Wtorek 19 Marca 2024r. - 79 dz. roku,  Imieniny: Aleksandryny, Józefa,

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 13.12.17 - 9:39     Czytano: [1609]

Stan wojenny 1981





Strajk Okupacyjny w stanie wojennym, Uniwersytet Łódzki, 14 i 15 XII 1981,
(wspomnienie uczestnika).

Wszędzie płacz, wycie, okrzyki wściekłości i bezsilności, warkot wozów bojowych, hałas wściekłej walki, huk wybuchających dookoła petard i wycie syren bojowych skotów, migotanie świateł i głośne ustawiczne okrzyki Łodzian: „gestapo!, gestapo!”.(...)

Wspominamy, szukając w swoim życiu momentów zwrotnych, ważnych wydarzeń. Jedną z płaszczyzn istotnych w naszym życiu jest moment otarcia się o żywą, pulsującą tkankę historii. I o tym właśnie będzie te kilka słów.

Dorastaliśmy w tzw. PRL-u, w epoce późnego Gierka. Innej Polski nie znaliśmy, czasem tylko dowiadywaliśmy się o jej istnieniu z opowiadań ojców, dziadków, czy też z podręczników historii, w których to tę poprzednią, Niepodległą Polskę opisywano w czarnych i ciemnych kolorach. Z czasem zaczęli pojawiać się odważni ludzie i nielegalne pisma, niektórzy z nas słuchali Radia Wolna Europa...

Za oknami naszych rodzinnych domów, daleko od codziennych zmartwień, walczyły ze sobą na śmierć i życie dwa polityczne, ekonomiczne i militarne systemy: komunizm (którego po zajęciu Polski w 1944/45 r. przez Rosję Sowiecką byliśmy częścią) i kapitalizm, którego liderem były USA. Kiedy Sowieci utracili swoją pozycję mocarstwową, głównie przez swoją niewydolność gospodarczą i niedorozwój ekonomiczny spowodowany totalitarną ideologią, powstała koncepcja przebudowy tej części Europy, w której nam przyszło żyć.

Kiedy pytamy, jakie wydarzenia i doświadczenia z początku lat 80-tych ubiegłego wieku najbardziej zapadły nam w pamięć, to w moim przypadku nasuwa się ich kilka.

Pierwszym ważnym dla mnie wydarzeniem był kilkutygodniowy okupacyjny strajk (29 dni) studentów Uniwersytetu Łódzkiego, który rozpoczął się pod koniec stycznia 1981 roku. Uczestniczyłem w nim na wydziale Filozoficzno-Historycznym, w macierzystym Instytucie Historii. Największym szokiem, pamiętam było mycie się w styczniowej lodowatej wodzie (ciepłą wyłączono), poza tym było to wspaniałe duchowe, ale i organizacyjne przedsięwzięcie i przeżycie.

Tam na tym strajku prowadzonym przez powstałe Niezależne Zrzeszenie Studentów (NZS) wyobrażaliśmy sobie Wolność, pisaliśmy odezwy i artykuły do studenckiej braci, mieszkańców Łodzi i Świata i nawiązywaliśmy kontakty z pracowniczą Solidarnością w kategorii druku gazety (m.in. Zakłady im.J.Marchlewskiego, przew. Solidarności – Dłużniewski, wspaniały facet, już nie żyje), kolportażu druków i nocnych długich rewelacyjnych dyskusji. Tak cementowała się studencko-robotnicza więź i zaufanie, które przydawało się później. Rezultatem tego doświadczenia była potrzeba i konieczność kształcenia siebie i innych w celu obudzenia, nazwania i szerzenia wiedzy wśród „Tutejszych” mieszkańców o możliwej prawdziwej Polsce, aby przeciwstawić się próbie skanalizowania protestu Solidarności i całego ruchu do ceny kilograma kiełbasy i 100 zł podwyżki.

Drugim dobrze zapamiętanym wydarzeniem był „wybuch” Stanu Wojennego przeprowadzonego przez, jak to się popularnie mówiło „ moskiewskich pachołków” i zdrajców na czele z niewolniczym janczarskim skrzepem Jaruzelskim i jego targowickim komitetem WRON-y. Dziś właśnie o tym...

WROCŁAW – KONGRES ŚRODOWISK DEMOKRATYCZNYCH

Stan wojenny zastał mnie i moich kumpli z redakcji „Nowszych Dróg” i Związku Młodzieży Demokratycznej we Wrocławiu. Tam od 12/12/81 r. miał miejsce Kongres Środowisk Demokratycznych z całej Polski, przewidziany na dwa dni, mający na celu zintegrowanie tych środowisk (Ruch Wolnych Demokratów, mec. K.Głogowskiego, A.Pleśniara), piłsudczyków (Ostoja-Owsiany), mec. Andrzej Kern (późniejszy mój kolega z celi z ZK w Łowiczu i vice marszałek Sejmu), radykalnych odłamów ZMD (okręg łódzki, A.S. Goździkowski, J.K. Matysiak, P. Walczak, A. Martula, D. Sowiński i inni) i całą masę niewymienionych tu organizacji i ruchów). Z pierwszego dnia obrad pamiętam wystąpienie „jasnowidza” Ostoi-Owsianego, aktywisty niepodległościowego z Łodzi, który zapytał (12XII wieczorem!): ”jak my zareagujemy i jak zareaguje kraj, jeśli jutro komuniści wprowadzą stan wyjątkowy i nas wyaresztują”!. Odpowiedzią było wzruszenie ramion wielu zebranych, (co on tu wydziwia?).

STAN WOJENNY WE WROCŁAWIU

Wcześnie rano 13 grudnia 1981r. w hotelu „Monopol” zaczęły dziać się różne rzeczy. Raptem nie działały telewizja i telefony.
“Goździk” żartował „polskich dróżników ponownie zaskoczyła zima”. Mieliśmy być jednak “zawiani” inaczej. Chyba korzystaliśmy z wewnętrznej hotelowej centrali telefonicznej. Poważnie zaniepokojony zadzwoniłem, więc do chłopaków mieszkających w innych pokojach starając się np. obudzić, nieżyjącego już dziś, Andrzeja Martulę (student historii i socjologii UŁ), strasząc go, że podobno Jaruzel ogłosił stan wyjątkowy. Andrzej z właściwym sobie zwariowanym poczuciem humoru: „Matysiak, stan wyjątkowy to wyjątkowa okazja, aby się wreszcie k...a wyspać! A z tym Jaruzelem to pogadam później”, po czym odłożył słuchawkę. Później Martula próbował nam wmówić, że ten stan wyjątkowy to jakiś nowy wybryk/montaż Marcina Wolskiego i Andrzeja Zaorskiego z programu "60 minut na godzinę" (wówczas bardzo popularny rodzaj kabaretu w radio). Pytał czy w telewizji nie pokazywali obok Jaruzelskiego czasem Kosmitów, ale nikt mu już nie wierzył.



W telewizji zmyliła nas flaga polska, ale później swój obleśny pysk pokazał ten wymoczek Jaruzel. Miny nam zrzedły, kiedy pokazali śliniącego się Jaruzela, powtarzającego społeczeństwu w koło te same sowieckie zaklęcia. Gen. Jaruzelski powołując WRON-ę, wystąpił przeciwko polskiej nadziei, ze swoim „stanem wyjątkowym”. Darek, „Generał” stwierdził: „No to mamy źle zrobiony „Teleranek”, dobrze, że nie mam jeszcze dzieci, mogłyby się przestraszyć”. Natomiast Piotrek trafnie zauważył: ”Wreszcie te ciemne okulary od gen. Pinocheta mu się ku..a przydały...”

Po krótkiej naradzie i nasłuchu ze wszystkich możliwych źródeł, nasza grupa (Piotr Walczak – mgr prawa, asystent na wydziale prawa UŁ, Andrzej S. Goździkowski – student prawa UŁ, przewodniczący łódzkiego ZMD, Darek Sowiński „Generał”, student administracji UŁ, Andrzej Martula – student historii i socjologii UŁ i Jacek K. Matysiak – student historii i socjologii) zdecydowała się opuścić hotel Monopol. Nastał czas dyktatorów, obrady demokratów będą musiały poczekać na lepsze czasy...

CO ROBIĆ?

Padał obficie, tańczył przed naszymi rozbieganymi oczyma, biały wspaniały, gęsty śnieg na otwartym olbrzymim pustym placu ( jakby chciał ochłodzić nasze rozpalone głowy), ale przechodząc przez niego na stację kolejową wiedzieliśmy: nad Polskę naszych nadziei nadlatywały czarne wroniaste chmury.

Skończył się festiwal „Solidarności”, mundurowi komuniści, przynajmniej w telewizji, gasili światło nadziei, wyrzucając za drzwi Wolność. Tę białą niepewność rozdzierały tylko kościelne dzwony nawołujące wiernych na poranne nabożeństwo. Tym razem dzwony biły jak na alarm, tylko śnieg sypał mocno, jakby nic się nie wydarzyło. Zanuciłem “Piosenkę o rzeczach białych” popularnego w naszym gronie Jana Krzysztofa Kelusa. „Ciszej”, rzucił dowcipnie „Generał”, „pewnie to już nielegalne”.

Postanowiliśmy skierować się do domu starego opozycjonisty z Ruchu Wolnych Demokratów, mec. Adama Pleśniara, z którym ucięliśmy dłuższą pogawędkę poprzedniego dnia na Kongresie. Chcieliśmy zasięgnąć jego rady, co dalej robić, wierząc, że będzie on wiedział więcej o ogłoszonym stanie wyjątkowym.

Baliśmy się. Obawialiśmy się „kotła” w mieszkaniu Pleśniara i ktoś rzucił pomysł, aby na zwiady wysłać Piotrka. Piotrek, asystent na prawie UŁ, dobrze zbudowany, przystojny chłopak miał jedno sztuczne ramię (zakładane razem z koszulą), a drugą rękę miał tylko do łokcia, którą mógł robić wszystko, np. otworzyć puszkę piwa. ”Na pewno SB-ecy zupełnie zgłupieją, jeśli będą go chcieli skuć kajdankami”. Czyli zaplanowaliśmy wojnę psychologiczną z potencjalnymi opiekunami z SB. Jednak „punkt” był już pusty i podjęliśmy decyzję o powrocie do Łodzi, bo i cóż mogliśmy robić w tej sytuacji we Wrocławiu.

POWRÓT DO ŁODZI

Na dworcu kolejowym chodziły patrole wojskowe i paramilitarne, jacyś tajniacy. Bez większych niespodzianek dotarliśmy do Łodzi. W okrojonym składzie wylądowaliśmy na osiedlu studenckim im. Rodzeństwa Fibaków (ok. 5 tys. studentów (licząc waletów) z kilku łódzkich uczelni), a konkretnie w III Domu Studenta (prawo i administracja), gdzie mieszkali Andrzej S. Goździkowski i Darek „Generał” Sowiński, oraz gdzie na parterze mieściła się redakcja „Nowsze Drogi” i gdzie w pokoju #13, mieszkałem również ja. Zaobserwowaliśmy wprost tłumy ludzi wyjeżdżających z akademików do domów. Zajęcia na uczelniach zostały odwołane.

A więc wojna, koniec epoki, w której wyrośliśmy, którą znaliśmy. To już nie lekcja z podręczników historii z okresu umacniania komunizmu po II wojnie światowej. Teraz mieliśmy dostać tę lekcję na żywo i przeżyć ją tak jak nasi rodzice w “realu”. Zaczynają się schody. Nadszedł czas odzyskania przez komunę utraconej kontroli nad społeczeństwem.

Jak to się skończy, nikt z nas nie wiedział. Wiedzieliśmy tylko, że wchodzimy w nowy świat, którego jeszcze nie znamy. Zrozumiałem wówczas dokładnie złowrogą treść ulotek rozklejanych wcześniej na ulicach Łodzi przez Komunistyczny Związek Młodzieży Polskiej (organizację Andrzeja Salamona i innych): „Socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości” (brrr!)

Wszystko wrzało w młodych, gorących głowach strach, niepewność i zarazem szybko rodząca się gotowość do przyjęcia nagle rzuconego wezwania przez juntę czerwonych aparatczyków, którzy utracili w okresie festiwalu „Solidarności” resztę akceptacji (skonstruowanej na strachu i apanażach) społeczeństwa rozbudzonego przez Papieża jeszcze w 1979 r. Przypomnieli sobie o posiadanych czołgach i innym sowieckim złomie i zapragnęli za wszelką cenę rzucić go w twarz społeczeństwu, aby utrzymać się przy władzy. Czołgi i żołnierze byli z Polski, tylko koncepcja i ropa były ruskie.

DECYZJA

Po krótkim czasie Andrzej „Gwóźdź”, przyniósł wiadomość, że chłopaki z uczelnianego NZS-u (którego, też byliśmy członkami) zakończyli spotkanie w III DS-ie postanowieniem o podjęciu protestacyjnego strajku okupacyjnego w budynku wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Był 14 XII ’81r, czyli drugi dzień stanu wojennego.

Szybko zwołaliśmy spotkanie „dostępnych” (część studentów już wyjechała z Łodzi) koleżanek i kolegów z ZMD i postanowiliśmy, że trzeba w godzinie próby, dochować wierności ideałom i wartościom, które głosiliśmy wcześniej i iść na strajk.

Zaprotestować przeciwko próbie gwałtu na naszych wartościach przez „czerwonych sprzedawczyków”, którzy w obronie własnej du..y chcą użyć polskie wojsko i nim spacyfikować jak by nie było rodziny żołnierzy.

Wypowiadający się argumentowali, że jeżeli cała Polska stanie (16 grudnia miał być strajk generalny!) to czerwony logicznie musi upaść, więc dlaczego odpuścić sobie taką okazję dołożenia komunie... Darek „Generał”, który był odpowiedzialny w naszej grupie m.in. za tzw. zdrowy rozsądek, zabezpieczył zapasy żywności (upewniając się najpierw, że to nie jest protest głodowy), rekwirując przeróżne „słoiki” od sowicie wyposażonych panienek z akademika. Argumentował, że nie jedna wojna w historii została przegrana z powodu braku zaopatrzenia. Przynajmniej głodem nas nie wezmą...

NA STRAJKU

Dobrze, więc zaopatrzeni, niosąc dodatkowo koce, dotarliśmy grupą kilkunastu osób (pozostali mieli dojść) na ul. Narutowicza, od strony ul. Składowej, na wydział Prawa i Administracji UŁ, którego budynek łączył się tzw. jamnikiem z Rektoratem Uniwersytetu, na rozpoczynający się strajk okupacyjny, gdzie przyjęto nas głośno i radośnie. Atmosfera była wspaniała, zastaliśmy tam ludzi, którzy naprawdę chcieli tam być i z którymi czuliśmy się wyśmienicie.

Nabieraliśmy pewności siebie, przekonania o własnej sile i nieugiętości wobec „ostatnich, rozpaczliwych podrywów komuny”. Napływały coraz to nowe informacje o strajkach w zakładach pracy, ale i o ich pacyfikacjach. Posłuchać mogliśmy wielu fantastycznych plotek dla podtrzymania ducha, między punktami oporu w mieście kursowali kurierzy.

Rozdano czapki studenckie, Jurek Bożyk (znany pianista jazzowy) z kulturoznawstwa grał w oknach 1-go piętra pięknie na akordeonie: I-szą Brygadę i inne melodie Niepodległej. Większość śpiewała, przechodnie wzruszeni zatrzymywali się na ulicy słuchając, niektórzy popłakując. Szczególnie wieczorem mieliśmy prawdziwą ucztę duchową pełną patriotycznych fajerwerków. Łodzianie przynosili nam torby z jedzeniem.

Na początku było ok. 150 strajkujących, później liczba ta topniała (w nocy) szczególnie drugiego dnia strajku. Z kadry naukowej była m.in. dziekan z prawa prof. Biruta Petrykowska (b. powstaniec warszawski), z młodszych asystenci Piotr Walczak i Rafał Kasprzyk.

Ludzie dzielili się posiadaną żywnością, byli bardzo twórczy w przystosowaniu się do zaistniałej sytuacji. Narastał też niepokój w związku z napływającymi informacjami. Pamiętam, że na noc barykadowaliśmy krzesłami i czym popadło główne drzwi, bo podchodziły do nas patrole wojskowych i milicji. Wystawiliśmy warty.

Dało się wyczuć specjalną życzliwość i bliskość tak między nami jak i z nielicznymi przedstawicielami kadry akademickiej, swoiste braterstwo, oczywiście wiszące w powietrzu wyczuwalne podniecenie wynikające z uczestnictwa w czymś wyjątkowym, niepowtarzalnym i wielkim, właśnie tu i teraz. Nawet dla weteranów, uczestników poprzedniego strajku okupacyjnego (styczeń- luty’81) na UŁ, czy też strajku solidarnościowego z WSI w Radomiu, obecny strajk posiadał zupełnie nowy, inny jakościowo wymiar. Na ulicach pojawiły się czołgi i wozy bojowe “Skoty”...

Te poprzednie strajki były swoistymi festiwalami optymizmu, wolności przeżywanych euforii w młodych, otwartych głowach uczestników, dla których rzeczywistość zadawała kłam nauczanej i głoszonej matematyce ustroju. Rzeczywistość, która była naszym udziałem ukazywała zupełną bezradność ustroju komunistycznego, jego „nieradzenie” sobie w zmieniającym się świecie, jego dziewiętnastowieczne hierarchiczne „ględzenie”, anachroniczne i zarazem niereformowalne sposoby reagowania na rozbudzone konsumpcyjne i niepodległościowe apetyty społeczne.

Komunizm na naszych oczach dokonywał harakiri, ale ślepy i głuchy i niereformowalny ostatnim tchnieniem (strasząc nas ruskim, też rannym, przez to groźnym niedźwiedziem), zdecydował się na wyduszenie nas, upadając na nasze patriotyczne nadzieje swoim cuchnącym, rozkładającym się cielskiem!

Wyczuwaliśmy, że wpadliśmy w ostry zakręt naszej historii, odczuwaliśmy jej tętno i spodziewaliśmy się, że tak jak wiele polskich pokoleń przed nami, możemy zostać wypchnięci za burtę wydarzeń, a może i dalej... Ale nie mogliśmy ot tak, odejść, z podniesionymi rękoma i spuszczonymi głowami, dać zepchnąć się z płaszczyzny podmiotowej w czeluść współczesnych ludzi zniewolonych, bez pokazania przywiązania do resztek wolności, którą odkryliśmy i pielęgnowaliśmy w czasie Festiwalu Solidarności.

PRZYWÓDCY i ATMOSFERA

Gospodarzem i organizatorem strajku był NZS z Leszkiem Owczarkiem (fizyka), Januszem Michalukiem (prawo, moim późniejszym kolegą z więzienia w Łowiczu, a następnie kolegą z dolnej pryczy w więzieniu w Kwidzynie do grudnia’82) i Mietkiem Rutowiczem (prawo) na czele.

Związek Młodzieży Demokratycznej „dostarczył” na strajk ponad 20 studentek i studentów, z tej liczby do końca zostało 13 osób, było to, więc ok. 30% „stałych” uczestników strajku. Wśród wielu wspaniałych momentów pamiętam zapał, szybkość i fachowość naszych maszynistek/sekretarek z redakcji „Nowsze Drogi”, które ochoczo wystukiwały dziesiątki odezw, ulotek i tekstów z iście „małpią” sprawnością. Specjalna grupa „artystów” zajęła się produkcją niezliczonych plakatów, karykatur, haseł, którymi następnie inna grupa oplakatowała budynek, tworząc w ten sposób „czytelnię” uliczną dla mieszkańców miasta Łodzi.

Pamiętam przystojnego Adama Hohendorffa, idealistę z polonistyki, z imponująca czupryną organizującego pracę ulotkową. Nie trzeba było wielkiej wyobraźni, żeby widzieć, że jesteśmy ludzką barykadą straceńców i nie trudno było sobie dopowiedzieć jak to wszystko się skończy. Wzięcie siłą naszej reduty, było punktem honoru, dla tych ludzi bez honoru. Trudno było jednak nie zaprotestować swoim młodym życiem, w sytuacji, kiedy wiedzieliśmy, co tracimy i co w tej historycznej chwili traci cały polski Naród.

Odbierano nam prawo do Wolności. Wyobrażałem sobie, że podobną wspaniałą atmosferę mogli przeżywać powstańcy Warszawy przed walką w pierwszych godzinach powstania. Duch wspaniałych przodków jakby wstąpił w nas, ogarniał i wypełniał gorączką namiętności patriotycznej nasze umysły i wchodził w zakamarki okupowanego budynku, naszej reduty.

ODEZWA ZMD

W nocy z 14 na 15 XII spotkaliśmy się we własnym „związkowym” gronie i postanowiliśmy wystąpić z odezwą ZMD do swoich członków (studenci, uczniowie, pracownicy) i mieszkańców Łodzi. Pamiętam dobrze formułowanie odezwy/ulotki i prace nad jej poprawianiem, w tym asystenta wydziału prawa, mgr. Piotrka Walczaka (oryginalnie z Kutna, dziś podobno Strasburg), który w obliczu napływających informacji o pacyfikacjach kolejnych „punktów oporu” na mieście, zasugerował zmianę końcówki odezwy w iście kleebergowskim stylu (gen. F. Kleeberg, po bitwie pod Kockiem 6 października 1939 roku) zmieniając ją nieco: „jeszcze Polska nie...umarła”. Brzmiało to bardzo poważnie i popsuło nam trochę humory.

Generał” zapewnił nas, że mamy zaopatrzenia na ok. 4 dni strajku i nic nie powinno się zmarnować. „Nie ruszamy się stąd dopóki wszystkiego nie zjemy!” odpowiedziała mu nerwowa salwa śmiechu. Grunt to poczucie humoru. Trzeba dalej strajkować! Ale śmieszne! Według tego kryterium powinniśmy wygrać oblężenie. Żywności przybywało od mieszkańców Łodzi, donoszących nam ciągle rozmaite smakołyki. Gorzej było z nadchodzącymi meldunkami łączników ze strajków z miasta. W końcu doszło do tego, że zrozumieliśmy, że tylko my prowadzimy ostatni strajk okupacyjny w Łodzi, pozostałe spacyfikowano. Konkluzja nasuwała się sama. Niedługo uderzą.

Budynek Prawa i Administracji (który okupowaliśmy) przy ul.Narutowicza połączony był z budynkiem Rektoratu UŁ długim „jamnikiem”, który będąc bogato oplakatowany (dotyczyło to również murów i okien) stał się atrakcją dla przechodniów, rodzajem ostatniego wykrzyknika sprzeciwu przeciwko próbie zawracania biegu historii i woli Narodu przez czerwonych sprzedawczyków bolszewi. Rano dowiedzieliśmy się, że strajk opuścili przez okno pracownicy naukowi, ale kilku zostało np. Piotrek Walczak.

Drugiego dnia strajku mieliśmy i my poznać prawdziwy smak stanu wojennego. 15 grudnia po południu atmosfera wokół nas zaczęła gęstnieć, na przeciwko budynku na rozległym placu opierającym się o Park Staszica, plac Dąbrowskiego i Uniwersytecką pojawiły się nowe siły milicji i ZOMO w pełnym rynsztunku bojowym wyposażone w wozy bojowe i armatki wodne. Z niepokojem oglądaliśmy, krótkie pistolety maszynowe w dłoniach umundurowanych dryblasów. Do tego dochodziły informacje z nasłuchu zachodnich rozgłośni o śmiertelnych ofiarach w czasie pacyfikacji punktów oporu w różnych miejscach w kraju. Było jasne, że przygotowują się do szturmu na budynek.

Chłopakom udało się stworzyć przesłonę przez unieruchomienie ruchu tramwajowego, zatrzymywały się też autobusy. Przybywało też ludzi (ok. 2 tysięcy) wspomagających nas Łodzian na ulicy Narutowicza bezpośrednio przed budynkiem. Ktoś trafnie określił ich naszą „izolacją”.

Uaktywniły się różne autorytety z apelami, usiłujące wynegocjować jakieś wyjście w sytuacji nadchodzącego szturmu. Pamiętam biskupa Bejze i prezydenta Łodzi, Niewiadomskiego, namawiali oni nas na przerwanie okupacji budynku, obiecując jakieś tam gwarancje. Było wiadomo, że to już koniec „w ten czy inny sposób”. Część ludzi wyszła z biskupem, Bożyk grał na harmonii. Przybywało jednak zrozpaczonych ludzi przed budynkiem, przez otwarte okna nawiązywane były ostatnie rozmowy.

WIZYTA MEC. KAROLA GŁOGOWSKIEGO

Dla naszej grupy duże znaczenie miało przybycie naszego ideowego „krewnego”, mec. Karola Głogowskiego, w latach poprzedniej „odnowy” z 1956r. jednego z liderów Ruchu Młodych Demokratów, później uczestnika Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO), opornego opozycjonisty i lidera RWD procesującego się przez lata z komuną. Kwestionującego gierkowskie zmiany w Konstytucji i zapis o „przyjaźni” z ZSRR.

Karol (jak o nim mówiliśmy) roztoczył przed nami scenariusz mających nastąpić wydarzeń. Oddziały milicji i ZOMO spacyfikowały już wszystkie inne strajki w mieście, nasza reduta była ostatnią. Nie było wątpliwości, że nas rozwalą, przegonią, zmasakrują, ta junta już udowodniła, że nie cofnie się przed niczym:
„Jesteście młodzi i potrzebni do dalszej walki o Wolną Polskę. Wasz okupacyjny strajk już trwa długo i jest ostatni w mieście. Jeśli zostaniecie tutaj dalej, oni są gotowi was zaatakować i zniszczyć to ostatnie gniazdo oporu w mieście, na swoich warunkach. Rozważcie przerwanie strajku, ta walka będzie trwała dalej, to tylko pierwsza faza, będziecie potrzebni do dalszej walki. Proponuję wam tylko przerwę i przegrupowanie. Wyjdźcie ze mną, rozpierzchnijcie się zobaczymy, jaki będzie dalszy bieg wydarzeń. Nie oddawajcie im inicjatywy, bo oni mają teraz przewagę i są gotowi was zmiażdżyć”.

KONIEC STRAJKU – 15 GRUDNIA OK. 16.00

Następna narada. Maciek Jankowski (dziś doktor praw, chyba najpierw szef Poczty, następnie b. vice u ministra Cezarego Grabarczyka, który też podobno strajkował), Piotrek Walczak, Gosia Mysera, postanowili zostać i skorzystać z wcześniej opracowanego planu ucieczki NZS-u przez Rektorat. Pamiętam dość ostrą wymianę zdań z Maćkiem Jankowskim, który domagał się zmiany decyzji i walki do końca w budynku z oddziałami pacyfikacyjnymi. Zdecydowana większość wypowiedziała się za wyjściem w ostatniej chwili.

PIEKŁO

ZOMO zaczęło już atak, usłyszeliśmy wystrzał petard, kiedy nasza grupa znalazła się przy drzwiach głównych. Kiedy wydostaliśmy się z budynku i ZOMO ruszało do ataku, w środku zostało jeszcze kilkanaście osób, z okna wychylił się Janusz Michaluk krzycząc abyśmy ich nie opuszczali, bo strajk upadnie. W pewnym momencie użył słowa ”zdrada”, co wkurzyło Andrzeja S.Goździkowskiego i to on odkrzyknął „My się jeszcze z tobą policzymy Michaluk!”. W dokumentalnym filmie Grzegorza Królikiewicza, “Bardzo krótki strajk”, Janusz Michaluk pomyłkowo sugeruje, że to ja mu wtedy słownie groziłem. Jedna z osób pozostałych w budynku dostała ataku padaczki, rozległy się krzyki, prośby o lekarza, który z tłumu pobiegł do budynku...

Ruszyliśmy w nowy świat, w powietrzu wisiał dym z właśnie wystrzeliwanych petard z gazem łzawiącym i ten potworny huk, łomot miarowo uderzanych pał o tarcze zbliżających się oddziałów-falangi ZOMO, krzyki i wrzaski ludzkie. Piekło.

Zdecydowaliśmy się zwartą grupą przebić wzdłuż budynku prawa, jamnika i Rektoratu w lewo przez Park Staszica w kierunku akademików. Zapadał już zmierzch, w powietrzu duszący dym, biedni, chroniący nas ludzie (izolacja) zmieszała się już z atakującymi.

Bardzo mała widoczność, tylko krzyki „naprzód!” i „szybciej!” na szpicy biegł dobrze zbudowany „Gwóźdź”, Andrzej S.Goździkowski (prawo), „Prezydent” Zbyszek Natkański (historia, socjologia) i Jacek K. Matysiak (historia, socjologia), dalej Wanda Bubienko (prawo), Mariusz Gałęziewski (prawo), Andrzej Martula (historia, socjologia), „Generał”, Darek Sowiński (administracja), Jan Widuliński (prawo, etnografia), Bronek Kaźmierczak (prawo), Bogdan Chmielewski (prawo).

Jak wspomniałem wyżej Piotrek Walczak (asystent na prawie), Małgosia Mysera (prawo, która nieco "oberwała" podczas ucieczki) i Maciek Jankowski (prawo), który w tym momencie bardziej "trzymał" ze swoimi kolegami z roku z NZS niż z nami, pozostali w budynku (kilkanaście osób) jeszcze przez kilka minut (może jeszcze kogoś pominąłem, za co przepraszam, np. wcześniej wyszły jeszcze dziewczyny, które przepisywały ulotki).

Pamiętam twarze, gesty, niestety nie pamiętam nazwisk. Dbaliśmy tylko, aby nie upaść, nie dać się zadeptać, lub oddzielić, poruszaliśmy się ciasno w zwartym biegu trzymając swoje plecaki, nakryci kocami. Poczułem się jak uchodzące z obławy dzikie zwierzę: kierunek i ciała napędzane strachem pragnące wyrwać się z tego piekła. Nie trzeba było wyższych przeżyć, wszyscy biegnąc płakaliśmy „jak bobry”, zachłystując się powietrzem o dużym stężeniu gazu łzawiącego, co chwilę ktoś czymś dostawał, zwykle wystrzeloną puszką gazu, ale pamiętam, że jedna osoba z naszej grupy dostała też źle wycelowanym kamieniem przeznaczonym dla ZOMO. No, cóż...
Wszędzie płacz, wycie, okrzyki wściekłości i bezsilności, warkot wozów bojowych, hałas wściekłej walki, huk wybuchających dookoła petard i wycie syren bojowych skotów, migotanie świateł i głośne ustawiczne okrzyki Łodzian: „gestapo!, gestapo!”.

Na placu Dąbrowskiego stały milicyjne budy. Nie wszyscy zdołali uciec. Dziewczyna w brązowym kożuszku, która chciała uciec przez ogrodzenie na Składowej, została zmieciona z niego pałami ZOMO-ców i zatłuczona, jak się później rozeszło, na śmierć. Rozwścieczeni ZOMO-cy wpadli za ludźmi do stojącego tramwaju i autobusu pałując wszystkich bez względu na wiek i płeć.

Cóż zrobić, ludźmi rządziła rozpacz, strach i chęć udowodnienia sobie, że jeszcze jest się człowiekiem. Bardzo źle znosili tę „atmosferę” ludzie w okularach. Po prostu nic nie było widać! Mieliśmy cholernie dużo szczęścia i oczywiście pomogło nam to, że byliśmy zwartym, zgranym zespołem. Straty własne: sińce, obolałe ciała i jak podkreślił niezadowolony „Generał”: „sporo nawet nieotwartych słoików z wytwornościami!, no i kilka potłuczonych w czasie manewru wycofania...”. Lubiliśmy go za ten stonowany, relaksujący styl komunikacji w trudnych sytuacjach.

Atakujące oddziały ZOMO i milicji natrafiły tylko na opór murów, zamkniętych barykadą drzwi, pozostający przez chwilę po wyjściu naszej grupy, koledzy uciekli przez Rektorat i okno, żadnych bohaterskich zmagań czy obrony nie było, dlatego dopatrywanie się jakichś podziałów, czy różnic między nami nie ma naprawdę sensu.

Jedynym zabawnym epizodem z tej całej naszej próby „powstrzymania” stanu wojennego było wtargnięcie, w trakcie pacyfikowania strajku, dzielnej pościgowej grupy ZOMO do Rektoratu UŁ i spałowanie obradującego tam aktywu egzekutywy KU PZPR. Mimo protestów, wymachiwania partyjnymi legitymacjami, (które rozwścieczeni ZOMO-wcy darli!) towarzysze przeszli „chrzest bojowy” pod pałkami swoich organów. Następnie zapakowano ich do ciężarówki i zawieziono na komendę, na ul. Lutomierską, gdzie w mgnieniu oka rozpoznał ich jako „swoich”, ich SB-cki opiekun mjr Tabaczkiewicz, zwracając się do ZOMO-ców „No i kogo żeśta mi tu kur.a przywieźli?!”.

BOHATERSTWO

Wydaje się (jak to bywa w historii), że prawdziwymi bohaterami byli mieszkańcy Łodzi, którzy nas wspierali, żywili i w końcowej fazie strajku stanowili „izolację” ochraniającą strajkujących i to oni w konsekwencji ponieśli największe koszta tego całego przedsięwzięcia, któremu nadano imię strajku okupacyjnego na UŁ w stanie wojennym w dniach 14/15 XII 1981r. To im, my uczestnicy strajku jesteśmy winni wdzięczność i podziękowania, inaczej ZOMO stłukłoby nas na „kwaśne jabłko”, albo jeszcze bardziej...

PO STRAJKU

Większość naszej grupy stanowił skład redakcji „Nowsze Drogi” (nazwa powstała na 1-szym strajku okupacyjnym w Instytucie Historii UŁ z tego, co pamiętam, jako ironiczna alternatywa do miesięcznika KC PZPR „Nowe Drogi” i w swojej winiecie miała horyzontalnie znak amerykańskiego dolara $ z przecinającymi go dwiema drogami obiecującymi wolność i lepszą przyszłość).

Wracaliśmy pobici na duchu i ciele. Poznaliśmy już umiłowanie władzy, ciepło i humanizm „odgrzanego” w stanie wojennym komunizmu. Teraz musieliśmy się zastanowić jak żyć w nowej programowanej dla nas absurdalnej rzeczywistości, zakonspirować teraz już nielegalne redakcyjne i prywatne materiały, przyjrzeć się temu staremu/nowemu potworkowi, który w połowie grudnia 1981 r. zaczął bezwzględnie ingerować w nasze dotychczasowe życie w sposób znany większości z nas jedynie z książek historycznych lub opowieści "starych" opozycjonistów.

ZMD w Łodzi był najbardziej radykalnym okręgiem w kraju, przyjął formę politycznej organizacji młodzieżowej działającej na wyższych uczelniach, starszych klasach szkół średnich i w zakładach pracy (tak wymyśliliśmy w Łodzi, że trzeba scementować i napompować patriotyzmem młodzież licealną, studencką i pracowniczą do 30 lat, żeby legalnie wygrać przyszłość). W siedzibie Okręgu przy ul. Piotrkowskiej 78, odbywały się słynne „spotkania czwartkowe” z ciekawymi ludźmi i szkolenia organizacyjne.

„Nowsze Drogi” (do stanu wojennego wyszły 22 numery – w cyklu dwu tygodniowym) publikowały materiały informacyjne, tropiąc jednocześnie korupcję (tuż przed stanem wojennym redaktor naczelny otrzymał pozew do sądu w/s ujawnienia źródeł informacji artykułu opisującego defraudację mienia w jednym z zespołów szkół zawodowych). Dodatkowo środowisko „Nowszych Dróg” rozpoczęło akcję integrującą przepływ informacji wewnątrz związkowej w kraju: 7/X/81 wyszedł pierwszy ogólnokrajowy numer BID (Biuletyn Informacyjny Demokratów), pod redakcją Leszka Kukuły i Jadwigi Wodzyńskiej. Wydawaliśmy też „Zeszyty Nowszych Dróg”. Latem 1981r, ZMD zorganizowało m.in. integrujący środowiska obóz szkoleniowy we Włodzimierzowie k/Sulejowa, gdzie wykładowcami byli m.in. Józef Śreniowski (KOR) i mec. Karol Głogowski (RWD).

Później dowiedziałem się z materiałów IPN-u, że zarezerwowano mnie do pokazowego procesu sądowego, na podstawie dekretu o stanie wojennym, przewidzianego dla liderów okupacyjnego strajku na UŁ (książka: „Kryptonim „HECA”.Pacyfikacja strajku studentów łódzkich na wydziale prawa UŁ w 1981 r., Łódź, 2006 ”. SB z posiadanych informacji o strajku zajęła się moją osobą uznając mnie za niebezpiecznego organizatora strajku. Miałem być jednym z dwóch studentów, obok Leszka Owczarka i dwóch pracowników naukowych: Jerzego Banacha i Rafała Kasprzyka oskarżonych o czynną rolę podczas strajku okupacyjnego w stanie wojennym, od pomysłu tego jednak odstąpiono (jakieś rozgrywki polityczne, całe szczęście!). Mogłem zaliczyć parę lat!

Zostałem zatrzymany przez trzech z SB, 5 maja’82, podczas rewizji wertowali kartki kilkaset moich książek, przejrzeli ciuchy i dokładniej tapczan. Głupcy nie zajrzeli do dzieł wszystkich Stalina oprawionych w dobrą skórę, w których ukryte były ważniejsze papiery. Stalina znaleźli w jakimś antykwariacie i kupili mi na imieniny kumple z redakcji. Zdziwionej sprzedawczyni wytłumaczyli, że idzie zima i od Stalina chcą trochę ciepła… Pamiętam, że próbnie zapytałem SB-ka czy mogę wziąć ze sobą jeden z tomów Stalina zatytułowany: “Najazd Jaśniepanów polskich na Rosję”. Facet odpowiedział: “Nie bądź taki mądry, nie rób sobie z nas żartów”...

Później dołek na ul. Lutomierskiej (komenda MO, tymczasowy areszt) i resztę pór roku praktycznie spędziłem za kratkami, (ale w doborowym towarzystwie!). Od 10V w ZK Łowicz (nie objęła mnie amnestia 22lipca) i od 2 VIII do 4 XII’82 w ZK Kwidzyn. Tam przeżyłem drugą trudniejszą dla nas pacyfikację, tym razem więzienną, będącą odpowiedzią na nasz bunt odpowiadający na zakaz widzeń z rodzinami, dalej 10 dniową głodówkę protestacyjną (tylko woda), ale o tym przy innej okazji.

Leszek Owczarek był przywódcą strajku, ja podobnie jak moje koleżanki i koledzy byłem jego aktywnym uczestnikiem, bohaterami byli wspierający nas mieszkańcy Łodzi. Korzystając z tej okazji składam im podziękowanie i wyrazy szacunku za ich patriotyczną obywatelską postawę. Brawo Łódź!

Jacek K. Matysiak

Wersja do druku

MariaN - 07.01.18 16:38
Wojna jaruzela agenta Moskwy spowodowała ze Polacy chwilowo oddali kraj wrogowi, ale nie trwało to długo, patrzac historycznie. Trzeba było czekac ... tylko 34 lata aby Polska zaczeła sie własciwie rozwijać. Po drodze byli tzw komunisci przemianowani na demokratów i to pare razy, potem liberałowie szmaciarze, zdrajcy Polski, którzy sprzedali prawie wszystko co nadawało sie do spienieżenia jak pijak alkoholik, który sprzedaje ostatnie srebra rodowe by mieć na gorzałe. Od 2 lat mamy rząd, jakiego jeszcze Polska nie miała i pomimo błędów, jakie popełnia nikt im nie dorówna, więc jaki sens sie okładać dechami, jak to mówił Komoruski nie lepiej korzystac z wolności i demokracji i żyć w spokoju, chyba że ktoś sie boi, że nowa władza ujawni ich kombinacje i hochsztaplerki, więc bedzie ujadał i szczuł na innych. Polacy muszą się pojednać, bo inaczej nic z tego nie będzie, jedni będą naprawiać i pchać wóz a inni będą podkladać kamienie i kopać pułapki, zapominając, że to wszyscy będą w nią wpadać i oni też.

Lubomir - 07.01.18 13:00
fiesta, 'kto ciebie chłopie zrobił?'. Na usta cisną mi się słowa sąsiadki, pytającej swojego zięcia o jego rodowód. Może ty zostałeś cudownie poczęty, a wszyscy inni to Żydzi,masoni i psychicznie chorzy. Nie wyłączając oczywiście śp. Marszałka Piłsudskiego. Walnij się w ten swój zadufany czerep!. Ty jesteś chory z nienawiści!. Do 2 lutego wg tradycji polskiej można śpiewać kolędy. Zanuć sobie, jak już zapomniałeś słów, te piękne utwory - pełne miłości do nowo narodzonego Jezusa z Nazaretu i do ludzi. Słowa budujące pokój wewnętrzny i zewnętrzny. Budujące harmonię. Nie popadaj w depresję i paranoję!. Nie szukaj żadnego psychoanalityka na kontynencie dobrobytu. Pojednaj się z Bogiem, ale także z rodakami za Oceanem!. Nie wszyscy są tacy, jakich sobie uroiłeś!. Trzymaj się zdrowo!.

fiesta - 07.01.18 9:58
re: Polak BR - 05.01.18 22:26

Uwazam, ze ogol Polakow to ofiary zaklamanej propagandy swieckiej i koscielnej, ktora im pierze mozgi i Polacy nie zdaja sobie sprawy z tego, ze sa przez caly czas oszukiwani, az do momentu, kiedy sami odkryja prawde i przekonaja sie na wlasnej skorze, co oczywiscie zajmuje sporo czasu i powoduje jednoczesnie negatywne skutki.
W zwiazku z tym, sarkazm: "Madry Polak po szkodzie" jest niewlasciwa forma i niesprawiedliwa krytyka Polakow, poniewaz nie uwzglednia oddzialywania zaklamanej propagandy na umysly Polakow.
Z kolei, zeby nie pasc ofiara zaklamanej propagandy to nalezy posiadac wiedze historyczna i znac fakty oraz umiec analizowac podawane informacje i znac dobrze j.angielski, poniewaz wiekszosc materialu archiwalnego i historycznego jest w j.angielskim, o czym wiekszosc Polakow nie wie.

Poza tym wiekszosc Polakow nie wie, ze "stary testament" jest wymyslem zydow i wiele opisanych tam wydarzen jest albo zmyslonych, albo nie mialo miejsca w historii co potwierdzil zydowski archeolog Z.Herzog i zydowski historyk S.Sand.
Tymczasem propaganda koscielna karmi Polakow mitologia "starego testamentu" i pierze Polakom mozgi oraz tworzy mit o zydach, jako "narodzie wybranym", ale przez diabla, jak naucza Jezus - patrz Ew.Jana 8:44 (Wy z ojca diabla jestescie...).
Rowniez ksiadz prof.I.B.Pranaitis przetlumaczyl Talmud na inne jezyki w 1892r i zdemaskowal anty-chrzescijanskie i rasistowskie nauki Talmudu przeciwko nie-zydom (gojom - oznacza: bydlo), z ktorymi zyd moze robic co chce (oszukac, okrasc lub zabic) i nie ma za to kary.
Jezus Chrystus w Talmudzie jest nazwany "chorym umyslowo" i "wrozbita" oraz ze "przebywa w piekle i gotuje sie w goracym ekstremencie" (Gittin 57a).
Tak wlasnie hierarchia koscielna nie informuje, klamie i oszukuje Polakow.
Czy Polacy znaja te powyzsze fakty ???

W czasie trwania Soboru Watykanskiego II (SW2) w latach 1962-1965 propaganda KK glosila, ze nad soborem czuwa Duch Swiety oraz ze Duch Swiety przewodzi soborowi.
Po 30-tu latach dowiedzialem sie, ze SW2 byl inicjatywa ZYDO-MASONERII, ze papiez Jan 23, ktory zapoczatkowal SW2 byl zydem i masonem oraz utrzymywal kontakty z zydo-masoneria, ale to jeszcze nie wszytko.
Otoz papiez Jan 23 (kard. Roncalli) byl samozwanczym papiezem, poniewaz papiezem zostal wybrany kardynal Siri (Grzegorz 17), ktorego kard.Roncalli zastraszyl, odsunal od wladzy i uwiezil w Watykanie.
W obradach soborowych brala rowniez udzial grupa rabinow z USA na czele z rabinem A.Heschelem, ktorzy wywracali dogmaty KK do gory nogami oraz w obradach soborowych brali tez udzial przedstawiciele zydo-masonerii z B'NAI B'RITH (Synowie Przymierza), ktorym przewodzil zydo-mason J.Lichten (zyd urodzony w Polsce).
Wsrod biskupow i kardynalow KK bioracych udzial w obradach soborowych kilkudziesieciu z nich bylo czlonkami masonerii.
Prosze odpowiedziec sobie na pytanie:
Czy faktycznie Duch Swiety przewodzil obradom SW2 w latach 1962-1965 jak glosila koscielna propaganda ???

fiesta

fiesta - 07.01.18 7:30
re: Lubomir - 05.01.18 11:34

Wy obywatelu Lubomir macie cos z rycerza i zarazem cos z J.Urbana (redaktor naczelny Trybuny Ludu - organ prasowy KC PZPR, zydzisko i komunistyczna kanalia) , skoro napisaliscie, ze Austria byla ojczyzna A.Hitlera.
Owszem, A.Hitler urodzil sie w Austrii, ale czul sie wlasciwie Niemcem i walczyl w interesie Niemiec i Niemcow.
A np. taki J.Pilsudski urodzil sie w Polsce, a a czul sie Litwinem i dzialal na szkode Polski i Polakow.

Austria to spokojny i dobrze prosperujacy kraj od chwili wyrzucenia sowieckich okupantow z Austrii w 1956r.
W czasie stanu wojennego w PRL, Austria pomagala dziesiatkom tysiecy uchodzcow z Polski i pozostalych krajow sowlagru (Wegry, Rumunia, Czechoslowacja, Bulgaria etc), zapewniajac nocleg i wyzywienie za darmo.
Na apel austriackiego ksiedza z parafii katolickiej gdzie akurat przebywalem, Austriacy udzielili pomocy materialnej polskim uchodzcom przebywajacym w Austrii. Z kolei burmistrz miasteczka zorganizowal dla uchodzcow z Polski wigilie i paczki swiateczne w grudniu 1981r, podczas gdy komunistyczna kanalia i zyd Margulis vel "gen.Jaruzelski" prowadzil wojne z Narodem polskim w obronie swojego koryta i ideologii komunistycznej.


Moja ucieczka z PRL-owskiej niewoli wyszla na dobre mnie, zonie, dziecku i naszym rodzinom.
Po uplywie 5-ciu lat od ucieczki z PRL-owskiej niewoli stac mnie bylo na kupno wlasnego domu (4 sypialnie, pokoj goscinny, kuchnia, jadalnia etc etc), a wlasny uzywany samochod kupilem po 3 miesiacach pracy, podczas gdy przez wiele lat w PRL-u zylem marzeniami o mieszkaniu spoldzielczym, samochodzie i lepszym zyciu; zaznaczam, ze nie nalezalem do zadnych czerwonych organizacji w PRL.
W PRL-u ciezko bylo wyzyc za dwie pensje z powodu wysokich kosztow zycia w miescie, natomiast w Stanach moja jedna pensja zaspokajala wszystkie potrzeby rodzinne i mozna bylo jeszcze odlozyc kilkanascie setek miesiecznie.
Tak wygladaly realia zyciowe w dwoch odmiennych systemach, przy czym propaganda komunistyczna glosila, ze komunizm jest najlepszym systemem na swiecie, a z kolei kapitalizm jest najgorszy.
Faktem z kolei bylo, ze Amerykanie nie uciekali masowo do komunistycznego raju, jakim rzekomo bylo ZSRR, a w drugiej kolejnosci PRL.
Natomiast ucieczka 950 tysiecy Polakow i Polek z PRL do krajow zachodnich w samym 1981r calkowicie obala mit o raju w PRL - w ZSRR wyjazd do krajow zachodnich byl zakazany, a na wyjazd do innego obwodu w samym ZSRR trzeba bylo miec specjalna przepustke.
Z kolei raj w PRL miala nomenklatura komunistyczna i spec sluzby PRL.

Brak rozliczenia okresu zbrodni, korupcji i naduzyc w PRL i PRL"bis" pozornie zwanym III RP , dziala demoralizujaco na polskie spoleczenstwo, budzi odraze i niechec do organow panstwa i jego przedstawicieli. W ten sposob automatycznie powstaje podzial w polskim spoleczenstwie, taki sam jaki istnieje miedzy dobrem, a zlem oraz prawda i klamstwem, z czego zdaje sobie sprawe swiadoma czesc polskiego spoleczenstwa.
Tymczasem obywatel Lubomir probuje postawic znak rownosci pomiedzy dobrem i zlem oraz prawda i klamstwem, a kazdego przeciwnika swoich teorii probuje okreslic mianem intryganta i prowokatora.
Otoz takie pokretne teorie sa wytworem ludzi chorych psychicznie, ktorzy maja tendencje do klamstwa, oszustwa, manipulacji i zwodzenia innych.
Jest to rowniez cecha charakterystyczna zydostwa, ktore zawsze dziala na przekor oraz wbrew logice, zeby zmylic i oszukac innych.
Faktem jest, ze podzial w spoleczenstwie zawsze istnial i istnieje i jest to wynik roznicy ludzkich charakterow, na co nie ma wplywu ani Kuba, ani ja.
Natomiast obywatel Lubomir probuje kijem wode macic i szuka naiwnych, ktorzy uwierza w jego bajki.

fiesta

KUBA - 05.01.18 23:46
LUBOMIRZE, OD KUBY TO TRZYMAJ SIE Z DALSZEJ ODLEGLOSCI

Polak BR - 05.01.18 22:26
Polak jest dopiero mądry po szkodzie wyrzdządzonej jemu,
przez różnego pokroju opluwaczy nas Polaków.Taki wrogi element -
za obrażanie Polski i nas Polaków powinien - na przysłowiowych
kopniakach WYLATYWAĆ Z NASZEGO KRAJU!! Tak jest w innych
szanujących się państwach. A my pozwalamy różnym zwyrodnialcom,
by nas bezkarnie opluwali.

Lubomir - 05.01.18 11:34
fiesta, Jak sam piszesz, w okresie stanu wojennego grzałeś zadek w ojczyźnie Hitlera, Austrii. Zatem co możesz powiedzieć na temat gehenny Polaków w czasie panoszenia się junty Jaruzelskiego?. Czy ty drżałeś o rodzinę i o siebie. Czy martwiłeś się jaka będzie twoja wypłata i czy da się wyżyć z kartkowego jedzenia?. Nie!. Cieszyłeś ze swojego austriackiego ciepełka!. To twoje 'wy obywatelu', to zwrot ulubiony przez funkcjonariuszy milicji obywatelskiej. Nie traktuj wszystkich Polaków w Ojczyźnie, jak milicyjnych konfidentów!. Marksistowscy prowokatorzy posługują się metodami podobnymi do twojej metody i metody Kuby. Wchodzicie w dane środowisko, żeby je skłócić i rozwalić od wewnątrz. Hm...fiesta...Syjoniści taką metodą rozwalili Forda, Forda-fiestę i Detroit. Weszli do wewnątrz i rozwalili twierdzę amerykańskiej motoryzacji. Przyczyna była prosta, Amerykanie chcieli być sobą a nie marionetkami czyjegoś lobby. Bycie sobą, jest niekiedy najtrudniejsze we własnej Ojczyźnie!. Często nieformalni komuniści byli gorsi od partyjnych krzykaczy. Byli bardziej cyniczni, nienawistni i groźni. Nie zawracaj kijem Wisły!. Świat jest w zupełnie innym miejscu historii i nie interesuje go o czym bredzi niejaki fiesta czy Kuba. Intryganci i prowokatorzy nigdy nie tworzyli postępu, oni jedynie siali destrukcję!

Ricky Dick. - 05.01.18 10:14
Potwierdzeniem poniższych komentarzy jest wyznanie celebrytki, aktorki Anny Muchy na portalu Onet.pl, która bez pardonu ostro wyraziła się o Polsce i patriotyzmie :
" Mam w nosie słowa Bóg, honor, ojczyzna". To tylko potwierdza, że mamy w Polsce do czynienia z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą, z którą od 1944 r. musimy dzielić terytorium państwowe i która reprodukuje się w następnych pokoleniach ubeckich dynastii.
Ta polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza jest szeroko reklamowana i "wypasana" w polskich instytucjach i polskojęzycznych (nie polskich) mediach , nawet w publicznym radiu i TV za nasze polskich podatników pieniądze.

fiesta - 05.01.18 6:16
re: Lubomir - 16.12.17 14:34

Wy obywatelu Lubomir macie problem w odroznieniu Polakow od obywateli polskich i nawet mowienie lub pisanie w j.polskim rowniez nie jest gwarantem polskosci.
Polskosc wynosi sie z domu rodzinnego o polskich tradycjach, ktore sa zakorzenione w Polakach od wielu pokolen.
Osobnik obcy kulturowo i narodowosciowo to jedynie obywatel polski, ktory nie czuje wiezi z Polska jak Polak wychowany w polskich tradycjach i wasz zarzut wobec Kuby obywatelu Lubomir, ze Kuba skloca Polakow jest tego dowodem, bez potrzeby zagladania do zyciorysu lub rozporka.
Po pierwsze, podawanie faktow nie jest sklocaniem Polakow.
A po drugie, wystepowanie przeciwko zdrajcom Polski, klamstwom i zlu jest obowiazkiem kazdego Polaka, ktoremu lezy na sercu dobro Polski i Narodu polskiego.
Haslo R.Dmowskiego: JESTEM POLAKIEM , WIEC MAM OBOWIAZKI POLSKIE wymaga czynow od kazdego Polaka i Polki i czujnosci na obce zagrozenia i niebezpieczestwo dla Polski i Narodu polskiego.
Tu nie ma miejsca na przygladanie sie i biernosc lub czekanie na cud, ze moze Bog zawinie rekawy i zrobi brudna robote za Polakow.
Poza tym nie negocjuje sie ze zlem, ale zlo trzeba zwalczac, zeby oczyscic Polske dla tych i nastepnych polskich pokolen, ktorym nalezy wpajac polskie zasady, zamiast lewackich, libertynskich czy jewro-pejskich, poczawszy od najmlodszych lat szkolnych.
Tak sie wychowuje i scala Polakow, ktorych mysli sa ukierunkowane pro-narodowo.
Tymczasem rozbijanie Polakow prowadza polskojezyczne media, polskojezyczne partie politycze, polskojezyczny rzad, polskojezyczna hierarchia koscielna, lewacko-libertynskie organizacje takie jak KOD, agenci obcych wplywow i tzw. PIATE KOLUMNY mniejszosci narodowych w Polsce.

Polacy powinni organizowac sie oddolnie w oparciu o wartosci najwyzsze, jak BOG HONOR OJCZYZNA PRAWDA i sposrod siebie wylaniac liderow i zastepcow, poczawszy od wlasnego podworka i dzielncy, poprzez gminy, powiaty i wojewodztwa.
Wystarczy spotykac sie raz w tygodniu w grupie znajomych i dyskutowac o biezacej sytuacji we wlasnym srodowisku, w Polsce i na arenie miedzynarodowej oraz probowac szukac rozwiazania na zaistniale problemy.
Uaktywnienie sie Polakow to pierwszy krok do pobudzenia polskiego srodowiska i rozpoczecia walki o Polske dla Polakow.
Juz w nastepnych wyborach za dwa lata mozna zrobic przemeblowanie w obecnym kne-sejmie, ale trzeba chciec tych zmian na lepsze i uparcie realizowac wlasny polski plan.

fiesta

fiesta - 04.01.18 20:00
Gratulacje dla Autora wspomnien o Stanie Wojennym z grudnia 1981r.

Stan wojenny zastal mnie w Austrii, poniewaz przeczuwalem, ze wydarzy sie cos niedobrego w PRL, zwazywszy na fakt, ze rzadzacy komunisci zlekcewazyli Postulaty Robotnicze z sierpnia 1980r w liscie przyslanym do kierownictwa komitetu strajkowego w Szczecinie pod koniec grudnia 1980r, na co mieli az 4 miesiace czasu.
Komitet strajkowy z M.Jurczykiem na czele byl za rozpoczeciem ponownego strajku, ale postanowili zaczekac na decyzje z Gdanska.
Po dwoch dniach oczekiwan, komitet strajkowy w Gdansku podjal decyzje o nie-rozpoczynaniu strajku i dal komunistom kolejne 3 miesiace na rzeczowe ustosunkowanie sie do Postulatow Stoczniowych.
Po 3 miesiacach, czyli pod koniec marca 1981r, komunisci znow zakpili z Postulatow Stoczniowych w liscie do komitetu strajkowego w Szczecinie.
M.Jurczyk i Stoczniowcy w Szczecinie znow byli gotowi do rozpoczecia strajku generalnego, ale komitet strajowy w Gdansku na czele z L.Walesa znow byl przeciwny strajkowi generalnemu i wowczas stracilem zaufanie do polityki prowadzonej przez komitet strajkowy w Gdansku na czele z L.Walesa, nie znajac jeszcze faktu, ze L.Walesa byl tajnym wspolpracownikiem SB.
Logika nakazywala, zeby kontynuowac strajk, poniewaz w ludziach drzemala jeszcze sila moralna do walki ze znienawidzona przez Polakow komuna.
Sam nawet myslalem o zwalczaniu komuny w pojedynke, ale bylem zonaty i mialem male dziecko na utrzymaniu, wiec zrezygnowalem z pomyslu walki w pojedynke.
Poza tym biskupi KK i koscielne autorytety oglupiali Polakow swoja propaganda koscielna i oslabiali morale Polakow, straszac ich rozlewem krwi.
Po latach okazalo sie, ze rowniez biskupi KK i autorytety koscielne zabraniajace walki z komuna, byli agentami spec sluzb PRL.
Z biegiem lat wyszlo rowniez na jaw, ze KOR i Solidarnosc byly nafaszerowane agentami spec sluzb PRL oraz ze umowa przy "Okraglym Stole" na jesieni 1989r byla umowa pomiedzy koczownikami plemiennymi z PZPR, a koczownikami plemiennymi z KOR i Solidarnosci, i Polacy zostali zrobieni w balona, i skutki tego oszustwa trwaja do dzis, poniewaz Polacy wciaz nie rzadza w Polsce, poczawszy od 1945r, czyli przez ostatnie 72 lata Polska rzadza koczowniki plemienne.
KK w Polsce, czyli agentura Watykanu utrzymywala ciche uklady z rzadzacymi komunistami i ostatecznie udalo sie jej odzyskac majatki koscielne w Polsce.
Natomiast najgorzej wyszli na tym Polacy, poniewaz ponad 80% bylego polskiego majatku narodowego przeszlo w lapy bylych komunistow, agentow spec sluzb PRL oraz obcych, glownie szwabow i koczownikow plemiennych z Europy zachodniej, USA i Izraela.
Kilkanascie milionow Polakow i Polek wyjechalo z Polski na emigracje za chlebem i po godne zycie.
A pozostali Polacy w Polsce sa zakladnikami i niewolnikami, ktorzy placa podatki na:
1. Renty i emerytury dla komunistycznych bandytow, ktorzy nie zostali rozliczeni do dzis.
2. Muzeum holokitu, ktore falszuje historie Polski i wydarzen II w.s.
3. Na zydowskie ofiary komunizmu, ktore zamieszkuja w Izraelu.
4. Na pomoc dla banderowskiej UPA-iny, ktora gloryfikuje takich zbrodniarzy, jak S.Bandere, R.Suchewycza etc.
5. Zdrajcow u steru wladzy w Polsce, ktorzy realizuja w pierwszej kolejnosci zydowskie interesy lokalne i globalne.

Tak wygladaja moje doswiadczenia napisane w wielkim skrocie i pomimo uplywu wielu lat nigdy nie zaprzestalem walki ze zlem, ktore demaskuje poprzez podawanie faktow historycznych.
Bo tu PRAWDA powinna byc autorytetem dla kazdego Polaka i Polki, a nie czlowiek, niezaleznie od posiadanych tytulow naukowch lub zajmowanych stanowisk.
Dopiero wowczas Polacy beda w stanie pokonac zlo, nawet to zakamuflowane w wielu "autorytetach" swieckich i koscielnych.

fiesta

Kuba - 17.12.17 2:59
Lewaccy trole zgrywają za światłych intelektualistów. Ulica to ich mównica.
Rzekomo kochają kulturę wysoką i gardzą chamstwem. Ba! Nawet gotowi są wypowiedzieć wojnę zachowaniom niestosownym. Tyle tylko, że lewak posługuje się w swojej walce grubiańskim metodami. Posiada lewacki dar lania wody, nie związanej z żadnym tematem i przyczepiania własną śliną łaty prawemu człowiekowi.
Inteligentna walka z politycznym przeciwnikami?
Trudno o większą obłudę! Miota swoimi wymysłami jak szewc gwoździami!
Gdy lewak jest przyłapany na swoim ortodoksyjnym lewactwie, zwraca się w swoim zakłamaniu do Boga o pomoc, przyznając się do pokolenia JP i jednocześnie modli się o nadanie ulicom nazw ortodoksyjnych komunistów, zapominając, że przed chwilą pod publiczkę prosił tegoż Boga o pomoc w przeprowadzaniu dezubekizacji i dekomunizacji.

Lewak najgłośniej domaga się od dzisiejszego rządu sprawiedliwości za krzywdy wyrządzone Polakom, za rabunek mienia, za bałagan gospodarczy!!! Jednocześnie domaga się sprawiedliwości dla sprawców i zdrajców, którzy walczyli z polskim patriotyzmem i Kościołem, piórem i czynem, tylko dla własnego wygodnego życia w ubeckim i komunistycznym systemie, z zamiarem doprowadzenia naszej Ojczyzny do moralnej i gospodarczej ruiny, zgodnie z dyrektywami jakie płynęły z Moskwy dla całego ich lewackiego świata.

Ale czemuż się dziwić skoro w Internecie trudno już znaleźć 10 śprawiedliwych, kiedy większość komentatorów przyznających się do prawicy potulnie spuszcza głowy w dół, dla świętego spokoju i przyjmuje politykę strusia.
I tym trolom polecam wypowiedż o współczesnym lewactwie ks. abp Marka Jędraszewskiego w ostatni czwartkowy wieczór podczas DIALOGÓW U ŚW. ANNY.
Zbliżają się Święta i Nowy 2018 Rok! Czas nie tylko radości, ale i życzliwości dla upartych oponentów. Osobiście pomodlę się za ich zdrowie.

A Szanownej Redakcji Kworum dziękuję za możliwość zabrania głosu i życzę Redaktorowi, wszystkiego najlepszego i wytrwałości w umiejętnym jak dotychczas prowadzeniu nas po zawiłych drogach tego świata internetowego.
Kuba

Lubomir - 16.12.17 14:34
Kuba, ty niczym przeciętny Kubańczyk od Fidela Castro i jego brata - musisz mieć zawsze rację. Oczywiście, nawet wtedy kiedy racji nie masz. Łatwo jątrzyć i skłócać Polaków, tylko trudno potem żyć wśród takich wzburzonych na siebie Rodaków. Uprzytomnij sobie, że żyjemy w czasach wyścigu technologicznego i ekonomicznego a nie w indiańskim czy aborygeńskim rezerwacie. Wieczne oskarżanie się Polaków, wzbudza jedynie niechęć do nas. Zacietrzewienie cechowało zawsze marksistów a nie chrześcijan. Dziękowałbym Bogu codziennie, gdyby w mojej dzielnicy przekształcono nieczynną szkołę podstawową i dawne gimnazjum - w Centrum Kultury Zagłębia Górnośląskiego imieniem Wilhelma Szewczyka albo Władysława Broniewskiego. Niestety szkołę kupił jakiś szemrany biznesmen i szkoła powoli popada w ruinę. Na osiedlu przybywa całodobowych sklepów z alkoholem, zatem wcale bym się nie dziwił, gdyby 'przedsiębiorca' przerobił szkołę na wielką hurtownię alkoholi albo całodobową agencję towarzyską. Cenne są wspomnienia publicysty z USA, tylko u nas nikt nie przejmuje się - nie tylko tym, że ktoś postanowił ujawnić się światu i wyszedł przed chwilą z piwnicy, ale podobnie obojętnie rodacy przechodzą koło kloszardów grzebiących w śmietnikach czy idących spać do kanałów albo...ziemianki. Tak ziemianki...W XXI wieku i taką rzecz można spotkać w Wolnej Polsce!. Historii nie da się zmienić. Historia to czas przeszły dokonany. Zmiana historii - będzie fałszerstwem. Z historii można i należy wyciągać wnioski na przyszłość. Fałszowaniem polskiej historii znakomicie zajmują się nad Szprewą, Moskwą, Niemnem, Prypecią i Dnieprem. Czy my musimy do nich dołącząć?. Z pewnością nie!. Wszystkiego najlepszego!.

Kuba - 16.12.17 0:21
To co napisałeś Lubomirze to wykładnia tego, że z tobą nie można dyskutować, natomiast ty dyskutujesz z każdym i o wszystkim. Na moją skromną uwagę, że i Broniewski i Szewczyk (i wielu z ówczesnych w tym Szymborska) całowali Stalina w cztery litery, odpisałeś mi coś o czym ja nawet nie wspomniałem.
W jednym worku znaleźli się; Orawicz, Merkel, Grass, Onet, i kilku innych wazeliniarzy. A to wszystko pod artykułem p. Jacka, który opisał wydarzenia, o których nawet nie wspomniałeś słówkiem, jakie miały miejsce w naszej Ojczyźnie, które rozpętał Jaruzelski całując Breżniewa nie tylko w krwawe usta ale i też w to samo miejsce co Broniewski, Szymborska i ów Wilhelm Szewczyk. A to jest twój komentarz o wszyskim, aby więcej...

Lubomir - 15.12.17 19:39
Kuba, Pan Orawicz przeżył sporo i jako człowiek polskiej kultury i polski poeta, potrafi zachować dystans do wielu spraw i ludzi. Wciąż utrzymuje solidarność z Polską, Polakami i polskością. Na tym naszym ziemskim padole, praktycznie każdemu, no może poza nielicznymi świętymi -
można coś zarzucić. Nie chwalili Stalina, ale za chwilę ktoś będzie udowadniał światu, że ci dzisiaj z pozoru idealni - w rzeczywistości byli prywatnymi agentami Merkel albo jeszcze kogo innego, czy są np. pedofilami albo zoofilami. Kiedy zaczniemy roztrząsać życiorysy artystów czy pisarzy, okaże się, że praktycznie każdemu i każdej z nich można wytknąć jakąś nikczemność. Jeżeli nie chwalili oficjalnie zaborców, to często utrzymywali się z ich pieniędzy. Po takiej totalnej 'krytyce' może okazać się, że wszyscy polscy twórcy nadają się wyłącznie na śmietnik historii a pozostają nam jedynie 'idealni' twórcy niemieckiej kultury, tacy jak np. Guenther Grass. Jakoś nikomu nie przeszkadza, że Grass pisał po niemiecku i służył Niemcom w Waffen-SS. Ba, krytykanci wszystkiego co polskie, nadali mu nawet honorowe obywatelstwo polskiego Gdańska. Rozumiem twoje zatroskanie o czystość polskiej kultury, ale niekiedy nabiera to cech niemieckiej czystości rasowej. Niemiecki 'Onet' znalazł nawet 'haki' na autorkę 'Roty', Marię Konopnicką. Stalina chwalił Mazowiecki, Czesław Miłosz i Wisława Szymborska. Jakoś dziwnie tym trzem ostatnim - nikt tego nie zarzucał. Powszechnie wiadomo, że Wilhelm Szewczyk nie był entuzjastą prasy należącej do ludzi pokroju Michnika. I chyba tylko to przesądziło o wszczęciu procesu jego zniesławiania...Wybitna polskość - mierzi internacjonalistów i antypolskich globalistów.

Jan Orawicz - 15.12.17 17:13
Panie Lubomirze i tego - z wielu Pana komentarzy GRATULUJĘ!!!

Jan Orawicz - 15.12.17 16:59
Witam Panie Jacku i gratuluję studenckich przeżyć Bandyckiego
Stanu Wojennego! No cóż, jako SOLIDARNOŚCIOWCY przeżyliśmy
w naszym intensywnym patrityżmie,tamten CZAS BITWY Z KOMUNĄ!
Przemawiała do naszych serc Ojczyzna Miła! I w końcu zwyciężyliśmy!
Jest Polska naszych marzeń!! A tu masz! Pan w USA i ja w USA!
Zięć porwał córkę do USA,a ja z żoną daliśmy za nia susa,gdyż
wygrałem DV-Vize. Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do moich
fraszek i satyry w Kworum

Ricky Dick. - 15.12.17 13:07
"My nie ruszamy Waszych, Wy nie ruszacie Naszych"- z ustaleń z kuluarów okrągłego mebla.

Ustalenia na dzisiaj: "Kopiemy się ale nie powyżej kostek".

Kuba - 15.12.17 12:05
Lubomirze, ubolewasz, że z piedestału zrzucany jest zarówno Władysław Broniewski, jak i Wilhelm Szewczyk.
O BRONIEWSKIM opowie ci każdy kto interesuje się historią najnowszą i poezją.I zacytuje ci słowa samego Broniewskiego - Byłem, jestem i będę komunistą – mówił. Pił na umór, a o sobie mawiał: Polak, katolik, alkoholik.
Hłasko, który mu sekretarzował powiedział w czasie jednej popijawy, że napisać SŁOWO O STALINIE to jakby pocałować wodza rewolucji w dupę. I tam Broniewski pocałował Stalina. Tak, Broniewski miał dobre pióro, przeżycia wojenne, patriotyczne wiersze, ale duszę zaprzedał dla wygodnego życia. Czy to wystarcza aby być wzorem dla pokolenia Jana Pawła II na które się też powołujesz?

A ten drugi? Wilhelm Szewczyk!
Poczytaj słowa zachowane w materiałach archiwalnych – rok 1953.

Szewczyk tez pocałował Stalina w to samo miejsce jak Broniewski.
Oto co wyszo spod jego pióra...
Stalin umarł. Wszystkim, co najlepsze uczcił Go naród. Zachował dla Niego miejsce w swojej pamięci. Stalin umarł, ale w dziełach ludzkich trwać będzie dalej: na kopalni imienia Stalina, na hucie imienia Stalina, na całym Śląsku, na ścianie węglowej, przy piecu hutniczym, przy biurku pisarza i przy stole kreślarskim inżyniera. Przejdźmy się po Śląsku, a kiedy wrócimy do Stalinogrodu, postarajmy się ogarnąć raz jeszcze obraz wielkiej codziennej pracy, jaką Śląsk wykonuje. Cel, któremu ta praca służy, był wszak celem długiej walki i pracy Józefa Stalina. Dlatego tak blisko jest ze Śląska do Niego, dlatego też imię Jego patronuje kopalniom i hutom, dziełom rąk robotniczych.
Wilhelm Szewczyk
W jednym przyznaję ci rację – to też twoje słowa:
Zbyt dużo chłystków zaczęło parać się historią i polityką.

Lubomir - 15.12.17 11:04
Powojennych bandziorów, z pozmienianymi na polsko brzmiące nazwiskami i pseudo prywatyzacyjnych kryminalistów - wszyscy faktycznie obchodzą dookoła. Obecnie trwa istny festiwali nienawiści do twórców i krzewicieli polskiej kultury, w szczególności do Polaków - ludzi pióra, tworzących w zawiłej, powojennej rzeczywistości. Z piedestału zrzucany jest zarówno Władysław Broniewski, jak i Wilhelm Szewczyk. Czy nie jest to jakaś niemiecka prowokacja?. Czy nie chodzi tu o to, żeby udowodnić, że polskie dokonania i obecne przemiany są beznadziejnie złe?. Czy w ocenie ludzkich czynów wystarczy wyłącznie jakaś IPN-owska matematyka?. Czy nie ma w ogóle tutaj miejsca na miłosierdzie i pojednanie Polaka z Polakiem?. Czy ludzie bez jakiegokolwiek dorobku na rzecz Polski, Polaków i polskości - mają prawo unieważniać dokonania innych?. Zbyt dużo chłystków zaczęło parać się historią i polityką. Widać, że jest to jednak zajęcie dla ludzi dojrzałych i doświadczonych!. Chłystkom brakuje życiowej praktyki!. To ludzie teoretyczni a nie l u d z i e w pełni tego słowa!. Oni wpisują się w dzielenie i skłócanie Polaków. Czy nie tak dzisiaj pracują obce agentury?

Lubomir - 14.12.17 11:50
Dajemy napuszczać się obcym agentom i agentom obcych interesów. Efekt mamy taki, że możemy zapalać znicze na zgliszczach naszych przedsiębiorstw i na zgliszczach polskiej gospodarki. Zaś bezczelni Niemcy przypominają nam o obozie w Świętochłowicach a nieskruszeni banderowcy - o Akcji 'Wisła'. Doskakujemy wciąż do siebie i cofamy się coraz głębiej w historię, tymczasem kandydaci na naszych permanentnych wrogów - prą do przodu i to nie w obszarze historii ale technologii. Niszczymy własną historię a nie sprzeciwiamy się rewitalizacji pomników niemieckiej historii. Czyżby ta historia była historią bez błędów, była historią idealną?

Władysław Panasiuk - 14.12.17 1:44
Nikt nikogo nie tyka. Tak było, jest i będzie. Jedni drugich maskują i przebaczają wszak są katolikami. Przykre to, ale tak zdecydowali okrągłostołowcy.

Jan Orawicz - 13.12.17 21:09
Czerwoni zbrodniarze, głównie z PZPR,UB,SB,MO itp.
do tej pory są nietykalni za zbrodnie popełnione na nas
Polakach,co to w różny sposób stawiali opór rodzimym
sługusom Czerwonego Caratu,który okupował nasz kraj.
Na ten temat - cały czas panuje dookolna cisza! Jest to-
niestety bezprawna tolerancja podłego zła!! ŁOTRY W
KRASNYM KOLORZE OSIĄGNĘLI SWOJE.PRZEZ SPORY CZAS
BUDOWALI SWOJĄ NIETYKALNOŚĆ, wzmocnieni dużą armią
tzw.PRZEBACZACZY! My do dzisiaj szukamy hitlerowców,
ale własnych bandytow z UB,IW,SB,MO itp. nie tykamy
opuszkiem palca! A to byli zarazem sługusy czerwonego
okupanta Polski - w postaci CCCP! I tak się mają te nasze
oczywiste bolesne sprawy!

Jan Orawicz - 13.12.17 20:19
Panie MariaN ja też noszę w sobie tę goryczkę,że nadal nie ma
prawnego rozrachunku ze zbrodniarzami itp.spod sierpa i młota.
Ale jak sobie uprzytomnię fakt,że jest to zdradna i wroga- liczna
armia,co to wyrosła nam przez wiele lat,to dostaje cierpki na skórze.
Podłe postawy SCHETYNIAKOW, opluskwiajacych w UE nasza prawicę
spod znaku PiS,a ściślej nas prawych Polaków, przechodzi wszelkie
granice bezkarności!! Takich wrogów nas Polaków,a zarazem Polski
należy w y p r o s i ć,a ściślej wyrzucić z Polski na zbite pyski!!!
To są jawni wrogowie Polski! Podobnie ma się sprawa z tym całym
PETRU, jako wychowankiem towarzysza Balcerowicza! Petru niechaj
sobie wraca do swego kraju,czyli do Rumunii! I tam może się ten
cwaniaczek popisywać nędzą swoich poglądów,a nie w Polsce!
Nie jestem sam tego zdania! Bolszewizmu mieliśmy już powyżej
czubków naszych polskich głów!! A beszczelność tego osobnika
przekracza wszelkie granice przyzwoitości!

MariaN - 13.12.17 15:49
Niestety za te wszystkie zbrodnie nikt nie odpowiedział, a kolejne morderstwa księzy, które były pod koniec lat 80-tych? Zorganizował to bolek Wałęsa z esbekami Kiszczakiem i Jaruzelskim, że nikomu włos ze łba nie spadł, zobaczymy teraz czy nowa władza odrobi te zaleglości czy też nie

Wszystkich komentarzy: (24)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

19 Marca 1981 roku
Milicja i SB brutalnie interweniowały wobec delegatów NSZZ Solidarność, podczas sesji w Bydgoszczy


19 Marca 1887 roku
Zmarł Józef Ignacy Kraszewski, poeta, działacz społeczny i kulturalny (ur. 1812)


Zobacz więcej