Poniedziałek 29 Kwietnia 2024r. - 120 dz. roku,  Imieniny: Hugona, Piotra, Roberty

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 05.03.10 - 12:56     Czytano: [2982]

Aktualna polityka polska – Kresy – Żydzi – Religia - Ciekawostki



Czy chcemy ją jako Polkę?

Od 20 lat żona polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego jest Ann Apfelbaum, z pochodzenia amerykańska Żydówka. Sikorski powiedział mediom, że chce ona przyjąć obywatelstwo polskie, bo on chce zostać prezydentem Polski, a głupio by było, gdyby jego żona – pierwsza dama Rzeczypospolitej była cudzoziemką.

Czy są przeszkody żeby Ann Apfelbaum nie została Polką?
Teoretycznie powinniśmy się cieszyć, że jakiś obcokrajowiec chce zostać Polakiem.
Ale czy obywatelstwo polskie powinno być nadane osobie, która wstydzi się nazwiska męża albo polskiego nazwiska lub osobie, która przez 20 lat przy polskim mężu nie nauczyła się języka polskiego?

Obywatelstwo nadaje prezydent. Czy jednak w przypadku cudzoziemki, która może zostać pierwszą damą Rzeczypospolitej, nie powinien decydować o tym naród?
Ja osobiście nie chcę żadnemu cudzoziemcowi, który przez 20 lat nie chciał nauczyć się języka polskiego nadawać obywatelstwa polskiego, bo tak naprawdę nie czuje się on Polakiem czy Polką, a nasze obywatelstwo potrzebne jest jemu czy jej tylko i wyłącznie dla korzyści osobistych czy swojej rodziny.
Wolę widzieć Piasta na tronie Polski niż jakiegoś cudzoziemca, którzy swoją często antypolską polityką (np. Zygmunt III Waza czy August II i August III; i ich żony) doprowadzili w dużym stopniu do upadku Polski w XVIII w.


Jaki plan Tusk ma dla Polski?

W „Dzienniku” (25.2.2010) Michał Kobosko stawia pytania: Czym ma być Polska i jak zapewnić jej mocne miejsce w świecie? Jaki mamy biznesplan dla kraju, który rośnie siłą dynamizmu Polaków, ale nie siłą wspólnej myśli i wspólnych interesów?
Na pytania te nie ma odpowiedzi nawet czy przede wszystkim rządząca Polską Platforma Obywatelska. Źle się dzieje w państwie polskim i winę ponosi za to także „WIELKI” Donald Tusk.

Red. Kobosko pisze: Donald Tusk swoją rezygnacją z wyścigu prezydenckiego dramatycznie obniżył rangę urzędu, który w II i III RP miał dla Polaków spore znaczenie. Nie chcem i nie muszem, bo prezydentura jest nic niewarta - tyle właśnie powiedział Tusk kilkunastu milionom własnych wyborców z 2005 roku, także dwóm platformianym pretendentom. Nie taki miał być tegoroczny wyścig prezydencki, starcie dwóch gigantów i dwóch różnych światów. Gdybyśmy mieli przed sobą Tuska reformatora, człowieka, który zmienia kraj dziedzina po dziedzinie - łatwiej uwierzylibyśmy, że premier chce po prostu kontynuować raz rozpoczętą robotę. Ale to nie jest ten przypadek. Mamy do czynienia nie ze sprawnym menedżerem spółki Polska SA, ale z geniuszem polityki. Clou polityki to bowiem chęć zapewnienia swojej formacji władzy. I utrzymanie tej władzy jak najdłużej. Na początku 2010 roku Tusk jest na najlepszej drodze do realizacji takiego celu, pierwszy raz po 1989 roku. Tnie niczym atomowy lodołamacz wszystkie góry lodowe, demoluje konkurencję, jak trzeba to i grono współpracowników. Tusk robi wszystko, co chce - tylko ja ciągle nie wiem po co, z jaką myślą przewodnią. Żeby utrzymać PiS z dala od władzy? Ten straszak przestaje już działać.


Sekuła w ogniu krytyki

Piotr Gursztyn z „Rzeczpospolitej” (1.3.2010) krytykuje przewodniczącego hazardowej komisji śledczej Mirosława Sekułę z Platformy Obywatelskiej – wiernego jej sługi, który dba o to aby grzechy działaczy PO nie ujrzały światła dziennego. Redaktor Gursztym pisze m.in.: Styl prowadzenia obrad Mirosława Sekuły różni się od tego, co robią np. Andrzej Czuma, Ryszard Kalisz czy Marek Biernacki w swoich komisjach. Oni nie ingerują tak dalece w pytania posłów, a zdarza się, że przerywają świadkom zbyt rozwlekłe dywagacje. Metoda Sekuły jest odwrotna: świadkom wolno wszystko, posłom prawie nic. Sekuła tłumaczy się wiernością ustawie o komisjach śledczych, orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego i regulaminowi Sejmu. Czy szefowie pozostałych komisji błądzą, nie znając przepisów?
Żaden z innych przewodniczących nie wpadł na pomysł, by wzywać dwóch ważnych świadków na ten sam dzień. Mają rację wnioskodawcy jego odwołania, przypominając, że dochodziło do sytuacji upokarzających świadków, gdy musieli czekać na swoją kolej do późnego wieczora. W tym tygodniu może być tak samo.

Być może rozwiązaniem kompromisowym byłoby powołanie drugiego wiceprzewodniczącego z opozycji. Dziś jest jeden: Bartosz Arłukowicz.
W sytuacjach spornych ustawa daje przeważający głos przewodniczącemu. Gdy więc Arłukowicz nie zgodzi się z Sekułą, mamy sytuację taką jak w grze w bambuko – Sekuła i tak ma zawsze ma rację.


Dziennikarze „polscy” pod obstrzałem

Nie jest żadną tajemnicą, że dzisiejsi – zazwyczaj tylko polscy przez używanie języka polskiego – dziennikarze, bardzo często nie służą Polsce, Polakom i sprawom polskim. Oto co o nich myśli także dziennikarz Michał Kobosko z „Dzienika” (25.2.2010): Dziennikarze. Pisząc o tym, dokąd zmierza Polska, nie mogę zapomnieć o własnej profesji. Chcielibyśmy się widzieć jako grupa elitarna, mainstream, twórcy zbiorowej świadomości. I tak czasem bywa. Ale niepokojąco wielu z nas stało się ślepym narzędziem promowania jałowości, agresji i politycznego konfliktu dla konfliktu. Pozwalamy sobą manipulować jak kukiełkami. Wrzucają nam byle temat, ciekawostkę, świecidełko, my je łapczywie chwytamy, wałkujemy i powielamy dla milionów. Temat przykrywa temat, afera aferę, bon mot skutecznie odciąga od meritum.
Dziennikarze są zdziwieni, że ludzie coraz mniej czytają, że dziennikom telewizyjnym spada oglądalność, że stacje stawiają na czystą rozrywkę. Czas tradycyjnego rzemiosła odchodzi, wielu z nas zmieni zawód - bo nie jesteśmy już tak potrzebni widzom, czytelnikom, naszym własnym firmom medialnym. Jeśli do tego dodać słabe, archaiczne organizacje dziennikarskie, jeśli uwzględnić, że wielu z nas uparło się być propagandzistami jednej partii - to widać, w jakim kryzysie jest dziś nasza branża. I jak szybko stopnieją resztki wpływu, jaki jeszcze mamy na kształtowanie wiedzy i poziomu cywilizacyjnego Polaków.


Jak przykryć aferę?

W „Rzeczpospolitej” (3.3.2010) czytamy: Według opozycyjnej PiS nakładanie się prac komisji naciskowej i hazardowej, którymi kierują ludzie PO, to celowy zabieg, który ma rozmyć aferę. – Nie ulega wątpliwości, że działalność tych dwóch komisji śledczych jest przez Platformę tak rozgrywana medialnie, by odciągnąć uwagę opinii publicznej od tego, co akurat może być dla PO niewygodne – mówi „Rz” Mariusz Błaszczak, rzecznik PiS. Posłowie tej partii przypominają, że do niedawna w Sejmie obowiązywała niepisana zasada, że jednego dnia świadków przesłuchuje tylko jedna komisja śledcza. Dopiero gdy na Wiejskiej zaczęła pracować komisja hazardowa, obyczaj przestał obowiązywać.

W tym roku hazardowa komisja śledcza zebrała się na 23 posiedzeniach, naciskowa – 15. Terminy zeznań ważnych świadków pokrywały się osiem razy. Trzy razy były to zeznania osób kluczowych dla wyjaśnienia afery hazardowej (Zbigniew Chlebowski, Ryszard Sobiesiak i Marcin Rosół). Były i inne próby „przykrycia” prac komisji hazardowej. W dniu zeznań byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego nagle pojawiła się informacja o planowanej ekshumacji zwłok Krzysztofa Olewnika. A podczas zeznań Mirosława Drzewieckiego Donald Tusk ogłaszał, że nie będzie się ubiegać o prezydenturę.


Krytyka polityki gospodarczej Tuska

Grzegorz Kołodko, który w latach 1994-97 i 2002-03 był wicepremierem i minister finansów, autor książek i artykułów z dziedziny ekonomii, ekspert i konsultant międzynarodowych organizacji nie zostawia suchej nitki na polityce gospodarczej rządu Donalda Tuska, tłumacząc pośrednio dlaczego Tusk zrezygnował z kandydowania na prezydenta RP. W „Rzeczpospolitej” (18.2.2010) pisze m.in.: Stopa bezrobocia na koniec 2009 roku wyniosła 11,9 proc., czyli o 2,4 pkt proc. więcej niż rok wcześniej. Tylko w jednym, ostatnim, miesiącu zeszłego roku liczba bezrobotnych skoczyła w górę prawie o 82 tysiące (z nierejestrowanymi jest to znacznie więcej). To dużo. Bardzo dużo. O ile do listopada 2008 roku stopa bezrobocia sukcesywnie się obniżała, to już od roku i kwartału ludzi poszukujących bezskutecznie pracy systematycznie przybywa.

Przedtem, przez kilka lat – od marca 2003 roku, kiedy to w wyniku zasadniczej zmiany polityki gospodarczej w latach 2002 – 2003 odwrócona została tendencja w tej materii, do listopada 2008 roku – zatrudnienie rosło. W tym czasie bezrobocie zredukowano o bez mała 12 punktów procentowych (z maksymalnego podczas dwudziestolecia transformacji 20,7 proc. do minimalnego 8,8 proc.). I teraz znowu jest to o ponad 3 punkty procentowe, czyli licząc po ludzku, o jakieś pół miliona ludzi więcej…

Sądzę, że za rok o tej porze być ich może kolejne 150 – 160 tysięcy więcej i stopa bezrobocia oscylować będzie wokół 13 proc. Oczywiście, propaganda rządowa i jej media okrzyczą to znowu sukcesem, no bo, wiadomo, wybory… Ale już pod koniec roku dynamika PKB w Polsce będzie nie „najwyższa w Europie”, ale dużo gorsza niż u naszych bliższych i dalszych sąsiadów. Niektórzy wyprzedzają nas pod tym względem już w obecnym, pierwszym kwartale 2010 roku. W następnych miesiącach takich krajów, cieszących się wyższym tempem wzrostu, będzie coraz więcej, zwłaszcza tam, gdzie rządy uprawiają prozatrudnieniową politykę interwencyjną.

Następnego prezydenta Rzeczypospolitej wybierać będzie społeczeństwo z jeszcze większą masą bezrobotnych niż obecnie i ani chybi dlatego premier Tusk wycofał się zawczasu ze startu w wyborach, no bo po co startować i przegrać? Przecież to rząd jest i będzie obarczany odpowiedzialnością za lawinowo zwiększające się bezrobocie. I słusznie.
Gdyby bowiem rok temu posłuchał dobrych rad o potrzebie uruchomienia specjalnego pakietu fiskalnego, to teraz – przy dynamice PKB rzędu 3 – 4 procent – mogłoby już rosnąć zatrudnienie, a i deficyt budżetowy byłby dużo mniejszy. I można by kandydować, gdyby bezrobocie miast szybować ku poziomowi 13 proc., spadało do pułapu 8 proc.


Tusk przeciwny reprywatyzacji

W „Dzienniku” (3.3.2010) Jan Rokita zajmuje się planem zajęcia przez rząd Funduszu Reprywatyzacji. Pisze, że reprywatyzacja ta „nie jest tylko kolejną operacją zasysania przez budżetowy odkurzacz wszelkich odłożonych pieniędzy. Owszem, nie ma powodu, by nie wierzyć Tuskowi i Rostowskiemu, że bezpośredni motyw ich decyzji ma naturę czysto fiskalną. Ale z finansami państwa bywa tak, że definiują one implicite politykę państwa i obnażają jej skrywane założenia. Takie czytanie polityki poprzez decyzje finansowe nabiera znaczenia zwłaszcza wtedy, gdy mamy do czynienia z rządem, który jak diabeł przed święconą wodą broni się przed jednoznacznym definiowaniem czegokolwiek, zachowując stan "nieznośnej lekkości" swoich idei i programu. A takim właśnie jest gabinet premiera Donalda Tuska.

Jeśli więc Fundusz Reprywatyzacji zostanie choćby po części zajęty przez budżet, a na dodatek zminimalizowane zostaną jego przyszłe dochody, będzie to jak mocne antyreprywatyzacyjne expose szefa rządu. Jasno dowiemy się w ten sposób tego, czego nam dotąd wprost nie powiedziano: że gabinet Tuska jest przeciwny wszelkim formom reprywatyzacji, nawet tym cząstkowym i ograniczającym zakres roszczeń właścicieli. Nie jest bowiem tak, jak sugerują ministrowie, iż oto budżet boryka się na co dzień z wypełnianiem podstawowych zobowiązań państwa, a tutaj na rachunku bankowym leżą sobie przeszło 2 mld, z których rocznie wydaje się ledwie 3,5 proc. na odszkodowania przyznane przez sądy. Kiedy na kilka dni przed swoją dymisją w październiku 1993 r. premier Hanna Suchocka tworzyła rezerwę reprywatyzacyjną, siedem lat później przemodelowaną na fundusz, miała na celu umożliwienie w przyszłości dokonania reprywatyzacji, a nie stworzenie jakiejś puli, z której zaspokajano by sądowe roszczenia. Do dziś koronnym argumentem przeciw reprywatyzacji jest bowiem to, iż państwa na sprawiedliwość w tej mierze nie stać. W 2007 r. NIK szacował, że zgromadzona przez fundusz kwota 2 mld - to najwyżej 15-18 proc. minimalnych potrzeb. W rzeczywistości jednak NIK mylił się, bo bez zebrania przynajmniej 20 mld reprywatyzacja się nie zacznie. Tusk likwidując na przyszłość taką szansę, likwiduje zarazem perspektywę - nawet ograniczonej - reprywatyzacji. Tym razem najprawdopodobniej na zawsze!


Brat Michnika zbrodniarzem

Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie wydał nakaz tymczasowego aresztowania byłego stalinowskiego sędziego Stefana M., brata Adama Michnika – twórcy antypolskiej „Gazety Wyborczej” i przyjaciela generałów Kiszczaka i Jaruzelskiego. Stefan M. jest podejrzany o udział w bezprawnym pozbawieniu wolności Józefa Stemlera, byłego wiceministra informacji w Delegaturze Rządu na Kraj. M. grozi do 10 lat więzienia. O zastosowanie tymczasowego aresztu na okres trzech miesięcy wobec Stefana M. wystąpił do sądu warszawski pion śledczy IPN. Wniosek uzasadniano tym, że były stalinowski sędzia nie stawia się na wezwania prokuratorów. - Będziemy podejmowali dalsze czynności zmierzające do tego, żeby Stefan M. odpowiadał przed polskim wymiarem sprawiedliwości - powiedział nam naczelnik warszawskiego pionu śledczego Piotr Dąbrowski. Dodał, że nie jest wykluczone, iż nakaz aresztowania przyjmie formę ENA. M. jest obywatelem polskim, ale w 1968 roku uciekł do Szwecji („Nasz Dziennik” 26.2.2010).


Kochankowie Jaruzelskiego i jego ZOMO

Zdzisław Krasnodębski, profesor Uniwersytetu w Bremie i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz współpracownik „Rzeczpospolitej” w tymże dzienniku zajął się sprawą pokazania przez TVP krytycznego filmu o gen. Wojciechu Jaruzelskim. Lewacy wszelkiej maści i wrogowie Polski i narodu polskiego wściekli się na to wydarzenie. Domagają się „polecenia głów” w TVP. Krasnodębski pisze: Nikt z walczących z komunizmem nie mógł chyba przypuścić, że w wolnej Polsce, po 20 latach niepodległości, nie będzie można pokazać w telewizji publicznej krytycznego filmu o szefie WRON. Być może nic lepiej nie świadczy o stanie III RP. Ci zaś, którzy dla doraźnych korzyści politycznych skłonni są tolerować lub wspierać te zakazy, spieszą tylko ku własnej niesławie.


Rosja w UE?

Jeden z internautów „Rzeczpospolitej” (3.3.2010) napisał: Ja bym wolał aby Rosja została członkiem UE. Tak będzie lepiej i dla Polski i dla Europy. W mojej opinii włączenie Rosji do UE leży w naszym żywotnym interesie. Mniej rusofobii więcej rozumu!
Właśnie: więcej rozumu tu potrzeba.

Włączenie Rosji do UE nie wchodzi w rachubę gdyż sami Rosjanie nie uważają się za część Europy za Europejczyków, a idea demokracji jest im całkowicie obca. Poza tym będąc w UE zdominowali by politycznie i ekonomicznie Europę.
No i najważniejsza rzecz: członkostwo Rosji w UE nie zmieniło by duszy rosyjskiej ani prawdziwego stosunku Rosji i większości Rosjan m.in. do Polski i Polaków. Od ponad 200 lat uważają, że Polska powinna być częścią Rosji, a Polacy powinni się zrusyfikować.
Stwierdzenia te nie są żadną rusofobią. To fakt nad faktami. To znanie historii, Rosji i Rosjan i wyciąganie logicznych wniosków. A więc korzystanie z rozumu (Marian Kałuski).


Ukraińcy nie wyrobieni politycznie

Ukraiński pisarz i eseista, znany również w Polsce z powieści „Moskowiada” i „Rekreacje”, Jurij Andruchowycz tak skomentował zwycięstwo w wyborach powszechnych na Ukrainie Wiktora Janukowycza i dymisję rządu Julii Tymoszenko: Dymisja Tymoszenko nie oznacza klęski pomarańczowej rewolucji. To jedynie oczywisty ciąg dalszy wydarzeń po zwycięstwie Janukowycza w wyborach prezydenckich. Porażkę odnieśliśmy wcześniej, gdyż po rewolucji w 2004 roku nie nastąpiły żadne znaczące zmiany w życiu naszego kraju. Ukraina nie została ani członkiem NATO, ani Unii Europejskiej. Chronicznym problemem ukraińskiego państwa jest infantylizm. Ukraińcy lubią pograć w jakąś grę, a potem o niej zapominają. Tak było z pomarańczową rewolucją. Społeczeństwo było dojrzałe, ale tylko przez kilka tygodni. Jednak mam nadzieję, że czeka nas jakaś przyszłość, i wierzę, że powrócimy do ideałów Majdanu sprzed pięciu lat. Zauważyłem, że Ukraińcy przebudzają się raz na 13 lat. Przed rewolucją było to ogłoszenie niepodległości kraju w 1991 roku („Rzeczpospolita” 3.3.2010).


Litewska antypolska fobia

Redaktor działu zagranicznego dziennika „Rzeczpospolita” (2.3.2010) Jerzy Haszczyński w komentarzu pt. „Prawdziwy niedźwiedź i polski miś pluszowy” pisze, że „Litwini oddają się w łapy (rosyjskiego) niedźwiedzia, a drżą przed polskim pluszowym misiem”.
Biedni Litwini z tą swoją antypolską paranoją.
Wolą np. by rafineria naftowa w Możejkach była rosyjską niż polską własnością.
A swoją drogą bojąc się wyższości polskiej kultury nad litewską SAMI potwierdzają, że ich kultura jest bardzo słabiutka przy polskiej.
Niby nacjonaliści ale bez dumy narodowej!
Jeśli Rosji uda się wziąć Litwę pod swoją “opiekę”, to wówczas należy się poważnie zastanowić nad dalszym członkostwem Litwy w UE, a przede wszystkim w NATO.
No bo przecież Litwa będzie wówczas V kolumną i koniem trojańskim Rosji w tych instytucjach (Marian Kałuski).


Ostra Brama zagrożona

Cmentarz na Rossie, na którym spoczywa setki wybitnych wilnian, jest zaniedbywany przez litewskie władze państwowe i Wilna gdyż nie jest to cmentarz litewski, a tylko polski. To panteon polskości Wilna.
Podobnie jest z Ostrą Bramą w Wilnie, w której znajduje się cudowny obraz MB Ostrobramskiej. To także całkowicie polska pamiątka – polskiego katolicyzmu i dlatego Litwini i obecny arcybiskup Wilna Audrys Juozas Baczkis, znany z szowinizmu litewskiego i antypolskiej postawy (np. 50% wiernych w arcybiskupstwie wileńskim stanowią Polacy, jednak nigdy nie przemówił do nich po polsku i traktuje polskich katolików jak jakiś pariasów!) nie troszczą się o Ostrą Bramę, a jedynie o to jak zniszczyć jej polski charakter. Przystąpiono więc do jej „remontu”, który okazał się zwykłym wandalizmem. Departament Ochrony Zabytków przy Ministerstwie Kultury Litwy określił trwający od ponad miesiąca remont w kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej „przerażającym wandalizmem” i zażądał wstrzymania prac („Rzeczpospolita 25.2.2010). Zaplanowano m.in. przebudowę samej kaplicy i cofnięcie o około 3-4 metrów w głąb Cudownego Obrazu. Taka ingerencja spowodowałaby bowiem, że po ponad 400 latach Cudowny Obraz Matki Bożej Ostrobramskiej zniknąłby z oczu wiernych modlących się z ulicy. A wierni ci to głównie Polacy, co rzuca się w oczy mieszkańcom Wilna i turystom. Co drażni szowinistów litewskich.

Z „Naszego Dziennika” (1.3.2010) dowiadujemy się, że po "remoncie" z kaplicy Matki Bożej Ostrobramskiej zginęła część wotów składanych od setek lat przez polskich pielgrzymów.
Poza tym przesuwając obraz w głąb kaplicy arcybiskup Baczkis zaplanował zlikwidowanie skarbca, w którym od wieków przechowywane się cenne wota – polskie wota, które są polskimi pamiątkami narodowymi.
Litwini weszli w posiadanie POLSKIEGO w całym tego słowa znaczeniu Wilna w 1939 roku. Sprezentował im miasto Józef Stalin po wspólnym z Hitlerem podboju Polski we wrześniu 1939 roku.
Litwini i Kościół litewski przywłaszczyli sobie wszystko w mieście co należało PRAWNIE do Polaków. W tym także Ostrą Bramę i jej polskie pamiątki.

Jeśli Litwini chcą te pamiątki jak prawdziwi barbarzyńcy zniszczyć, to tak rząd jak i Kościół polski powinny energicznie zażądać przekazania Kościołowi polskiemu tych pamiątek.
To jest psim obowiązkiem polskiego rządu i polskiego Kościoła!
Te pamiątki powinny znaleźć się w Polsce!

Marian Kałuski
4.3.2010

KOLEJNA PORCJA WIADOMOŚCI UKAŻE SIĘ W DNIU 19 MARCA. SERDECZNIE ZAPRASZAM



Wersja do druku

Marian,Zdzislaw,Jan ZUBEK - 20.03.10 22:10
Z okazji zbizajacych sie tradycyjnych Swiat Zmartwywstania Panskiego'2010 pragne przeslac za posrednictwem tej poloninej gazety internetowej"Kworum" najseredczniejsze pozdrowienia z okazji tych swiat wielkanocnych dla Narodowosci polskiej i Polakow w kraju i rozsianych po calej kuli ziemskiej. Pragne "JEDNOSCI" Narodowosci polskiej i Polakow w swiecie. Pragne,aby Chrystus Jezus zoslal duchowym KROLEM Narodu-narodowosci polskiej w Polsce,gdyz Jego smierc i Zmartwywstanie Panskie odnowi. Niech ogarnie tez Polskei Polakow o progu nowego tysiaclecia. Pragne "JEDNOSCI" Narodowosci polskiej ,prawdziwej solidarnosci,milosci w "Pospolitym Ruszeniu"Polakow o PRAWDE i SPRAWIEDLIWOSC SPOLECZNA dla Polakow i Polski -okupowanych przez "OBCYCH Obywateli Polski",ktorzy rzadza obecnie tez w naszej Ojczyznie.Musimy powiedziec kiedys DOSC Klamstw,zlodziejstwa,przestepstw,korupcji,brutalnego hazardu i td w Polsce. Nie moze byc wiecej w Polsce "PANSTWO w PANSTWIE".Polacy winni gromadnie isc do urn wyborczych w wyborach Prezidenckich w 2010 roku i wybrac prawdziwego POLAKA na Prezidenta naszej Ojczyzny,bo jak dotad tego nie bylo od przemian politycznych w Polsce po1989 roku. Najlepszym kandydatem bylby Pan Profesor KUL-u. Piotr Jaroszynski(jak sie zgodzi kandydowac).Bylby to najlepszy wybor bo jest to Polak-Patriota.Bylby to najlepszy naszym zdaniem"JEDNOSCI" kandydat do fotela Prezidenta Polski ,z poza ukladow politycznych w Polsce.

Wszystkich komentarzy: (1)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

29 Kwietnia 2012 roku
Zmarł Wiesław Chrzanowski, polski adwokat, prof. nauk prawnych, żołnierz AK, powst. warszawski, polityk. Marszałek Sejmu I kadencji (ur. 1923)


29 Kwietnia 1848 roku
Wojska pruskie rozbiły obóz powstańców wielkopolskich w Książu.


Zobacz więcej