Wtorek 14 Maja 2024r. - 135 dz. roku,  Imieniny: Bonifacego, Julity, Macieja

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 01.06.07 - 22:34     Czytano: [1740]

Dyżurni podżegacze

Uniwersytet Warszawski stał się areną gróźb wysuwanych, pod pretekstem walki o "demokrację", wobec legalnych, demokratycznie wybranych przez naród, władz państwowych.

Uniwersytet Warszawski 17 maja, godz. 10.00-11.00. Właśnie skończyły się pierwsze wykłady i ćwiczenia. Nic nie wskazuje na to, że dzień jest szczególny. Może tylko nerwowe postukiwanie młotków od strony Auditorium Maximum, od dobrych kilkudziesięciu lat budynku z największymi salami wykładowymi na stołecznym terenie uniwersyteckim.

Zaproszenia dla równiejszych
W sekretariacie rektoratu trudno zdobyć informację na temat planowanego właśnie na ten dzień forum w obronie... demokracji. Nie jesteśmy organizatorami, w żaden sposób nie jesteśmy - zapewnia miły kobiety głos, a że miły, to dyktuje dziennikarzowi "NP" numer telefonu do biura Andrzeja Olechowskiego, który jest organizatorem tego spotkania.

- Akredytacje są niepotrzebne - przekonuje dziennikarza "NP" młoda osoba z biura Andrzeja Olechowskiego. - Każdy może przyjść do nas, posłuchać. Także wyrazić swoją opinię - dodaje pospiesznie.

Już na początku spotkania okazuje się, że jednak nie każdy. Aula główna Auditorium oddzielona jest plastikowymi zaporami. Przy jedynym wejściu robi się zator. Miało nie być żadnych zaproszeń jednak siwowłosi profesorowie posłusznie wyciągają kartoniki na czerpanym papierze. - Co mnie to obchodzi, filolog jestem w dodatku klasyczny - mruczy jeden ze starszych panów do młodszego, najwyraźniej asystenta. - Przecież mógł profesor nie przyjść - mówi tamten wyraźnie skonsternowany. - Doktor młody jest, życia nie zna - śmieje się sardonicznie staruszek - jak Stalin zmarł, też mi się wydawało, że mogę nie przyjść, że takiej szarej asystenckiej myszki, a raczej jej braku, nie wypatrzą. - I co, i co? - Wypatrzyli. Doktorat zrobiłem dopiero po odwilży i to z wolnej stopy, co wtedy było trudne.

O godz. 15.30 już większość siedzących miejsc jest zajętych. Ale nie wszystkie. Wieczorem Polsat i TVN, relacjonując spotkanie, będą pokazywać miejsca szczególnie zatłoczone. Ludzie na parterze na własne życzenie. Na galerii nad aulą miejsc nie brakuje. Studenci, chyba że należą do eseldowskich czy PO-wskich młodzieżówek, mogą tylko stamtąd obserwować spotkanie i wielu chętnych nie ma. Ci, którzy są, to głównie politolodzy, psycholodzy i socjolodzy. - Jest to ciekawe z punktu widzenia patologii władzy, byłej władzy - uśmiecha się przyszłoroczna pani magister - ci trzej tenorzy - patrzy wymownie w kierunku prezydium, w którym zasiadają Aleksander Kwaśniewski, Andrzej Olechowski i Lech Wałęsa - już rządzili, dwaj z nich to agenci, a trzeci - no... nie studiuję prawa, więc nie muszę zachowywać ostrożności procesowej - przekręciarz. Co najmniej. I oni chcą ratować Polskę przed rządami PiS. Nie jestem "kaczystką", ale... Stop. Nie byłam. Od dzisiaj jestem. Rozmowa urywa się. Podchodzi do nas strażnik uniwersytecki i z zażenowaniem tłumaczy, że dziennikarz nie powinien przebywać na galerii i że on tego nie wymyślił. Przeprasza, ale ci panowie...
Dwóch rosłych w białych koszulach i czerwonych szelkach ze słuchawkami w uszach przygląda się nam groźnie.

Pachnie strachem
W powietrzu pachnie... strachem. Dziennikarzy z tytułów liberalnych i komercyjnych uprzedzono, że plakietki prasowe są niepotrzebne. Na wszelki wypadek nie włożyła ich także spora grupka z katolickiego dziennika. I mówią do siebie per pan i doktor. Jedno z nich jest studentem.

Aleksander Kwaśniewski.: - Jestem politykiem, który w najmniejszym stopniu jest małostkowy (...). Nie jestem pamiętliwy, ale pamiętam.
- To brzmi jak groźba i minę zrobił taką groźną
- szepcze ze zdziwieniem w głosie młoda kobieta do siedzącego obok kolegi.

Zamieszanie. Stojąca pod ścianą grupa osób w średnim wieku już na początku spotkania rozwinęła duży transparent informujący o ich problemie. Reprezentują społeczne stowarzyszenie lokatorów "sprzedanych" razem z kamienicami. Stoją spokojnie, nie wznoszą okrzyków. Na transparencie nie ma obraźliwych treści. "Czerwone szelki" interweniują dość ostro. Może dojść do tumultu i to nie z inicjatywy manifestantów, ale straż uniwersytecka staje na wysokości zadania. Jeden z jej szefów przypomina o podziale kompetencji i "czerwone szelki" znikają. Manifestanci stoją w spokoju przez pół godziny i z godnością wychodzą.
Z "Posłania do polskiej opinii publicznej": Wyrażamy poważne zaniepokojenie naruszaniem europejskich standardów przez obecne władze Rzeczpospolitej. Te nieodpowiedzialne i niebezpieczne praktyki skutkują "naruszaniem prywatności i godności obywateli;" ograniczaniem dostępu do wypowiedzi publicznej itd.
Jednak "naruszeniem godności obywateli" na oczach obrońców demokracji nie przejął się nikt.

Pachnie puczem
Wiktor Osiatyński, prawnik-konstytucjonalista, chwali się, że po raz pierwszy i ostatni zabierał głos w tej sali 11 marca 1968 r. Zawiesza głos, ale spodziewanych braw nie ma. Przystępuje więc do tłumaczenia dorosłym skądinąd i raczej wykształconym ludziom, na czym polega prywatność w sensie prawnym. Wykład na poziomie żenującym dla uczniów wyższych klas liceów. Państwo jest tylko od zadań ogólnopaństwowych - powtarza jak mantrę.

Po nim profesor Andrzej Zoll przekonuje o niezbywalnym prawie obywatela do... "dobrego" sądu. Nie używa nazwiska ministra Zbigniewa Ziobry, ale rysuje obraz ponurego tyrana prześladującego dobry i zasłużony (!) aparat sprawiedliwości. Przy okazji składa dwie konstruktywne (sic!) propozycje. Trzeba jak najszybciej odebrać ministrowi prawo powoływania prezesów sądów i oddać je Krajowej Radzie Sądownictwa, w której przecież tenże minister też zasiada oraz oddzielić stanowisko ministra sprawiedliwości od stanowiska prokuratora generalnego. (Czym to pachnie, tłumaczyli w roku bieżącym i ubiegłym czytelnikom "NP" kompetentni rozmówcy naszego tytułu.)

Kolejne zamieszanie. Spowodowane opóźnieniem powracającego z Aachen (Niemcy), specjalnie na nasze spotkanie Bronisława Geremka. Miejsce na mównicy zajmuje etyk (!) i filozof prof. Barbara Skarga. Mówi o swoich wrażeniach i obserwacjach. - Coraz głębszy upadek moralny, nieokiełznana demagogia i wzrost cynicznej złości (...) powoduje, że zapomina się dziś, iż w polityce chodzi o człowieka i społeczność. Dalej pani profesor mówi o tym, że jeden z postawionych na najwyższym szczycie władzy jest przekonany, że mądrość najwyższa jest udziałem rządzących, więc z tego względu najważniejsza dla niego jest lustracja. To perfidia - żołądkuje się pani profesor - jedynym celem tej lustracji stało się podeptanie tego, co najważniejsze: wolności i godności.

W końcu zjawia się były europoseł Bronisław Geremek. Staje na mównicy, ale przez jakieś 10-15 minut właściwie nie ma nic do powiedzenia poza tym, że "się przyłącza". I koniec. Dyskusja nie jest przewidziana. Na zakończenie - hymn Polski. Sporo osób nie śpiewa.

Wybuchu entuzjazmu nie ma, choć wśród obrońców demokracji brylują dyżurni artyści: Stanisław Soyka, Daniel Olbrychski, Andrzej Wajda. Nawet komercyjne telewizje ich sobie nie wyrywają.

Za to na korytarzu trwa polowanie na podpisy pod "Posłaniem". - To obowiązkowe? - pyta po raz kolejny nagabywany młody człowiek. - No nie... - odpowiada jego rówieśnik, który przed chwilą próbował podprowadzić go do stolika, przy którym składa się podpisy. - I bardzo dobrze - młodzieniec uśmiecha się szeroko i odchodzi.

Kaja Bogomilska
Nasza Polska

Wersja do druku

JUM - 02.07.07 9:14
Mądra władza przyjmuje konstruktywną krytykę i znajduje ,lub poszukuje aż do skutku właściwych rozwiązań.
Przypominam że byli tacy, którzy krytykujących wysyłali do więzienia. Do dziś sędziowie tamtej epoki z wyrokami skazującymi za PRL na sumieniu, są czynnymi sędziami w RP.
Czy to problem czy przypadek ? w ten ostani n i e wierzę.
Gdybym miał wskazać zagrożenie,to w mojej ocenie były by to: rodzinne klany, które dawno opanowały sektory gospodarki pAństwowej.
Czy w takiej sytuacji interes PUBLICZNY jest właściwie choniony ?

marzenna - 14.06.07 21:24
Przypomniała mi się taka starsza pani z Tygodnika Powszechnego, której się zrobiło duszno jak PIS w Polsce objął władzę. Jaj nie było duszno za Bieruta, Gomółki, Gierka (narodowego socjalisty), czy za rządów Kwaszystów, o nie.
Jej zrobiło się duszno, bo jest premierem Jarosław, a prezydentem Lech Kaczyński, a w odwodzie ma nieocenionego ministra Macierewicza.
Ubekistan kontratakuje i tyle.

Wszystkich komentarzy: (2)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

14 Maja 1938 roku
Urodziła się Elżbieta Czyżewska, aktorka filmowa i teatralna.


14 Maja 1926 roku
Do dymisji podali się premier Witos i prezydent Wojciechowski.


Zobacz więcej