Sobota 27 Kwietnia 2024r. - 118 dz. roku,  Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 28.09.23 - 21:34     Czytano: [682]

Dział: Godne uwagi

Tam gdzie kamienie krzyczą po polsku





Tam, gdzie kamienie krzyczą po polsku
- historia dwóch dzienników poezji obozowej



Minęło już ponad osiemdziesiąt lat od czasu, kiedy 10 stycznia 1941 roku transportem z Krakowa do niemieckiego obozu Auschwitz
w Oświęcimiu za działalność konspiracyjną trafiło czternastu chłopców - harcerzy z Tarnowa. W grupie czternastki było trzech braci z Mościc (obecnej dzielnicy Tarnowa) - najstarszy z grupy dwudziestopięcioletni Józef, młodszy o dwa lata Stefan i najmłodszy - dwudziestoletni Jan.
Z owej czternastki przeżył tylko najmłodszy. Przeżył obóz w Oświęcimiu, gdzie zginęli jego bracia, przeżył obóz w Buchenwaldzie. Patrzył śmierci w oczy przez pięć długich lat - aż do końca wojny. Kiedy nadchodził front ze wschodu - przesiedlano więźniów z Buchenwaldu do obozów położonych na zachód. Z takiego przesiedlenia - marszu śmierci z Buchenwadu do Dachau udało się niektórym więźniom uciec - w tym Janowi. Uciekał z pamiątkami owych czasów - kilkoma zdjęciami rodzinnymi i dwoma dziennikami z poezją obozową, pisaną przez kolegów-współwięźniów, a spisaną przez jego przyjaciela obozowego - Zdzisława z Żabna koło Tarnowa. Przyjaciel zginął w roku 1944 podczas bombardowania fabryki broni w Buchenwaldzie przez Aliantów.
Dwa dzienniki poetyckie, oprawione w drewniane okładki z metalowymi literami imienia i nazwiska ZB oraz inicjałami dwóch obozów
(w Oświęcimiu i Buchenwaldzie) oraz jego numerami obozowymi - Jan ukrywał do końca w obozie w Buchenwaldzie, dźwigał je w czasie marszu śmierci z Buchenwaldu do Dachau, uciekał z nimi przez lasy bawarskie aż do wyzwolenia przez wojska amerykańskie, następnie przechowywał przez pięć lat w Niemczech, aby w końcu trafiły za ocean, aż do Australii. Razem z ową poezją przywiózł ze sobą flagę biało-czerwoną, dokumenty, wydane w Niemczech oraz fotografie. I to wszystko pielęgnował jak relikwie, najdroższe sercu pamiątki aż do śmierci, czyli do roku 2004.

Istnienie tych dwóch niezwykłych dzienników, czy notatników przyczyniło się do odkrywania historii sprzed osiemdziesięciu lat, historii niezbyt znanej nawet córce Jana - Vandzie, zamieszkałej w Perth, w Zachodniej Australii. To ona pierwsza, jako dziecko, pod nieobecność ojca, sekretnie zaglądała do szuflad i przyglądała się tym dziwnym w drewnianych okładkach książkom, z nieznanymi jej wyrazami. I z czasem, kiedy dorastała, owe skarby ciekawiły ją coraz bardziej, chciała wiedzieć o czym jest w spisywanych strofach wierszy. Czas upływał, a ojciec trzymał pieczę nad swoimi rzeczami. Dopiero po jego śmierci Vanda, już razem z córką Melissą, rozpoczęły poszukiwania. Dosyć łatwo im poszło z odnalezieniem tożsamości właściciela owych dzienników, co zachęciło Vandę do dalszych poszukiwań czterech osób jednocześnie - jej ojca Jana, jego dwóch braci Józefa i Stefana oraz przyjaciela jej ojca Zdzisława. Poszukiwania prowadziła we własnym zakresie z dostępnych internetowych źródeł, ale też zlecała poszukiwania agencjom, Muzeum w Oświęcimiu i osobom prywatnym. Zgromadzona dokumentacja okazała się obszerna, ale nadal pozostało wiele niejasnych spraw, które należałoby wyjaśnić. Chcąc zrozumieć treść dzienników - zleciła ich przetłumaczenie na język angielski. Tłumaczka, osoba z Melbourne pomogła również w odnalezieniu niektórych faktów historycznych, jak też informacji o jednym z autorów wierszy - Edmundzie Polaku. Po przetłumaczeniu wierszy na język angielski i zebraniu dokumentacji - Vanda stanęła w miejscu - nie bardzo wiedziała, co powinna dalej zrobić. I tu pomógł przypadek. Otóż córka Vandy, Melissa, była sąsiadką Polki, piszącej wiersze i opowiadania. Ta, kiedy dowiedziała się, iż Melissa posiada polskie korzenie - nawiązała z nią rozmowę, w trakcie której wyszło na jaw, że jej -dziadziuś Jan w marcu roku 1950 przypłynął z Włoch do Australii statkiem Farsea, przywożąc ze sobą poezję obozową.
Sąsiadka nie omieszkała zapytać, co się aktualnie dzieje z ową poezją? Melissa odpowiedziała, że jest w posiadaniu jej mamy - Vandy.
I tak zaczął się kolejny etap odgrzebywania historii. Zafascynowana tematyką poetka nawiązała kontakt z Vandą, obiecując napisanie "czegoś" o jej ojcu. Wtedy jeszcze nie wiedziała, co to ma być, bo na dobrą sprawę nie znała historii braci Tyrków. Leżała przed nią gromada nieznanych twarzy na fotografiach rodzinnych i stosy dokumentów personalnych i obozowych. Czuła się bezradna, nie wiedząc, jak się zabrać za pisanie. Ale instynkt podpowiadał, że należy zacząć od samego początku, czyli od czasów, miejsc i zdarzeń przed narodzeniem bohaterów planowanej książki. Pomogły w tym dokumenty - akty urodzenia, małżeństwa i śmierci rodziców Jana - Marii i Józefa. Pobrali się jeszcze przed pierwszą wojną światową, mieszkali w Tarnowie, a potem przenieśli się do Mościc, gdzie zbudowano fabrykę nawozów na miarę światową, dającą do dzisiaj zatrudnienie wielu mieszkańcom Tarnowa i okolic. Rozpoczęło się żmudne poszukiwanie prawd historycznych w czasie I wojny światowej, okresu miedzywojennego, II wojny światowej i okresu powojennego w Polsce, Niemczech i Australii. Okazało się, że z rozmaitych dokumentów i opracowań w internecie można uzyskać wiele informacji i stworzyć obrazy - obrazy widziane oczami i sercem autora. Pomaga w tym intuicja i wyobraźnia, ale nade wszystko wiedza. I "im bardziej w las - tym więcej grzybów". Napisanie książki, opartej na dokumentacji historycznej i wspomnieniach osobistych przeżyć bohaterów, wymagało wiele pracy. To wszystko miało na celu przybliżenie opisów w książce do autentycznych zdarzeń. "Przybliżenie", bo przecież żadne słowa nie mogą odtworzyć gehenny czasów wojny, kalectwa, głodu, śmierci - tragedii milionów. Trzeba mieć niezwykłą odwagę podjęcia się takiej tematyki, autor bowiem naraża swoją psychikę na przeżywanie historii swoich bohaterów.
Pół roku uciążliwej, zgoła wywiadowczej pracy autorki, z ogromną pomocą Vandy, zaowocowało blisko 350-cio stronicową książką formatu A-4 zatytułowaną "Anioł czuwał nade mną". Jan nie umiał sobie wytłumaczyć, dlaczego zginęli jego bracia i jego przyjaciel, dlaczego zginęło 4 miliony więźniów w obozach niemieckich w czasie II wojny światowej - a on przeżył. Nie było dla niego innego wytłumaczenia, jak to, że musiał czuwać nad nim anioł. Przez całe życie powtarzał - "Anioł czuwał nade mną". I stąd wziął się tytuł książki. Pozycja ta, co prawda, jest historią rodzinną, ale szeroko omawia wydarzenia historyczne (z podaniem przypisów). Znajdują się w niej dokumenty obozowe, listy i kartki, wysyłane z obozów do rodziny, jak również dokumentacja przed, jak i poobozowa. Oddzielny rozdział mówi o poezji obozowej. I tutaj autorce i Vandzie udało się odnaleźć dokumenty i informacje o kilku autorach owych opracowań w dwóch dziennikach poetyckich. Niektórzy z nich wrócili do kraju, a inni wyjechali za granicę, obawiając się represji NKWD. Jeden, zatytułowany "Dla matki", a drugi "Dla ukochanej". W książce znalazły miejsce scany wierszy, a wybrane zostały przepisane i wydrukowane, gdyż odczytanie scanów dokumentów sprzed 80 lat jest trudne. Jeden z rozdziałów książki - "Rola harcerstwa polskiego w czasie II wojny światowej" jest opracowaniem osoby ze Związku Piłsudczyków RP, która była jednocześnie konsultantem do spraw historycznych.
Śmiem twierdzić, iż książka jest niezmiernie potrzebna, nie tylko dla rodziny Jana, ale dla innych rodzin, które pamiętają podobne rodzinne historie. Potwierdziły to spotkania autorskie, na których zarówno lokalni aktorzy z Perth, jak i z Polski - czytali urywki książki i recytowali wiersze obozowe. Jeden z wierszy obozowych niezwykle wzruszająco recytował lektor z radia "Merkury" w Poznaniu.
Książka została objęta patronatem instytucji polonijnych w Australii, jak również organizacji w Polsce.
Ukryta w szufladzie poezja obozowa z Buchenwaldu i Oświęcimia po osiemdziesięciu latach zaczęła na nowo krzyczeć: Uczcie się na naszych doświadczeniach i pamiętajcie: wojna przynosi tylko śmierć!

W dniu 26 maja br. poezja z dzienników poetyckich Zdzisława była prezentowana publiczności w Warszawie na wydarzeniu, zorganizowanym przez Stowarzyszenie Autorów Polskich II Oddział w Warszawie oraz Fundację Willa "Jasny Dom" w dzielnicy Włochy w Warszawie w niezwykłym budynku, w którym w roku 1945 przez okres ośmiu miesięcy mieścił się areszt, gdzie władze NKWD więziły
i torturowały polskich patriotów i bohaterów. Przez piwnice tego budynku przeszło ponad tysiąc kobiet i mężczyzn, a ślady zbrodni są dotąd widoczne.
Z Australii na to spotkanie przyleciała obok autorki, córka Jana - Vanda, Hanna L., reprezentująca Związek Więźniów Politycznych w Australii, jak również osoba, reprezentująca Związek Piłsudczyków RP.
"W ciszy, skupieniu, zadumie - popłynęły wersy, pisane tęsknotą i nadzieją przez więźniów obozowych. Popłynęły łzy, trudno je było zatrzymać pod powieką" - tak relacjonuje spotkanie organizator SAP.
Vanda, jadąc do Polski, zapragnęła pochodzić ścieżkami swoich przodków. Na szczęście w Tarnowie ma jeszcze kuzynów ze strony jej babci. Udało jej się dotrzeć do Żabna, gdzie odwiedziła muzeum, tam otrzymała opracowanie, dotyczące II wojny światowej, w którym znajdują się również informacje o Zdzisławie. Widziała też jego dom rodzinny, budowany w czasie wojny, którego niestety sam Zdzisław nigdy nie zobaczył. Ponadto zwiedziła zabytkowy Tarnów i złożyła kwiaty pod pomnikiem ofiar hitleryzmu, na którym są wyryte imiona i nazwiska ofiar - również Stefana i Józefa (braci jej ojca). I co najważniejsze, dzięki kuzynce, udało jej się uzyskać dokument z roku 1946, pisany ręką jej dziadka Józefa, zatrudnionego w fabryce nawozów w Mościcach. Z dokumentu wynika, że w czasie pierwszej wojny światowej był kapralem. W dokumencie pisał, że jego trzej synowie zginęli w obozie w Oświęcimiu. Można przypuszczać, iż albo nie wiedział, że jego syn Jan żyje, albo chciał ukryć jego przeżycie, by nie narazić go na poszukiwania przez NKWD z racji przynależności do Armii Krajowej. I to drugie wydaje się bardziej prawdopodobne. Bywało bowiem, że po wojnie członkowie Armii Krajowej z obozów niemieckich trafiali prosto do obozów radzieckich.
Autorka książki dotarła do Żabna i Tarnowa nieco później. Miała możliwość konfrontacji teraźniejszych miast z tymi, które opisała w książce i z przyjemnością stwierdza, iż jej wyobrażenia i opisy były w znacznej części przybliżone. No cóż, dalej w tym temacie jest do odkrycia, a na odkrywanie prawd historycznych nigdy nie jest za późno. Niezależnie, w jakim zakątku świata byśmy mieszkali - jeśli tylko tego pragniemy, to z pewnością uda nam się trafić tam, "gdzie kamienie mówią po polsku". A w tym przypadku należałoby napisać - "krzyczą po polsku".
A odnośnie dwóch dzienników poezji obozowej - to miejmy nadzieję, że jeszcze przemówią do czytelnika, bo planowana jest ich publikacja w wersji polsko-angielskiej. Ukaże się też dodatkowe opracowanie o doświadczeniach z pobytu w Polsce w odniesieniu do książki "Anioł czuwał nade mną" i poezji obozowej.

(w załączeniu dwa wiersze obozowe z dzienników Zdzisława Bodzka):


(K.L.Buchenwald. Wigilia 1943)
List z obozu (wiersz dziennika poetyckiego)

Matko!

Poprzez daleką przestrzeń mil tysiące,
W odległości czasu, przez życia otchłanie,
Zamknięty z drutów kolczastych okręgach,
Nękany losem, który nas rozłącza,
W gwiazdy Najświętszej wpatrzony świtania
Duchem się dzisiaj jeno z wami sprzęgam
W długą, wieczorową popadłszy zadumę -
- jeden z milionów zapomniany numer...

Wieczór jest taki cichy wigilijną ciszą,
Gwiazdy są takie srebrne, te same, co u nas.
Jeno bukowe drzewa w śniegowych całunach
Nieznanej się melodii falami kołyszą.
Śpiewają stare buki obcej ziemi słowa...
(Zerwała się kolęda - i łzy na powiekach).

Duch ożył wspomnieniem i zamarł w okowach;
Gdzieś tam na krańcach ziemi matka na mnie czeka.
Pytasz o matkę moją? Nie, ja nie mam matki...
Wynurza się ze wspomnień widmo czyjejś twarzy
Tak drogiej - takiej drogiej! A nocą się marzy
Ta twarz tak dziwnie droga, a taka daleka...

Zapomnieć! Chcę zapomnieć... Gdzieś tam matka czeka...
Nie czekaj - ja nie wrócę! Bo taki szmat życia
Oddziela mnie od ciebie, że wyda się wiekiem.
Zapomnij! Cóż, nie możesz? Ja twego oblicza
Już dawno nie pamiętam. To takie dalekie,
Obce... Lecz wyznać ci muszę,
żem zapomniał oblicza - a pamiętam duszę!

Matko! Syn twój był... był, ale go już nie ma.
Poszedł za inną "Matką" - żyć, cierpieć, pamiętać!
Jakże droga, przestrzenna, bezcenna jest ziemia,
Którą zwałaś Ojczyzną - Ojczyzna jest święta!
Twoje słowa: "Za Matkę daj życie w potrzebie":..
Wybacz więc, że dla ziemi odbiegłem od ciebie.


Budzę się, jak z letargu, wstaję, jak z uśpienia.
Rzeczywistość ta sama, smutna i jałowa.
Dźwięk kajdanów - głos niewoli. Znów dźwiga się z cieni.
Ból, rozpacz, bunt!... upadek... I znowu od nowa
Wstaję, by iść bezsilnie, aż do kresu męki...
Szary orężny mundur - padło pióro z ręki.

Już czwarty taki wieczór, czwarty rok rozstania.
Czwarty rok bez okruchów białego opłatka -
Mgła na źrenicach siadła, obraz przesłania -
Biały stół wigilijny - ojciec, brat i matka.
Podarki u stóp choinki - i znów się wyłania
Myśl twarda, jak granaty - wytrwać do ostatka!...

Najdrożsi, kiedy wam pierwsza w zgrozie zabłyśnie
Narodzenia gwiazda, gdy pierwsza kolęda
Goryczą łez stłumiona przy rodzinnym stole
zabrzmi echem lat dawnych - przyjdę, jak przybłęda.
Duch zabłąkany z wszechświatów zjawi się mgłą zwiewną...
Zostawcie dla mnie miejsce - ja przyjdę na pewno!

Przyjdę, zasiądę z wami i złożonych życzeń
Wysłucham tak, jak niegdyś, jak niegdyś przed laty,
Potem zniknę niczem, jak przyszedłem niczem.
Wrócę w kolczastych drutów zamotane światy.

Nie wiem, czy poprzez drutów kolczastych zasieki,
Poprzez światów granicę sięgną moje słowa
W wasz świat - taki kochany, a taki daleki,
Który mi się we wspomnieniach dziś jawi od nowa.

Nie wiem, lecz wierzę mocno, że przez granicę,
Związani ze mną duchem, falą świętych przeczuć
Posłyszycie gorące słowa moich życzeń,
łamiąc biały opłatek w wigilijny wieczór...

Całuję wasze ręce, kto wie? kiedyś może...
Idą ku mnie pragnienia nieprzerwanym tłumem.
Żegnam... W koncentracyjnym zamknięty obozie
Jeden z milionów zapomniany numer.

w podpisie - Rysiek
(Ryszard Stańkowski w roku 1949 wraz z rodziną emigrował do USA)


Buchenwald, marzec 1944
(bez tytułu)
Kiedy zawisnę na drutach ciałem,
jak sztandar protestu u progu wolności,
jak okrzyk goryczy i żalu,
to oni będą winni mojej śmierci!
W waszych sercach będę żył dalej,
a im myśl zatruje wieczna pamięć zbrodni.
Ukamienowali żywego,
opluwali zniewagą,
zdeptali nerwy, ciało -
dusza czystością dumna, biała
ukochała samotność...
Gdzieś w kraju, w rodzinnej wsi
ojciec stary pójdzie zgarbiony karczować pnie,
zapłacze krwawa, sieroca łza
i wróci do pustej chaty na chłopski przednówek.
Mała siostra, z oczami
błękitnemi, jak niebo
nie doczeka nigdy dobrego brata,
co mówił wieczorową porą
bajkę o chlebie,
o szczęściu i lepszej dla ludzi doli...
Nie będzie komu śpiewać
piosneczki o jaworze i rozmarynie.
Tam, w kraju
pamięć towarzyszy, serce bijące,
co nigdy nie zapomni, twoje.
Za cały życia trud, mordęgę, znoje
będę dla nich jasnym, żywym, bliskim
Człowiekiem.
Zabiją numer.
Zostaje jednak pamięć tragiczna,
co będzie budzić po nocach niezasłużona krzywda
i wreszcie fala deszczowa, smuga muzyczna
kieleckim lasem, raszkowskim polem
potoczy cię bruzda,
aż zamknie ją ból szczęścia
w polskiego dziecka oczach.

W podpisie - Marian Kub (przypuszczalnie Marian Kubicki) https://de.wikipedia.org/wiki/Marian_Kubicki

Opracowała - Danuta Duszyńska "Australijka"

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

27 Kwietnia 1997 roku
Zmarł Piotr Skrzynecki, konferansjer kabaretu Piwnica pod Baranami


27 Kwietnia 2014 roku
Papież Jan XXIII (1881 - 1963) i Papież Jan Paweł II (1920 - 2005) zostali kanonizowani w Watykanie podczas jednej uroczystości


Zobacz więcej