Sobota 27 Kwietnia 2024r. - 118 dz. roku,  Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 23.04.23 - 9:42     Czytano: [695]

Krwawiąca nadal sprawa Wołynia


Czy naprawdę Polska i Ukraina oraz Polacy i Ukraińcy nie mogą być państwami i narodami żyjącymi w zgodzie? Czy to naprawdę tak trudno, aby to zrealizować? Przecież największą kością niezgody między narodami polskim i ukraińskim w 1. połowie XX w. była sprawa przynależności do Polski Lwowa, Małopolski Wschodniej i Wołynia - ziem, do których historyczne i etniczne prawa mieli zarówno Polacy jak i Ukraińcy. Sprawę tę załatwił definitywnie w 1945 roku - wbrew prawu międzynarodowemu! - Józef Stalin, który przyłączył raz na zawsze to arcypolskie miasto i te ziemie do sowieckiej Ukrainy, wchodzącej w skład Związku Sowieckiego, m.in. przez dokonanie czystki etnicznej - przez wymordowanie (wspólnie z nacjonalistycznymi bandami ukraińskimi) i wypędzenie reszty Polaków do tzw. Polski Ludowej (PRL), którą sobie również podporządkował. Są rzeczy nieodwracalne w historii. Do takich należy oderwanie od Polski Lwowa, Małopolski Wschodniej i Wołynia. Polacy to z wielkim bólem serca to zrozumieli i zaakceptowali, nie wysuwając żadnych pretensji terytorialnych wobec powstałego przez upadek Związku Sowieckiego w 1991 roku państwa ukraińskiego. Nie zmieniło to jednak wrogiego stanowiska tak Ukrainy jak i Ukraińców do Polski i Polaków.

Bowiem od kilkuset lat Ukraina nie jest przyjacielem Polski i Polaków. Niestety, taka jest prawda. Oczywiście nie można tego faktu lekceważyć. Z drugiej strony mimo wszystko należy starać się o poprawę stosunków polsko-ukraińskich, chociażby dlatego że jesteśmy sąsiadami i mamy wspólnego wroga - Rosję. Jednak nie za każdą cenę. To musi być szczery dialog zakończony kompromisem po obu stronach. Odgórne narzucanie narodowi polskiemu przyjaźni polsko-ukraińskiej i zamiatanie pod dywan krzywd jakie spotkały Polskę i Polaków ze strony Ukraińców, co czynią kolejne rządy polskie od 1991 roku to droga donikąd. Przecież to czyniły władze PRL w latach 1945-89 z wynikiem zerowym. Czy obecne polskie elity polityczne są aż tak przeżarte doktryną Giedrojcia, że nie są w stanie zrozumieć, że "na chama" nie buduje się przyjaźni między narodami. I czy doprawdy nie wiedzą - jako politycy polscy, że polskie interesy często nie są i nigdy nie będą tożsame z interesami Ukrainy. Jestem zdziwiony z jaką łatwością politycy ukraińscy potrafią "mydlić oczy" politykom polskim i jak łatwo potrafią uczynić z nich swoimi sługami.

Weźmy pod uwagę trzy przykłady już z okresu, kiedy trwa wojna na Ukrainie i kiedy Polska i Polacy tak BEZINTERESOWNIE pomagają Ukrainie i Ukraińcom. Profesor Rafał Chwedoruk ocenia w rozmowie z Interią, że rządzący politycy "tkwią w jednym wielkim złudzeniu". - Wystarczy też spojrzeć na to, co działo się po dramacie w Przewodowie, kiedy dyplomacja Ukrainy, kraju pogrążonego w wojnie, zakpiła sobie trochę z Polski i nie doczekaliśmy się żadnej reakcji. Kijów nie przyznał się do winy, nie przeprosił za nią i nie wypłacić odszkodowania Polakom, ofiarom ukraińskiej rakiety, która 15 listopada 2022 roku spadła na Przewodów koło Hrubieszowa i zabiła dwie osoby. Wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego wskazuje jednak, że to nie jedyny przykład, gdy Kijów dał Warszawie prztyczka w nos. - Mówi: "Potem pan Melnyk, którego podejścia do historii - rzezi wołyńskiej nie da się jakkolwiek usprawiedliwić... zostaje mianowany na wiceministra spraw zagranicznych Ukrainy. To pokazuje naszą realną siłę, a właściwie jej deficyt w stosunkach międzynarodowych (polsko-ukraińskich). Dowodzi też tego, że - jak to nieraz w naszej historii bywało - symbole i formę bierzemy za treść - ocenia politolog" (Do Rzeczy 10.12.2022). Kiedy Polska wydaje miliardy złotych na pomoc uchodźcom ukraińskim, w tym samym czasie Ukraina bezwstydnie zasypuje Polskę swoją pszenicą i innymi produktami rolnymi (często skażonymi!), doprowadzając do ruiny polskich rolników - wypierając niższą ceną POLSKIE ZBOŻE Z POLSKI! Czy to nie skandal? Skandal, na który z przymrużonym okiem patrzeli rządzący Polską - no bo to robili Ukraińcy (chyba z pomocą jakiś "Polaków"), a, według naszych władców, naszym PSIM OBOWIĄZKIEM (!) jest wspieranie Ukrainy i Ukraińców na każdym kroku, nawet za cenę polskich interesów narodowych i ekonomicznych. No i trzeci przykład - to tragiczna w dziejach Polski sprawa Wołynia i stosunek do niej Ukraińców i rządu ukraińskiego.

W latach 1942-1946 Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińska Powstańcza Armia wraz z angażowanymi przez nie wiejskimi bojówkami ukraińskimi wymordowały na Wołyniu i w Galicji łącznie ok. 120 tys. Polaków, od niemowląt do starców, niszcząc przy tym kilka tysięcy polskich osiedli i kilkadziesiąt tysięcy gospodarstw. Kulminacja mordów miała miejsce latem 1943 roku - 11 lipca 1943 roku miała miejsce tzw. Krwawa Niedziela, gdy Ukraińcy zaatakowali Polaków w 99 miejscowościach, głównie w powiatach włodzimierskim i horochowskim.

W związku z przypadającą w 2022 roku 79-tą rocznicą rzezi wołyńskiej w dzienniku "Rzeczpospolita" z 12 lipca 2023 roku ukazał się artykuł Jana Maciejewskiego pi. "Trzeba głośno mówić", w którym czytamy: "Bardziej niż czymkolwiek innym Wołyń jest opowieścią o samotności. O porzuceniu ogromnej masy swoich obywateli przez państwo (polskie), które zawsze miało na głowie (ponoć) coś ważniejszego; najpierw od ich życia, a potem od pamięci o ich śmierci.
Kolejna rocznica "krwawej niedzieli", kulminacji rzezi dokonanej na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów, miała niespotykaną dotąd rangę. Po raz pierwszy wzięły w niej udział najwyższe władze państwowe, z prezydentem i premierem na czele. I może jest to znak, że w kwestii zmowy milczenia na temat tego ludobójstwa nareszcie coś się zmienia. Mateusz Morawiecki ma oczywiście rację, mówiąc, że "nie będzie pojednania opartego o fałsz i zapomnienie", ale należałoby w takim razie zapytać, co jego rząd zamierza zrobić, by doszło do niego w oparciu o prawdę i pamięć. Na razie o upamiętnienie czy chociaż godny pochówek ofiar rzezi wołyńskiej muszą dbać same rodziny pomordowanych. Nie tylko bez pomocy państwa, ale często wbrew jego wyraźnej niechęci.
Tak też przyjęło się myśleć o Wołyniu, jakby "interesariuszami" w tej sprawie byli tylko potomkowie Kresowiaków. Grupa na tyle nieliczna i bez mocnego medialnego przebicia, że jej postulaty równie lekką ręką lekceważą wszystkie kolejne rządy. Ze wszystkich kłamstw i niedomówień towarzyszących od kilkudziesięciu lat rzezi wołyńskiej jest to jedno z najbardziej szkodliwych. Sam nie jestem w żaden sposób, rodzinnie ani jakkolwiek inaczej, związany z Kresami, a jednak sprawa ta obchodzi mnie bardzo osobiście.
I obchodzić powinna każdego Polaka, ponieważ jest przerażającą opowieścią o ludziach opuszczonych przez Polskę. Najpierw tę podziemną, która pozostała głucha na krzyk bestialsko mordowanych i bezbronnych ludzi, potem PRL-owską, aż wreszcie niepodległą, której nie na rękę było usłyszeć tego krzyku echo. Zawsze było coś ważniejszego, zawsze do Wołynia pasowała genialna fraza Józefa Mackiewicza - nie trzeba głośno mówić. Tak, wszyscy wiemy, pamiętamy, możemy nawet czasem - rocznicowo - o tym wspomnieć, byle półgłosem, tak, żeby nikt nie dosłyszał.
Cień Wołynia wisi nad każdym Polakiem. Bo jeśli raz Polska odwróciła się od części swoich obywateli, to co stoi na przeszkodzie, żeby przy innym splocie okoliczności, geopolitycznych interesów i politycznych kalkulacji, zrobiła to znowu. Już w zupełnie innym miejscu i z innych powodów. Wołyń nie jest kwestią uczuć, wrażliwości niewielkiej grupy obywateli, tylko hierarchii wartości, jaka obowiązuje w naszym państwie".

Jestem pewny, że władcy dzisiejszej Polski tego artykułu nie przeczytali, chociaż ukazał się on w opiniotwórczej gazecie. A jak go przeczytali, to zupełnie go zignorowali.

Niestety, Polska w swoich prawie całych dziejach nie miała i nie ma dobrych polityków - prawdziwych patriotów, ludzi dbających o Polskę i polski naród. Stąd mieliśmy najtragiczniejszą historię spośród wszystkich krajów europejskich. Bo kiedy kolejne tragedie spotykały Polskę z winy samych Polaków (np. kuriozalny wybór przez polską magnaterię i szlachtę na królów Polski obcokrajowców, którzy nie tylko że mieli gdzieś interesy Polski, ale uczestniczyli w dziele upadku państwa polskiego: Paweł Czernich "Polacy nie zawsze wybierali mądrze. Najgorsi królowie elekcyjni w historii" Onet.pl 11.7.2020), polscy politycy zazwyczaj byli przed i po nich ciągle głupi. - Przykre to, ale taka jest prawda!

Dzisiaj mamy ponoć polskie władze, które ustami rzecznika polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Łukasza Jasiny bezwstydnie i obraźliwie dla Polaków powiedziały: "Jesteśmy do dyspozycji Ukrainy, jej decyzji, jej próśb, jej wniosków... Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego, jego próśb". A wyraz "sługa" według "Podręcznego słownika języka polskiego" (Warszawa 1958, str. 320) to "mężczyzna służący, pozostający u kogoś na służbie". Czyli Polska jest służącym Ukrainy - pozostająca na ukraińskiej służbie". Jakie to poniżający! Jakie to obraźliwe dla Polski i narodu polskiego! Rząd sprawujący władzę w Warszawie powinien być tylko i wyłącznie sługą Polski, narodu polskiego i polskich interesów!

To nie było przejęzyczenie się Łukasza Jasiny. Taka faux pas to codzienność u polskich polityków. Redaktor Rafał A. Ziemkiewicz pisze: "Wizyta prezydenta Ukrainy boleśnie uświadomiła mi, jak potworną amatorszczyzną zionie polska polityka, jaką tandeta wyłazi z każdego słowa naszych przywódców, gdy ich zestawić już nawet nie z profesjonalnymi do granic cynizmu przywódcami Zachodu, ale choćby i takim Zełenskim" ("Ty druha we mnie masz" Do Rzeczy 8.4.2023).

I rzeczywiście: "Analizując postawę państwa polskiego wobec wojny za naszą wschodnią granicą, faktycznie można odnieść wrażenie, że polskie elity znalazły się na usługach narodu ukraińskiego" (Jan Fiedorczuk "Polska sługą Ukrainy?" Do Rzeczy 12.6.2022). Warszawa realizuje wszystkie prośby władz Ukrainy. I jak wiemy już nawet te, które są w sprzeczności z interesami polskimi. W tej sytuacji sprawa rzezi wołyńskiej musi być wykreślona z działań rządu i prezydenta polskiego. Ukraińcy mogą więc nadal spać spokojnie... i śpią.

Od 80 lat Ukraińcy w odniesieniu do rzezi wołyńskiej w ogóle nie poczuwają się do winy. Najpierw z pomocą władz PRL przemilczali to ludobójstwo, a jak już dłużej nie mogli jemu zaprzeczać, to zaczęli je minimalizować i wręcz fałszować, a nacjonaliści bez żadnego wstydu pisać, że mieli prawo oczyścić ziemię "ukraińską" z Polaków i przez to nigdy nie przeprosili Polskę i Polaków, a przede wszystkim żyjących ofiar tego ludobójstwa i ich potomków, i ani myślą tego zrobić. Co więcej, czy raczej gorzej: dzisiejszą Ukrainą rządzą banderowcy i przez uprawianą przez nich powszechnie skrajnie nacjonalistyczną politykę i propagandę, liczba osób pozytywnie oceniających działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) wzrosła wśród Ukraińców z 22 proc. w 2013 roku do 43 proc. w 2022 roku - wynika z sondażu, przeprowadzonego we wrześniu przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii.

Dziennik "Rzeczpospolita - Plus Minus" z 3 lutego 2023 roku, a więc gazeta, która od ponad 30 lat wyjątkowo mocno wspiera sprawy ukraińskie i dialog/porozumienie polsko-ukraińskie, zamieściła rozmowę Barbary Hollender ze znanym polskim reżyserem filmowym Waldemarem Krzystkiem pt. "Część ludzi wierzyła, że Niemiec zawsze jest wrogiem", którego życie było i jest związane z Legnicą i Wrocławiem, w której na pytanie Hollender: "Jaki jest Wrocław dzisiaj?" - powiedział: "Bardzo się zmienił. Inne jest w nim miejsce Niemców, Ukraińców. Inne są też rozmowy o przeszłości. Niemcy nie są (już) postrzegani jako wrogowie... (Natomiast) Młodzi Ukraińcy nie interesują się historią i są absolutnie zdeterminowani, by nie przyjmować prawdy historycznej, jeśli nie pasuje ona do optymistycznego obrazu ich kraju. Przygotowywaliśmy nasz serial przed wojną, ale już po aneksji Krymu. Rozmawiałem z trzema firmami, żeby pomogły nam zorganizować zdjęcia w Ukrainie. Wszystkie odmówiły. Bo to nieprawda, że Ukraińcy cieszyli się z wejścia Niemców. "Kiedy wkraczała do Ukrainy armia niemiecka, budowaliście bramy kwietne. Bo dla was to było wyzwolenie spod władzy rosyjskiej" - tłumaczyłem. "Nieprawda" - odpowiadali. A jak przeczytali o rzezi, od razu stwierdzali, że nie będą się wdawać w sprawy polityczne. Relacje polsko- -niemieckie są lepsze lub gorsze, ale nie ma w nich strachu. Ja żyję na Ziemiach Zachodnich i nie boję się, że ktoś mnie stamtąd wyrzuci. Pracując w Ukrainie, zrozumiałem, że tam wciąż panował lęk, że Polacy wrócą... jak na swoje.
Wojna zapewne zmieni relacje polsko-ukraińskie. Nad Wisłę trafiło 2,5-3 mln uchodźców z Ukrainy. Polacy przyjmowali ich pod własne dachy, pomagali.
Jak trzeba będzie, to zmieni, jak nie trzeba będzie - nie zmieni. Mało kto ma potrzebę prawdy, poznania historii swojego narodu, rodziny, siebie samego. Ukraińcy chcą przedstawiać światu pewne wersje demo. Teraz jeszcze bardziej niż kiedyś. To obraz promocyjny, podtrzymujący na duchu. Pomagający dzielnie walczyć. Po wojnie też będą podkreślać, że są wielkim narodem. Bo będą musieli kraj odbudować.
Nie można budować przyszłości bez rozliczenia z przeszłością.
Od 30 lat mówimy o relacjach z Ukrainą. I czy cokolwiek w tej sprawie zrobiono? Udało się uratować cmentarz Orląt Lwowskich. Byłem na wielu cmentarzach polskich i w polskich kościołach w Ukrainie. Tam nie ma mowy o uznaniu, że najpierw wydarzyła się rzeź wołyńska, a potem wycierano ślady polskości po 1945 roku. Ci, którzy nie wyjechali, zostali obywatelami Ukrainy. Zabytki polskie były niszczone. Skończył się okres radziecki i co się zmieniło? Było kilka gestów, nic więcej. A imperatyw prawdy? Już mało kto o nim słyszał. Tymczasem trzeba uczciwie ocenić własną przeszłość, bo tylko wtedy można budować przyszłość. Oby tak właśnie się stało. I dotyczy to każdego narodu, i każdego z nas..."

Tymczasem, jak pisze Rafał A. Ziemkiewicz (/Andrzej Duda do Zełeńskiego/: "Ty druha we mnie masz" Do Rzeczy 8.4.2023): (Zełenski) "Niby aktor z komedii, który mężem stanu został dziwnym zrządzeniem historii, ale nawet występując z pozycji słabego i potrzebującego, waży uważnie słowa i nie powie ani jednego takiego, które mogłoby mu zostać poczytane za złe przez bodaj drobną część własnego społeczeństwa. Zwłaszcza ani słowa o Wołyniu. Żeby było jasne: nie chodzi o jakieś rozdzierające gesty... czy przeprosiny. Chodzi o odblokowanie ekshumacji ofiar i w ogóle prac archeologicznych, dopuszczenie historyków do archiwów i zaprzestanie ich niszczenia, pod kątem ukrycia rozmiarów ludobójstwa i odpowiedzialności za nie OUN-UPA oraz pomniejszych organizacji ukraińskich nacjonalistów z II wojny światowej. Mimo całego wysiłku wojennego i całego żebractwa o broń, amunicję i wszelkie inne wsparcie, do którego zmuszony jest dziś przywódca Ukrainy, polityka wypierania historii, zapoczątkowana swego czasu przez Juszczenkę, jest przez niego konsekwentnie kontynuowana. A niby dlaczego i po co mieliby Ukraińcy od niej odstępować? Tak sami z siebie? Bo nikt przecież na nich w tej sprawie naciska. Kto miałby inny to robić, skoro nie robi tego Polska?"

Kilka dni temu rzecznik polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Łukasz Jasina, pytany o Wołyń fałszywie rozdziera szaty fałszywie mówiąc, aby uspokoić Polaków: "Ciągle brakuje prostego powiedzenia przez ukraińskich przywódców: "tak, nasz naród to zrobił".

Tymczasem co innego jednak zwykli Ukraińcy, a co innego rząd ukraiński. Od niego należy spodziewać się dużo więcej niż od - niestety - ciemnego, czy fanatycznie antypolskiego ludu. Jeśli Ukraina chce należeć do grona krajów demokratycznych i praworządnych, a tym bardziej chrześcijańskich (Ukraińcy i rząd przyznają się do chrześcijaństwa), jeśli chce budować PRAWDZIWĄ przyjaźń polsko-ukraińską, to rząd ukraiński nie ma prawa ignorować, minimalizować czy wręcz fałszować to tragiczne wydarzenie w najnowszych dziejach stosunków polsko-ukraińskich.

W tym roku będzie 80. rocznica tych krwawych wydarzeń na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej (Galicji Wschodniej). Z tą rzeczywistością będziemy mieli do czynienia. Od tego tematu nie uciekniemy. Nie uciekniemy w tym roku i nigdy, dopóki rząd ukraiński nie przeprosi Polskę i Polaków za to potworne ludobójstwo. Bo wręcz potworny był sposób w jaki zbałamucony przez banderowców motłoch ukraiński mordował Polaków, w tym kobiety, ciężarne kobiety, dzieci, starców i kaleki. Ta zbrodnia wręcz woła o pomstę do nieba.

Maciej Pieczyński w artykule "Ekshumacje albo śmierć" w Internetowym "Do Rzeczy" (4.4.2023) pisze w oparciu o wypowiedzi innych osób, w tym Ukraińców: "Wizyta Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie jest przedostatnią okazją, aby Ukraina zaprezentowała Polsce swoją dobrą wolę w kwestii polityki historycznej. Jeśli (co niestety bardzo prawdopodobne) nie dojdzie do przełomu, winny temu będzie Andrzej Duda, a nie jego ukraiński odpowiednik". Bowiem prezydent Andrzej Duda jest skrajnie proukraiński i taką prowadzi politykę. Do tego stopnia, że będą prezydentem Polski, a przez to mający obowiązki polskie i bycie sługą Polski i tylko Polski, publicznie nazwał siebie "sługą Ukrainy".

Natomiast korespondent agencji Ukrinform w Warszawie Jurij Banachewycz przyznaje, że Polska i Ukraina muszą rozwiązać problem trudnej przeszłości. "Rosyjska propaganda próbuje aktywnie wykorzystać tematykę tragedii wołyńskiej, aby skłócić albo przynajmniej pogorszyć klimat w relacjach między Kijowem a Warszawą. Nie można czekać na prowokacje związane ze zbliżającą się 80 rocznicą tragedii na Wołyniu. Trzeba spróbować sprowadzić ich ryzyko do minimum. Do tego potrzebne są kolejne kroki w stronę historycznego pojednania. Pozwolenia na przeprowadzenie ekshumacji polskich ofiar na Ukrainie, wspólne uczczenie ofiar tych tragicznych wydarzeń, czy utworzenie nowych miejsc pamięci mogą być takimi działaniami, które rozbroją arsenał propagandy rosyjskiej" - pisze Banachewycz.

Właściwie to nic dodać, nic ująć. Zaskakująco wręcz propolski w swej wymowie tekst ukraińskiego dziennikarza na temat relacji polsko-ukraińskich w aspekcie historycznym.

Maciej Pieczyński tak komentuje słowa Banachewycza: Chciałoby się, aby były one prorocze. Nie wydaje się jednak bardzo możliwe, aby podczas pierwszej po wybuchu wielkiej wojny wizyty Zełenskiego w Polsce doszło do przełomu. I to raczej nie dlatego, że nie chce tego Zełenski, tylko dlatego, że nie potrzebuje tego Duda i generalnie obóz władzy w Polsce. Ołeksij Arestowycz, również w wywiadzie dla "Do Rzeczy", mówił, że usłyszał ze strony wysoko postawionych przedstawicieli polskiego rządu nieoficjalne zapewnienia, iż Warszawa zapomni o Wołyniu w imię świetlanej przyszłości wzajemnych relacji".

I prawdę mówiąc, obecny rząd polski, chociaż deklaruje, że sprawa rzezi wołyńskiej nigdy nie będzie zapomniana w polityce rządu, wraz z prezydentem Dudą, który jest wyjątkowym ukrainofilem i za każdą cenę, będącą sprzeczną z polskim interesem narodowym (!) jest gotowy zawrzeć sojusz polsko-ukraiński czy unię polsko-ukraińską, będzie dążył do zamiecenia pod dywan sprawy Wołynia.

Potwierdzają to wypowiedzi dobrze poinformowanych osób, m.in. byłego ministra spraw zagranicznych, a obecnie europosła PiS Witolda Waszczykowskiego czy redaktora naczelnego dziennika "Rzeczpospolita" Bogusława Chraboty. Waszczykowski w rozmowie "wPolityce 4.4.2023" powiedział, nawiązując do oficjalnej wizyty w Polsce prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełeńskiego: "...Po oficjalnej wizycie oczekiwałbym oczywiście podjęcia kwestii wojennych, a dokładniej - naszej dalszej współpracy, pomocy. Przy tym jednak, po takiej bilateralnej wizycie, oczekuję odniesienia się do szerokiego spektrum spraw bilateralnych, które czasami stały na przeszkodzie naszej pełnej współpracy. Jest również pewne oczekiwanie, że prezydent da zielone światło do uregulowania tych kwestii, m.in. historycznych, dotyczących m.in. polskich miejsc pamięci na Ukrainie, takich jak cmentarze, kościoły oraz innych miejsc związanych z polską historią, bo to wymaga wreszcie odniesienia się".

Proszę zwrócić uwagę na pominięcie w tej wypowiedzi sprawy rzezi wołyńskiej. To jest właśnie to zamiatanie przez PiS tej sprawy pod dywan. A poza tym prezydent Zełeński wcale nie dał nawet zielonego światła do uregulowania kwestii polskich miejsc pamięci na Ukrainie, takich jak cmentarze, kościoły oraz innych miejsc związanych z polską historią. Bo polityka ukraińska na odwrót - dąży do likwidacji wszelkich polskich miejsc pamięci na Ukrainie!

Zaraz po wizycie prez. Zełeńskiego w Warszawie były premier polski Leszek Miller mówiąc w mediach o tej wizycie powiedział odnosząc się do sprawy rzezi wołyńskiej: "- Pomyślałem sobie, że to jest wspaniała okazja, żeby prezydent Zełenski przeprosił za tę zbrodnię, jakże okrutną, co więcej, zbrodnię, która nie ma żadnej kontynuacji w sensie że kości tych okrutnie pomordowanych leżą na polach pszenicy, w lasach i nawet nie ma zgody władz ukraińskich na (ich) ekshumację". Na pytanie: Czy gdyby był premierem, naciskałby na Ukrainę w tej sprawie?" - "Publicznie nie, z uwagi na kontekst wojenny, ale w rozmowach prywatnych owszem, zwracałbym się dosyć stanowczo, aby nie przemilczać tej kwestii. Przed tym się nie ucieknie".

Z kolei red. Chrabota tak sprawę zamiatania rzezi wołyńskiej przedstawił w swym artykule pt. "Zełenski w Warszawie. Ważne sprawy między sąsiadami" ("Rzeczpospolita" 5.4.2023): "...Cele strategiczne nie eliminują tysiąca spraw bieżących, o których także rozmawia się w Warszawie. To dostawy polskiego sprzętu wojskowego, kwestie tranzytu zboża i innych produktów rolnych oraz gwarancje dla polskich i ukraińskich firm. Zostają jeszcze sprawy statusu obywateli ukraińskich w Polsce i odłożony na jakiś czas temat polityki historycznej".

Czyli sprawa rzezi wołyńskiej i tym razem decyzją prezydenta i rządu polskiego nie miała być w ogóle poruszona przez władców obu państw.

Tymczasem w "Wydarzeniach" w polsatnews.pl (5.4.2023) wyraźnie powiedziano w niezależnym głosie: Aleksander Kwaśniewski powiedział, że "...na pewno dzisiaj nie można wracać do historii". W odpowiedzi na to wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski powiedział: "Mam inne zdanie, bo rozmawiam z rodzinami wołyńskimi, które mówią, że już wystarczająco długo ich wrażliwość i pamięć była odkładana na ołtarzu poprawności politycznej". A prowadząca program red. Dorota Gawryluk powiedziała: "...trudne tematy historyczne były poruszane. Wojna zepchnęła je na dalszy plan, ale dla przyszłości naszych relacji muszą być załatwione", bo bez tego nie będzie prawdziwego i szczerego pojednania polsko-ukraińskiego.

Rzecznik Kresowian ks. Isakowicz-Zaleski mówi o przemilczanej sprawie Wołynia w rozmowie na antenie Radia ZET: "Z przykrością muszę powiedzieć, że absolutnie nie wierzę, że rząd nie odpuści sprawy Wołynia. Dlatego, że od ośmiu lat, jeśli mówimy o obecnie ekipie rządzącej, nic nie zrobiono. W 2015 roku bomby nie spadały na Wołyń, więc można było spokojnie prowadzić ekshumacje, a tymczasem przez ostatnie lata zostały zaniechane wszystkie działania. Sądzę, że to, co zabolało rodziny, to fakt, że zarówno Andrzej Duda, jak i Wołodymyr Zełenski całkowicie to przemilczeli, a mieli prawo coś w tej kwestii powiedzieć. Prezydent osiem lat obiecywał, że coś uda się zrobić w tej sprawie. Zostały mu już tylko dwa lata, więc niech powie, że się tym nigdy nie zajmie. Premier też wie dobrze co się działo w sprawie Wołynia i kluczy w tej sprawie. W tej chwili temat jest przegrany, bo za życia ostatnich świadków nie będzie żadnych ekshumacji (Do Rzeczy 8.4.2023). - tłumaczył dalej ks. Isakowicz-Zaleski.

Niech więc polscy politycy, jeśli uważają się za polskich przestaną dużo na ten temat perorować i mydlić oczy Polakom, ale niech wreszcie ich słowa staną się czynem.

Tak samą wizytę prezydenta ukraińskiego w Warszawie podsumował znany publicysta Łukasz Warzecha: "Gdyby wizytę Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie obedrzeć z pięknego, pełnego może nawet nieudawanych emocji pustosłowia, zostałyby głównie niedopowiedzenia i znaki zapytania oraz żenująca próba zamiecenia pod dywan zbrodni wołyńskiej.
Oczekiwania wobec odwiedzin prezydenta Ukrainy można było mieć duże. Zwłaszcza że na tę wizytę musieliśmy czekać 13 miesięcy. Wołodymyr Zełenski znalazł w tym czasie sposobność, aby odwiedzić Waszyngton, Londyn, Brukselę i Paryż. W Polsce tylko bywał, traktując ją jako stację przesiadkową. Sprawiało to wrażenie coraz większego lekceważenia, ale miało przecież całkowicie racjonalne wyjaśnienie, a pan prezydent Zełenski jest rasowym pragmatykiem: we wszystkich odwiedzanych stolicach ukraiński lider miał konkretne rzeczy do załatwienia i konkretną pracę perswazyjną do wykonania. W Warszawie żadnej wykonywać nie musiał, bo stąd wszystko miał na pstryknięcie palcami.
Wizyta ukraińskiej głowy państwa miała miejsce w konkretnym wewnętrznym politycznym kontekście. Zaczęła się już kampania wyborcza, a z badań jasno wynika, że powiększa się grupa Polaków podchodzących do polskiej strategii pomocy Ukrainie ze względnym sceptycyzmem. Nie są to osoby oczekujące ustawienia się przez Polskę w pozycji drugich Węgier, ale coraz bardziej skłonne preferować większą wstrzemięźliwość właściwie we wszystkich kwestiach - (począwszy) od pomocy socjalnej dla uchodźców...".

A tak tę wizytę skomentował w proukraińskiej "Rzeczpospolitej" z 6 kwietnia 2023 roku redaktor polityczny tego opiniotwórczego dziennika Jerzy Haszczyński w artykule pt. "Putin do Hagi, a co z Wołyniem? pisze: "Podczas wystąpień Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie najtrudniejszy temat historyczny pojawił się w zakamuflowanej formie, nazwa "Wołyń" nie padła. Można powiedzieć, że gdy trwa wielka wojna na wschodzie, sprawy sporne między Polską a Ukrainą powinny przejść do poczekalni. Ale z drugiej strony to może właśnie czas wielkiej wojny z bestialstwem rosyjskich zbrodni na ukraińskich cywilach jest odpowiednim momentem do refleksji ukraińskich elit nad zbrodniami dokonywanymi przez ukraińskich nacjonalistów w czasie drugiej wojny światowej. To trudne i wymaga odwagi od przywódców, Wołodymyr Zełenski - bardzo odważny w innych kwestiach - jeszcze nie jest na tym etapie. Nie są na to najwyraźniej gotowe elity intelektualne Ukrainy, dla sporej części z nich odpowiedzialni za Wołyń są bohaterami, patriotami... To elity w Kijowie same powinny sobie uświadomić, że ten etap nie może trwać w nieskończoność. Ukraina ma trafić do Unii Europejskiej, wyznając europejskie wartości. Kluczenie w sprawie ludobójstwa na Wołyniu się wśród nich nie mieści. Trudno pogodzić odsyłanie Putina do Hagi z jednoczesnym wychwalaniem Bandery. Trudno domagać się nazywania zbombardowania przez Rosjan budynku pełnego ukraińskich cywilów ludobójstwem, jednocześnie zaprzeczając, że rzeź dziesiątek tysięcy polskich cywilów żadnym ludobójstwem nie była. Nie tylko w Ukrainie wymordowanie przez Rosjan w zeszłym roku w podkijowskiej Buczy kilkuset ludzi jest tym słowem określane. To jakie pasuje do Wołynia?"

Nie, Ukraińcy nie byli i nie są przyjaciółmi Polski i Polaków. A dzisiaj wykorzystują naiwność Polaków dla własnych celów. A jak wojna by się zakończyła ich sukcesem militarnym i politycznym, to skończą ze słodkimi słówkami pod adresem Polski i Polaków i będą nadal szkodzić Polsce i Polakom, gdzie tylko będą mogli. A wszystko dlatego, że nigdy nie rozliczyli się ze swej antypolskiej działalności od przeszło 150 lat i z ludobójstwa dokonanego na Polakach na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej w latach 1943-45 i że Polska stoi na przeszkodzie temu, aby to Ukraina była najważniejszym państwem we Wschodniej Europie (Ukraińcy mają bardzo, ale to bardzo wybujałe ambicje wielkomocarstwowe).

Szkoda, wielka szkoda, że mamy takiego sąsiada na naszej południowo-wschodniej granicy. Szkoda, że nigdy nie będziemy mogli powiedzieć "Polak-Ukrainiec dwa bratanki".

Marian Kałuski

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

27 Kwietnia 1956 roku
Urodziła się Eleni, polska piosenkarka pochodzenia greckiego


27 Kwietnia 1921 roku
Państwa zwycięskie w I wojnie światowej ustaliły wysokość reparacji wojennych na Niemcy.


Zobacz więcej