Środa 15 Maja 2024r. - 135 dz. roku,  Imieniny: Dionizego, Nadziei, Zofii

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 14.04.07 - 18:36     Czytano: [1642]

Pora oczyścić dom ze śmieci

Przestrzeń publiczna w Polsce - ulice, place, skwery - pełna jest nieczystości po minionym systemie. Przykład drastyczny i zarazem charakterystyczny: ponad stu polskim ulicom w różnych miastach i miasteczkach - od Warszawy po Bolków na Dolnym Śląsku - patronuje sowiecki generał, który podczas dramatycznej wojny z bolszewikami o być albo nie być państwa polskiego strzelał do polskich żołnierzy - młodych ochotników, którzy uratowali przed bolszewicką nawałą Warszawę i Polskę.

"Czcimy" też licznych sowieckich kolaborantów, którzy w warunkach wojny (!) wypowiedzieli posłuszeństwo rządowi polskiemu, współpracując z okupantem w dziele zniewolenia Narodu Polskiego. "Czcimy" organizacje stworzone dla nich w Moskwie. Państwo polskie - 17 lat po odzyskaniu suwerenności! - nie może już dłużej tolerować takiego stanu rzeczy.

Samorządom dziękujemy...
Kto to powinien był posprzątać? Obowiązujące w Polsce prawo stawia sprawę jasno. Nadawanie nazw ulicom, skwerom i parkom, stanowienie miejsc pamięci - to zadanie samorządów lokalnych - zarówno gminnych, jak i powiatowych. Każdy, kto stawia pomnik, jeśli to nie jest prywatny teren, musi je prosić o zgodę. Samorządy podejmują odpowiednie uchwały, które po przegłosowaniu podlegają jeszcze kontroli wojewody, ale jest to już tylko kontrola formalna, nie merytoryczna. Urzędnik wojewody może zwrócić uwagę na kropki i przecinki, może zakwestionować niewłaściwą podstawę prawną i to wszystko.
Trzeba przyznać, że po pierwszych wolnych wyborach samorządowych, które się odbyły 27 maja 1990 r., rady miast i gmin wykonały w przestrzeni publicznej ogromną pracę. Przede wszystkim obalono "pomniki wdzięczności armii radzieckiej", które były obowiązkowe w każdym polskim mieście. W rzeczywistości były one symbolami podporządkowania Polski Sowietom. Wypisywano tam bardzo dziwne rzeczy, np. dziękowano Sowietom za "wyzwalanie" Polski w latach 1939-
-1945... Nie wszystkie jednak obalono. Do dziś takie "memoriały" stoją po różnych miastach - od Katowic po pomorskie miasteczko Żukowo, gdzie straszy ogromny kamienny kompleks z monumentalnymi postaciami sowieckich sołdatów. Nawet na placu Czerwonym w Moskwie nie ma czegoś równie wielkiego! Trudno się dziwić, że niektórzy mieszkańcy Żukowa są święcie przekonani, że nazwa ich miasteczka o 800-letnim rodowodzie pochodzi od sowieckiego marszałka Gieorgija Żukowa... Jaki stosunek do historii, taka świadomość historyczna.
Kiedy się ma takie cuda w gminie, trzeba poszukać wykrętów uzasadniających ich istnienie. Są dwa rodzaje wykrętów: biedne dzieci, dowody i pieczątki oraz troska o zabytki. W Katowicach mówią więc postkomuniści, że nie należy niszczyć memoriału, bo jest bardzo duży i trzeba by wydać na to sporo pieniędzy. Lepiej je przeznaczyć dla biednych dzieci. Zdumiewające! Oni przez całe lata budowali za ciężkie pieniądze pomniki różnych Dzierżyńskich, Marchlewskich, Bierutów i innych łajdaków, nie przejmując się biednymi dziećmi, których wtedy było znacznie więcej! "Dowodziarze" i "pieczątkarze" twierdzą z kolei, że zmiana nazwy ulicy, np. z 30-lecia PRL na Marszałka Józefa Piłsudskiego, narazi mieszkańców ulicy na koszta. Będą musieli zmienić pieczątki i wpis w dowodzie osobistym z adresem. Kiedy w roku 1999 Gdańsk obchodził uroczyście jubileusz św. Wojciecha, zaproponowano zmianę nazwy głównego traktu prowadzącego w kierunku Torunia. Po wojnie, na cześć "zjednoczenia" PZPR, nazwano go ulicą Jedności Robotniczej. Teraz zaproponowano Trakt św. Wojciecha. Rozpętało się piekło! Przecież ulica jest długa. A kto zapłaci za nasze pieczątki!? Prasa regionalna zamiast to wyśmiać, dolewała tylko oliwy do ognia. Jest temat! Nie usłyszałem w tej debacie ani jednego głosu na temat godności narodowej, szacunku dla historii Polski i Gdańska, znaczenia nazwy dla edukacji historycznej i dla formacji młodego pokolenia. Takich argumentów dziś się nie używa, są "nieracjonalne". A przecież wartości narodowe z natury rzeczy są "nieracjonalne". Są imponderabilis - "niedające się zważyć". Nie dają się zmierzyć i wycenić, a jednak za te narodowe imponderabilia ludzie oddawali życie. Co czuje dziś kombatant Armii Krajowej, więzień sowieckiego łagru, gdy przechodzi w Gdańsku obok pomnika Janka Krasickiego? Komuniści go więzili, niczego się nie dorobił, bo awans zawodowy był nie dla takich jak on. Żyje z marnej renty. Oszczędźmy mu przynajmniej upokorzenia.

"Bohaterowie" naszych ulic
W Polsce roku 2007 mamy jeszcze setki "patronów", których jedyną zasługą była służba dla Moskwy. Sowiecki oficer Karol Świerczewski, dowodzący batalionem bolszewickim w wojnie przeciwko Polsce, prześladowca oficerów AK, ma ulice swego imienia w 109 polskich miastach, m.in. w Bystrzycy Kłodzkiej, w Będzinie, w Czarnem na Pomorzu, gdzie stacjonuje jednostka Wojska Polskiego! Żołnierze wychodzący na przepustkę kłaniają się bolszewikowi, co się kulom nie kłaniał. W Czarnem nie ma ulic generała Andersa ani generała Maczka. Jest za to ulica 22 Lipca, sławiąca manifest wysmażony przez Stalina w Moskwie i ogłoszony z fałszywą datą w Polsce. Świerczewski, bohater komunistycznej literatury propagandowej, pozostał wierny Sowietom do końca życia. Mundur polski założył po wojnie, bo mu kazano. To był czas farbowanych sowieckich generałów, udających Polaków. Rokossowski okazał się "synem kolejarza z Warszawy", Siergiej Fiedorowicz Gorochow zamienił się na Stanisława Popławskiego (prawdziwy Stanisław Popławski zginął podczas wojny na terenie Sowietów), a bolszewik Świerczewski na polskiego patriotę. Jego pomnik w Lęborku stoi na terenie zakładu pracy. "My kochamy generała Waltera, bo to dziadek naszego szefa" - powiedział ekipie telewizyjnej portier...
Siergiej Gorochow musiał w 1956 r. opuścić Polskę. Wrócił do swoich, do Moskwy. Ostatecznie skompromitował się, dowodząc czołgami, które wyprowadził na ulice Poznania w czerwcu 1956 roku. Jest więc odpowiedzialny za śmierć ponad 70 poznaniaków. Nie przeszkadza to wielu radom miejskim czcić do dziś tego bolszewika. Czcić pod przybranym nazwiskiem, wymyślonym przez NKWD! Ulice generała Stanisława Popławskiego są m.in. w Mińsku Mazowieckim i w Lubieniu Kujawskim. Za co go tak kochają? Za to, że "pełnił obowiązki Polaka" (pop - tak polski wywiad nazywał po wojnie sowieckich przebierańców)? A może za to, że był ideologicznym opiekunem Wojciecha Jaruzelskiego i umożliwił mu szybkie awanse?
Żelaznym bohaterem wielu polskich samorządów jest niejaki Michał Łyżwiński. Czczą go pod zmyślonym nazwiskiem Żymierski. Ulice jego imienia są m.in. w Żarach, w Świebodzinie, w Bełchatowie. Przedwojenny generał został zdegradowany do stopnia szeregowca i skazany na więzienie za łapownictwo i świadomy zakup niesprawnego sprzętu wojskowego, który mógł narazić życie żołnierza polskiego. Po wyjściu z więzienia został zwerbowany przez wywiad sowiecki. W 1945 r. uczestniczył bezprawnie w mundurze polskiego generała w paradzie zwycięstwa w Moskwie. Potem ten szeregowiec został "marszałkiem Polski". Co zafascynowało samorządy wymienionych miast w biografii tego renegata?
W samej Warszawie jest jeszcze wiele ulic z patronami spod ciemnej gwiazdy. Teodor Duracz, stalinowski prawnik i "działacz", już przed wojną był rezydentem sowieckiego wywiadu. Dopuścił się zdrady własnego państwa. Powinien wisieć, ale nie na tabliczce z nazwą ulicy... Ciekaw jestem, jak wygląda dzień patrona w warszawskiej Szkole Podstawowej nr 69, której ten renegat ciągle patronuje! Czy dzieci śpiewają na apelu Międzynarodówkę, czy "Sziraka strana maja radnaja"? Gdzie jest kuratorium? Gdzie rodzice uczniów? O nauczycieli nie pytam, bo mam jeszcze w oczach "manifestacje" ZNP w Warszawie i pamiętam dobrze "Głos Nauczycielski", który w stanie wojennym został "odwieszony" jako pierwszy tygodnik w Polsce. Tak im ufali!
Warszawa "czci" także znanego funka z KPP, Aleksandra Kowalskiego, przed wojną więzionego za wysługiwanie się Sowietom, po wojnie "zasłużonego działacza". "Czci" Zygmunta Modzelewskiego, "posła" z PPR w sfałszowanym Sejmie. "Czci" Wincentego Rzymowskiego, ostoję komunistycznej propagandy w sowietyzowanej Polsce. To tylko niewielki fragment listy "bohaterów", nie tylko warszawskiej.

"W obronie demokracji"
W roku 2000 poseł AWS Kazimierz Ujazdowski zaniepokoił się stanem przestrzeni publicznej i biernością samorządów, które po pierwszym impecie, w okresie I kadencji (1990-1994), opanowane teraz w dużej części przez postkomunistów, zaniechały dalszych działań zmierzających do ostatecznego wyczyszczenia przestrzeni publicznej. Ujazdowski proponował, by zajęły się tym obligatoryjnie organa władzy państwowej w terenie. Jeśli samorząd dalej by zwlekał, wojewoda miałby prawo zniesienia nazwy, która gloryfikuje wprost lub pośrednio system sowiecki czy faszystowski i jego "bohaterów". Projekt poparli posłowie AWS, ale Sejm odrzucił go w całości głosami posłów SLD i Unii Wolności. Dyskusja była żenująca. "Obrońcy demokracji lokalnej" oburzali się, że Ujazdowski "ingeruje" w ustawowe prawa samorządów. A przecież - mówili - samorządy wiedzą najlepiej, kto powinien patronować ich ulicom. Czy podane wyżej przykłady, zaledwie kropla w morzu postsowieckiego disneylandu - potwierdzają tę opinię?

Misja IPN
W przekonaniu wielu ludzi w Polsce, postsowieckimi i postfaszystowskimi nazwami w przestrzeni publicznej powinien się zająć Instytut Pamięci Narodowej. Żeby jednak takie zadanie wypełnić, IPN musiałby mieć odpowiednie do tego narzędzia, w postaci ustawodawstwa umożliwiającego egzekwowanie wniosków dotyczących zmian.
W okresie prezesury Leona Kieresa nikt się tym nie zajmował. Uznano, że to "polityka", do której apolityczny IPN nie powinien się mieszać. Nie wykorzystywano nawet możliwości perswazji w tym zakresie. Dziwny był to tok rozumowania, bo przecież IPN za pieniądze z budżetu państwa prowadzi edukację historyczną w zakresie najnowszej historii Polski. To zadanie zapisane w ustawie o IPN z 1998 roku. Jak można prowadzić skuteczną edukację społeczeństwa, zwłaszcza młodzieży, w sytuacji gdy nie ma odpowiedniego wsparcia dla tej edukacji w przestrzeni publicznej? Gdy nie ma ulic bohaterów antykomunistycznej konspiracji niepodległościowej, a są ulice sowieckich funków?
Prezes Janusz Kurtyka zmienił ten sposób myślenia o misji IPN. Mimo braku odpowiednich narzędzi prawnych zwrócił się w specjalnym komunikacie o pomoc w ustaleniu wszystkich nazw funkcjonujących w przestrzeni publicznej, które są bezpośrednią lub pośrednią apologią systemów faszystowskiego i komunistycznego. Prezes wyznaczył krajowego koordynatora tej akcji, dr. Macieja Korkucia z krakowskiego IPN. Obecnie wysyłane są listy do przewodniczących rad gmin, podpisywane przez prezesa Kurtykę, z apelem o zmianę kompromitujących nazw. List do przewodniczącego Rady Miasta Stołecznego Warszawy można przeczytać na stronach internetowych www.ipn.gov.pl. Czy ta akcja będzie skuteczna? Myślę, że tylko częściowo. Nie łudźmy się. Kompromitujące nasze państwo nazwy są wynikiem nie tylko historycznej niewiedzy. Mamy w kraju różne grupy interesów, wywodzące się ze struktur postsowieckich, którym zależy na pielęgnacji komunistycznych reliktów. Mają nadzieję, że doczekają lepszych czasów.

Czas na państwo
Minęło 17 lat od czasu odzyskania przez Polskę suwerenności. To dokładnie tyle, ile dzieliło koniec wojny z bolszewikami i ostateczne ustalenie granic II Rzeczypospolitej (Wilno 1922) od wybuchu II wojny światowej! Jak wiele zrobiono wówczas dla zjednoczenia Polaków, urodzonych i wychowanych w różnych zaborach! Jak doskonale przygotowano Naród do najcięższej próby, do wojny. Jak - mimo politycznego zniewolenia - przechowano świadomość narodową. A co myśmy zrobili przez te 17 lat? Byle kto może w byle jakiej gazecie urągać bohaterom konspiracji niepodległościowej, nazywając ich, jak za czasów propagandy komunistycznej, "bandytami". Ich nazwiska nie są znane szerszej opinii publicznej, raczej nie mówi się o nich uczniom na lekcjach. Gdyby tak było, nie byłoby szkoły im. Duracza w stolicy RP!
Nie można zostawić sprawy tylko IPN. Nie można się ograniczyć tylko do apelowania i perswazji. Państwo musi przygotować dużą miotłę w formie odpowiedniej ustawy, gwarantującej egzekwowanie zaleceń IPN. Nie można pozwalać na dalsze upokarzanie Polski i jej bohaterów. Nie można tak haniebnie rujnować edukacji historycznej, która i tak jest dość wątła. Narody, które tracą pamięć, umierają.

W cieniu Pałacu Stalina
Ostatnio "świętowaliśmy" 50-lecie istnienia Pałacu Kultury i Nauki im. Josifa Stalina w Warszawie. Tak on się do dziś nazywa, nikt nigdy nie zmieniał tej nazwy! Przy tej okazji zaliczono ten oczywisty symbol sowieckiego panowania w Polsce do "zabytków"! Wypowiadający się w tej kwestii bardzo "rozsądni" ludzie dowodzili, że to "zabytek pewnego stylu w budownictwie". Że nieśmiałe postulaty o wyburzenie tego potwora są "nieracjonalne", bo to by za dużo kosztowało. Za dużo? Ile kosztuje poczucie godności i dumy narodowej? Czy to się da wycenić? Nie sądzę zresztą, by rozbiórka Pałacu Stalina przyniosła jakiekolwiek straty. Wystarczyłoby sprzedać każdemu postkomuniście jedną cegłę z Pałacu na pamiątkę. Kupiłby z pocałowaniem ręki. Chyba 10 zł to nie byłaby wygórowana cena? Czy za 10 mln zł nie da się tego wyburzyć? A jaka piękna przestrzeń powstałaby w centrum stolicy! Jakie możliwości architektonicznego zagospodarowania! Jakie pieniądze do zarobienia przez Warszawę Centrum!

Imponderabilia
Wróćmy raz jeszcze do tego, co mądrzy Rzymianie nazwali imponderabiliami. Przed 17 laty, 29 grudnia 1989 roku, Sejm polski - jeszcze wówczas "kontraktowy" - powziął ustawę o zmianie nazwy i godła państwa. Przywrócono Rzeczpospolitą Polską, a orłowi z narodowego godła przydano znów koronę, nadaną mu w roku 1919 przez Sejm odrodzonej Rzeczypospolitej na pamiątkę Regnum Poloniae Bolesława Chrobrego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów pod berłem Jagiellonów. Dla Polaka katolika ta królewska korona ma jeszcze inny wymiar. Kojarzy się nie tylko z Regnum Poloniae, ale także z Regina Poloniae. Maryja - Pocieszycielka i Orędowniczka - była Królową Polski na długo przedtem, zanim ogłosił to całemu światu Jan Kazimierz w katedrze lwowskiej. Polska "ludowa" okazała się równie nietrwała, jak dekretowana w roku 1920 przez bolszewików "Polska Republika Rad", a wcześniej "Kraj Prywislanskij".
Są w życiu narodów imponderabilia - wartości i symbole, których nie da się zważyć i określić ich ceny aktualnymi notowaniami na giełdzie. Nie da się wymierzyć i wycenić potęgi wzruszeń i uczuć, które wyzwala w Amerykanach widok gwiaździstego sztandaru i Statuy Wolności. Tak samo bezcenne i tak samo imponderabilis są dla nas biało-czerwone barwy, królewski biały ptak, Grób Nieznanego Żołnierza, krzyże na Monte Cassino i wota u stóp Jasnogórskiej Pani. I słowa modlitwy codziennej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie, z utrwalonymi w niej archaizmami językowymi sprzed wieków: "Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławion Owoc żywota Twojego...".
W roku 1918 mieszkańcy Warszawy nie uwierzyli w pełni w odrodzenie Rzeczypospolitej; nawet wtedy, gdy sam Komendant przybył do stolicy z twierdzy magdeburskiej. Uwierzyli dopiero wówczas, gdy zburzyli cerkiew na placu Saskim, ze znienawidzonymi "złotymi garbami", gdyż w tym miejscu i w tym czasie nie kojarzyły się one z domem Bożym, lecz z symbolem obcego panowania nad wolnym Narodem.

A gdy mi serce pęknie
Z radości i zachwytu,
Że nastał już i dla nas
czas prawdziwego świtu,

Połóżcie mi na trumnie,
Jak szablę pod obrazkiem,
Ostatnią cegłę z gruzów
Cerkwi na Placu Saskim...


- pisał poeta, żołnierz legionów Edward Słoński.
Dziś zostałby za te słowa wyśmiany. Współczesna polska inteligencja jest bardzo "tolerancyjna" i "otwarta na wszystko". Nikt już nie zburzy współczesnego "złotego garba" Warszawy - iglicy Pałacu Stalina - bo się "nie opłaci". Opłaci się dyskoteka sylwestrowa na placu Piłsudskiego, obok Grobu Nieznanego Żołnierza...
Wielu mówi, że nie wierzy historykom, bo co innego mówili za komuny, a co innego teraz. Wielu historią się nie interesuje, bo nie ma z tego żadnego interesu i nie ma na to czasu. Historia jako nauczycielka życia znika wstydliwie za wielkim ekranem telewizora wypełnionego światową tandetą, prostactwem i nachalną propagandą dorabiania się i używania. Więc trudno dziś ludziom mówić o wzruszeniu Słońskiego i o tym, co niewymierzalne... Mimo wszystko róbmy to, co trzeba zrobić. Pora posprzątać dom, pora wymieść śmieci.

Piotr Szubarczyk,
IPN Gdańsk

Nasz Dziennik

Wersja do druku

Politolog Iwan Izaak - 29.04.07 8:21
A KTO TO ZROBI? Już posprzątano... Co nakradli to nakradli, a teraz sobie krzyczcie do chmurki.

Józef Bizoń - 23.04.07 17:13
"Minęło 17 lat od czasu odzyskania przez Polskę suwerenności', a czego najlepszym dowodem jest wydany przez Trybunał Sprawiedliwości UE /na wniosek Komisji Europejskiej (KE)/ natychmiastowy nakaz wstrzymania zalesiania w Puszczy Augustowskiej "jako środka kompensacyjnego" związanego z budową obwodnicy Augustowa. Polska nie może prowadzić zalesiania. Decyzja jest wykonalna natychmiast - powiedziała rzeczniczka KE Barbara Helfferich. Podkreśliła, że Trybunał postanowił nie czekać na rozprawę w tej sprawie, przewidzianą na 27 kwietnia. - Uznał, że konieczne jest pilne działanie - dodała. - (za PAP, ML 18.04.2007r.)
Jaka suwerenność, takie i nazwy ulic.
Józef Bizoń.

Wszystkich komentarzy: (2)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

15 Maja 1848 roku
Podczas rewolucji lutowej, w Paryżu odbyła się demonstracja na rzecz niepodległości Polski.


15 Maja 1674 roku
Zmarł Kazimierz Florian Czartoryski, polski duchowny katolicki, prymas Polski (ur. 1620)


Zobacz więcej