Piątek 26 Kwietnia 2024r. - 117 dz. roku,  Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 17.11.15 - 23:05     Czytano: [1313]

Historyczny gest prezydenta Dudy

Koniec bezkarności postsowieckiego wymiaru sprawiedliwości!



Obecny polski wymiar sprawiedliwości jest kontynuacją tworu, który powstał w 1943 r. w Związku Sowieckim. Po aresztowaniu przedwojennych sędziów, tzw. „grupy operacyjne” wkraczające z Rosjanami zakładały nowe sądy, których celem było wychowanie tzw. „sędziów nowego typu”, służących komunistom. To ich odziedziczyła III RP i przyjęła, że nadają się, by pełnić rolę wymiaru sprawiedliwości niepodległego państwa.


Decyzję prezydenta Andrzeja Dudy, by bez czekania na drugą instancję unieważnić jawnie niesprawiedliwy wyrok wobec Mariusza Kamińskiego, można odczytać jako demonstrację. Tego, że fikcja, zgodnie z którą narzędzie stworzone przez komunistyczny totalitaryzm do walki z Polakami, może ich sprawiedliwie sądzić, kończy się.

Środowisko sędziowskie nigdy po 1989 r. nie zostało poddane weryfikacji. Olbrzymie zło, wyrządzone obywatelom przez wielopokoleniową sędziowską sitwę, musi zostać rozliczone, a ci, którzy sprzeniewierzyli się zasadom niezawisłości, usunięci i ukarani. Tego chce większość Polaków – według sondaży ponad połowa z nich nie ufa wymiarowi sprawiedliwości.

Historia tego, jak powstawał i rozwijał się ów stworzony przez Związek Sowiecki twór, jest w III RP jednym z tematów tabu. Artykuł Piotra Lisiewicza z miesięcznika „Nowe Państwo” przerwał zmowę milczenia w tej sprawie. Poniżej zamieszczamy go w całości. (red.)

Skazał na śmierć „Nila” i szkolił elitę sędziów III RP

„Bierni i wrodzy”, „reakcyjne elementy w prawnictwie”, „usiłujący kompromitować młody aparat bezpieczeństwa” – tak mówiła o przedwojennych sędziach propaganda PRL, co skutkowało ich aresztowaniami i wyrzucaniem z pracy. Ich miejsce zajął wyszkolony w trybie przyspieszonym „młody narybek prawniczy”, potrafiący pokonać „skostnienie i formalizm” i „dojrzeć – gdzie czyha wróg”. Nowy wymiar sprawiedliwości wchodził do Polski, nierzadko dosłownie, na sowieckich bagnetach. Ale „walka o nowy typ sędziego” wymagała dziesięcioleci pracy ideologicznej nad świadomością narybku.

Ten narybek, wprawdzie inaczej niż w pierwszych latach PRL, mający już maturę, a nawet skończone studia, odziedziczyła III RP. I przyjęła, że „sędziowie nowego typu” nadają się do tego, by wypełniać rolę wymiaru sprawiedliwości niepodległego państwa.

Satyryk Bohdan Smoleń mawiał, że niezawisłość sędziowska polega u nas głównie na tym, że żaden sędzia jeszcze nie zawisł. Samo środowisko prawnicze w swej większości nigdy nie widziało potrzeby oczyszczenia się z ludzi wsadzających do więzień tych, którzy walczyli o wolną Polskę.

Do rangi symbolu urasta fakt, że uczniem prof. Igora Andrejewa, w latach stalinowskich głównego ideologa „walki o nowy typ sędziego”, jest prof. Lech Gardocki, pierwszy prezes Sądu Najwyższego z lat 1998–2010, odznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Andrejew teorię łączył z praktyką – był jednym z trzech sędziów, którzy utrzymali w mocy wyrok śmierci na gen. Emila Fieldorfa „Nila”, a następnie negatywnie zaopiniował prośbę o jego ułaskawienie.

Nie był to fakt w PRL szerzej znany. Nie stanowiło natomiast dla nikogo zorientowanego tajemnicy, że Andrejew w latach stalinowskich piastował stanowisko dyrektora Centralnej Szkoły Prawniczej im. Teodora Duracza, zwanej „Duraczówką”, którą to nazwę ludowa mądrość połączyła z rosyjskim słowem „durak”, czyli głupek. To tam w ciągu dwuletnich przyspieszonych kursów pod kierunkiem Andrejewa szkolono w ideologicznym zapale kadry kierownicze zbrodniczego stalinowskiego wymiaru sprawiedliwości. Matury nie wymagano.

Mimo to po likwidacji skompromitowanej „Duraczówki” przez cały PRL Andrejew wychowywał pokolenia sędziów na Uniwersytecie Warszawskim i w Polskiej Akademii Nauk. Zaś jego uczeń Gardocki nie widział przeszkód, by w 1988 r. jako redaktor naukowy opracować „Tom specjalny wydany dla uczczenia pracy naukowej Igora Andrejewa”.

Sądy i prokuratura – największa klęska III RP

W wyniku utrzymania tej ciągłości, którą symbolizują nazwiska Andrejewa i Gardockiego, mamy aparat sprawiedliwości niezdolny do bronienia honoru Polski po smoleńskiej tragedii. Od 26 lat niepotrafiący rozliczyć komunistycznych zbrodni. A na co dzień – nienadający się do skutecznej walki z przestępczością białych kołnierzyków. Za to nierzadko wsadzający do więzień i szpitali psychiatrycznych osoby niemające pieniędzy na adwokata, które popadły w konflikty z urzędniczymi sitwami.

Ubocznym skutkiem braku weryfikacji w wymiarze sprawiedliwości jest niechęć do rozmowy o jego historii. Owszem, o zbrodniach stalinowskich wiemy sporo. Natomiast nic lub prawie nic nie pisze się o tym, jak powstał aparat prokuratorski i sądowniczy zdolny do tych zbrodni. I jak przetrwał różne historyczne zakręty.

Lukę w tym zakresie wypełnia mało znana publikacja nieżyjącego już historyka IPN Grzegorza Jakubowskiego „Sądownictwo powszechne w Polsce w latach 1944–1950” z 2002 r. Opis „walki o nowy typ sędziego” czyta się fragmentami jak sensacyjną historię, ale bardziej wnikliwe wczytanie się w nią pokazuje, że jest to także opowieść o genezie rzeczywistości otaczającej nas dzisiaj.
Rozprawa z przedwojennymi sędziami dokonywała się ewolucyjnie, bo zwolnić od razu wszystkich po prostu się nie dało. Leon Chajn, wszechwładny stalinowski wiceminister sprawiedliwości, wskazywał w 1947 r., że „są jeszcze prokuratorzy, którzy zdradzają zbytek gorliwości formalnej przy przetrzymywaniu zbirów z NSZ. Najwyższy czas skończyć z tym marazmem”. Piętnował on sędziów, którzy „usiłują kompromitować młody aparat bezpieczeństwa”.

I wyznaczał kierunek przemian: „Ci muszą odejść z szeregów sądownictwa, bo w nowej Polsce prawo może stosować ten, kto rozumie i odczuwa potrzebę dokonania przewrotu. Zastąpią ich nowe, młode kadry, które wyjdą ze zreformowanych uniwersytetów bądź ze specjalnych szkół prawniczych, przygotowujących w trybie przyspieszonym młody narybek prawniczy”.

Grupy operacyjne i wojska sowieckie zakładają sądy

„Działalność grup operacyjnych stanowi mało znany, acz pasjonujący temat” – pisze Jakubowski. Te kilkuosobowe grupy wkraczały do poszczególnych miast, by zakładać nowy wymiar sprawiedliwości. „Niekiedy, na przykład do Bielska, grupa operacyjna przybywała wraz z czołówkami wojsk radzieckich” – czytamy. Do ich zadań należało wyznaczenie kierowników prokuratur i sądów – zarówno powszechnych, jak i specjalnych.

W lutym 1945 r. jedna z takich grup wkroczyła do Kielc. Na 19 lutego zwołano tam konferencję prawników. Przybyli na nią przedwojenni sędziowie i prokuratorzy, by pomóc grupie operacyjnej w wykonaniu zadania. Wojska sowieckie miały jednak wobec nich inne plany. Wszyscy kieleccy sędziowie i prokuratorzy – z wyjątkiem jednego o nazwisku Woskriesienski – zostali na polecenie sowieckich dowódców aresztowani.
Jakubowski pisze: „Podobnie było w Jędrzejowie i Miechowie. Interwencje grup operacyjnych u radzieckich komendantów wojennych nie przyniosły rezultatu. Podobnych wypadków było o wiele więcej. Na przykład w toku działań grupy operacyjnej krakowsko-śląskiej stwierdzono aresztowanie kierownika i sędziego w SG w Wieliczce, całych obsad SG w Bochni, Gorlicach, Bieczu i Limanowej. W Tarnowie władze radzieckie aresztowały bądź poszukiwały czterech sędziów okręgowych, pięciu prokuratorów i wiceprokuratorów oraz dwóch sędziów grodzkich. W Nowym Sączu aresztowano czterech sędziów okręgowych i jednego urzędnika”.

Sowieccy współzałożyciele nowego wymiaru sprawiedliwości udzielali mu siłowego wsparcia, jednak niekoniecznie równie życzliwie odnosili się do sądowego mienia. „Budynek sądowy w Czarnem został spalony, w Białoborku ograbiony, a siedziba sądu we Frydlądzie zajęta przez wojska radzieckie” – czytamy.

Uderzyć całym ostrzem we wroga klasowego

Sędzia Aleksander Rypiński należał do tych, którzy najbardziej otwarcie zdefiniowali istotę walki o nowy typ sędziego. Na łamach „Demokratycznego Przeglądu Prawniczego” pisał w 1948 r.: „Chodzi o to, aby zerwać opaskę z oczu naszej Temidy, aby wiedziała, kogo sądzi, robotnika czy chłopa, bogacza miejskiego czy spekulanta, wroga klasowego czy jednostkę światopoglądowo przynależną do klasy robotniczej. Chodzi o to, aby „miecz” naszej sprawiedliwości nie działał na oślep w myśl jakichś abstrakcyjnych, oderwanych od życia zasad, lecz potrafił w wirze ścierających się sił uderzyć całym swoim ostrzem we wroga klasowego”.

Skąd wzięli się twórcy nowego wymiaru sprawiedliwości? 7 lipca 1943 r. uchwałą prezydium Związku Patriotów Polskich powołany został Wojskowy Sąd Sił Zbrojnych w ZSRR. Zasiadali w nim – obok Polaków – sowieccy towarzysze delegowani do służby w polskich siłach zbrojnych.

30 maja 1944 r. dwoma rozkazami ustanowione zostały wojskowy kodeks karny, kodeks postępowania karnego oraz prawo o ustroju sądów i prokuratur. Jak pisze Jakubowski, cechą charakterystyczną tych aktów był fakt, że wzorowano je na prawodawstwie radzieckim.

W drugiej połowie 1945 r. na polecenie Bolesława Bieruta sowiecki generał Aleksander Tarnowski opracował koncepcję organizacji powszechnego wymiaru sprawiedliwości w PRL. Jak stwierdza Jakubowski, miała być ona odzwierciedleniem przemian, które dokonały się już w sądownictwie wojskowym. Tarnowski pisał, że prawnik wojskowy nie może być oderwany od rzeczywistości politycznej, a przede wszystkim „musi on być aktywnym bojownikiem ustroju demokratycznego, szermierzem jego ideałów zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym”.

„Wojskowy Przegląd Prawniczy” doprecyzowywał, że sędzia czy prokurator będzie najlepiej realizował swe zadania, kiedy „nie tylko nauczy się odpowiedniego stosowania ustaw, ale i potrafi włączyć się psychicznie do procesu nowych przemian społecznych, dojrzeć – gdzie czyha wróg”.

Reformatorzy z KPP, Związku Patriotów Polskich i PPR


Pierwszymi ministrami sprawiedliwości byli ludowcy, jednak historycy zgodni są, że ich rola była marginalna, zaś nieporównywalnie większą władzę od nich miał – formalnie będący tylko wiceministrem – wspomniany wiceminister Leon Chajn. W latach 1933–1939 był on aplikantem w kancelarii adwokata Michała Kulczyckiego – powojennego dziekana Rady Adwokackiej w Warszawie. Od 1933 r. działał w KPP, był też studenckim działaczem komunistycznym. W czasie wojny trafił do ZSRR. Był działaczem Związku Patriotów Polskich i oficerem politycznym I Armii Polskiej w ZSRR.

Do uczestników grup operacyjnych należał też prof. Jerzy Sawicki (jego uczniem był Leszek Kubicki, w III RP minister sprawiedliwości w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza). Od 1946 r. z polecenia ministra sprawiedliwości podjął on śledztwo dotyczące Katynia, z zamiarem przypisania tej zbrodni Niemcom. Razem z Andrejewem i prof. Leszkiem Lernellem był on autorem stalinowskiego podręcznika „Prawo karne Polski Ludowej”.

Lernell, wcześniej działacz KPP, Związku Patriotów Polskich i PPR, w swym referacie wygłoszonym na zebraniu Zarządu Głównego Zrzeszenia Prawników Demokratów stwierdzał: „Reakcyjne, konserwatywne elementy w prawnictwie usiłują sprowadzić problemy wymiaru sprawiedliwości do spraw czysto fachowych, do wątku wąskiego profesjonalizmu”.

Pierwszym Prezesem Sądu Najwyższego w latach 1945–1956 był Wacław Barcikowski. W międzyczasie był m.in. członkiem Prezydium KRN, zastępcą przewodniczącego Rady Państwa i członkiem Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Jego wnukiem jest Andrzej Barcikowski, były pracownik KC PZPR, szef ABW za rządów Leszka Millera, po objęciu władzy przez Donalda Tuska członek Rady Konsultacyjnej ABW, a obecnie dyrektor Departamentu Ochrony NBP.

Wacław Barcikowski tak charakteryzował w 1947 r. typowego przedstawiciela starej kadry sędziowskiej: „Tradycja i rutyna czynią zeń często wstecznika nie zdążającego za rydwanem czasu. A trzeba spojrzeć rzeczywistości w oczy, najwspanialszy postęp wydaje się »brutalnym« naruszeniem »pięknych tradycji przeszłości«”.

Sądy kiblowe, czyli „najwspanialszy postęp”


„Najwspanialszy postęp” którego wyrazem były stalinowskie zbrodnie, faktycznie wymagał od organizatorów stalinowskiego aparatu sprawiedliwości zastosowania metod odmiennych niż „tradycyjne i rutynowe”.

12 września 1944 r. dekretem PKWN powołano specjalne sądy karne. Ważnym efektem tego dekretu było też utworzenie komisji mieszkaniowych, wyrzucających z mieszkań element reakcyjny. Akt oskarżenia dla sądzonych przez sądownictwo specjalne powstać musiał w ciągu 14 dni, zaś prawomocny wyrok zapaść w ciągu 48 godzin.

W 1945 r. przy sądach okręgowych i apelacyjnych utworzono wydziały doraźne, z których wiele obsadzono tymczasowo przenoszonymi w stan spoczynku oficerami z wojskowego wymiaru sprawiedliwości. Odniosły one spore sukcesy – tylko od lutego do czerwca 1946 r. wydały 361 wyroków śmierci na działaczy organizacji niepodległościowych.

Jak pisze Jakubowski, przedstawiciele wydziałów doraźnych czuli się na tyle pewnie, że niekiedy prezesi sądów apelacyjnych i okręgowych nie byli nawet informowani o powoływaniu przy nich wydziałów doraźnych.

Szczególnym wyrazem „najwspanialszego postępu” były tzw. sądy kiblowe. Nazwa ta dotyczy „rozpraw”, które toczyły się nie na salach sądowych, lecz w celach. „Sędziowie” siadali w ich czasie na pryczach, zaś oskarżonemu zostawał sedes wmontowany w kącie celi. Nie brali w nim udziału obrońcy, a wyrok znany był wcześniej. W ten sposób dokonano wielu mordów sądowych. „Twór ten, który trudno nazwać sądem, z biegiem czasu rozrastał się. Jeszcze w 1950 r. tego typu sekcja powstała w SA w Warszawie. Przypuszcza się, że podobne działały w Białymstoku, Krakowie, Lublinie, Łodzi i Rzeszowie. Brak o nich jednak bliższych informacji” – pisze Jakubowski.

Stefan Michnik i inni sędziowie bez wykształcenia

Reformatorzy wymiaru sprawiedliwości w PRL przez pierwsze jej lata podkreślali brak zaufania do przedwojennych kadr dominujących w sądownictwie powszechnym i tym uzasadniali konieczność działania sądownictwa specjalnego, zajmującego się wrogami ustroju.

Jak wyjaśniał Chajn, „wrogie nastawienie tej części kadry wobec ustroju demokratycznego spowodowało przekazanie najpoważniejszej części orzecznictwa sądom wojskowym, które zapewniają szybki i skuteczny wymiar sprawiedliwości; skostnienie i formalizm doprowadzony do absurdu wśród części kadr zrodził komisję specjalną do zwalczania nadużyć, komisje nadzwyczajne do zwalczania problemów mieszkaniowych”. W podobnym duchu wypowiadał się poseł PPR Włodzimierz Sokorski, późniejszy minister kultury, który stwierdzał, że sądownictwo „nie wyczuwa istoty przemian”.

W ocenie Departamentu Kadr Ministerstwa Sprawiedliwości z 1949 r. ówcześni absolwenci mieli być „bodajże gorsi od starej kadry”, gdyż ciążył na nich „balast ideologiczny studiów prawniczych prowadzonych w duchu nam obcym”.

Robiono jednak wszystko, by przyspieszyć znalezienie następców elementu reakcyjnego i zbliżyć sądownictwo powszechne do standardów sądownictwa specjalnego. Dekret z 22 stycznia 1946 r. dawał ministrowi sprawiedliwości prawo nadzwyczajnego dopuszczania do stanowisk w wymiarze sprawiedliwości osób nieposiadających prawniczego wykształcenia.

Zgodnie z nim na stanowisko sędziego i prokuratora mogły być mianowane osoby, które ze „względu na kwalifikacje osobiste lub działalność naukową, zawodową, społeczną lub polityczną i dostateczną znajomość prawa, nabytą przez pracę zawodową bądź w uznawanych przez MS szkołach prawniczych, dają rękojmię należytego wykonywania obowiązków sędziowskich lub prokuratorskich”. Wśród sędziów, którzy nigdy nie ukończyli studiów prawniczych, był stalinowski zbrodniarz sędzia Stefan Michnik, który wydawał wyroki śmierci na żołnierzy AK.

„Duraczenie” elity, roczna resocjalizacja opornych


1 czerwca 1948 r. powołana została do życia Centralna Szkoła Prawnicza im. Teodora Duracza, zwana „Duraczówką”. Do szkoły tej przyjmowano absolwentów resortowych szkół średnich, w tym także bez matury. W ciągu dwóch lat szkoleni oni byli do zajmowania najwyższych stanowisk w sądownictwie. W latach 1946–1949 do sądownictwa trafiło 350 jej absolwentów.

Obok przedmiotów prawniczych uczono w niej materializmu dialektycznego, materializmu historycznego oraz ustroju ZSRR. Jej dyrektor, wspomniany Igor Andrejew, spolszczony Rosjanin, chwalił się, że szkoła jest pierwszą uczelnią wyższą, w której „wszystkie przedmioty są wykładane zgodnie z założeniami marksizmu–leninizmu”. Jak tłumaczył z kolei wiceminister sprawiedliwości Zenon Kliszko, jej absolwenci stanowili „nowy profil prawników ludowego wymiaru sprawiedliwości, nastawiony na syntezę aktywności społeczno-politycznej z solidnym przygotowaniem fachowym”.

Oprócz prof. Lecha Gardockiego uczniem Andrejewa był – później, nie w czasach „Duraczówki” – prof. Lech Falandysz, w III RP wiceszef Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy.

Ponieważ nie wszystkie sądy można było obsadzić absolwentami „Duraczówki”, pozostałych sędziów poddawano szkoleniu ideologicznemu. Czołową rolę odgrywał tu utworzony w 1948 r. Ośrodek Szkolenia Kadr Ministerstwa Sprawiedliwości w Józefowie. W czasie trwających aż pół roku marksistowsko-leninowskich kursów ideologicznych przeszkolono tu 3646 osób, w tym 1222 sędziów. Szczególną uwagę zwracano na „opornych” bezpartyjnych pracowników sprawiedliwości.

W 1953 r. „Duraczówka” przemianowana została na Ośrodek Doskonalenia Kadr Sędziowskich i Prokuratorskich im. Teodora Duracza. Jak pisze Piotr Kładoczny w pracy „Kształcenie prawników w Polsce w latach 1944–1989”, celem ośrodka było podnoszenie „kwalifikacji zawodowych i poziomu ideologicznego sędziów i prokuratorów”. Kursy były jeszcze dłuższe, w zasadzie jednoroczne,
Specjalny charakter miał zorganizowany w kwietniu 1952 r., po likwidacji szkoły prawniczej w Toruniu, Centralny Ośrodek Szkolenia Urzędników Sądowych, mający za cel „polityczne przeszkolenie kadry urzędników, szczególnie młodych, oraz ich zawodowe doszkalanie”.

Gdzie czyha wróg

To przemiany lat 40.i 50. spowodowały powstanie wielopokoleniowej prawniczej sitwy, która przetrwała wszystkie polityczne burze PRL i III RP i nigdy nie poddana została prawdziwej weryfikacji.
Józef Chajn, były sekretarz Fundacji Stefana Batorego, zapewniał w 2009 r. na łamach „Gazety Wyborczej” (z której środowiskiem był związany), że jego ojciec Leon Chajn „tak jak wielu z jego środowiska i pokolenia miał świadomość fałszu i zmarnowania wielu lat aktywnego życia” oraz „wyzbył się młodzieńczych i późniejszych iluzji”.

Nie zmienia to faktu, że owoce dzieła życia Chajna odczuwamy do dziś. Zamykanie się korporacji prawniczych w III RP spowodowało, że w 2015 r. w sądach i prokuraturze roi się zarówno od pracowników zaczynających kariery w komunizmie, jak i dzieci, wnuków oraz wychowanków dawnego „narybku”.

Nierzadko nadal potrafiących dostrzec, „gdzie czyha wróg”. Odległych wartościami wyniesionymi z domu od etosu sędziego czy prokuratora niepodległego państwa. Poza wszystkim nazbyt często prezentujących katastrofalnie niski poziom, co wynika z trwającego od dziesięcioleci ograniczenia konkurencji z rówieśnikami zdolniejszymi, ale wywodzącymi się z niewłaściwych rodzin.

Autor: Piotr Lisiewicz
Źródło: Nowe Państwo

Niezależna.pl

Wersja do druku

DEF - 19.11.15 14:07
W czasie strajków na Zachodzie widzimy napisy precz z dyktatem trojki. U nas polskojęzyczna propaganda nie informuje tubylców o trojce. Co to jest ta trojka?
Mianem troiki określa się zespół złożony z Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Jakie cele realizuje ta trojka ?
- zadłużanie państw poprzez korupcję urzędników i instalowanie swojej agentury, likwidację narodowych banków i narzucanie swojego monopolu
- wprowadzenie odpowiedzialności finansowej całych narodów i drenaż społeczeństw poprzez ich system bankowy
- wprowadzenie monopolu na papierki fiducjarne €
- przebudowa struktury społeczeństw poprzez dotacje tak aby bogaci szybciej wykupywali biednych. Likwidacja warstw średnich. Docelowo ma być 3% bogaczy i 97% żebrzący o ich łaskę prekariat.
- w zamian za prolongatę rat stawianie narodom warunków odnośnie niszczenia swojej tradycji, kultury, rodziny. Przejęcie przez wytresowanych urzędników roli tresowania młodych pokoleń.
- monopol propagandowy, od przedszkola do telewizora.
- możliwość wyższego awansu w wojsku i milicji tylko dla osób po szkoleniu w Usraelu lub mających certyfikat koszerności.
- wprowadzenie przywilejów finansowych do rozmnażania dla osób niekumatych i niepełnosprytnych,
- tworzenie terroryzmu w celu zastraszania, ograniczania praw i kontroli społeczeństw, tworzenie fikcji zagrożenia ze strony prostych narodów trudniących się np pasterstwem i mordowanie ich z uzyciem lotniskowców i odrzutowych bombowców.
- określanie kto jest na liści "terrorystów" i zostanie zamordowany a sprawca będzie bezkarny. Mordowanie nacji, którzy nie chcą się podporządkować i opodatkować na cele rozszerzania demonkracji.
- przejmowanie przez media i wojsko funkcji jaką pełni wymiar sprawiedliwości. Media wyrokują a wojsko strzela.
- przygotowanie wyborcom alternatyw do głosowania,

Lubomir - 19.11.15 8:16
Re: Jan Orawicz Myślę Panie Janie, że potrzeba trochę czasu na wszystko. Na razie np polska prasa jest nadal kalką guru antypolonizmu. Jest kalką rozbrykanych szkodników, których korzenie sięgają Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i organu prasowego NSDAP. Chyba więcej rzetelnych informacji można byłoby wyczytać bezpośrednio w 'Jerusalem Post' i 'Bild'-zie, niż w szmatławcach robiących za dziennikarską wyrocznię. Tyle, że w najwyższym gremium Polaków - w Parlamencie RP, nie widać już sodomitów i parobków, po chamsku rzucających się na krzyż i szkalujących wartości najważniejsze dla Polaków. Do odbudowy i rozbudowy polskiej gospodarki potrzebny będzie nam entuzjazm, jaki towarzyszył Polakom po rozbiorach i okupacji niemieckiej. Sowiecki zamordyzm zastąpiła niemiecko-sorosowska dywersja, włącznie z licznym przejęciem gruntów przez niemieckich 'inwestorów'. Na dekryminalizację gospodarki potrzeba będzie sporego wysiłku. Wiele aktów bezprawia musi zostać anulowanych. Musi przestać obowiązywać, jak prawo krzyżackiej własności do Malborka. Wierzę, że to co nie zostało rozgrabione przez nowych okupantów {jak powiedziałby to felietonista p. Stanisław Michalkiewicz}, stanie się materiałem do przyciągnięcia Polaków z najnowszej emigracji. Myślę o nieodpłatnych nadaniach ziemi, zarówno tej po PGR-ach, jak i tej po Agencji Mienia Wojskowego. Myślę także o uwłaszczeniu polskich Ogrodów Działkowych. Młodzi wrócą, jeżeli będą mieć szanse na zapuszczenie korzeni i rozwój. Dzisiaj ambitni Polacy pracują na polskich polach nie tylko na nowych 'Ursusach', ale także na włoskich traktorach 'Lamborghini' i brytyjskich 'JCB'. Dobrodziejstwa wolności gospodarczej i handlowej, też można już dostrzec. Sabotażyści zniszczyli polski projekt samolotu szkolno-treningowego 'Iryda', ale Wojsko Polskie zakupuje niezłe szkolno-treningowe odrzutowce włoskie M-346 Master. Polska rwie się do życia, do walki i pracy. Polska musi funkcjonować, jak w Renesansie. Musi tworzyć warunki do życia i pracy - dla renesansowych ludzi, ale nie dla szkodników i terrorystów. Nie może być już sytuacji podobnych do tej, z wybudowaniem świnoujskiego gazoportu przez Włochów i zastopowaniem uruchomienia inwestycji - przez antypolskich sabotażystów, m.in. 'unijnych' Niemców.

Jan Orawicz - 18.11.15 16:07
Tak Panie Lubomirze maja się te sprawy,ale obok tego pierwszym
filarem życia państwa jest gospodarka,która rodzi powszechny chleb.
Bez jedzenia i picie nie ma życia! A jak wyglądają w kraju te sprawy
nie muszę pisać. Z własnych spojrzeń od lat zauważyłem świadome
rozkładanie na łopatki polskiej gospodarki. Tusk miał to samo pole-
lecenie do wykonania. Pierwszym sprawcą ruiny gospodarczej był
Balcerowicz,który rozwalał wszystko jak leciało! To była i zresztą
nadal jest czerwona mafia,która działała z pobudki: "Nie chciało wom
się siyrpa i młota to teroz mota!!" Tusk miał polecenie pociągnąć dalej
te sprawę! A bez jedzenia i picia. I to mamy teraz,bo położyli dużo
chlebodajnych zakładów,których produkty ładnie się sprzedawały za
granicą.Ale to temat,który może bvć w pełni zrozumiały przez tych,
którzy pracowali w przemyśle i wiedzieli ile jedna śrubka do maszyny
kosztuje,a takich śrubek jest miliony. Oprócz tego trzeba mieć choćby
kurs z zakresu ekonomii i budżetu. Wtedy wszystko to razem wziąwszy,
ma się ogląd i pogląd na to,co się z Polską stało od 1989r. Tow. Miller
też w tej sprawie maczał paluchy jako premier z czerwonej łaski,bo już
przerażony Naród wpadał w letarg z przerażenia i głodu,a matki ze
swymi pociechami z rozpaczy skakały z pięter na ulice. Zaczął się
exodus w świat za chlebem,który trwa. A więc bez chleba i picia nie
ma życia!!Nawet poeci nie mają siły na pisanie wierszy,a głodnym
muzykom spadają palce ze strun i klawiszy,a na dmuchanie też arty-
styczne w trąbki trzeba mieć dmuch! Ale na to trzeba mieć chleb z
omastą.Patrząc na mój Kochany kraj liczę w 9O% tylko na cud,bo też
znam się na ekonomii,bo wiem ile kosztuje wzniesienie fabryki i ile
kosztuje zachodu, by jej produkty sprzedać za tzw.twardą walutę!
A kraj jest rozwalony na wsze strony i okropnie zadłużony, jeszcze
na dodatek z wielką dziurą bużetową,o której nie raz pisałem w moich
kolumnach fraszek. A tę dziurę dał Polsce na pożegnanie ten,który
chce od Polski oderwać Kaszuby,a zrobić ich stolicę z Torunia. Też Naród
o tym nie wie,bo z głodu popadał w letarg i rozpacz. Każde wybory
czerwono-różowi fałszowali,co teraz bardzo dokładnie sprawa wyszła
niczym szydło z wora! Na szczęście Pan J.Kaczyński wymyślił specjalne
komisje społeczne do wyborów,bo inaczej znów by krasna falanga
sfałszowała wybory. A ile Pana Kaczyńskiego i Panią Szydło koszto-
ło budzenie ludzi z krasnego letargu?! Tego się opisać nie da!!!
Pozdrawiam'

DEF - 18.11.15 13:05
https://pl.wikipedia.org/wiki/Henryk_Podlaski

"W okresie 1945–1946 naczelnik Wydziału II Naczelnej Prokuratury Wojskowej[5].

W okresie 1946-48 zastępca naczelnego prokuratora wojskowego ds. szczególnych (w stopniu podpułkownika LWP). Odpowiedzialny nie tylko za wydziały specjalne prokuratur, ale również odgrywające podobną rolę sekcje tajne, powołane przy sądach powszechnych. Oskarżający niekiedy także w sądach tajnych Henryk Podlaski jawnie dyktował sędziom swoją wolę przy wydawaniu wyroków, stawiał żądania wobec ‘nieposłusznych’, usuwał ich ze stanowisk, urządzał jawne zebrania prokuratorów i sędziów z udziałem ministra sprawiedliwości, na których szkalował często ‘winnego’ łagodnego wyroku. Domagał się usunięcia go z sędziowskiego grona. To on w porozumieniu z Leonem Chajnem rządził sądownictwem, zwłaszcza niższych szczebli. Obsadzali wspólnie zaufanych ludzi na kluczowych stanowiskach. Obniżali godność sądownictwa, wprowadzili w Sądzie Najwyższym specjalny wydział polityczny, gdzie przechowywano akta spraw politycznych [...][6][7]. W lutym 1948 r. ppłk Henryk Podlaski podpisał akt oskarżenia i doprowadził do wyroku śmierci na rotmistrza Witolda Pileckiego[8]. W październiku 1948 r. przeniesiony do rezerwy.
Od 1 listopada 1948 r. był dyrektorem Departamentu Nadzoru Prokuratorskiego w Ministerstwie Sprawiedliwości. W okresie od września 1950 r. do marca 1955 r. był zastępcą prokuratora generalnego PRL. Funkcja zastępcy jest myląca, faktycznie pełnił w Prokuraturze Generalnej rolę wiodącą[9]. Z tego okresu pochodzi jego publikacja na temat praworządności ludowej w świetle Konstytucji PRL.

Nie rozumiem dlaczego autor tego artykułu, chyba celowo zapomniał podać narodowość twórców narzuconego nam tzw. wymiaru sprawiedliwości. Czytelnik nieobeznany z naszą historią wyciągnie wnioski, że to byli jacyś sowieci i Rosjanie i aż dziw że nie ma tutaj odwołania się do kierowniczej roli analfabety Stalina.
Zaraz po wojnie koszerny aparat "sprawiedliwości" wymordował nam patriotów i ludzi majętnych dzisiaj zaś zmieniono filozofię i cele tego aparatu. Obecnie aparat "sprawiedliwości" ma karać osoby: "nietolerancyjne", "rasistów", nie używających nowomowy, krytykujących awansowanie zboczeńców, katolików itd.
Nie wiem czy działające u nas ustawodawstwo ma braki w tym kierunku, że aż trzeba uwrażliwiać funkcjonariuszy w MHŻ ale na pewno otworzy drogę awansu polskim gojom.

http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3073

Domiar sprawiedliwości funkcjonuje u nas niezależnie od tego co mówią politycy o jego zmianach.
Wprowadzenie bezpośrednich wyborów na prokuratorów, komendantów milicji i sędziów jeszcze bardzo nie nastąpi.

MariaN - 18.11.15 10:15
Powiało Polską niepodległą, suwerenna, zapachniało wolnością i normalnością. Platfusi wraz z gwiazdą śmierci i tuskową telewizją mają pianę na pysku od wczoraj wyją z bólu i szczekają. To swiadczy o tym ze przestawiamy polski pociąg na własciwe tory. Będzie ciężko ale jak to mowi premier Szydlo damy radę. Kupą mosci panowie, trza pomóc, sami nie dadza rady.

Lubomir - 18.11.15 9:21
Tego stanu rzeczy z pewnością nie zmieni się jednym właściwym przemówieniem czy jednym właściwym dekretem. Tutaj trzeba 'przeorać' ludzką świadomość, serce i sumienie. Myślę, że niezbędne jest 'trzęsienie ziemi' na wzór Renesansu i Romantyzmu. Trzeba sięgnąć do korzeni cywilizacji europejskiej, do Seneki i Cycerona. Tutaj potrzebni są nowi Kochanowscy, Reje, Mickiewicze i Słowaccy i istnieje potrzeba nowych Moniuszków i nowych Chopinów. Propozycją aktualnie jak najbardziej na miejscu, wydaje się być propozycja Odnowy. Homilie i poezja JPII na pewno należą do niej. To Rinnovamento w stu procentach. Zawarte jest w nim odwieczne dążenie do ideałów, szukanie Boga, prawdy, miłości i sprawiedliwości. To medytacja nad prawem naturalnym i stanowionym. Naród celowo demoralizowany i deprawowany - woli zdziczenie i zezwierzęcenie od cywilizowanej wolności. Ta jest dosyć trudna i wymagająca. Tutaj potrzebna jest ogromna edukacja. Ogromną rolę mogą odegrać niezbyt długie gatunki literackie, pełne życiowej mądrości sentencje i muzyka. Muzyka podobna do pełnej słońca, miłości i szacunku do drugiego człowieka - niedoścignionej muzyki włoskiej.

Agamemnon - 18.11.15 1:10
Znam osobiście młodego, zdolnego człowieka o bardzo wysokim IQ, który studiował jednocześnie dwa kierunki na Uniwersytecie Ślaskim
w Katowicach w tym prawo. Studiując jednocześnie na innym kierunku niż prawo, zaliczał przedmioty , po czym po obronie pracy magisterskiej
i zaliczeniu studiów doktoranckich obronił pracę doktorską, gdy jednocześnie
z dziedziny prawa nie mógł zaliczyć zwykłego przedmiotu. Domniemywam, że stanowił zagrożenie dla istniejącego układu i nie pochodził z układu. Czy studiowanie prawa jest takie skomplikowane, gdy się posiada zdolność myślenia syntetycznego i analitycznego oraz dobrą pamięć? Cała sprawa miała miejsce w okresie rządów Donalda Tuska a więc w zasadzie świeża.
Wysoka zdolność młodego człowieka objawiła się także jego zainteresowaniami pozaszkolnymi, uczył się prywatnie gry na fortepianie
i grał największe dzieła Fryderyka Chopina, łącznie z wielkim polonezem as-dur, opus 54 i etiudą rewolucyjną a są to utwory jak wiemy nieziemsko trudne, lubił tez grywać w szachy i należąc do klubu "Start" Katowice grał przez pewien okres w pierwszej lidze szachowej. Układ wyeliminował człowieka, który w dziedzinie polskiego wymiaru sprawiedliwości mógł odnosić niewątpliwe znaczące sukcesy.

Wszystkich komentarzy: (7)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

26 Kwietnia 1943 roku
Ucieczka rotmistrza Witolda Pileckiego ps. „Witold”, „Druh”, z KL Auschwitz


26 Kwietnia 1986 roku
Awaria elektrowni atomowej w Czernobylu na Ukrainie.


Zobacz więcej