należy mieć jakieś szczególne predyspozycje: doświadczenie w grzebaniu w esbeckich papierach itd. Nikt nie powinien ich ponaglać, ani niczego wymagać, powinniśmy pokornie czekać, aż fachowcy okupujący aż do emerytury, albo jeszcze dłużej, dobrze płatne stołki, raczą ujawnić to, co uznają za właściwe. Twierdzenie o jakimś szczególnym charakterze akt zgromadzonych w IPN jest jednak nieprawdziwe. Akta wytworzone przez SB to takie same archiwalia jak wszystkie inne, a przeciętnie inteligentny człowiek może z nich korzystać bez poważniejszych trudności. Nie wiem więc dlaczego pracownicy IPN, profesorowie Włodzimierz Suleja i Jan Żaryn, byli w tym procesie, jak się wydaje, ekspertami najwyższej rangi. Obaj pracują w państwowych instytucjach, trudno wobec tego uznać ich za niezależnych specjalistów. Skoro redaktorowi Braunowi, jak mówił w jednym z wywiadów, po jego wypowiedzi na temat współpracy Miodka z tajnymi służbami specjalnymi PRL, odebrano zajęcia ze studentami na Uniwersytecie Wrocławskim, to łatwo domyślić się, że Suleja i Żaryn zachowają się w jedynie słuszny sposób, a w tym wypadku potwierdzą tezę powtarzaną wielokrotnie przez oficerów SB podczas procesów lustracyjnych, że TW nie istnieli. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, może paru osobom spadną klapki z oczu i zrozumieją, że pracownicy IPN to nie spadkobiercy w prostej linii AK i WiN, ale hojnie opłacani urzędnicy dbający o swoje interesy. Oczywiste jest, że gdyby wrocławski historyk (czyli Suleja) i nie tylko wrocławski (Żaryn), zajęli niewłaściwą postawę podczas tego procesu, naraziliby się, przynajmniej, na ostracyzm ze strony swojego środowiska. Sędzia wydający wyrok w tej sprawie też.

Podobny problem dotyczy bowiem sędziego. Miejscem, gdzie toczył się proces był Wrocław, miasto, którego Miodek jest jedną z tzw. ikon, gdzie dzięki swoim akademickim kontaktom zapewne więcej może niż przeciętny mieszkaniec stolicy Dolnego Śląska. Nie należy mieć złudzeń: profesorowie Uniwersytetu tworzą klikę zgodnie dojącą państwo z pieniędzy podatników. Pracownicy Wydziału Prawa to koledzy Miodka z firmy. Skoro o dostaniu się na aplikację decydującą rolę odgrywają znajomości, co nie jest dla nikogo tajemnicą, to można przypuszczać, że sędzia rozstrzygający w procesie Miodek kontra Braun, przynajmniej na jakimś etapie swojej kariery zawodowej był protegowanym któregoś z dziadków-profesorów z Wydziału Prawa. Tak więc koło się zamyka. Gdyby sędzia wydał inny wyrok niż ten, który zapadł, skazałby się na śmierć zawodową. Dziecko albo czytelnik „Wyborczej” może tylko uwierzyć, że w takiej sprawie sędzia kieruje się tylko obowiązującym prawem. Już popisali się sędziowie w procesie Jaruzelskiego i jego kliki, kiedy, aby ukręcić łeb sprawie, akt oskarżenia zwrócili do pionu śledczego IPN argumentując to m. in. koniecznością powołania na świadków Margaret Thatcher, Helmuta Schmidta i Michaiła Gorbaczowa, tak jakby to oni byli ekspertami w dziedzinie prawa PRL.

Wreszcie sam Miodek przyznał przed sądem, że pięć razy miał kontakty z SB, ale dotyczyły one "tylko i wyłącznie wyjazdu na stypendium zagraniczne". Ta i inne przytoczone przez media wypowiedzi przedstawicieli „wrocławskiego świata nauki” wskazują, iż oni powszechnie podejmowali jakiś rodzaj, być może zwykle nieformalnej, współpracy ze służbami specjalnymi PRL. Oto taki „młody zdolny naukowiec” wracał z zagranicy i odbywał rozmowę z oficerem SB. Oni wcale nie są tacy głupi, jakich czasem udają. Dobrze wiedział, że jak nie „doniesie” co tam widział i słyszał, to drugi raz paszportu może nie dostać. A tu naukowiec zobaczył trochę świata, kariera naukowa, katedra… więc spowiadał się. Nie trzeba było go rejestrować, płacić itd. Obie strony dobrze wiedziały o co w tym wszystkich chodzi: informowanie SB w zamian za paszport. Nie dziwi mnie więc niechęć dużej części środowiska akademickiego do lustracji. Okazałoby się, że dziadki strojące się w piórka opozycjonistów, naukowcy, wychowawcy młodzieży, może nawet z aspiracjami do miana moralnych autorytetów podjęli jakiś rodzaj współpracy z SB. Gdy np. szmalcownik spotykał się z oficerem Gestapo i mówił, za którą szafą Polacy ukrywają Żydów, to jakby nie patrzeć ów szmalcownik podjął współpracę z Gestapo, nawet jeśli nie został wciągnięty do kartoteki i nie założono mu teczki pracy.

Historyk często jest zmuszony, z powodu braku źródeł, odpowiadać na pytania dotyczące przeszłość na podstawie drobnych przesłanek, interpretując pozornie obojętne fakty, porównując podobne sytuacje, czasem snując domysły… Ale musi tak postępować, aby dotrzeć do prawdy. Czy badacz nie może napisać, że nie doszło do katastrofy w Gibraltarze, a gen. Władysław Sikorski w rzeczywistości został zamordowany. Otóż może, choć obecnie nie dysponuje niepodważalnymi dowodami potwierdzającymi to twierdzenie. W zakończeniu powtórzę raz jeszcze, że historyk, publicysta na podstawie zachowanych źródeł może wysunąć wniosek, iż prof. Jan Miodek podjął współpracę z tajną policją polityczną PRL. Jednak zdaje się, że sądy w III RP obowiązują wytyczne, że TW nie było. Skoro, mimo zachowania wielu dokumentów, sąd orzekł, że Marian Jurczyk i Małgorzata Niezabitowska nie byli współpracownikami SB...

MICHAŁ PLUTA

Wersja do druku

rjk - 01.05.09 19:09
przeciez Suleja byl w PZPR,to wie..

Kolega - 30.08.08 17:51
Ciekawe dlaczego od 8 lat nie mogę dostać wglądu do donosów esbeckich na moją osobę. Może by śię coś wyjaśniło w sprawie Miodka, z którym wiele razy rozmawiałem na różne tematy. Komu zależy, abym nie poznał prawdy?

Lubomir - 28.08.08 20:47
Panie Bohlen, przemawia pan podobnie jak przywódca Niemców Górnośląskich - Dietmar Brehmer. Frau Brehmer podobnie tłumaczyła swojemu synowi, jak pańska matka - panu. Daleki jestem od stawiania na jednej płaszczyżnie partii Hitlera i partii boomu gospodarczego Polski lat siedemdziesiątych XX wieku.

Bohlen - 27.08.08 21:31
P. Lubomirowi.
I Karajanowi i Kissingerowi i Braunowi (temu od rakiet Saturn) i Waldheimowi ciągle było i jest dalej wypominane, że należeli do zbrodniczej NSDAP i nie ma tu żadnej taryfy ulgowej, ale... ale w dawnych Niemczech Zachodnich i obecnej BRD. Nie ma że boli, TiVi mówi o tym na okrągło. Teraz tematem nie do zdarcia jest wypominanie przynależności do Stasi i SED. Ci byli Stasimanni na wizjij jakoś nie są aroganccy i butni jak to u nas widać w TV.
Uważam, ze wszystko można wybaczyć, ale nie fakt zostania towarzyszem w ludobójczej partii i uważam, że jest to tytuł dożywotni.
Oni nie wiedzieli o zdradzieckim i zbrodniczym charakterze PZPR?
Mogli przyjść do mnie, to bym ich oświecił, tak jak mnie matka oświeciła w wieku 8-9 lat.

Lubomir - 22.08.08 22:18
Dołowanie Polski i Polaków?. Nawet gdyby profesor Miodek dał uwikłać się w jakąś formę współpracy z 'tajną armią' ówczesnej Polski, nie uznawałbym tego za koniec świata. Nie takie kariery robiono na świecie. Kurt Waldheim, członek zbrodniczej NSDAP najpierw był prezydentem Austrii, a następnie został Sekretarzem Generalnym ONZ. Herbert von Karajan podziwiany był za talent jako austriacki dyrygent. Nikt nie wypominał mu, że należał do bandyckiej NSDAP. Kanclerz RFN Kurt Georg Kiesinger również był członkiem partii Hitlera. Guenter Grass uhonorowany przez gdańską mniejszość niemiecką - honorowym obywatelstwem Gdańska, był członkiem hitlerowskiej Waffen-SS. Chylę czoła przed dorobkiem profesora Miodka, jak chyliłem czoła przed opluwanymi przez prawdziwych agenturalnych prowokatorów - przyjaciółmi JPII. Zadaję sobie pytanie, jakie agentury reprezentują prowokatorzy - rosyjską, niemiecką czy może izraelską?.

Bohlen - 22.08.08 16:00
Miodek, tow. Miodek, co tam Miodek.
Na ten przykład Wałęsa dostał po "Wypadkach Grudniowych" mieszkanko z puli SB, bo konsekwentnie odmawiał kapowania swoich kolegów z pracy. Mało tego SB płaciła mu za odmawianie współpracy 2 tys. złociszy miesięcznie, a w Stoczni zarabiał jedynie tysiąc.
Taki był zawzięty na ten komunizm.
Więc, co tam Miodek, słaby on jest w porównaniu z Bralczykiem.
Jedno co nam pozostaje, to cieszyć się z niezawisłości od prawdy naszych sfeminizowanych sądów, albo "Sądów".

Wszystkich komentarzy: (6)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

02 Maja 1720 roku
Król August II Mocny nadał Suwałkom prawa miejskie


02 Maja 2006 roku
Zaczęto wydawać pierwsze tablice rejestracyjne z gwiazdkami UE zamiast POLSKIEJ FLAGI


Zobacz więcej